Opowieści z Caldarii cz25.

- Przestań. Nie musisz się tak drzeć, że prawdopodobnie słyszą cię aż w mieście! - syknął Joachim.
- Nie traktuj mnie więc jak idiotki, bracie! - ostrzegłam go z marsową miną. - Jeśli jeszcze raz to uczynisz, poznasz czym jest mój gniew. I nie ty zwyciężysz w tym starciu!
- Nie próbuj mi grozić! - warknął wściekły.
- Na razie to ja cię tylko ostrzegam! Gdybym ci groziła, leżałbyś na ziemi powalony przez mój miecz. - okręciłam się na pięcie i wyszłam z namiotu. Tuż za rogiem wpadłam na Draco.
- Co się stało? - zapytał troskliwie. - Dlaczego tak wrzeszczałaś?
- Najlepiej spytaj się o to mojego powalonego braciszka! - syknęłam, oswobadzając się z jego objęć i odchodząc na skraj obozowiska. Po dłuższej chwili dołączył tam do mnie mąż.
- Naprawdę musiałaś tak reagować? Grozić mu? - zapytał z lekkim wyrzutem w głosie.
- Bierzesz jego stronę?
- Staram się nie brać niczyjej, skarbie. Oboje macie rację, ale też oboje daliście się ponieść emocjom - odparł spokojnie
- Być może, lecz kiedy nas uratował, był pod wrażeniem tego co dokonałam, a teraz śmie twierdzić, że jestem niedoświadczona! - zirytowałam się.
- Wiem, że popełnił błąd i wiem, że cię to mocno zabolało, ale nie możesz się tak zachowywać. Powtarzam, ty mu groziłaś!
- Dobrze wiesz, że gdybym faktycznie mu groziła, to z tej rozmowy wyszedłby z pewnym uszczerbkiem na dumie, a może i na zdrowiu.
- Możesz już przestać? - warknął Draco wyraźnie zły. - Dobrze wiem na co cię stać, gdy się zdenerwujesz, ale to twój brat. Nie możesz zrobić sobie z niego wroga! Zachowuj się, bo możemy tego oboje srogo pożałować!
Spuściłam głowę zawstydzona słowami męża. Miał rację.
- Przepraszam. Poniosło mnie - mruknęłam.
- Słońce, to nie mnie winnaś przepraszać, lecz Joachima.
- Myślisz, że mi wybaczy?
- Spróbuj. Inaczej nigdy się nie przekonasz.
Joachim po krótkiej rozmowie sam mnie przeprosił.
Nazajutrz rano wjechaliśmy do miasta. Sztandary naszego ojca ściągnięto z masztów. Przy bramie i wzdłuż ulic prowadzących do zamku, ustawiła się elficka straż. Mieszkający w pobliskich domach ludzie, wylegli tłumnie przed swe domostwa, skąd oglądali nasz triumfalny przejazd. Niekiedy dolatywały do naszych uszu przekleństwa, lecz głównie ludzie jeno milczeli, spoglądając na nas.
Gdy dotarliśmy do zamku, na schodach prowadzących do niego, ujrzeliśmy króla, który wciąż w swej koronie dumnym wzrokiem patrzył na nas. Zatrzymaliśmy wierzchowce tuż przy schodach i zsiedliśmy z nich. Nasze metalowe buty zadźwięczały ostro na dziedzińcu w ciszy, jaka spowiła miasteczko. Joachim podszedł powoli do naszego ojca patrząc mu hardo w oczy. Wyciągnął rękę po koronę. Ten ściągnął ją szybko ze swej głowy, lecz nie oddał jej. Niemal widziałam, jak brat mruży gniewnie oczy.
- W liście, który mi przesłałeś, wyraźnie napisałeś, że poddajesz się wraz ze swymi poplecznikami, więc teraz bądź łaskaw oddać mi koronę... Ojcze. - ostatnie słowa brata ociekały jadem i wzgardą.
Ojciec zmierzył go wzrokiem i rzucił wspomniany przedmiot w jego kierunku. Joachim zgrabnie schwycił ją w dłoń. Drugą ręką dał znak swym ludziom, którzy natychmiast podbiegli do zdetronizowanego władcy i zakuli go w ciężkie kajdany i odprowadzili do pobliskiego więzienia. Wśród mieszkańców rozległ się szmer oburzenia.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 636 słów i 3473 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Vv

    Na dam koniec odezwał się we mnie sadysta i biorąc przykład z sztandaru Boltonów z Gry i tron mam ochotę go oskorowac ☺

    13 mar 2016

  • Kuri

    Ok, masz ochrzan, bo krótki rozdział :P I... Poddał się, a on zakuwa go w kajdany? I do więzienia? Nie powinien wymusić na nim, żeby dożywotnio zrzekł się korony i gdzieś go wysłać w pizdu?

    13 mar 2016

  • elenawest

    @Kuri nie, czeka go troche inna kara :-) tak wiem, rozdzial krotki, ale kolejny jest dluzszy ;-)

    13 mar 2016