Gdy byłam w klasie maturalnej, dostąpiłam do takiego zaszczytu, by moją klasę prowadził wybitny historyk – pan profesor Józef. Dość szybko poznał się na mojej pasji historycznej i zaproponował mi bym poszła na studia historyczne. Wkrótce zaproponował mi również, bym przychodziła do niego na korepetycje, twierdząc, że chce się podzielić ze mną swą wiedzą, a dostrzegając mój – jak to określił niebywale wyjątkowy talent – poprowadzi te indywidualne zajęcia zupełnie za darmo…
Od początku mi imponował. Dlatego nie mogłam uwierzyć w tak wielkie szczęście. Z nieukrywaną radością przyjęłam jego ofertę. Tym bardziej, że imponował mi nie tylko jako belfer… lecz także jako mężczyzna… to zapewne dlatego, na zajęcia z nim przychodziłam ubrana nie jak uczennica, lecz jak młoda damulka – elegantka. Zawsze szpilki… spódniczki… pończoszki…
Zabujałam się w nim. Ewidentnie zabujałam. Toteż, gdy prawił mi komplementy, byłam w siódmym niebie. Gdy kładł mi dłoń na kolanie, drżałam z podniecenia nie spodziewając się takiego jego zachowania, zaskoczył mnie tym niesłychanie! Ale… byłam wtedy najszczęśliwszą niewiastą na świecie. Odwdzięczałam się pochwałami:
- Tak mi miło przy panu… panie profesorze… - prawiłam, spuszczając wzrok, jednak licząc, że pan Józef będzie wobec mnie jeszcze milszy...
- Jesteś piękna, moja panienko, jak cudny, rozwinięty kwiatuszek… - gładził mój policzek, jednocześnie, bardzo powoli, lecz dość pewnie, przesuwając dłoń z kolana na udo… Na udo w różowej pończoszce.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.