Wparowałam jak oparzona do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, przekręciłam klucz i dwa razy sprawdziłam, czy na pewno są zamknięte. Nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. Wiedziałam, że Piotrek jest młody i głupi, ale nie spodziewałam się po nim takiego chamstwa. Jak się okazało, nie powinnam także czuć się przy nim bezpieczna jako kobieta.
Rozmowa Piotrka z kolegą o moich cyckach i zapewnienie, że weźmie mnie czy będę tego chciała, czy też nie przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Dotarło do mnie, że koledzy Piotrka chodzą do szkoły mojej mamy. Zapewne pochwalił się, że córka dyrektorki daje mu korepetycje i pewnie to, co robi przy okazji, też im powiedział. Czułam, że robię się czerwona. Nie wiedziałam co w tej sytuacji zrobić. Rozważałam telefon do Baranowskiej, ale szybko porzuciłam ten pomysł. To byłoby dziecinne.
- Sama jestem sobie winna, na zbyt wiele mu pozwoliłam — powiedziałam do siebie. Zaczęłam żałować, że przyjęłam tę pracę. Zrobiłam to dla swojej siostry. Gdybym musiała drugi raz wybierać, zapewne zrobiłabym to samo. Zdrowie Marysi miało swoją cenę.
Postanowiłam całkowicie zmienić podejście do Piotrka. Po przemyśleniu wszystkiego doszłam do wniosku, że jedynym wyjściem z sytuacji jest Sylwia. Młody bał się matki, a ona miała w tym domu większą władzę niż Tomasz. Koniec ze spełnianiem jego zachcianek, rozbieraniem się przed nim i pokazywaniem mu swoich walorów! Jeśli nie będzie chciał się uczyć, trzeba będzie porozmawiać z jego matką. Może przynajmniej jak będę go miała na dystans, to przestanie mnie podniecać jego bliskość i zapach. Zrobiło mi się smutno na myśl o tym, że to stracę. Z drugiej strony lepiej nie wiedzieć jak to jest być zgwałconą i mieć traumę do końca życia. Nie wierzyłam, że byłby do tego zdolny, ale jak przypomniałam sobie, jak nieraz na mnie patrzył, to zaczynałam mięć wątpliwości.
Wiedziałam, że nie zasnę tak łatwo. Było już po jedenastej i postanowiłam się przejść po ogrodzie. Przy okazji chciałam się upewnić, czy na pewno wszystko jest w porządku. Zastanawiałam się, czy nie robię błędu i nie stworze Piotrkowi okazji do tego, by mnie dopaść. Stwierdziłam, że chyba zaczynam popadać w paranoje. Nie był aż tak głupi, by się do mnie siłą dobierać, kiedy pod nosem jest jego brat.
Wieczory były chłodne, a ja cały czas miałam na sobie moją różową sukienkę. Wiedziałam, że w niej zmarznę. Przebrałam się. Założyłam jeansy, podkoszulek i polar. Zmieniłam także stanik. W tym różowym czułam się trochę jak panienka lekkich obyczajów. Czarny był dużo lepszy.
Pełnia księżyca, poza wschodem i zachodem słońca była jednym z najpiękniejszych zjawisk, jakie można zobaczyć. Podziwiałam go, siedząc przy stole ogrodowym.
Usłyszałam w przybudówce koło domu jakiś szmer. Przestraszyłam się. Wyglądało, jakby ktoś tam był. Nie wiedziałam co robić. Siedziałam jak sparaliżowana. Po chwili usłyszałam mruczenie kota. Wyglądało jakby ten sierściuch, który ostatnio wpędził mnie w kłopoty, znowu narozrabiał. Tym razem chyba jemu coś się stało. Zrobiło mi się żal zwierzaka. Miauczał jakby, ktoś ciągnął go za ogon.
Podeszłam do drzwi i ze zdziwieniem stwierdziłam, że są otwarte. Baranowski nie podawał mi kodu do alarmu ani nie mówił nic o tym budynku. Miałam nadzieje, że nie ma tam systemu zabezpieczeń. W końcu trzymali tam chyba tylko kosiarkę. W środku było ciemno. Słyszałam kota, ale nie byłam w stanie go zobaczyć i mu pomóc. Wróciłam do domu. Zabrałam latarkę. Moją uwagę zwróciło małe czerwone światełko nad drzwiami do tego obiektu. Nie wiedziałam, czy paliło się wcześniej. Być może był to alarm, ale liczyłam, że obejdzie się bez wizyty ochrony.
Uzbrojona w światło weszłam do środka. Było tam więcej sprzętów niż tylko kosiarka i przede wszystkim wszystko było nieuporządkowane i porozrzucane. Dostrzegłam kota. Jego ogon był przygnieciony jakimś pudełkiem. Nie wyglądało jakoś strasznie, ale kiedy je podniosłam, okazało się, że krzyki kota były jak najbardziej uzasadnione.
Sierściuch wybiegł z pomieszczenia. Rozglądnęłam się po nim, święcąc latarka i uznałam, że nic tam po mnie. Zgasiłam ją i skierowałam się do wyjścia. Kiedy tylko przekroczyłam próg, poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię. Okazało się, że z drugiej strony drzwi również ktoś był. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a już leżałam na ziemi. Nie wiedziałam, ilu ich było, ale szybko wykręcili mi ręce i położyli na brzuch. Poczułam zimny metal i usłyszałam dźwięk kajdanek zatrzaskiwanych na moich dłoniach. Od razu przypomniały mi się słowa Sylwii o tym, że „wyrwie mężowi nogi z dupy, jeśli ochrona powali mnie na ziemię i skuje”. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Baranowscy tłumaczyli, że z ochroną nie da się niczego załatwić, trzeba wykonywać polecenia. Poczekałam, aż mnie skują i podniosą z zimnej trawy.
- Ja tu pracuje — powiedziałam.
- O kuźwa dziewczyna — powiedział chłopak w moim wieku. Obok niego stał dużo starszy od niego mężczyzna. O ile młodszy wyglądał całkiem, całkiem, to starszy przypominał typowego zakapiora, jakich widywałam na bramkach w klubach.
Jeszcze dziś po południu wizja, że ochroniarze rzuca mnie na ziemię i skują, podnieciła mnie lekko. Teraz nie było tak różowo.
- Baranowscy nie wspominali o nowej pomocy domowej. A nawet jeśli, to czego tam szukałaś po nocy? - zapytał starszy. Miałam wrażenie, że już uznał mnie za złodziejkę i wydał wyrok. Wiedziałam, że sprawa nie będzie taka prosta jak mi się wydawało. Młodszy wziął mnie pod ramię i posadził na krześle, przy którym chwile wcześniej siedziałam i podziwiałam księżyc.
- Nie jestem pomocą domową tylko korepetytorką synów Baranowskich. Oni wyjechali na trzy dni do Warszawy i poprosili mnie, żebym się zajęła Piotrkiem i Pawłem. Baranowski miał do was zadzwonić i zgłosić, że będę przebywała u niego w domu, ale zapomniał.
Liczyłam, że te wyjaśnienia, rozwieją wszelkie wątpliwości. Ochroniarze spojrzeli po sobie. Księżyc naprawdę mocno świecił i twarze były widoczne. Poza tym włączyła się jedna z fotokomórek na podjeździe.
- Wygląda, że mówi prawdę, ale powinniśmy chyba zadzwonić do Baranowskiego — powiedział młodszy.
- Co ty młody wczoraj się urodziłeś? Jest prawie północ, nie będziemy go budzić. Po drugie, to, że najął ją do uczenia dzieciaków, to jeszcze nie tłumaczy, dlaczego szperała po garażu. Mało to razy takie opiekunki, nianie i inne zgarnialiśmy na kradzieżach?
Czułam, że tego starego nie będzie łatwo przekonać. Telefon do Baranowskiego byłby najlepszym rozwiązaniem.
- No to w takim razie ja nie wiem, co teraz zrobimy. Może zapytajmy synów Baranowskiego czy ją znają? - zaproponował młody. To był bardzo dobry pomysł. Chłopaki potwierdziliby, kim jestem.
- Zapytamy, ale niech panienka wytłumaczy, co robiła w tym garażu — powiedział stary i pochylił się nade mną. Nie było to miłe. Czułam się jak na przesłuchaniu. Opowiedziałam o kocie.
- No i gdzie jest ten kot?
- Uciekł — powiedziałam i sama zdałam sobie sprawę, że nie brzmi to wiarygodnie. Poprosiłam, żeby zdjęli mi kajdanki, ale zignorowali moją prośbę.
- Dla mnie to sprawa jest taka, że trzeba sprawdzić, czy czegoś nie wyniosła z tego garażu. U nas na bazie nie ma żadnej kobiety, która by ją przeszukała, a u chłopaków na policji też nie, bo w nocy nie obstawiają patroli kobietami. Trzeba wezwać radiowóz, dziewczyna prześpi się na dołku, rano ją sprawdzą, przeszukają i tyle — zaproponował stary.
- Pan sobie jaja robi? - zapytałam wściekła. Nie wierzyłam, że mogę trafić na całą noc do aresztu pod zarzutem kradzieży. Chciałam tylko pomóc kotu. To wszystko zaczynało przypominać jakiś absurd.
- Nie no Władek, to co zaproponowałeś, to jest ostateczność. Ja idę do auta po detektor. Ty idź, zadzwoń na dzwonek po tych chłopaków — zaproponował młody. Nie miałam pojęcia, co to jest detektor, ale czułam, że chłopak nie jest tak głupi, jak jego starszy kolega.
- No i co zostawię ją tutaj?- zapytał stary, patrząc na mnie.
- No przecież nie zwieje w kajdankach — powiedział młody z bezradnością w głowie wobec problemów swojego starszego kolegi.
Starszy poszedł zadzwonić na dzwonek. Obserwowałam czy w pokoju Pawła zaświeci się światło. Młodszy przyszedł z urządzeniem, jakie widywałam na lotnisku.
- Wstań — powiedział, po czym sprawdził, czy nie mam w nogawkach spodni i polarze czegoś.
- Jest czysta — powiedział do starszego kolegi.
- Wiesz dobrze, że nie tylko rzeczy z metalu kradną — powiedział stary i po raz kolejny zadzwonił na dzwonek.
Dopiero po jakimś czasie w drzwiach pojawili się chłopcy. Zapewne, zanim otworzyli, szukali mnie, by się upewnić, czy mogą to zrobić. Piotrek, kiedy zobaczył, jak siedzę na krześle ogrodowym w kajdankach, zaczął się śmiać. Twarz Pawła z kolei przybrała dziwny wyraz. Nigdy go takiego nie widziałam. Nie wiedziałam, czy mam się martwić, bo nie wyglądał najlepiej.
- Znacie ją? - zapytał starszy ochroniarz.
- Pierwszy raz na oczy ją widzę — powiedział Piotrek z głupim uśmieszkiem. Czułam, że jak tylko mnie rozkują, to go zabije!
- Przestań się zgrywać i powiedz, kim jestem. Paweł, ty to zrób!- krzyknęłam.
Paweł stał jak wryty w ziemię. Nie ruszał się, tylko wlepiał we mnie wzrok. Przywodził na myśl obłąkanego. Piotrek śmiał się z całej sytuacji.
- Słuchajcie chłopaki, to nie czas na żarty. Ta pani weszła do waszej przybudówki, rzekomo pomóc kotu. Włączył się alarm. Kiedy przyjechaliśmy, chodziła wewnątrz z latarką. Obezwładniliśmy ją i skuliśmy jak potencjalną złodziejkę. Teraz trzeba potwierdzić czy naprawdę nią jest, czy mówi prawdę o tym, że jest waszą korepetytorką. Jeśli nie potwierdzicie jej tożsamości, dziewczyna trafi do aresztu — powiedział rzeczowo młodszy.
- Paweł co z tobą? Twój brat jest głupi, ale ty nie, więc powiedz, kim jestem! - wykrzyczałam.
Chłopak nadal stał zamurowany. Wyglądał, jakby się czegoś bał. Zobaczyłam, że to, co powiedziałam o Piotrku, nie spodobało mu się. To był jeden z moich większych błędów.
- Dobra, znamy ją, ale starzy płacą jej za korki z niemieckiego i za pilnowanie nas, a nie za chodzenie i szperanie. Pracuje u nas dopiero dwa tygodnie i cholera wie, czego tam szukała. Ojciec trzyma tam różne rzeczy — powiedział Piotrek.-Wezwijcie jakąś laskę, niech ją sprawdzi, podobno tak się robi — zaproponował młody gnojek.
- No właśnie z tym jest problem. Skoro tak sobie życzysz i boisz się, że coś ukradła, to bierzemy ja na komisariat, posiedzi, skuta całą noc, a rano policjantka rozbierze ja do takiej samej postaci, w jakiej pojawiła się na tym świecie — powiedział rzeczowo zakapior.
- Paweł do kurwy nędzy co z tobą! - krzyknęłam zrozpaczona i przerażona. Wizja nocy spędzonej w kajdankach na komendzie przerażała mnie. Zachowanie Pawła przerażało chyba jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, co mu jest. Może trzeba było wezwać do niego pogotowie. Ja byłam za niego odpowiedzialna, a tymczasem, zamiast mu pomóc, miałam jechać przez własną głupotę na komisariat.
- Nie drzyj się paniusiu — krzyknął do mnie starszy.
- Nie no z tym komisariatem to będzie przypał. Stary nas zabije, lubi ją — powiedział Piotrek.
- Musimy mieć pewność, że nic nie ukradła — powiedział młodszy.
- Dobra, mam dla was propozycje. Każdy powinien być zadowolony — powiedział zakapior. - Panienka sama udowodni, że nic nie zwinęła. Pójdziemy do domu i komisyjnie, we czwórkę ją rozbierzemy i przeszukamy.
Ona nie trafi na dołek, a my sobie popatrzymy. Panienka się zgadza?
Cała czwórka wlepiła we mnie wzrok. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Z jednej strony wstyd na policji. U nas na komisariacie pracują sami lokalni policjanci i wieść o zatrzymaniu córki dyrektorki szkoły za kradzież rozeszłaby się lotem błyskawicy. Z drugiej miałam się rozebrać przed czterema facetami. Jaka miałam pewność, że potem mnie zbiorowo nie zgwałcą?
- Czekamy na decyzje — pospieszył mnie starszy ochroniarz. Na jego twarzy zaczynał rysować się uśmieszek. Pewnie już wyobrażał sobie, co mam pod polarem.
- Jaką mam gwarancje, że nic mi nie zrobicie?
- Nasze słowo — powiedział ochroniarz.
- Nie no Władek, to jest wbrew procedurom, poza tym wyjebią nas z roboty za takie coś! - powiedział młodszy ochroniarz. W pewnym sensie chciał bronić mojej godności, ale z drugiej przybliżał mnie do wizyty na dołku.
- Młody, nie panikuj. Nikt się nie dowie. Nie sądzę, żeby chłopcy nas podkablowali, a panience nikt nie uwierzy! - powiedział zakapior.
- No ja ją tam już nago widziałem, ale nie szkodzi popatrzyć jeszcze raz — powiedział Piotrek.
Czułam, że gdybym nie była skuta, to rozwalałabym właśnie jego łeb o krawężnik.
- No to ciekawe te korepetycje! Pewnie z przystosowania do życia w rodzinie — zaśmiał się zakapior. Wraz z nim roześmiali się pozostali oprócz Pawła, który wyglądał coraz gorzej. Był nieobecny, przestraszony i czerwony jak burak. Nie wiedziałam, co mu jest. Czułam, że coś złego się z nim dzieje. Właśnie ze względu na to, by się uwolnić, i jak najszybciej mu pomóc gotowa byłam zgodzić się na to przeszukanie przez facetów.
- Dobra, bo nie będziemy tu stali cała noc. Panienka się zgadza, czy jedziemy na psy? - zapytał starszy ochroniarz.
- Zgadzam się — powiedziałam.
Od razu podszedł do mnie i podniósł mnie z krzesła. Poprowadzili mnie do domu.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
izabela
Ciekawie się to wszystko rozwija
eksperymentujacy
Najlepszy prezent na weekend:
9 nowych opowiadań Rafaello !