Korepetytorka 1

Korepetytorka 1Choć ani ja, ani moja mama nie byłyśmy pielęgniarkami, życie zmusiło nas, by nauczyć się robić zastrzyki. Co prawda do podawania insuliny nie trzeba wielkich kwalifikacji i tysiące opiekunów cukrzyków robią to sami. Chwilę po tym jak zaaplikowałam kolejną dawkę tego lekarstwa mojej siostrze, ta zasnęła. Była zmęczona po całym dniu. Siedziałam przy jej łóżku i patrzyłam na nią. To głupie, ale miałam wyrzuty sumienia. Wydawało mi się, że poświęcałam jej za mało czasu. Sześć lat temu wykryto u niej jedną z najgorszych odmian cukrzycy. Poziom cukru skakał jak oszalały. Mama musiała mierzyć go i stabilizować kilkanaście razy na dobę.  
W tym czasie ja byłam zajęta maturą i wybieraniem studiów. Nie pomagałam mamie, a przynajmniej nie tak bardzo jakbym tego chciała. Mama wiedziała, że muszę zdać maturę i dostać się na studia. To była przepustka na świat. Jako dyrektorka szkoły podstawowej w naszej wiosce od zawsze dbała o naszą edukację. Musiałyśmy sobie radzić, kiedy kilka lat wcześniej ojciec od nas odszedł. Dopiero teraz, kiedy skończyłam studia i wróciłam do rodzinnego domu, dostrzegłam, ile pracy i wysiłku kosztowała mamę opieka nad Marysią. W ostatnim czasie choroba znów się zaostrzyła.
Widząc, że Marysia śpi już w najlepsze, zeszłam na podwórko, by pomóc mamie w obieraniu czereśni. Miałyśmy duży sad. Był koniec czerwca. Sezon na te owoce powoli się zaczynał.
- Marysia śpi?
- Tak zasnęła. Dałam jej kolejną dawkę insuliny.
Mama kiwnęła głową i objęła ręką ogromną kiść czerwonych owoców, które po chwili wylądowały w wiadrze tego samego koloru.
- Jeśli tak dalej pójdzie Edytko, to nie wiem jak sobie damy rade. Spadki cukru są coraz częstsze. Boję się, że któregoś dnia nie zdążę w porę go ustabilizować i Marysia zapadnie w śpiączkę.
- Wiem mamo — powiedziałam smutnym głosem. To, co powiedziała moja rodzicielka, nie było dla mnie niczym nowym. Doskonale zdawałam sobie sprawę z zagrożenia, jakie każdego dnia czyha na moją siostrę.
- Lekarz nalega na to, by kupić jej tę nowoczesną pompę, która sama stabilizuje poziom cukru.  
- No tak mówiłaś. Ile to kosztuje?
- Szkoda nawet mówić. Nie wiem, ile musiałabym pracować na taki wydatek.
- A może zrobimy zrzutkę w internecie? Są takie specjalne portale...
- Edytko, nie tłumacz mi, wiem doskonale, o czym mówisz. Mimo wszystko nadążam jeszcze za rozwojem internetu. Zrobiłam nawet taką zbiórkę, ale po kilku miesiącach uzbierałam tylko pięć tysięcy, czyli dziesięć procent całej sumy.
Nie wiedząc co powiedzieć, oberwałam całą gałąź owoców. Wiadro napełniało się w błyskawicznym tempie.
Zastanawiałam się jak zebrać pozostałą kwotę. Moja mama w tym czasie poszła do domu po kolejne naczynie na nasze czereśnie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk czarnego BMW X7, które zajechało na nasze podwórko. Nie miałam pojęcia, kto mógł przyjechać do nas takim drogim samochodem. Nie mieliśmy znajomych, których byłoby stać na zakup takiego auta. Po chwili wysiadł z niego mężczyzna. Miał około czterdziestu lat. Był przystojny. Miał na sobie elegancki garnitur. Rozejrzał się po podwórku, po czym zauważył mnie, kiedy schodziłam z drabiny. Uśmiechnął się i zaczął podążać w moją stronę.
Mężczyzna nie wyglądał na akwizytora, ani przedstawiciela elektrowni. Przyszło mi do głowy, że jest jakimś znajomym mamy. Może nawet kochankiem. Moja mama nadal była bardzo atrakcyjną kobietą. To było bardzo możliwe. Kiedy ja skupiałam się na studiach, ona mogła spokojnie wdać się w jakiś romans, który mógłby ją odciągnąć od problemów. Facet był tak przystojny, że bez problemu mógłby ją uwieść. Mnie samej także bardzo się podobał.  
- Dzień dobry. Pięknie wygadasz w tej sukience — powiedział, czym całkowicie mnie zaskoczył.
- Dziękuje — odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy powinnam zapytać go, kim jest, czy podjąć rozmowę w jakimś innym neutralnym temacie jak pogoda. Na szczęście zauważyłam, że moja mama podąża już w naszą stronę z kolejnym wiadrem. Kiedy zobaczyła tajemniczego, przynajmniej dla mnie mężczyznę na jej twarzy zagościł czarujący uśmiech. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że moje przypuszczenia są na rzeczy.
- Witam pani Anno!- powiedział, po czym pocałował mamę w rękę. Kompletnie nie wiedziałam, co tutaj jest grane. Przecież nie mówiłby do niej tak oficjalnie gdyby byli ze sobą.
- Ma pani piękną córkę — powiedział, po czym przeszył mnie bardzo miłym i ciepłym spojrzeniem.
- Dziękuje — powiedziała moja mama i zaprosiła ruchem ręki tajemniczego gościa do stołu ogrodowego.
- Pani Aniu niestety nie tym razem. Czas nagli. Czy rozmawiała pani z córką o mojej propozycji? Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie robi znakomite i jestem przekonany, że misja, jaką zamierzamy z Sylwią jej powierzyć, na pewno się uda.
Wytrzeszczyłam oczy na moją mamę, nie wiedząc, o co chodzi. Okazało się, że ten przystojniak przyjechał do nas z mojego powodu, a ja nawet nie miałam bladego pojęcia, kim jest. Przez chwile przeszło mi przez myśl, że mama chce, bym została jego żoną, i wzorem naszych dziadków załatwia się to wszystko bez mojego udziału. Zauważyłam obrączkę na jego palcu. Tajemnicza Sylwia była pewnie jego żoną więc ta teoria była bezsensowna. Miałam tylko nadzieje, że jego żona nie jest bezpłodna, a ja nie jestem kandydatką na su rogatkę.
- Nie zdążyłam porozmawiać z Edytką. Przyjechała dopiero dwa dni temu i miałyśmy sporo pracy. Poza tym Marysia, sam pan wie....
- Rozumiem, pani Aniu nic się nie stało. Proponuje, by na spokojnie zapoznała pani córkę z moją ofertą i przysłała ją do nas jutro o piętnastej. Czy tak może być?
-Dobrze. Tak zróbmy — odpowiedziała mama, po czym oboje zaczęli się śmiać, ciesząc się, że dogadali interes. Czułam się jak bohaterka jakiegoś reality show, albo ukrytej kamery. Moja mama umówiła mnie z nim na spotkanie i nawet nie zapytała mnie o zdanie.
Mężczyzna oddalił się, wsiadł do swojej wypasionej fury i odjechał. Stałam jak wryta, z wymownym spojrzeniem wlepionym w moją rodzicielkę czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Ach głupio wyszło — powiedziała mama, patrząc na mnie. - Zapomniałam ci powiedzieć, potem nie było czasu.
Nie chciałam jej przerywać. Pragnęłam jak najszybciej dowiedzieć się, kim jest ten facet i co tu się przed chwilą wydarzyło.
Usiadłyśmy przy stole. Mama miała bardzo ciekawą minę. Z jednej strony chciało się jej śmiać z mojego skonsternowania, ale z drugiej na pewno widziała moje lekkie zdenerwowanie tym, że coś się robi za moimi plecami. Wiedziała, że nie lubię tego.
- To był Tomasz Baranowski, potentat na rynku przetwórstwa spożywczego. Jakieś dwa lata temu kupił u nas działkę i wybudował ogromną rezydencję. Znudziło mu się życie w mieście, a pieniędzy ma tyle, że stać go na wszystko. Poza tym udziela się społecznie. Zafundował dzieciom z mojej szkoły kolonie nad morzem. Jego żona jest psychologiem i pracuje u nas. Nie wiem, po co to robi, bo pieniędzy mają w bród, ale widocznie chce się realizować.
- No świetnie, ale nie rozumiem w dalszym ciągu, o co chodzi? - powiedziałam do mamy.
- Kiedyś podczas rozmowy z jego żoną powiedziałam, że moja córka Edyta studiuje w Krakowie germanistykę. Wtedy ona zaproponowała, żebyś w trakcie wakacji nauczyła niemieckiego ich dzieci. To są bliźniaki, mają po szesnaście lat. Nie znam ich, bo nigdy nie chodzili do mojej szkoły. Rodzice posłali ich do prywatnej, sama rozumiesz. Tam jednak nigdy nie uczyli się niemieckiego, a okazuje się, że pod koniec wakacji będzie im bardzo potrzebny.
To, co powiedziała mama, zaczynało rozjaśniać mi trochę obraz sytuacji i zaczynało nawet robić się ciekawie. Miałam już na końcu języka kilka drobnych pytań, ale nie chciałam przerywać mamie. Dobrze jej szło opowiadanie, poza tym wiedziałam, że nie lubi kiedy jej przerywam.
- Baranowski stworzył swoją firmę od zera, ale nigdy by do tego co ma, nie doszedł, gdyby nie jego ciotka. To rodowita Niemka, bardzo zakochana w swoim kraju. Kilka lat temu dała mu ogromną kwotę, którą on pomnaża do dnia dzisiejszego. Gdyby nie ona...
- Mamo, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego?  
- Posłuchaj. Oni jadą do tej Niemki we wrześniu. Baranowski chce, żeby dzieciaki umiały się do niej odezwać w jej rodowitym języku. Ona podobno nie ma nikogo poza nimi, i Baranowski pewnie liczy na spadek. Jego żona szukała jakiejś dobrej korepetytorki od niemieckiego. Powiedziałam, że na dniach kończysz studia i mogłabyś nauczyć tych chłopców choć trochę się porozumieć.
W końcu zrozumiałam całość sytuacji. Propozycja wydawała mi się genialna, zwłaszcza że w moim zawodzie ciężko z pracą.
- Wiesz kochanie, mogłabyś zarobić nawet na nową pompę dla Marysi — powiedziała mama, patrząc na mnie ze łzami w oczach.
Wiedziałam już, że muszę dostać te prace. Nie miałam pojęcia, kim są moi przyszli uczniowie, ale czułam intuicyjnie, że początek mojej kariery zawodowej zapowiada się ciekawie. Tajemniczy przystojniak ma co prawda żonę, ale fakt, że będę mogła na niego częściej popatrzeć tylko mnie zmotywował.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Cukrzyk

    Nie widziałem pompy insulinowej za 50 tyś. 2 są dwie odmiany cukrzycy. 3 insuline podaje się przy wysokim poziomie cukru przy niskim słodkie

    28 maj 2021

  • Użytkownik Es

    Więcej!

    7 kwi 2021