Rozdział 20
Do szkoły wróciła w poniedziałek, a jej pierwszy dzień po kolejnych wagarach mijał zwyczajowo aż do końca trzecich zajęć lekcyjnych. To właśnie wtedy Pan Jankowski, nauczyciel fizyki, zawołał ją na chwilę i poprosił o przyjście do niego po zajęciach. Trochę ją to zdenerwowało, ale nie mając wielkiego wyboru, po zakończeniu ostatniej lekcji zamiast wrócić do domu udała się w stronę jego gabinetu i zapukała do niego o ustalonej godzinie. W odpowiedzi usłyszała jego głos proszący ją o wejście do pomieszczenia.
- No Pani Marto, zapraszam do środka, proszę usiąść - wskazał na krzesło.
- Chciał Pan żebym przyszła - odpowiedziała cichutko, chcąc wyjść na pokorną.
- Tak, chciałem żeby Pani przyszła. Chociaż myślę, że to Pani powinno bardziej zależeć na rozwiązaniu tego problemu - mówił do niej pouczającym tonem.
- Co Pan ma na myśli? - podniosła na niego oczy.
Był facetem po czterdziestce. Nosił okulary i miał lekki zarost. Z twarzy był nawet przystojny, choć z racji wieku mógłby już spodobać się bardziej jej matce niż jej samej.
- Pani Marto, nie będę owijał w bawełnę. Opuściła Pani ponad połowę zajęć z mojego przedmiotu, a to mimo mojej dobrej woli zmusza mnie do automatycznego wystawienia oceny niedostatecznej i oblania Pani.
- Ale proszę Pana! Ja nie mogę oblać! - podniosła głos.
- Rozumiem, rozumiem. Wiem, że to Pani ostatni rok szkoły średniej. Czeka na Panią dorosłe życie, być może studia. Rozumiem i to szanuję. Niestety, nie ja ustalam reguły i musi Pani zrozumieć, że na tak złą frekwencję zapracowała Pani przez cały dotychczasowy i poprzedni rok - wyjaśnił.
- Ja wiem to wszystko, ale Pan musi zrozumieć. Miałam dużo na głowie na głowie, nie tylko szkołę, wiele się działo w moim życiu i... - tłumaczyła błagalnym głosem, aż nagle podniósł dłoń i jej przerwał
- Zdaję sobie sprawę, pewne… hmm, doniesienia dotarły nawet do mnie. Dlatego rozumiem Pani sytuację i chciałbym do Pani wyciągnąć do Pani pomocną dłoń.
- Co Pan ma na myśli? - czuła, że jej oczy lekko już łzawiły.
- Dam Pani kilka dodatkowych zadań domowych dotyczącego materiału, który niestety został przez Panią niedostatecznie przepracowany. Proszę odręcznie rozwiązać te zadania i przynieść je do mnie do piątku. Podejmiemy wtedy wspólnie decyzję co do Pani najbliższej przyszłości.
Kiwnęła głową i odebrała od niego spory stos papierów, po czym ją odprawił i opuściła jego gabinet. Nie była w stanie uwierzyć, że mogłaby oblać rok i musieć kiblować. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy, by do tego nie dopuścić. Niestety była kiepska nie tylko z fizyki, ale także z matematyki. Niewątpliwie potrzebowała pomocy z tymi zadaniami, zwłaszcza że tylko pobieżne ich przejrzenie uświadomiło ją w wiedzy jak duże miała braki. Postanowiła poprosić o pomoc Agnieszkę, w końcu ona zawsze była szkolnym asem.Zadzwoniła do niej jeszcze w czasie powrotu do domu.
- Musisz mi pomóc, Aga! Jankowski chce mnie oblać! - wydarła się do telefonu, gdy tylko odebrała połączenie.
- Co? No tak, przecież Ci mówiłam, że już się wygrażał. Powinnaś była wtedy już coś a tym zrobić.
- Słuchaj, dał mi jakieś zadania. Jest tego dużo, ale Ty to ogarniasz i jak mi pomożesz to na pewno się odpierdoli - stwierdziła Marta.
- Martuś, ja bym chciała, naprawdę. Nie zdążyłam Ci jeszcze powiedzieć, ale starzy zorganizowali dla mnie w nagrodę wycieczkę w Alpy. Wyjeżdżamy za 3 godziny, a ja się będę dopiero pakować.
- Nie możesz mnie tak zostawić! Co mam niby zrobić? - oburzyła się.
- Przykro mi, nie dam rady Ci pomóc. Może ktoś inny.
- Niby kto? Oprócz Ciebie nie ma nikogo kto to potrafi!
- Ja… ja wiem… pozwól mi pomyśleć - poprosiła i na chwilę ucichła - Wiesz co, mam pomysł. Raczej Ci się to nie spodoba, ale jest ktoś kto mógłby Ci pomóc.
- Niby kto taki? - krzyknęła tak głośno, że aż spojrzała na nią jakaś sprzedająca warzywa stara baba, którą mijała.
- Twój eks by dał radę. Romek miał zawsze super oceny, raz nawtet był ze mną na konkursie ze ścisłych.
- Co?! Przecież wiesz, że zerwaliśmy. No i jest z Wiolettą! - oburzyła się.
- Wiem, ale przynajmniej możesz spróbować. Z tego co wiem to jej nie ma w mieście, bo podobno gdzieś wyjechała. Mogłabyś się z nim umówić na pogawędkę i jakoś go przekonać.
- Ja… sama nie wiem.
- Masz inny pomysł? Wolisz oblać - Aga zapytała retorycznie.
- Dobra, spróbuję - odpowiedziała jej zgaszonym głosem.
Po chwili była już w sou, we własnym pokoju. Zrezygnowana i podłamana Marta, ze łzawiącymi oczmi jeszcze raz pobieżnie przejrzała zadania i jedynie utrwaliła się w przekonaniu, że nie było najmniejszych szans by sama to ogarnęła. Pokonana wyjęła telefon, wzięła głęboki oddech i wybrała numer z listy kontaktów.
Gdy następnego popołudnia pojawiła się u Romka nie zobaczyła auta jego rodziców. Ucieszyło ją to bo jej niedoszli “teściowie” mogliby zadać jej wiele niewygodnych pytań. Ubrała się nad wyraz starannie. Na nogach miała nowe, beżowe buty na kolumnach, które świetnie pasowały na dość krótkiej, piaskowej spódnicy. Jej tors opinała stylowa biała bluzka w niebieskie paski, a niebieska apaszka doskonale dopełniała jej kreację. Romek aż oniemiał jak ją zobaczył, zgodnie zresztą z jej planem. Musiała go lekko zauroczyć by zgodził się jej pomóc.
Na początku zaprosił ją do środka i od razu skierowali się do jego pokoju. Wystrój znacząco zmienił się od ostatniego razu, gdy tam była. Miał teraz nowe wielkie łóżko ze stylowym obiciem w odcieniu butelkowej zieleni. Usiadł na nim, a jej wskazał swój gamingowy fotel obok dużego biurka.
- Ponoć potrzebujesz pomocy - powiedział patrząc na nią chłodnym wzrokiem.
- Tak, mam problem i tylko Ty możesz mi pomóc - zaczęła.
- Chodzi o… plotki? - zapytał, a jego oczy jakby zaświeciły, zdradzając jakieś bliżej nieokreślone emocje.
- Nie… to znaczy tak, to też problem, ale to nie to. Mam inny problem. Pan Jankowski chce mnie oblać.
- Nic dziwnego, olałaś jego przedmiot - powiedział chłodno.
- Przestań, nie chcę tego słuchać. Przyszłam do Ciebie bo tylko Ty możesz mi teraz pomóc - podniosła ton.
- Niby w czym? - zapytał, marszcząc czoło i brwi.
- Dał mi masę materiału, który mam odrobić do przyszłego piątku. Sama nie dam rady, nie ogarniam tego - wytłumaczyła patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- To niby mój problem? - wyglądał na niewzruszonego.
- Nie bądź taki, jestem Twoją byłą dziewczyną, chyba nie życzysz mi źle.
- Nie życzę. Po prostu… słuchaj, to Ty mnie rzuciłaś, dalej nie wiem tak naprawdę dlaczego. Ale już się z tym pogodziłem. Ale to tylko jedna kwestia. Teraz spotykam się z Wiolką, a ona… sama wiesz. Nie chce Cię znać.
- Zdaję sobie sprawę. Zresztą wzajemnie - przewróciła oczami.
- No to chyba rozumiesz, że muszę odmówić. Gdyby tylko dowiedziała się, że zgodziłem się żebyś tu przyszła to by…
Jego telefon, który leżał tuż obok niego nagle zadzwonił. Zobaczyła zdjęcie i imię Wioletta, które wyświetliło się na ekranie urządzenia. Zauważyła, że chłopak aż lekko pobladł. Spojrzał z przerażeniem na Martę i przyłożył palec do ust, po czym odebrał połączenie i przyłożył telefon do ucha.
- Co tam? - zapytał zmieszany.
- Hej tygrysku, co tam u Ciebie? - usłyszała znajomy głos Wioletty.
Romek spojrzał na Martę, powoli pokiwał głową na boki i wskazał na drzwi. Nie mogła uwierzyć w jego brak empatii. Był jej ostatnim planem na poradzenie sobie z tą sytuacją. Ostatnią deską ratunku, która wyślizgiwała się właśnie z jej rąk i kierowała ją na dno. Romek kontynuował rozmowę, a ona, na jego nieme polecenie, powoli wstała i zaczęła kierować się do wyjścia.
Mogła się poddać i wyjść, ale tego nie chciała. Stanęła nieruchomo, w pół drogi do drzwi prowadzących do wyjścia. Zastanawiała się jak jeszcze mogłaby nakłonić go do tego, by choćby rozważył pomoc dla niej. Romek był bardzo inteligentny i na pewno dałby radę rozwiązać te wszystkie zadania. Był jednocześnie również facetem. No, może nie uważała go za bardzo męskiego, ale jednak był chłopcem. A wiadomo o czym oni myślą na okrągło. Zdała sobie sprawę z tego, że kiedyś już miała go w garści i teraz już wiedziała co musiała zrobić by ponownie owinąć go wokół palca. Owszem, byłoby to niemoralne ale zrobiła już kilka podobnych, jeśli nie gorszych rzeczy. Jedna więcej nie zrobiłaby różnicy, zwłaszcza jeśli zostałaby zrobiona z tak poważnego powodu. Co prawda miał dziewczynę, ale nie był to żaden poważny związek. Zresztą raz już to zrobiła nawet z żonatym i nic wielkiego się nie stało. W dodatku wreszcie mogłaby odgryźć się tej tłustej suce.
Chłopak nie zwracał już na nią uwagi, ale spojrzał w jej stronę gdy zrozumiał, że jeszcze nie opuściła pomieszczenia. Cały czas rozmawiał z Wiolettą a w zasadzie słuchał jej monologu, ale na chwilę się zawiesił, gdy zobaczył Martę, która się odwróciła i do niego uśmiechnęła, a następnie schyliła do dołu i opadła na czworaka, człapając powolutku w jego stronę.
- Słuchasz mnie? - usłyszała pytanie Wioletty, skierowane do Romka po tym jak ten na chwilę zamilkł.
- Tak kotek, słucham. Mów dalej - powiedział niemrawo gdy jej głowa znalazła się już między jego nogami, a Marta, podobnie jak Romek wcześniej, przyłożyła palec do ust w geście sugerującym ciszę, by następnie położyć rękę na jego kroczu. Był już sztywny, a to był dla niej dobry znak.
- Wiesz, że ta mała suka podobno była u Jankowskiego? Podobno chce ją oblać.
- Wiem - odpowiedział cicho, obserwując w szoku jak dziewczyna wyjęła z kieszeni czarną gumkę do włosów i zaczęła spinać włosy w ciasny kucyk.
- Tak?! A skąd? - zdziwiła się Wiolka.
- Wiesz jak to jest… plotki, takie tam. Szybko się rozchodzą - wypalił po chwili dosyć nieprzekonująco. Mimo wszystko jednak to wystarczyło.
- No… wiem. O niej to w ogóle krąży dużo historii. Pewnie ten Tomek co z nim była na studniówce też ją wydupczył. Jak myślisz? - zapytała, głośno się śmiejąc.
- No nie wiem. Nie wyglądali na parę - chłopak obserwował jak Marta zaczęła rozpinać jego rozporek, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- No i niby co z tego? Myślisz, że ona musi z kimś chodzić żeby się z kimś dymać? To już nie jest ta dziewczyna, z którą się spotykałeś. Może już wtedy taka nie była, tylko to ukrywała. Wiesz co ponoć zrobiła na garażach. Kiedyś w to nie wierzyłam, ale teraz już chyba wierzę. To zwykła kurwa - dodała szorstko na koniec.
Marta rozpięła rozporek i bardzo powoli wyciągnęła na wierzch kutasa Romka. Wiolettcie najchętniej by odpowiedziała w jakiś wulgarny sposób, ale musiała być cicho. Zresztą wystarczającą ripostą była świadomość, że właśnie sprawiała, że jej chłopakowi stał bardziej niż niewątpliwie kiedykolwiek przy niej. Był nawet trochę większy niż go zapamiętała, choć nadal nie był duży. Wyglądał jednak całkiem ładnie, gdy tak się przed nią prężył. Polizała czubek, a Romek aż jęknął.
- Wszystko dobrze, Romek? Dziwnie brzmisz - stwierdziła zmartwionym głosem.
- Tak, tylko coś mnie rozkłada - rzucił na poczekaniu.
- Twoich rodziców nadal nie ma?
- Tak, będą w weekend dopiero, tak jak mówiłem.
- Hmmm… szkoda, że mnie też nie ma. Moglibyśmy poszaleć i się nie krępować. Może nawet bym Ci pozwoliła wiesz… w tyłek, jak prosiłeś.
- Tak? To świetnie - odpowiedział szybko, przerywając jej i najwidoczniej nie chcąc by dalej drążyła temat - słuchaj Wiola, kiepsko się czuję, chyba skoczę do łazienki. Oddzwonię później - jęknął ponownie, gdy usta Marty zaczęły pieścić jego jądra.
- Dobrze kotuś, wypoczywaj. Zgadamy się jutro. Buziaczki - cmoknęła na pożegnanie.
- No to pa! - rzucił po czym się rozłączył - Co Ty odpierdalasz?! - wydarł się na Martę zaraz po tym.
Marta cały czas trzymała w dłoniach jego kutasa i teraz klepnęła się nim lekko w policzek.
- Zbieram się żeby Ci obciągnąć, nie widzisz? - wytłumaczyła się, ironicznie się uśmiechając.
- Widzę, kurwa, ale dlaczego? Wiesz, że mam dziewczynę - kontynuował srogim głosem.
- Wiem, że zawsze uwielbiałeś jak Ci ssałam, a teraz stoi Ci jak nigdy… mam przestać? - powiedziała i zapytała po pauzie, gdy skończył na nią krzyczeć.
Romek był wyraźnie zmieszany. Z jednej strony był na maksa podniecony, z drugiej ta sytuacja i poczucie winy widocznie go przerastały.
- Słuchaj… ja… my nie powinniśmy - jego wzrok nawet na chwilę nie opuszczał jej ust wciąż ocierających się o jego wyciągniętego na wierzch chuja.
- Powiem Ci jak będzie… - zaczęła mówić i jednocześnie pieścić dłonią całą jego długość - będziesz dobrym kolegą i pomożesz mi z tą fizyką - polizała ponownie czubek jego żołędzi - A ja… będę dobrą koleżanką i…
Głowa Marty zanurkowała w dół, a jej usta zassały całą długość prącia, wypuszczając je następnie z głośnym plaskiem, od którego głośniejszy był jednak jęk chłopaka.
- A ja… jak dobra koleżanka odwdzięczę Ci się jak należy i będziemy kwita. Umowa stoi? - zapytała z rozbrajającym uśmiechem.
- Ja… ja nie wiem… słuchaj… - wyglądał jakby był w rozsypce.
- Nie daj się prosić. Widzę, że tego chcesz. Obciągnę Ci jak nigdy wcześniej, sam zobaczysz. A na deser, jeśli tego będziesz chciał i dalej miał na to siłę, to może nawet pozwolę Ci się zapiąć.
Romek aż przełknął ślinę na jej deklarację.
- Chciałbyś, co? Tyle mnie namawiałeś żebym Ci pozwoliła. A ja, suka, tyle razy Ci odmawiałam. Ale teraz mnie masz. Klęczę przed Tobą i jeśli tylko mi pozwolisz, zaraz będę Ci obciągać. A potem wypnę się, jak wtedy na biwaku i tym razem naprawdę będziesz mnie pieprzył. Jak tylko będziesz chciał. Ile razy będziesz chciał. Musisz tylko obiecać, że pomożesz mi zdać. Obiecujesz? - zapytała, wcześniej liżąc całą długość jego kutasa.
Chłopak przez chwilę milczał, jedynie ciężko dysząc. Odezwał się cicho, po dłuższej chwili.
- Zgoda. Obiecuję - powiedział, patrząc tępym wzrokiem na jej uśmiechniętą twarz i przylegającego do jej policzka, wilgotnego już od śliny, stojącego fiuta.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
3 komentarze
No name
[komentarz oczekuje na moderacje]
Koń trojański
Dobrze by było, gdyby poszła odrobinę bardziej w kierunku poprawnej pisowni. Pan, pani i zaimki osobowe piszemy małą literą. Opowiadanie to nie korespondencja.
Incognito
Czekam na Wasze komentarze. Dajcie znać jak podoba się Wam historia i w jaką stronę chcielibyście żeby ewoluowała.