7. Błysk i Grzmot – Część I – GRUZ // Rozdział VI

Kolejne dni były dla mnie trudne. Posiadałam wiedzę, ale nie wiedziałam, co z nią zrobić. Bo kimże byłam? Kropelką w morzu. Jednostką, która i tak nie zmieni świata na lepsze. Nie wiedziałam jak należy postąpić. W efekcie nie zrobiłam nic. Dalej pracowałam, dalej gawędziłam z Paulą, ale już nie było tak jak dawniej.

Mój światopogląd legł w gruzach. Wiedziałam, że strażnicy nie są tak dobrzy jak wcześniej sądziłam. Nurtowało mnie jednak coś znacznie gorszego. Skoro nie są dobrzy to jacy? Źli z natury czy błędnie nakierowani? Wykonujący rozkazy czy po prostu nieczuli? Kto tak naprawdę pociągał za te wszystkie sznurki i dlaczego? Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodziło. W głowie szumiały mi złowieszcze przebłyski, których nie potrafiłam rozpoznać. Coś było na rzeczy...

Czas jednak biegł swoimi torami. Nadeszła jesień, a z nią kolejne zmiany. Hale zaczynały coraz szybciej pustoszeć. O wiele więcej par zakładało rodziny. Czy chłód na dworze sprawiał, że każdy tak nagle zaczynał pragnąć bliskości drugiej osoby? Na mnie to tak nie działało. Jednak Paulina...

Ale po kolei. Któregoś dnia Paula tak po prostu przyszła do mnie i powiedziała, że kogoś poznała. Byłam zdziwiona, bo przecież kilka dni wcześniej wypłakiwała oczy za Jackiem, który ożenił się z jedną z dziewczyn z naszej kuchni. Nie skomentowałam wtedy jej zachowania choć na usta cisnęło mi się nieśmiertelne: „A nie mówiłam?”.

Informacja o nowo poznanym chłopaku była więc dla mnie totalnym zaskoczeniem. Dziwne też było jej zachowanie. Pytałam jak się poznali, co o nim wie i jaki jest. Zdawkowo odpowiadała, że poznali się gdy była na spacerze w weekend, że nazywa się Tomasz i że się w nim zakochała. Wydawała się być szczęśliwa, a ja oczywiście chciałam jej szczęścia. To jednak nie był koniec rewelacji. Z zagadkową miną oświadczyła mi, że zamierza go poślubić. Zatkało mnie. W mojej głowie roiło się od miliona pytań – Co? W tym wieku? Jak to? Teraz? – Przecież w ogóle go nie znała.

Zapytałam ją czy to przypadkiem nie za wcześnie i czy jest tego pewna. Obruszyła się i powiedziała, że sądziła, iż będę cieszyć się jej szczęściem. Oczywiście zapewniłam ją, że się cieszę, jednak nie rozumiałam czemu się tak spieszą. Poinformowała mnie, że nie ma na co czekać, bo przecież na starcie będą mieli zapewnioną pomoc i że go kocha, a to przecież jest najważniejsze. Przyznałam jej rację, niemniej chciałam przekonać ją, by jeszcze poczekała, aby mieli czas się poznać, żeby potem nie żałowała swojej decyzji.

Była zła i taka... dziwnie nieugięta. Zupełnie jakby nie była sobą. Powiedziała, że już postanowiła i ja mam do wyboru albo ją poprzeć, albo zakończyć naszą znajomość. To było okrutne z jej strony, ale skoro tak postawiła sprawę poparłam ją i życzyłam wszystkiego, co najlepsze. Na jej twarzy odnalazłam ulgę i coś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać. Chociaż jej usta się uśmiechały, w oczach czaiło się coś dziwnego. Niezrozumiałego. Przebłysk bólu? Nie umiałam tego odgadnąć.
Przez kolejne dni pomagałam jej w przeprowadzce do nowego lokum. Poznałam Tomasza i chociaż wydawał się być sympatycznym chłopakiem zupełnie mi do niej nie pasował. A co najdziwniejsze... oni się prawie nie dotykali. Odniosłam wrażenie, że ich nieliczne uśmiechy, uściski i czułe słowa są wymuszone. Skarciłam się jednak w duszy za swoje irracjonalne podejrzenia. Fakt... jeszcze dwa miesiące wcześniej nie szukałabym wszędzie podstępu i w życiu nie wpadłaby mi do głowy myśl, że coś w tych pseudo-sielankowych scenkach nie gra. Wszystko oczywiście przez Adama...

Dzisiaj w urzędzie odbył się ich niezwykle skromny ślub. Tylko oni, pracownik władz i świadkowie czyli ja oraz kolega Tomka. Paula wyglądała cudnie w swojej kremowej sukience, którą kupiła specjalnie na tę okazję. On równie elegancki trzymał ją za dłoń i naprawdę wydawał się być w niej zakochany. Nie pozostało mi więc nic innego jak życzyć im szczęścia na nowej drodze życia i obiecać częste odwiedziny, chociaż i tak miałyśmy widywać się z Paulą w pracy.  

Wróciłam do piętnastki. W prawie pustej hali czułam się niezwykle samotna. Teraz już zupełnie nie miałam się do kogo odezwać. Wcześniej mogłam chociaż liczyć na Paulinę. Zrezygnowana wzięłam prysznic, przebrałam się w moją koszulkę od rodziców i zwinięta w kłębek, pogrążyłam w niespokojnym śnie.

Biegłam samotnie przez las. W ciemną, przerażającą noc. Koszulka, którą wciąż miałam na sobie była podarta i sztywna od lepkiej cieczy. Krwawiłam. Czułam jak posoka cieknie mi po udach. Bose stopy kaleczyłam o igły sosen i konary wystających drzew. Wiedziałam jednak, że muszę uciekać. Biec ile sił w nogach. Ktoś mnie gonił...

Poczułam szarpnięcie za ramię. Głowę miałam mokrą od potu. Koszulka przykleiła się do mojego ciała. Zdezorientowana otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą głównego strażnika naszej hali. Przyglądał mi się przez chwilę uważnie, po czym zapytał:

– Panna Lilianna Błysk jak mniemam?

Język miałam suchy na wiór. Kilka razy musiałam odchrząknąć i przełknąć ślinę zanim mu odpowiedziałam:

– Tak to ja, o co chodzi?

– Krzyczała pani przez sen. Kilku mieszkańców doniosło mi, że nie mogą przez panią spać. – Krytycznym wzrokiem przyjrzał się mi, gdy niezdarnie zaczęłam wstawać. Zawstydzona zakrywałam dłońmi piersi, które odkryła przekrzywiająca się koszulka. Zupełnie zapomniałam o szlafroku. – Proszę pójść za mną, zaprowadzę panią do pielęgniarza. Poprosimy o jakiś środek na spokojny sen.

Nie miałam ochoty z nim nigdzie iść. Nie mogłam jednak odmówić. W halach wszyscy traktowali strażników jak najbliższą rodzinę. Jak ojców, którzy zawsze pomogą dzieciom, gdy te zejdą na złą drogę. O ironio... Dla większości byli to ludzie bez skazy. Ale już nie dla mnie. Gdybym jednak powiedziała, że nie chcę z nim iść wzbudziłabym podejrzenia, a tego nie chciałam. Posłusznie więc wstałam, założyłam szlafrok i pomaszerowałam w kapciach do stróżówki, czyli odrębnej hali połączonej holem z piętnastką, gdzie mieścił się gabinet pielęgniarza i szatnie strażników.

Nigdy tam wcześniej nie byłam. Ściany i podłogi lśniły od nieskazitelnej czystości. Praktycznie wszystko było białe i sprawiało wrażenie niezwykle zimnego. Widać było, że strażnik czuje się tutaj jak ryba w wodzie. Pewnym krokiem kierował się ku drzwiom, gdzie z daleka widoczny był napis: „Pielęgniarz”.

Wszedł do pokoju bez pukania, gestem zapraszając mnie bym poszła za nim. Nie znajdując innego rozwiązania ruszyłam jego śladem.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik shakadap

    Brawo.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    8 maj 2020

  • Użytkownik Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję:)

    8 maj 2020