28. Błysk i Grzmot – Część III – BiG // Rozdział VIII

Żył. Sprawdziłam puls, gdy tylko do niego dotarłam. Był słaby, ale na szczęście wyczuwalny. Tata istotnie chorował. Całe jego ciało zdobiły sińce, krwiaki i niewielkie rany. Wyglądał potwornie. Do tego musiał mieć gorączkę. Z bólem w sercu dotknęłam ojcowskiego policzka i zaczęłam szeptać do ucha:

– Tato, to ja Lilianna. Słyszysz mnie?

Nie odpowiadał. Nie poddawałam się jednak:

– Tatusiu powiedz, że mnie słyszysz. Jestem tutaj. Jestem przy tobie. Tak bardzo cię kocham. Proszę otwórz oczy.

Nadal żadnej reakcji. Przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej. Usłyszałam słabe bicie serca. Chwyciłam niegdyś silną dłoń – była chłodna. Nie wiedziałam, czy to z powodu panującej na dworze temperatury, czy też ze względu na słaby stan zdrowia. Łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo pragnęłam znowu cofnąć się do dni, kiedy byliśmy razem. Zdrowi, szczęśliwi, w komplecie...

Nieoczekiwanie na poczułam nacisk jego palców. Podniosłam głowę i spojrzałam na ściągniętą bólem twarz. Odgarnęłam z czoła rozwiane włosy. Zawsze tak robił, gdy rozczochrana wracałam z zabaw na podwórzu. Przyłożyłam ponownie dłoń do jego policzka i powiedziałam:

– Tatku, wróć do mnie, proszę…

Spod moich powiek popłynęły łzy. Nie ścierałam ich. Pozwoliłam, by wiatr utworzył słone ślady na policzkach.

Wyczułam za plecami obecność Adama. Słyszałam jego głośny oddech wywołany biegiem. Nie podszedł do nas. Stał na uboczu, nie chcąc brać udziału w tym spotkaniu. Chociaż w rzeczywistości ciężko było nazwać to spotkaniem. Tylko ja mówiłam, a tata…

– Błyszczku? – usłyszałam zachrypnięty głos ojca. – Lilianko, to ty?

– Tak tato, tak. – Uśmiechnęłam się przez łzy. – To ja. Jestem przy tobie. Już wszystko będzie dobrze.

Powoli rozchylił powieki i spojrzał na mnie:

– Wydoroślałaś – powiedział i zaczął kaszleć. – Skąd się tutaj wzięłaś? Myślałem, że już nigdy cię nie… – przerwał i nerwowo spojrzał za mnie. – Kto to jest?

Podążyłam za ojcowskim wzrokiem. Chociaż i tak wiedziałam na kogo patrzy. Adam stał niepewnie i spoglądał to na mnie, to na mojego tatę. Ręce trzymał w kieszeni i nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Poprosiłam gestem, by podszedł. Wyjął dłonie i nerwowo splótł przed sobą. Nieśmiało przy mnie uklęknął. Spojrzał mi w oczy, a potem na mojego ojca i powiedział:

– Nazywam się Adam Grzmot, proszę pana. – Wyciągnął dłoń, jednak zorientowawszy się, że mój tata nie da rady jej uścisnąć, skinął mu głową. – Jestem… – Zerknął na mnie niezdecydowany. – Jestem przyjacielem pana córki.

Na bladej twarzy mojego ojca przez chwilę zagościł uśmiech, jednak zgasł tak szybko, jak się pojawił. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń.

– Adam – odparł. – Masz bardzo ładne imię, chłopcze. Idealne dla naszego syna, gdybyśmy go mieli. Ale to już nie jest możliwe. – Zasmucił się i spojrzał mi w oczy. – Mieliśmy tylko dwie córki. Dwie wspaniałe dziewczynki…

Pomyślałam, że ojciec stracił trzeźwość umysłu. Widocznie choroba wyniszczyła psychikę bardziej, niż się spodziewałam. Nie chciałam go poprawiać, więc zmieniłam temat:

– Tato, gdzie jest mama?

– Ach, Małgosia… – odpowiedział. – Lilianko, musisz wiedzieć, że mama zmarła przy porodzie. Na skraju lasu znajdziesz jej grób.

Potrząsnęłam głową. Domyślałam się, że mama nie żyje, ale jaki znowu poród ojciec miał na myśli? Czy w ogóle zdawał sobie sprawę, co przed chwilą powiedział?

– Tato o czym ty mówisz?

Zakasłał, a wraz z kaszlem w kąciku ust pojawiła się krew. Zreflektowałam się:

– Nie… tato, lepiej już nic nie mów, nie musisz mi nic wyjaśniać, na to przyjdzie jeszcze czas, odpocznij proszę.

Spojrzałam na Adama:

– Pomóż mi przenieść ojca. Trzeba go ogrzać. Nie może leżeć na tej chłodnej ziemi. Chodźmy, nie ma na co czekać.

Adam wstał, a ja przytrzymałam się jego wyciągniętej dłoni, by zrobić to samo. Tata jednak pokręcił głową i przytrzymał moją drugą rękę.

– Nie, Lilciu, to już na nic. Mi już nie można pomóc. – Chrząknął. – To i tak trwa zbyt długo. Może to dobrze, że tak się stało. Pan Atal jest wybuchowy, ale teraz mogę być mu za to tylko wdzięczny. Przynajmniej wiem, co mnie jeszcze trzymało na tej ziemi. – Uśmiechnął się delikatnie. – Ty, skarbie. Pochyl się ponownie, muszę ci coś ważnego powiedzieć.

Uklęknęłam z powrotem u ojcowskiej głowy. Przysunął nasze splecione dłonie pod szyję i pocałował moją. Wzruszyłam się do głębi. Łzy ponownie zalśniły w moich oczach, jednak nie pozwoliłam im spaść. Tata mówił dalej. Jego głos był coraz słabszy i cichszy. Musiałam pochylić się niżej, by go móc nadal słyszeć.

– Mam białaczkę – powiedział – a do tego zapalenie płuc. Sanitariusze dali mi jeszcze kilka dni życia. Atal nie chciał mnie już leczyć. Widocznie nie jestem wart jego pieniędzy. Ale nie pora mówić o mnie. Lilu… – zatrzymał się, by odkaszlnąć i nabrać powietrza. –  Masz siostrę. Musisz ją odszukać.

Moja mina musiała wskazywać kompletne zaskoczenie. Serce zabiło mocniej. Czy to, co wcześniej powiedział mogło być prawdą?

– Twoja mama była już w ciąży, kiedy wszystko się stało. Mieliśmy ci powiedzieć nazajutrz, po zakończenie roku szkolnego. To był twój dzień, nie nasz, chyba wiesz o co mi chodzi?

– Wiem – odparłam. – Byliście dla mnie tacy dobrzy…

– Kochaliśmy cię całym sercem. Jeśli mama gdzieś tam jest, nadal myśli o tobie i otacza opieką. Przepraszam, że cię nie ochroniliśmy. Że byłaś sama, a ja nie miałem siły cię odszukać. – Łza spłynęła mu po policzku. Otarłam ją wierzchem dłoni. Nic nie odpowiedziałam.

– Nazwaliśmy ją Malwinką – kontynuował. – Wiesz dobrze, jak Małgosia kochała kwiaty. Sama masz imię po jednym z nich. Gdy powitała ten świat, wyglądała zupełnie jak ty w dniu narodzin... Nasze dwie śliczne wiewióreczki. – Westchnął i uśmiechnął się. – Teraz może mieć pół roku, zabrali ją nam i sprzedali. Nie wiem komu, ani gdzie.

– Sprzedali? – Byłam wstrząśnięta. – Jak to sprzedali?

– Błyszczku, musisz wiedzieć, że to wcale nie było zwyczajne trzęsienie ziemi. Nas wywieźli z domu kilka godzin wcześniej, przed tym wszystkim. Ludzi zdolnych do prokreacji natychmiast odseparowali od reszty. Młodych i starców skazali na walkę o życie pod zawalonymi domami, aby wszystko było bardziej wiarygodne. Nas zaś zmusili do rodzenia dzieci na sprzedaż, a potem kazali służyć zagranicznym, jak jakimś niewolnikom. Wiem, że to zdaje się być nieprawdopodobne, ale taka jest prawda.

– Więc to wszystko było jednym wielkim kłamstwem? – zapytałam, chociaż wcale nie musiałam. – Tak po prostu zniewolili pół kraju, pozwolili umrzeć ćwierci populacji i zmusili do walki pozostałych?

– Tak – odpowiedział ciężko, po kolejnej serii kaszlnięć. – Upozorowali trzęsienie, gdy nas wszystkich już stamtąd zabrali. To, co tutaj widzisz… – Podniósł nieznacznie dłoń i zatoczył nią krąg. – Jest wiele takich osiedli. W całym kraju. Wiem, że was też zmuszają do poddania się ich rządom. – Spojrzał na mnie z lękiem. – Gwałcą zarówno kobiety, jak i mężczyzn i każą im być posłusznymi. Dobrze, że mama tego nie doświadczyła.

„Mama nie, ale ja tak”. – Pomyślałam, lecz nie miałam odwagi powiedzieć tego na głos. Nie chciałam zasmucać ojca. Zresztą, nie ja byłam teraz najważniejsza.

– Ponadto – rozpoczął ponownie – większości mówią, że ich dziecko umarło przy porodzie. Prawda jest jednak taka, że sprowadza się je do osiedli i sprzedaje zagranicznym. Wam proponuje się adopcję tych dzieci, których nikt nie chce, żeby nie blokować miejsc w szpitalach.

– Ale tato – przerwałam mu. – Powiedz mi kto i dlaczego to robi?

Ze świstem wciągnął powietrze. Widziałam, jak bardzo się męczy. Im częściej to czynił, tym cichszy stawał się jego głos. Zupełnie, jakby nie przyswajał tlenu. Jakby w powietrzu było go dla niego za mało.

– Władze zawsze ciągnęło do pieniędzy. Prezydent za długo żył w cieniu premiera i ministrów. Chciał być panem świata. Królem. Zamknął im usta i objął rządy. Na pewno gdzieś ich więzi. Ten człowiek jest zbyt mądry, by pozwolić swoim sojusznikom wszystkich wymordować. To bezwzględny tchórz, jednak nie jest głupcem. Wie, że jeśli zrobi jakiś błąd strażnicy mu się przeciwstawią. Premier i ministrowie to ludzie honoru. Musi ich trzymać przy życiu, bo jeśli jego plan legnie w gruzach i odzyskają władzę, wtrącą go do więzienia, ale pozwolą mu żyć.  

Byłam zdruzgotana. Te wszystkie informacje kotłowały się w mojej głowie zupełnie jak stos prania w ogromnej pralce. Tata przyjął moje milczenie jako zachętę i mówił dalej:

– Prezydent sprzedał ten kraj zagranicznym. Ale tylko takim, którzy zobowiązali się milczeć. Lilianko. –Uścisnął moją dłoń, tak mocno, że zaskoczona spojrzałam mu w oczy.

– Musisz odnaleźć swoją siostrę. Ona ma tylko ciebie. Na pewno ją poznasz. Pamiętasz swoje zdjęcia z dzieciństwa? Jesteście jak dwie krople wody. Ma nawet takie samo znamię na brzuchu jak ty. Odziedziczyłyście je po mamie. – Przerwał i rozkaszlał się na dobre. Chciałam mu pomóc, jednak zupełnie nie wiedziałam co robić. Zaczął mocno drżeć na całym ciele. Widząc to, Adam zdjął swoją kurtkę i go przykrył. Spojrzał na mnie i ujrzałam w chłopięcych oczach identyczną panikę jak moja własna. Wyglądało jednak, że kurtka pomogła, gdyż po chwili pomimo skurczy, mój tata drżącym głosem powiedział:

– Kocham cię, błyszczku. Pamiętaj o tym. – Spod na wpół przymkniętych powiek zerknął na mnie, a następnie przeniósł wzrok na Adama. –  Zaopiekuj się nią, proszę…

Jego głowa opadła na bok. Pomyślałam, że dreszcze w końcu ustąpiły, a on tylko na chwilę zamknął powieki, by odpocząć. Nadal trzymałam jego dłoń. Cierpliwie czekałam na dalszy ciąg opowieści. On jednak milczał, a ja dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że nie czuję już wcześniejszego nacisku palców. Drugą ręką dotknęłam ojcowskiej twarzy. Czoło zroszone było potem, pewnie od wcześniejszej gorączki, jednak zadziwił mnie jego chłód. Tata nie zareagował na mój dotyk.

– Chyba zemdlał – powiedziałam cicho. – Chodź przeniesiemy go gdzieś w bezpieczne miejsce i ogrzejemy.

Adam pokiwał głową i zaczęliśmy wstawać. Niestety nie mogłam wyswobodzić ręki z uścisku ojca. Próbowałam zrobić to delikatnie, jednak musiałam ją prawie wyszarpnąć. Czy to mogło się stać tak szybko? Jeśli tak, oznaczało tylko jedno...

Z powrotem opadłam na kolana i sprawdziłam puls na przegubie dłoni i na szyi. Nic nie wyczułam. Przesunęłam niżej kurtkę i położyłam głowę na męskiej piersi. Cisza. Pełna napięcia zbliżyłam policzek do jego ust i odgrodziłam dłońmi dopływ wiatru. Żaden powiew nie smagnął mojej skóry. W końcu dotarło do mnie, że ponownie go straciłam.

Już nic nie mogłam zrobić. Szloch i rozpacz ogarnęły całe moje ciało. Nie chciałam już żyć. Nie chciałam już czuć. Byłam nicością. Bezsilnie opadłam na ojcowską pierś.

Gdyby śmierć przyszła wtedy również po mnie, przywitałabym ją, jak najlepszą przyjaciółkę.

***KONIEC CZĘŚCI III***

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 2038 słów i 11687 znaków, zaktualizowała 17 wrz 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Brawo.
    Świetnie napisane.  
    Pozdrawiam i powodzenia!

    18 wrz 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję ci ślicznie za wizytę i dobre słowo:)

    18 wrz 2020