35. Błysk i Grzmot – Część IV – Piorun // Rozdział VII

UWAGA! +18 (treści erotyczne)  

***

Patrzyłem na jej twarz spod na wpół przymkniętych powiek. Leżała spokojnie, z jedną ręką pod poduszką, podczas gdy burza loków okalała śliczną buzię. Kilka pukli docierało do zgięć łokci i uroczego wgłębienia pomiędzy piersiami. Walczyłem ze sobą, by nie dotknąć tego miejsca. Nie było łatwo, ale jakoś się powstrzymywałem. Ubrana w tę niesamowitą koronkową koszulkę, ledwo zakrywającą biodro, jedną z nóg wyjęła przez sen spod koca. Mógłbym się tak wpatrywać godzinami...

Bez wątpienia kochałem Liliannę. Nie dało się opisać, jak bardzo. Powiedzieć, że całym swoim sercem, to chyba za mało. Miłowałem, uwielbiałem i szalałem na punkcie uroczego rudzielca. To co wydarzyło się wieczorem, zupełnie przeszło najśmielsze oczekiwania. Ogromnie niepokoiło mnie, że ją skrzywdzę. Wydawała się być tak krucha pod każdym dotykiem. Na wskroś niewinna. Nie chciałem urazić tej drobnej kobietki, ani tym bardziej robić nic na siłę. Nie mogłem pozwolić sobie na żaden zły ruch. Wszystko po to, by jej nie stracić. Tak bardzo skupiłem się na tym, co powinienem zrobić, że zupełnie zapomniałem z kim mam do czynienia…

Była niczym „dzika” lwica. To określenie, chociaż twarde, pasowało mi do niej jak ulał. Pełna pasji i nieprzewidywalna. Zmysłowa i diabelnie seksowna. Gdy patrzyłem, kiedy mnie rozbierała, nie mogłem uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Wiedziałem, że przeszła przez piekło. Uważałem ją za małego, bezbronnego ptaszka, który wypadł z gniazda i mimo przeciwności losu, stara się za wszelką cenę przetrwać. Jednak wcale taka nie była. Przestała się bać. Walczyła o swoje racje i przekonania. Wszystko to, czego doświadczała sprawiało, że rosła w siłę. Stała się kobietą i nareszcie pewna siebie wiedziała czego chce. Nie mogłem uwierzyć, że jednym z tych pragnień był zwyczajny, bezdomny chłopak.

Ja… Adam Grzmot. Kimże dla niej byłem i co mogłem ofiarować? Poza miłością, współczuciem i opieką nie miałem nic czym mógłbym wynagrodzić tej pięknej dziewczynie utracony świat. A jednak to wystarczało. Tak bardzo, że postanowiła się dla mnie otworzyć. Wpuścić do znękanego serca i pokochać. Nie jakiegoś bogacza, przystojniaka, czy dobrze zbudowanego siłacza, ale mnie. Zwyczajnego dzieciaka po przejściach. Nie pojmowałem dlaczego...

Wspomnienie bliskości, której doświadczyliśmy wieczorem, krążyło po mojej głowie i powracało niczym bumerang. Była cudowna. Słodka. Urocza. Czuła… Jednocześnie też namiętna i zaborcza. Zmysłowa. Nie mogłem przestać o tym myśleć. Tak samo, jak nie zdołałem już dłużej zapanować nad pragnieniem i delikatnie odgarnąłem kosmyk włosów, który zabłądził w okolice odsłoniętego u góry biustu. Odsunąłem też pukle z ramienia i tym samym pozostawiłem je nagie. Krew uderzyła mi do głowy, gdy tak wpatrywałem się w spokojną twarzyczkę, na której kładły odbicia ostatnie ogniki. Była śliczna. Nietuzinkowa. Moja. Wyglądała wprost nieziemsko…

Zacząłem odmierzać czas. Spała może z pięć, sześć czy siedem godzin. Słońce jeszcze nie wstało, ale na zewnątrz powoli zaczęło się już rozwidniać. Czy będzie mi miała za złe, jeśli ją obudzę? Przecież nie mogłem zasnąć. Bóg mi świadkiem, że próbowałem. Spałem może ze dwie godziny. Z nudów przygotowałem jedzenie i ubrania na dalszą wędrówkę. Gdy skończyłem, położyłem się obok ukochanej i cały czas jej przyglądałem. Podjąłem decyzję. Miałem nadzieję, że wybaczy mi, że nie mogę powstrzymać zniecierpliwionych rąk...

Nachyliłem się i delikatnie zacząłem całować odsłonięte ramię, aż dotarłem do zgięcia szyi. Westchnęła w odpowiedzi i jeszcze przez sen dotknęła mojej klatki piersiowej, wplątując palce we włoski na torsie. Byłem niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Moje pożądanie zaczynało walczyć z rozsądkiem, ale wiedziałem, że nie mogę mu ulec. Postanowiłem dalej skupiać się na Liliannie, a nie na sobie.  

Leżąc na boku, delikatnie przygarnąłem dziewczynę do siebie. Jedną dłoń położyłem pod głową, natomiast drugą błądziłem po nagim udzie i pośladkach. Było już chłodno i zauważyłem, że dostała gęsiej skórki. Ostrożnie przesunąłem nogę pod koc i dotykając dłońmi ogrzewałem skórę dotąd, aż zaczęła przyjemnie mrowić pod palcami. Lila dalej spała, niekiedy wydając z siebie ciche westchnienia. Doprowadzała mnie tym do szaleństwa. Jak to możliwe, że coś takiego robiła zupełnie bezwiednie?

Myślałem o dalszych krokach, jednak nie wiedziałem, co jest słuszne, a co nie. Przekręciłem więc kobietkę delikatnie na plecy i nadal trzymając dłoń pod jej głową, nachyliłem się i zacząłem całować piersi tuż nad koronką staniczka koszulki. Czułem, jak powoli się rozbudza, podczas gdy coraz śmielej błądziłem drugą ręką w okolicach jej ud. W odpowiedzi delikatnie pociągnęła dłonią za moje włosy. Mimowolnie rozchyliła wargi. Nie mogłem się już opanować i zacząłem całować drobną twarzyczkę. Najpierw skronie i policzki, potem szyję i za uchem. Jęknęła zmysłowo, cały czas mając zamknięte oczy. Moja samokontrola zaczynała rozsypywać się na miliony maleńkich kawałków.

Wiedząc, że mógłbym zrobić coś głupiego, wybrałem mniejsze zło i obiema dłońmi chwyciłem buzię, by pocałować dziewczynę w usta. Rozchyliła je szerzej, gdy tylko dotknąłem ich swoimi wargami. Smakowała cudownie. Miętą, którą piliśmy do kolacji i po prostu sobą. Uwielbiałem to. Pogłębiliśmy pocałunek. Nasze języki splatały się w miłosnym uniesieniu, zupełnie tak, jak pragnęła go reszta mojego ciała, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie bez jej zgody.

Zupełnie, jakby czytała w myślach, zgięła jedną nogę w kolanie i zabrała dłoń ze swojej twarzy, by położyć na złączeniu ud. Oniemiałem na chwilę. „Czy ta kobieta kiedykolwiek przestanie mnie zaskakiwać?”. Nie wiedząc czego oczekuje zacząłem zakreślać delikatnie kółka. Przerwała tę czynność i rozpościerając moje palce włożyła kilka z nich wewnątrz siebie. Sięgałem granicy wytrzymałości. Była tak gorąca i wilgotna, że nie potrafiłem się w niej poruszyć. Czułem, jak moje serce wali w oszalałym pędzie. Dało się je usłyszeć bez przykładania głowy do klatki piersiowej. Ten dźwięk z pewnością docierał również do mojej ukochanej.

Potrząsnęła biodrami na znak ponaglenia. Nie mogłem odmówić. Zacząłem posuwistymi ruchami poruszać palcami, podczas gdy dziewczyna jęczała pod intensywnym dotykiem. Tym razem to ja miałem kontrolę, jednak wiedziałem, że nie zrobię nic bez aprobaty. Nie musiałem długo czekać, by zaczęła drżeć w moich ramionach. Z gardła wydobył się cichy jęk, pełen pożądania. Kropelki potu wystąpiły na czoło. Scałowałem słoną rosę natychmiast.

W końcu uniosła powieki. Spojrzała tak, że zaparło mi dech w piersi. Musnęła spierzchnięte wargi, cały czas spoglądając w oczy. Z trudem podtrzymywałem wzrok. Przygarnęła moją głowę do siebie i szaleńczo pocałowała. Jej język wnikał w każdy zakamarek i desperacko starałem się mu dorównać. W pewnym momencie odepchnęła mnie od siebie i zmusiła do położenia na plecach, cały czas całując. Oparłem ręce po bokach i z uniesioną głową pozwalałem jej na pieszczotę. „Pozwalałem”, to niezupełnie dobre słowo. Oddałem cały we władanie.

Potem zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Zaczęła całować moją szyję, podgryzać uszy i lizać sutki. Jej język schodził coraz niżej, aż dotarła do podbrzusza. Nie potrafiłem już dłużej znieść tego napięcia:

– Lilu, proszę – powiedziałem gardłowo – długo już nie wytrzymam...

Zachichotała cichutko i odparła z figlarnym uśmiechem „nie musisz”, po czym szybkim ruchem dłoni objęła mojego członka i całując czubek, zjechała ręką do dołu, a następnie włożyła go sobie do ust.

Zamarłem. Totalnie się tego nie spodziewałem i… zacząłem panikować. Chciałem coś powiedzieć, ale spojrzała stanowczo i ledwo zauważalnie pokręciła głową. To wystarczyło, by zamknąć mi usta na wszelkie protesty. Za chwilę jednak rozchyliłem wargi ponownie, gdyż nie mogłem znieść intensywności doznań, jakich mi dostarczała. Jęczałem. Wzdychałem. Bóg jeden raczy wiedzieć, skąd brały się te wszystkie dźwięki. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że jestem do nich zdolny. Z mojego gardła wydobywały się odgłosy dzikiego zwierzęcia, a nie człowieka. Byłem na skraju bólu i ekstazy jednocześnie. Wiedziałem, co zaraz nastąpi więc resztkami sił, z błędnym wzrokiem wysapałem:

– Proszę, Lilu, nie, nie w ten sposób, błagam, nie, nie powinienem...

Ale było już za późno. Spazmatyczne pulsowanie w okolicach miednicy, świadczyło o tym, że wszystko tym razem spieprzyłem. Wydałem ostatni dziki jęk i opadłem na poduszki, zakrywając twarz dłońmi. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Bałem się zobaczyć urażenie. Obawiałem odtrącenia. Cholera, jakże mi było wstyd...

Wyczekiwałem na odgłos dławienia czy krztuszenia, albo chociaż splunięcia. Nic takiego nie usłyszałem. Tylko ten znajomy chichot i po chwili… o niebiosa, ponowny dotyk gorącego języka, zupełnie jakby nie chciała uronić żadnej kropelki. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. W ogóle przestałem myśleć.

Nie wiem, jak ona to robiła. Nie wiem, co właściwie czyniła. Nie chciałem nawet zastanawiać się, iż to wszystko musiał jej pokazać ten bydlak, Radek, ale w gorszym wydaniu, jednak i tak to zrobiła. Z własnej nieprzymuszonej woli. Połknęła wszystko, co wlałem do gardła, bez najmniejszego sprzeciwu. A nie było tego mało. Z pewnością nie smakowało też dobrze. Zachowywała się jednak, jakbym przyrządził, co najmniej koktajl z truskawek. W końcu zmusiłem się, by na nią spojrzeć.

Nadal błądziła swoim językiem i całowała delikatnie, pomimo, że z początku sprawiała tym ból. Domyśliła się jednak i omijała najwrażliwsze miejsce. Pochwyciła spojrzenie, które wysłałem i uśmiechnęła nieznacznie. Zadziwiające było, jak w jednej chwili onieśmielała wzrokiem, by w drugiej tak niewinnie spoglądać w oczy. Jej język wędrował z powrotem ku czułemu punktowi, zostawiając po sobie mokry szlaczek. Gdy dotarła na właściwe miejsce, już nic nie bolało.

Dostrzegła nieme przyzwolenie i w kilku sprawnych ruchach sprawiła, że byłem w stanie gotowości. Potem wróciła na górę, mocno całując. Czułem gorzko-słony smak mojego nasienia, co podziałało jak płachta na byka. Nie, nie byłem zły. Byłem szalony. Tak wytrącony z równowagi, że nie pytając o zdanie, uniosłem kochankę do góry i gwałtownie na siebie opuściłem. Za szybko...

Jęknęła głośno i zadrżała. To mnie otrzeźwiło. Musiało zaboleć. Spoglądając w szeroko otwarte oczy, szepnąłem ciche „przepraszam”, jednak pokręciła głową i odpowiedziała:

– Bierz, co tylko zapragniesz. Daje ci siebie całą. Nie powstrzymuj się przed niczym. Chcę poznać wszystkie twoje pragnienia. Nie jestem teraz dziewczyną i ukochaną. Jestem kobietą. Spraw, abym nią była w pełni i poczuła, co to naprawdę oznacza...

Głośno przełknąłem ślinę. Miałem mętlik w głowie. Walczyłem z pragnieniem rzucenia się i rozszarpania tej uroczej koszulki na strzępy, by wziąć Liliannę mocno, wręcz brutalnie od tyłu. Wiedziałem, że jestem do tego zdolny. Nie chciałem jednak, by poznała brutala, który gdzieś we mnie tkwił, tak jak zresztą częściowo tkwi w każdym mężczyźnie. Brzydziłem się nim. Nie zasługiwała na takie traktowanie. Nie po tym, co ją spotkało.

– Proszę... – przerwała wewnętrzne rozważania. – Pamiętaj, że różnica pomiędzy tobą, a Radkiem jest taka, że mnie nie krzywdzisz. Chcę odrobiny bólu. Jestem gotowa. Pragnę cię poznać. Oswoić to dzikie zwierzę, które w tobie drzemie. Pragnę cię. Nie każ mi dłużej czekać. Błagam…

To było na tyle, jeśli chodziło o moją rycerskość.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2285 słów i 12362 znaków, zaktualizowała 18 lis 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Świetnie napisane, i te rozważania.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    13 lis 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap bardzo dziękuję, że jesteś moim wiernym czytelnikiem. Chciałam w tym rozdziale pokazać uczucia drugiego bohatera i cieszę się, iż zostały przez Ciebie tak dobrze odebrane. Pozdrawiam serdecznie.

    13 lis 2020