25. Błysk i Grzmot – Część III – BiG // Rozdział V

Było ciężko. Im ciemniej i chłodniej zaczynało się robić, tym ziemia stawała się mniej podatna na nasze działania. Oblewał mnie pot, a ramiona rwały z bólu, jednak nie mogliśmy się poddać. Nie teraz. Adam kopał bez wytchnienia chociaż po niedługim czasie jego twarz była kompletnie mokra. Nie zwalniał, nawet gdy ja odpoczywałam. Podziwiałam to oddanie. Zwłaszcza dlatego, że nie podziękowałam mu nawet jednym słowem. Miałam jednak nadzieję, że jest świadomy, jak wiele jego wysiłek dla mnie znaczy.

Wiedziałam, że było to istnym szaleństwem. Odkopywanie trumien, szukanie ciał, sprawdzanie czy to, co zapamiętałam było prawdą. Ja. On. W tym miejscu. Cała ta sytuacja jawiła się niczym wyjęta z jakiegoś marnego filmu. Nie wiedziałam, co to za gatunek, ale z pewnością nie przypadłby mi do gustu. Cóż mogłam jeszcze zrobić? Nic…. Kopałam więc dalej, mając nadzieję, że moje podejrzenia okażą się bezpodstawne.

Szpadle coraz ciężej wbijały się w grunt. Nie wiem ile czasu spędziliśmy w tym dole, ani jak wielkiego bałaganu narobiliśmy, ale trwało to wieczność. W końcu jednak Adam uderzył w ziemię i coś zaskrzypiało. Moje serce podskoczyło do góry, gdy oboje spojrzeliśmy sobie w oczy. Głośno przełknęłam ślinę. Panika raz po raz uderzała mi do głowy. Było już za późno żeby się wycofać.

Odgrzebanie obydwu trumien zajęło nam jeszcze trochę czasu, niemniej gdy wiedzieliśmy już na jakim poziomie należy kopać poszło nam o wiele sprawniej. To zadziwiające, iż dopiero kiedy skrzynie były całkiem odkryte zdałam sobie sprawę czego dokonaliśmy. Staliśmy w dość płytkim dole, jednak na tyle rozległym, że mieścił dwie pełnowymiarowe trumny. Dookoła nas leżała ziemia i kępy trawy. Zaczęłam się bać, iż ktoś zauważy, co tutaj zaszło. Czegoś innego bałam się jeszcze bardziej. Prawdy.

Podniesienie pierwszego wieka nie obeszło się bez trudu. Gwoździe wbito tak gęsto, iż można było pomyśleć, że ktoś zrobił to w jakimś konkretnym celu. Może specjalnie, by nikt nie mógł dostać się do środka? „Albo wydostać z wewnątrz…” – pomyślałam i zrobiło mi się zimno. Zaczęłam dygotać na tę myśl. Adam, dotąd milczący zapytał:

– Co się dzieje? – Dotknął moich ramion. – Wcale nie musimy tego robić. Pamiętaj o tym.

– Muszę… – zachrypiałam cicho, podczas gdy całe moje ciało najchętniej rozpadłoby się na kawałki.

– Aha. A więc musimy – podkreślił ostatni wyraz i rozmasował swoimi dłońmi moje ręce od ramion aż do zgięcia łokci. Następnie dodał z przekąsem. – Jestem z tobą. O tym też mogłabyś pamiętać.

Roześmiałam się mimo woli. Wiedziałam, że chciał w ten sposób rozładować atmosferę. Wciągnęłam głośno powietrze, spojrzałam na trumnę mamy i powiedziałam:

– Otwórzmy ją w końcu.

Przeszedł na drugi koniec dołu. Stanął na gruncie, obok górnej części skrzyni, tam, gdzie powinna znajdować się głowa zmarłej. Nachylił się i spojrzał na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową i schyliłam się, by złapać wieko przy dolnej części. Spojrzałam na Adama:

– Na trzy ok? Ty licz – powiedziałam.

– Raz, dwa, trzy…

Unieśliśmy wieko najciszej, jak się dało. Wszędzie posypały się wcześniej wybite gwoździe. Nie było to jednak tak głośne, by mogło kogoś zaalarmować. Moje serce tłukło w piersi jak oszalałe. Adam oświetlił latarką wnętrze. Spojrzałam w dół i oniemiałam…

Gruz, cegły, kamyki, połamane nogi od stołu, kawałki drzwiczek od szafek i zniszczona ramka. Zakryłam dłońmi usta ponieważ wydobyło się z nich coś jakby pół-jęk czy pół-szloch. Z drżącymi rękami ukucnęłam i sięgnęłam po mój dyplom ukończenia szkoły, który jakimś cudem wciąż tkwił na swoim miejscu. Był wypłowiały, ale moja pamięć potrafiła naprawić każdą z luk. Przez moją głowę przeleciało wspomnienie ramki widzianej po raz ostatni podczas trzęsienia ziemi…

Ból spowodowany tym obrazem mnie rozbudził. Położyłam dylom obok moich stóp i zaczęłam grzebać we wnętrzu trumny. Adam próbował mnie odciągnąć i wybić ten pomysł z głowy, ale się mu wyrwałam. Pokaleczyłam sobie całe dłonie, jednak zyskałam pewność. Wewnątrz nie znajdowała się ani jedna maleńka ludzka kość. Nie musiałam być lekarzem, by wiedzieć, że w tej trumnie nie ma ciała mojej mamy.

Co wtedy poczułam? Wściekłość i zdezorientowanie. Nadzwyczajne połączenie, które, o dziwo popychało mnie do działania. Nie zważając na protesty Adama przeskoczyłam obok i sięgnęłam po łopatę, by wybić gwoździe z drugiej skrzyni. Złapał mnie jednak za ramię:

– Lilianno – spojrzał na mnie – nie rób tego. Nie wiem, o co tutaj chodzi, ale to nie jest dobry pomysł.

Przyglądałam się mu oczami pełnymi rozgoryczenia, smutku i stanowczości. Wiedziałam, że ta mieszanka była dla niego nie do zniesienia. Odparłam więc z naciskiem:

– Musimy.

Zrezygnowany puścił moją rękę. Wyjął mi z dłoni szpadel i sam wybił resztę gwoździ. Jak w letargu poszłam na dół trumny i znowu licząc głośno do trzech unieśliśmy pokrywę.

Nie było tam ciała mojego ojca. Adam oświetlił znowu znajome zestawienie śmieci: gruz, kamienie, cegły i kawałki mebli. Prychnęłam pod nosem i kiwając głową rozgrzebałam stertę. Nie znalazłam żadnej kości. Ani jednego skrawka ubrania. Wstałam i otrzepałam dłonie. Podniosłam dyplom, zrolowałam go i włożyłam do kieszeni. „Tak” – pomyślałam. – „To by było na tyle”.

W tym czasie Adam zamknął obydwa wieka, wziął łopaty i pomógł mi wyjść z dołu. Wstałam, odebrałam od niego jeden ze szpadli i bez słów zasypaliśmy dziurę. Kawałki gleby, które wykopaliśmy jako pierwsze, razem z trawą postaraliśmy się ułożyć tak, by wyglądały w miarę naturalnie. Jasne było, że gdy ktoś się przyjrzy bez trudu zauważy naszą robotę. Miałam jednak nadzieję, iż będziemy wtedy daleko stąd, wystarczająco bezpieczni.

Gdy skończyliśmy odnieśliśmy latarki i łopaty z powrotem do składziku. Nie było sensu ich kraść. Nie zamierzałam nic więcej odkopywać. Opłukaliśmy ręce w wiadrze na deszczówkę, która jeszcze całkiem nie wyparowała. Zaplanowaliśmy, że na noc powrócimy do lasu. Skraj nie był daleko od gmachu, więc gdy tylko znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości Adam przystanął i zaczął rozbijać namiot.

Wiedziałam, że powinnam mu pomóc, jednak nie miałam na to siły. Po prostu stałam tam i nie potrafiłam zrobić żadnego ruchu. Adam, jakby rozumiejąc mój stan przerwał na chwilę, podszedł do mnie i mnie przytulił. Spojrzał mi w oczy i pocałował w czoło. Rozłożył u moich nóg karimatę i pociągnął mnie lekko w dół, bezgłośnie prosząc bym usiadła. Zrobiłam to, a on wrócił do przerwanej pracy.

Zagłębiłam się w moich własnych myślach. Próbowałam zrozumieć, co właśnie odkryłam. Moich rodziców nie było w grobie, zatem gdzie były ich ciała? Czy je przeniesiono, jeśli tak, gdzie i dlaczego? Po co to całe przedstawienie z pogrzebem? Nie mieściło mi się to w głowie. Wszystko było kompletnie niedorzeczne…

Siedziałam tak pełna mieszanych uczuć i skrajnych emocji. Adam zaś sprawnie poradził sobie z namiotem. Kiedy do mnie podszedł i pomógł wstać wyraziłam w końcu główną z moich wątpliwości na głos:

– A może oni wcale nie umarli? Może gdzieś tam są? Żyją?

Adam uśmiechnął się delikatnie i mocnej uściskał moje zimne dłonie.

– Jeśli tak, znajdziemy ich. Masz moje słowo.

– Przecież nie wiemy, gdzie szukać.

– Skoro władzom nie zależało na prawdziwym pogrzebie pewnie są pochowani tam, gdzie nie wymagało to zbędnego zachodu. A jeśli żyją, gdzieś ich zapewne przewieziono lub ukryto.

– Co masz na myśli?

Spojrzał na mnie, by za moment przenieść wzrok na niebo. Pachniało deszczem, można było wyczuć zbliżającą się ulewę.

– Tylko jedno takie miejsce przychodzi mi do głowy. Ale to już jutro. Teraz chodź wreszcie spać. Mieliśmy za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.

Gdy bez sprzeciwu przytuliłam się do niego tej nocy, moje myśli cały czas krążyły wokół ostatniej wypowiedzi. W końcu wyszeptałam:

– Powiedz mi proszę, gdzie chcesz jutro iść?

Nie odpowiedział od razu. Przygładził moje włosy i je ucałował:

– Jutro Lilianno… odwiedzimy gruzy twojego domu.

Wtedy usłyszałam grzmot, deszcz siąpił coraz bardziej. Mój tata powiedziałby, że leje jak z cebra. Mocniej przytuliłam się do Adama i znowu zaczęłam rozmyślać. "Burza, jesienią?" –Zastanowiłam się nad tym chwilę, jednak za moment pokręciłam lekko głową. – „Nie… już nic na tym świecie nie jest w stanie mnie zdziwić”.

Znowu okazałam się tak strasznie naiwna.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1659 słów i 8973 znaków, zaktualizowała 9 sie 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Brawo.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    10 sie 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję:)

    10 sie 2020