34. Błysk i Grzmot – Część IV – Piorun // Rozdział VI

UWAGA! +18 (treści erotyczne)

***

Droga powrotna minęła nam szybciej niż wędrówka w stronę domu. Szliśmy zgodnym rytmem: czasem oddzielnie, a czasem trzymając się za ręce. Wiedzieliśmy co nas czeka po drodze: gdzie będzie strumyk i dogodne miejsce na nocleg oraz po której stronie lasu ścieżka będzie kręta i nieprzyjazna. Omijaliśmy wyboje i wydmy. Obchodziliśmy bagna oraz torfowiska. Nie mówiliśmy wiele. Zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, jednak teraz cisza wzbudzała zmartwienie. Wciąż powracała myśl, że Adam nie skomentował wyznania miłości. Z drugiej strony, obserwując go zauważyłam, że jest tak samo zadowolony, jak wcześniej. Nie miałam jednak pojęcia, co chodziło po głowie towarzysza w chwilach milczenia. Starałam się, ale naprawdę nie potrafiłam tego rozgryźć.

Wtedy pod drzewem, jedynie mocniej uścisnął moje dłonie i pocałował za uchem. Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas, wpatrując w przygasający ogień. Gdy w końcu ognisko przestało się tlić, weszliśmy do namiotu i ułożyliśmy wtuleni do snu. Myślałam, że jednak coś odpowie, ale tylko ucałował mnie w czoło i życzył dobrej nocy. Zasnął, a ja przez długie godziny zastanawiałam się, czy zrobiłam coś nie tak.

Dzisiaj mijał trzeci dzień i wiedziałam, że chatka jest już niedaleko. Inaczej wędrowało się przez nieznane i z częstymi postojami, a odmiennie, gdy w gruncie rzeczy maszerowało w linii prostej do celu. Musiałam jednak przyznać, że byłam ju!ż potwornie zmęczona. Bolały mnie nogi i odczuwałam głód. Od tamtej nocy, kiedy piliśmy kakao, tak naprawdę ani razu nie najedliśmy się do syta. Osłabłam przez to z sił, ale nic mu o tym nie powiedziałam. Liczyło się tylko, by w końcu dotrzeć na miejsce. Zwyczajnie usiąść na sofie, podkulić pod siebie nogi, zamknąć oczy i odpocząć.

Gdy dotarliśmy do chatki i weszliśmy do środka, od razu poczułam znajomy zapach: drewna, dymu, kurzu i czegoś innego, bliskiego sercu. Wszystkie te wonie mieszały się w jeden aromat, który dopiero teraz potrafiłam nazwać – to był zapach domu. Nie tego utraconego, ale nowego, który zyskałam wraz z pojawieniem się Adama w moim życiu. Znowu otrzymałam od niego więcej niż byłam w stanie zamarzyć...

Od progu zaczął mówić, co trzeba zrobić: przynieść wody, złowić trochę ryb, zastawić wnyki, nazbierać grzybów i owoców, o ile jeszcze jakieś były. Trajkotał jak nakręcony, tak, że zaczęło mi się od tego kręcić w głowie. Zrzuciłam plecak na podłogę i usiadłam na kanapie, tłumacząc sobie, że muszę tylko chwilę odsapnąć. Cały czas starałam się go słuchać, mieć otwarte oczy i być czujną. Dlatego też zupełnie nie wiem, kiedy przymknęłam jedno oko, a potem drugie, po czym zmęczona oparłam się plecami o sofę. Przez głowę przebiegła mi myśl, że włosy są w nieładzie, więc chcąc się nimi zająć, przyłożyłam dłoń do czoła i wtedy, pomimo wewnętrznej walki, nieoczekiwanie zasnęłam.

Nie mam pojęcia, co działo się później. Słyszałam tylko głos Adama, docierający z oddali. Potem dłonią odnalazłam coś miękkiego pod swoją głową i poczułam ciepło okrywającego mnie koca. Nie wiem ile spałam, miałam wrażenie, że niesamowicie długo. We śnie podkuliłam nogi pod klatkę piersiową i stopy w skarpetkach wtuliłam jedną w drugą. Adam musiał zdjąć mi buty. Znałam to uczucie – spałam tak w dzieciństwie, zwłaszcza, gdy bałam się ciemności i złych duchów. Mama mówiła, że wyglądam wtedy jak malutki ptaszek – bezbronny i słodki. Nie byłam już ani mała, ani tym bardziej słodka, ale nadal czułam się bezbronna. Wiedziałam jednak, że teraz zamiast rodziców, czuwał nade mną Adam.

Obudziłam się raptownie, gdy księżyc w pełni świecił już za małym zaparowanym okienkiem. Zdezorientowana zaczęłam rozglądać się po chatce. Para pochodziła z wypełnionej gorącą wodą balii. Obok niej leżał mały talerzyk, a na nim mydło i dwa kawałki materiału, które miały zapewne służyć za myjki. W trzech kątach chatki, na pokrywkach od słoików, stały zapalone grube świece. Nie wiem skąd Adam tyle ich miał.

Jeśli już o nim mowa, to gdzie on właściwie się podziewał? Sądząc po parującej wodzie, która zdawała się być prawie wrząca, nie mógł daleko odejść. Po chwili, jak na zawołanie, pojawił się w drzwiach, niosąc zapas drewna do paleniska. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się speszony, zupełnie tak, jakbym nakryła go na gorącym uczynku.

– Przepraszam, że zasnęłam – powiedziałam zanim coś z siebie wydusił. Spuściłam stopy na podłogę i wyszłam spod koca. – Miałam ci przecież pomóc.

– Nie szkodzi – rzucił zdawkowo. – Jakoś sobie poradziłem. Byłaś zmęczona i miałaś prawo odpocząć. Dlaczego nie powiedziałaś, że ledwo stoisz na nogach?

– Nie chciałam wyjść na słabeusza – stwierdziłam kwaśno. – Może teraz się na coś przydam?

– Odpocznij jeszcze trochę – odparł, przytrzymując mój wzrok przez dłuższą chwilę, a następnie rozpalił ogień. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, usiadłam z powrotem na kanapie. Stamtąd obserwowałam, jak w najbliższe gałęzie wkłada jedne po drugich zawiniątka z liści, chyba z jakimś mięsem lub rybą. Gdy skończył, wstał i zdjął z rąk rękawice, które chroniły go przed poparzeniem. Odłożył je na bok i podszedł do mnie. Ku mojemu zdziwieniu uklęknął i niepewnie podniósł wzrok:

– Czy mogę? – zapytał i dotknął dłońmi moich bioder, tam gdzie kończyła się gumka od bluzy.

W pierwszym momencie nie rozumiałam o co chodzi, jednak jedno zerknięcie na parującą wodę sprawiło, że wszystko było jasne. Na chwilę zamieniłam się w kłębek nerwów, niemniej w głębi swojego łomoczącego serca wiedziałam, że tego właśnie chcę. Znałam go niecałe dwa tygodnie, ale dzięki spotkaniu pod halami czułam, jakby to była wieczność. Życie zbliżało ludzi w nieoczekiwany sposób i z szybkością godną sprintera. Miałam prawie dwadzieścia lat i tylko on na tym świecie o mnie dbał i kochał. A ja odwzajemniałam uczucie. Pokiwałam więc nieznacznie głową, niezdolna wydusić najdrobniejszego słowa.

Delikatnie zdjął bluzę, po czym położył ręce na mojej talii, którą okrywała bawełniana podkoszulka. Ponownie spojrzał w oczy, a ja znów kiwnęłam na znak aprobaty. Działo się tak, dopóki nie zostałam w samym biustonoszu i figach. Wtedy właśnie zaczął zabierać się za zdejmowanie własnych ubrań. Widząc chaotyczne ruchy, nieoczekiwanie stwierdziłam, że wcale nie chcę się tylko przyglądać. Przerwałam więc, odsuwając jego dłonie i przejęłam kontrolę. Nie pytając o zdanie, zdjęłam męską bluzę i t-shirt, a następnie lekko szarpnęłam za jego ramiona, dając tym samym do zrozumienia, by wstał z klęczek. Zrobił to od razu, cały czas w skupieniu wpatrując się w moją twarz. Barwa zielonych oczu przybrała znajomy stalowy odcień.

Gdy stanął przede mną spuściłam wzrok na jego spodnie i rozpięłam pasek. Usłyszałam, jak ze świstem wciągnął powietrze. Wiedziałam, że to co robię jest torturą, niemniej umyślnie, bardzo powoli rozpięłam rozporek i dotykając dłońmi wewnętrznej strony ud zjechałam spodniami do kostek. Miałam prawo do takiego zachowania, zwłaszcza po tym, jak nie odpowiedział na wyznanie uczuć. Skarpetek pozbawiłam go jednak dość szybko. Posłusznie wykonywał każde z poleceń, pomimo, że nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.

Kiedy już został w samych bokserkach, odrzucił spodnie na bok i stanął przede mną, czekając na kolejny krok. To było fascynujące i musiałam przyznać, że niesamowicie mnie podniecało. Nigdy wcześniej nie czułam takiego głodu… fizycznego, niemniej nie mającego nic wspólnego z pierwotnym znaczeniem tego słowa. Zresztą chyba nie tylko ja to odczuwałam...

Adam głośno oddychał, jednak za wszelką cenę starał się zachować spokój i opanowanie. Chociaż ledwo to wytrzymywał, dawał mi zupełną kontrolę nad tym, co miało się zaraz wydarzyć. Doceniałam, że pozbawiał siebie przyjemności rozgrywania tego tak, jak sobie zaplanował. Właściwie wiedziałam, dlaczego to robił. Tutaj wcale nie chodziło, by poprawić moje postrzeganie bliskości. Ani o to, bym tym razem sama mogła zadecydować, czy czegoś chce, czy nie. Adam pozwolił mi nie tylko podejmować decyzje, ale przede wszystkim dał możliwość odkrywania własnych pragnień. Mogłam z nim zrobić, co tylko chciałam i oboje wiedzieliśmy, jak ogromną satysfakcję odczuwałam z tego powodu.

Cały czas patrząc w zielone oczy, wstałam z sofy, by odwrócić do niego tyłem. Otarłam pośladkami o bokserki i chociaż wcześniej zauważyłam erekcję, odczucie jej na własnej skórze przyprawiło mnie o dreszcz. Aby tego nie zauważył sięgnęłam po spracowane dłonie i położyłam sobie na brzuchu. Następnie dotknęłam ręką męskiej głowy i lekko ciągnąc za włosy przybliżyłam zarośniętą twarz do swojej szyi. Zaczął mnie delikatnie całować podczas, gdy ja przeniosłam jedną z dłoni na mój biustonosz, a drugą na majtki i zaczęłam zakreślać nią małe kółeczka. Wydałam ciche westchnienie, gdy w pewnej chwili włożył palce pod miseczkę stanika. Odczekał chwilę, niepewny mojej reakcji, jednak gdy w odpowiedzi odwróciłam twarz i pocałowałam go zachłannie, ponownie zaczął gładzić moją pierś.

Z uwagi na niewygodę i nieoczekiwany przypływ pewności siebie, rozpięłam dłońmi biustonosz. Wyswobodziłam ręce i pozwoliłam spaść mu na podłogę. Adam w tym czasie śmielej zakreślał koła na moich figach. Doprowadzało to do szaleństwa. Chciałam jednak, by najpierw mnie obejrzał. Dostrzegł. Spojrzał i mógł ocenić. Natura nie obdarowała mnie hojnie, ale przez ubogą dietę biust stał się wyraźniejszy na tle płaskiego brzucha i miałam tego świadomość. Desperacko potrzebowałam akceptacji. Tak straszliwie pragnęłam czuć się piękna w oczach Adama.

Odwróciłam się więc i pozwoliłam na siebie spojrzeć. Usłyszałam, jak głośno przełyka ślinę i zobaczyłam, że pochyla się, by ująć piersi w dłonie. Zaczął całować sutki. Czułam się tak, jakbym zaraz miała eksplodować. Jęknęłam głośno i wyzywająco spojrzałam w jego oczy. Wyprostował się i przygarnął do siebie, całując długo i namiętnie. Zanim się zorientowałam, wziął mnie na ręce i już miał wchodzić do balii, ale go powstrzymałam. Nie chciałam się krępować i zdejmować resztek bielizny pod wodą. Nie pragnęłam też, by on się siebie wstydził. Z niemym pytaniem na twarzy postawił mnie z powrotem na podłogę, a ja przesuwając dłońmi od jego pośladków do gumki bokserek, zachrypniętym głosem zapytałam:

– Czy mogę?

Uśmiechnął się w odpowiedzi i pokiwał nieznacznie głową.  

Delikatnym, aczkolwiek szybkim ruchem, zsunęłam bieliznę w dół. Po spotkaniu z Radkiem, widok ten nie był nowością, ale tym razem nie wydawał się tak wstrętny. Nie budził złych wspomnień. Nie odrzucał. Gdy wstałam zauważyłam, że szuka odpowiedzi w moich oczach, ale nie chcąc o tym mówić sięgnęłam tylko po jego dłonie i położyłam na swoich figach.

– Teraz twoja kolej – szepnęłam do zaczerwienionego ucha.

Nie czekał ani chwili. Zaskoczył mnie jednak tym co zrobił, gdy już zdjął majtki i rzucił je w kąt. Nie wstał i nie porwał w ramiona, ale pocałował... właśnie tam, gdzie łączyły się uda. Zauważył, że tracę równowagę, więc złapał moją dłoń i położył ją sobie na głowie. Wplątałam palce w falowane włosy. On w tym czasie kontynuował pieszczoty, błądząc dłońmi po moich pośladkach. To było tak intensywne, że niemal bolało. Nie wiedziałam skąd wie, jak to robić, ale pewne było, iż sprawiał mi tym niewypowiedzianą rozkosz. Nie sądziłam, że coś takiego jest możliwe. Ogarnęła mnie błogość tak ogromna, iż w końcu wstrząsana dreszczami, ugięłam kolana.

Złapał mnie w ostatnim momencie. Przyjrzał się i zapytał niskim głosem:

– Wszystko okej?

Niezdolna odpowiedzieć, pokiwałam tylko głową, głośno oddychając.

Uśmiechnął się zawadiacko i pocałował czubek nosa.

– Nabrałaś kolorów – stwierdził i wziął mnie na ręce. Mogłam przysiąc, że od jego słów spąsowiałam jeszcze bardziej.

Cała reszta była jedną wielką karuzelą pieszczot, pocałunków, wody i przyjemnego tarcia. Umyliśmy się nawzajem, po czym usiadłam na nim i pozwoliłam wślizgnąć do środka. W pierwszym momencie odczułam lekki ból, jednak powolne ruchy i pieszczoty pomogły się przyzwyczaić do sytuacji. Z czasem jego westchnienia zaczęły mieszać się z moimi, i gdy w końcu spełniony wtulił twarz w piersi, poczułam szczęście, że mogłam dać mu tyle przyjemności.

– Dobrze ci było? – zapytałam po dłuższej chwili. Gładziłam dłońmi mokre kędziorki tuż przy jego szyi i przyglądałam się twarzy, cały czas nie wypuszczając z siebie.

– Dobrze, to za mało powiedziane – odpowiedział, patrząc na mnie oczami pociemniałymi z pożądania. – A to, co zrobiłaś wcześniej było niczym słodka udręka.

– Tak właśnie miało być – wygłosiłam z powagą. – Zasłużyłeś sobie, gdy nie odpowiedziałeś na „kocham cię” .

– A więc, to dlatego – roześmiał się serdecznie, całując moją dłoń. – Nie odpowiedziałem, bo zamiast mówić wolałem pokazać, jak mocno cię kocham. Mam nadzieję, że tobie również było dobrze, gdy całowałem... tam.

– Owszem – odparłam, czując, że moje policzki znów pokrywają się rumieńcem. – Masz niezwykle wprawny język – dorzuciłam i nie mogąc znieść rozbawionego wzroku kochanka, pocałowałam szorstki policzek. Szybko wstałam i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Woda była już chłodna, więc i tak należało z niej wyjść.

Gdy skończyłam, usiadłam z mokrymi włosami na sofie. Bez skrępowania zdjęłam z siebie ręcznik i zaczęłam wycierać swoje rude pukle, które pod wpływem wody zawsze formowały loki. Adam przyglądał się przez chwilę z fascynacją, po czym wytarł szybko i zabrał za wyciąganie dwóch porcji jedzenia z popiołów.

– Jesteś piękną kobietą, Lilianno – stwierdził, rzucając przez ramię ukradkowe spojrzenie. – Zwłaszcza, gdy jesteś nago. Jeszcze piękniejsza byłabyś w jakiejś seksownej bieliźnie. Niestety nic takiego nie znajdziesz w szufladach...

Zamarłam z uniesionym przy głowie ręcznikiem. Uśmiechnęłam się do siebie i spytałam:

– Czy masz może przybory do szycia?

Odwrócił się i spojrzał zdziwiony.

– Mam – odpowiedział i uniósł jedną brew. – Czyżbyś zamierzała szydełkować?

– Nie, głuptasie – prychnęłam rozbawiona. – Po prostu muszę w końcu coś naprawić…

Pamiętałam, gdzie ją położyłam. Wiedziałam, że tak jak czas złagodził cały zadany mi ból, tak teraz nadszedł właściwy moment, aby i ją zreperować. Wyczułam tkaninę na dnie plecaka i podniosłam koszulkę ku górze.

– Co to takiego? – zapytał zdziwiony.

Spojrzałam na zielony materiał. Dotknęłam czarnej koronki i przyłożyłam tkaninę do policzka, by poczuć delikatny meszek. Adam w międzyczasie położył na sofie mały przybornik do szycia.

– To właśnie, kochanie jest ostatni prezent od moich rodziców.

Pochyliłam się i zaczęłam nawlekać nić. Nadszedł czas, by wyleczyć ostatnie rany.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2841 słów i 15702 znaków, zaktualizowała 12 lis 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Brawo. Świetnie napisane.
    Bardzo wciągające.  
    Pozdrawiam i powodzenia.

    4 lis 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję ogromnie za wizytę i pochwałę:)

    4 lis 2020