38. Błysk i Grzmot – Część V – Grom // Rozdział II

To był gorzki śmiech. Szalony. Irracjonalny. Właśnie ujrzałam coś, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam coraz mniej czasu na odnalezienie siostry. Mogłam tylko żywić nadzieję, iż nikt nie zwrócił jeszcze uwagi na nasze pokrewieństwo. Musiałam się tego trzymać i podsycać ledwo tlącą iskierkę nadziei.

Rechot zamilkł równie szybko, jak wybuchł. Byłam wyczerpana po całym dniu wędrówki, a do tego burczało mi w brzuchu. Pomimo panującego w pomieszczeniu ciepła, trzęsłam się jak osika. Nie wiem, czy ze strachu, czy zmęczenia. Obiecałam sobie jednak nie płakać. Przyznałam Adamowi rację: za dużo łez już wylałam.

– Chodźmy stąd – szepnęłam, patrząc prosto przed siebie. – Nie chcę tu spędzić ani minuty dłużej.

Zanim wyszliśmy, przez moment uważnie przyglądał się mojej twarzy. Chyba próbował sprawdzić, czy wszystko w porządku.

– To nie twoja wina – wypalił, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz.

– Wiem. Nie zamierzam jej sobie przypisywać. Nikogo nie zabiłam – odparłam, zdziwiona stanowczością własnego głosu. Przeszliśmy w milczeniu dobre dwieście metrów i gdy podchodziliśmy pod niski pagórek, dodałam. – I nie ja za tę śmierć odpowiem.

– Co masz na myśli? – zapytał, jak już weszliśmy na wzniesienie i przesłonił drogę własną sylwetką.

Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam prosto w zmartwione oczy. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. Podziwiałam zielone tęczówki, długie rzęsy i gęste brwi. Prosty nos. Lekki zarost. Wyraźnie zaakcentowany podbródek i kości policzkowe. Zerknęłam na ciemne włosy, które zaczynały już delikatnie falować. Podniosłam rękę i przeczesałam je, strosząc lekko grzywkę. Była sztywna i nadawała zadziorny wygląd. "Mój chłopak". – Pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie.

– Nie poprzestanę, dopóki nie odpowiedzą za to, co zrobili. Radek, Grzegorz, jego ojciec – strażnik, prezydentowi i sam prezydent...

Spojrzał na mnie, wyraźnie zaniepokojony. Przyciągnął drobną dłoń do swojego policzka.

– Czyli nie ma szans, że gdy tylko znajdziemy twoją siostrę i upewnimy się, iż z nią wszystko okej, lub ją im odbierzemy, to się nareszcie skończy?

Pokręciłam przecząco głową:

– Już nie...

Kącik ust, powędrował ku górze, gdy westchnął:

– Mogłem się tego domyślić.

– To znaczy, że mi pomożesz?

Męska mina przybrała ten trudny do odgadnięcia wyraz. Przybliżył twarz do mojej i pół żartem, pół serio, szepnął:

– Chyba wyraźnie dałem do zrozumienia byś nigdy we mnie nie wątpiła...

Znów ujrzałam w "trawiastych" oczach maleńkie iskierki złości. Właśnie taki był i kochałam go za to. Nie chcąc urazić męskiego ego, odparłam tylko:

– Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nie chcę jednak byś się narażał. Zwłaszcza po tym, co zrobili tej dziewczynie. Nie mogę pozwolić, by ktoś cię skrzywdził. Tak bardzo mi pomogłeś i tak bardzo cię kocham, że kiedy pomyślę, iż mogłoby ci się coś stać, to...  

Iskierki zamieniły się w żądzę. Jeden szybki ruch i spierzchnięte wargi opadły na moje. Całował szaleńczo, wręcz desperacko. Nigdy wcześniej tak nie było. Zdawał się w tym pocałunku przekazywać słowa, których nie chciał wypowiedzieć na głos: "Boję się, nie mogę cię stracić". Wiedziałam, że lęk o mnie był dla Adama najistotniejszy. Ja zaś martwiłam się o tak wiele osób, że aż strach było o nich wszystkich pomyśleć.

Kiedy przerwaliśmy, zielone oczy powiedziały więcej niż mogłoby cokolwiek innego. Spojrzał, z bezbrzeżnym smutkiem, gdy rzekł:

– To nie o mnie powinnaś się bać. Jestem nikim i nie można nas ze sobą powiązać. Mógłbym koło nich przejść i nawet by nie drgnęli. Ty zaś, gdy tylko dotrzemy do Stolicy, będziesz pod ciągłym obstrzałem. Przed postawieniem gdzieś stopy, będziesz musiała kilka razy się zastanowić, czy to bezpieczne. Zanim coś weźmiesz do ust, najpierw sprawdzisz kto ci to podał i skąd pochodzą składniki. Jeśli natomiast zaczniesz z nimi walczyć, będziesz musiała znaleźć sprzymierzeńców, a to też może być ryzykowne. Nie wiesz komu warto zaufać, ani od kogo stronić i tutaj tkwi największy problem. A sami nic nie wskóramy. Potrzeba nas znacznie więcej niż dwoje, aby zrobić coś na tak wielką skalę...

Uścisnęłam szorstką dłoń. Wyjawił na głos wszystkie moje wewnętrzne obawy. Co miałam powiedzieć? Że wiem, iż to czyste szaleństwo i również nie widzę powodzenia tej misji? Ale czy mogłabym żyć ze świadomością, że o tym wszystkim wiedziałam i nic nie zrobiłam? Z ciągłym lękiem, iż nas odnajdą? Pozostawiając Malwinkę na ich łasce?

Pokręciłam przecząco głową:

– Adamie, ja po prostu nie mogę inaczej. Już wcześniej podjęłam decyzję. Muszę to zrobić, bez względu na wszystko.

– Wiem, ale się o ciebie boję – przyznał szczerze. – Ta świadomość, iż mogę jedynie asystować, a nie cię zastąpić, jest dla mnie nie do zniesienia.  

– Wiesz przecież, że nie narażałabym się, gdyby to nie było konieczne...

– Wiedza jest niczym przy tym, co przed chwilą zobaczyłem. Gdy wszedłem tam po raz pierwszy – pokiwał głową, patrząc w ziemię – pomyślałem, iż to nie może być prawda. Takie rzeczy nie dzieją się obok zwykłych ludzi. Tyle w życiu słyszałem o zabójstwach, śmierci, złu, nienawiści czy okrucieństwie, ale to zawsze dotyczyło kogoś innego. Więc gdy stanąłem z tym twarzą w twarz, tak blisko i niespodziewanie, to... po prostu mnie przerosło. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie na żywo. Myślałem, że mogę się na to przygotować, ale im dalej idziemy, tym bardziej uważam, że bierzemy udział w misji samobójczej.

– Możliwe, że tak jest... Ale czy to oznacza, że nie warto spróbować?

Nastąpiła minuta ciszy. Podniósł wzrok i uśmiechnął się smutno. Pochylił ciało i wziął mnie w objęcia. Przytulił mocno i trwaliśmy tak przez jakiś czas. Słyszałam bicie męskiego serca. Miarowe, znajome, uspokajające. Czułam silne ramiona, które zdawały się ochraniać przed całym złem. Wiedziałam jednak, że to tylko pozory. Pomimo to znów, przez tę jedną krótką chwilę, poczułam się bezpieczna. Przestałam myśleć. Chciałam tylko czuć. Zapomniałabym zupełnie o zadanym pytaniu, gdyby Adam, wtulając głowę w moje włosy, nie odpowiedział:

– Dla ciebie wszystko...

– Dziękuję – szepnęłam.

– Dobrze wiesz, że nie musisz – odparł, z brodą opartą na moim barku.

– Ale chcę.

– Chyba nigdy do tego nie przywyknę... – westchnął.

– To nic. I tak będę to robić.

– Dlaczego?

– Bo mogę – odsunęłam się od niego na długość ramion – a dopóki mam możliwość podejmować własne decyzje, będę z tego korzystać.

– Kotku, zrobię co tylko w mojej mocy, aby nikt nigdy ci tego nie odebrał. – Uścisnął mocniej moje ramiona. – Teraz jednak musimy już iść. Jest strasznie ciemno, a trzeba odejść jeszcze kawałek, aby wystarczająco oddalić się od tego miejsca.

Odwróciłam głowę i omiotłam wzrokiem ruiny. Drzewa dookoła były pozbawione liści, przez co ich suche gałęzie wyginały podmuchy wiatru. Na powierzchni wody tworzyły się fale, które z szumem podmywały piaszczyste brzegi. Nie rozumiałam, jak mogłam być kiedyś szczęśliwa w tym miejscu. Wtedy gdy znalazłam garnek, mogłam się umyć czy zjeść coś ciepłego. Istny absurd...

Ta dziewczyna była bezbronna. Być może, jako dziewica, właśnie w ten sposób przeżywała swój pierwszy raz. Obrażenia niestety wykluczyły możliwość ustalenia wieku. Równie dobrze mogła mieć rodzinę. Tę piękną, teraz opuchniętą twarz, kiedyś mogły dotykać maleńkie rączki dzieci, albo też mąż, z namaszczeniem i uczuciem, gładził różowe policzki. Powinna być więcej niż żywa. Należało jej się szczęście i szacunek. Otrzymała zaś tylko ból. Te zdjęte przerażeniem oczy, chyba już zawsze będą mnie prześladować...

Ruszyłam powoli za Adamem. Po pół kilometra znowu zaczęło atakować mnie zmęczenie. Adrenalina z poprzedniej godziny uleciała niczym powietrze z dziurawej dętki. Sunęłam ociężale jak cień. Powieki same się zamykały i musiałam, co i rusz potrząsać głową, aby wytrącić się z letargu. Adam również wyglądał na skonanego. Cienie pod oczami świadczyły o niewyspaniu, a czerwony z zimna nos przypominał o chłodzie, który powoli sprawiał, że nasze palce, stopy i twarze zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Z rozrzewnieniem przypomniałam sobie, jak Adam rozcierał moje stopy. To było tak niedawno, a odczuwałam, jakby minęło kilka lat. Wszystko, co z nami związane takie właśnie było. Jak w starym dobrym małżeństwie...

Nerwowo odchrząknęłam na tę myśl. Czy to kiedykolwiek wchodziło w grę? Związek na stałe? Na całe życie? Nikt z nas nigdy nie wyrażał takich deklaracji. Kochaliśmy się, ale czy na tyle, by myśleć o czymś poważniejszym? Teraz? Kiedyś? Nie wiadomo. Najpierw musieliśmy w ogóle to wszystko przeżyć.

Po jakimś czasie, Adam przystanął raptownie w miejscu i pokierował mój wzrok na coś, wyglądem przypominającego wąwóz obrośnięty mchem, z wystającymi korzeniami drzew.

– Widzisz wnękę pod tym wielkim konarem? To jaskinia. Możemy w niej spędzić noc.

– W jaskini? – zapytałam zdumiona. – Przecież mogą tam być zwierzęta. Szczury, myszy, jaszczurki... węże? – Wzdrygnęłam się.

– Bez obaw. Znam to miejsce.

Pokiwałam głową bez przekonania. "Znajomość jaskiń? Też mi umiejętność!". Przecież jaskiń nie można, ot tak sobie poznać. Wystarczy trochę deszczu i zamieniają się w bagno. Poczłapałam jednak za Adamem, pociągając nosem i odganiając sprzed oczu widmo pajęczyn pełnych zdechłych much, a także robaków pełzających po ziemi.

Noc zapowiadała się wprost cudownie…

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1787 słów i 10116 znaków, zaktualizowała 11 gru 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Świetny odcinek.  
    Dużo się dzieje.  
    Pozdrawiam i powodzenia.

    13 gru 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap, dziękuję bardzo za odwiedziny i jak zawsze dobre słowo:D to niezwykle cenne:)

    13 gru 2020