Ostatni z planety Carammi cz 6

- Zaiste, to zastanawiające, Orberisie.  
- Kiedy zanurkuję, zostanę wciągnięty do środka. Jednak co będzie, gdy zechcę wrócić? Skoro to działa w jedną stronę? Być może stanie się podobne i znowu będziesz mnie musiała ratować.  
- Och. Martwię się o ciebie! - powiedziałam, patrząc w jego oczy.
Uśmiechnął się i szepnął.  
- Piękna jesteś, Carriass. Nie zrozum mnie źle, to szczere wyznanie.  
  Chciałam rozkoszować się tym stanem. Patrzył na mnie i stał blisko. Czułam jak moje serce bije mocniej i nieco szybciej. Jednak przypomniałam sobie o Meginie, musiał ją darzyć uczuciem, jakże mogłam odbierać jej szczęście.  
- Czy będziesz musiał wrócić z jajem? - spytałam po chwili.
- Nie wiem. To jest bardzo dziwne, ten kobiecy głos do mnie mówił. Nie wiem czemu, ale czuję, że Ona nie jest zadowolona, że tu jesteś ze mną.
- Skoro jest taka mądra, to powinna wiedzieć, że jestem tu by ci zapewnić bezpieczeństwo, już raz wydobyłam cię z wody.
  Powiedziałam prawdę, ale sprawiło to nieprzewidziany skutek. Chwycił mnie za ramiona i spojrzał w oczy.
- Jesteś tu tylko z tego powodu?
- Przyjechaliśmy tu w konkretnym celu. Powinieneś to zrobić, aby dowiedzieć się więcej.
  Dostrzegłam na jego twarzy zawód, ale powiedziałam tak specjalnie. Czułam się winna, mając na sobie suknię, którą dostałam od matki Meginy, nie mogłam nie myśleć o jego wybrance. Pomimo tego, że pragnęłam go mieć dla siebie, zdusiłam w sobie to egoistyczne uczucie. Nie należałam do tych, którzy krzywdzili, a wiedziałam, że nie byłam w jego sercu pierwszą.  
Na szczęście Orbe się oddalił. Zdjął koszulę i bez słowa wskoczył do wody. Teraz zrozumiałam, co takiego zrobiłam. Chciałam mu jeszcze coś powiedzieć, a może lepiej, że mu nie powiedziałam ... może tak miało być.

                                            Kaunga

Mój wybrany przybył. Nie byłam zbyt zadowolona, że przyjechał z Carriass. Wiedziałam jednak, że będzie mu potrzebna. Nie mogłam jej nie lubić, nie wolno mi było. Głupcy! Jak mogli sądzić, że pozwoliłabym mu umrzeć!  
Musiałam się uspokoić. Czułam, że w sercu mojego jeźdźca, jest jeszcze jedna kobieta. Nie chciałam na razie używać swoich zdolności, by ingerować w jego uczucia. Tak, potrafiłam manipulować emocjami oraz uczuciami, zarówno Meginy jak i Carriass. Potrafiłam również odczuwać czyjeś myśli. Doceniłam starania Carriass, aby być uczciwą w stosunku do córki księcia. Miała szczere serce. Niby znałam ludzi, a przecież mnie nie raz zaskakiwali! Najbardziej jednak zależało mi na uczuciu Orberisa.
I jeszcze Erragea, który jest smokiem. Jego ród oraz cała nasza planeta wyginęła dawno temu. Czy teraz też będzie chciał mnie zniszczyć, jak niegdyś? Najgorsze jest to, że inni myśleli w przeszłości, że do tego nie dojdzie. A jednak się mylili. I co? Jedna planeta zionie pustką, a na drugiej coraz bardziej szerzy się zło. Tutejszy świat się zmienia. Ile jeszcze czasu upłynie, zanim sami nauczą się dbać o siebie. Oby nie stało się z nimi to samo co z nami. Zastanawiało mnie, czy wszystkie cywilizacje w miarę rozwoju, działają tylko na swoją zgubę. Reher i Assual, obaj chcieli osiągnąć władzę absolutną. Wiedziałam, że cokolwiek bym nie zrobiła, nie jestem w stanie zmienić tego co nastąpi w całości. Teoretycznie Erragea mógł zawładnąć moim sercem. Mógł również i Reher, mógł i jego brat. A nawet król Termidei, Armidos. Każdy mógł. Ja wybrałam Orberisa, ale czy on wybierze mnie? Będę bronić siebie, ale najpierw tych, co są zaangażowani w tą grę, zwaną życiem. Będę zabijać tych, którzy mi zagrażają, broniąc jednocześnie niewinnych przed gniewem Errangei. Znam przyszłość, wiem że się nie ugnie, będzie chciał mnie zabić. Pomimo tej wiedzy, doprowadzę Carriass do miejsca gdzie on śpi. Po to zostałam tu złożona przez moją matkę. Poświęciła wszystko by tu dotrzeć, chociaż wiedziała, że nie zdoła już wrócić. Podobnie postąpiła matka Errangei, oddała życie dla swojego dziecka. Tak miało być, ale ich trud nie pójdzie na marne. A teraz czekam na ciebie, mój wybrany. Ponieważ jesteś z nią, zostawię cię na jej łasce. Wiem co się stanie potem i nie pragnę tego. Co bym dała by tego nie wiedzieć. A więc chodź. Czekam na ciebie, Orberisie.  

                                            Orberis

Rzuciłem okiem, rześka woda wyostrzyła moje zmysły. Spojrzałem na brzeg, Obłok skubał trawę, spokojny, Manga również odpoczywał, a księzniczka siedziała i patrzyła na mnie. Zanim zanurkowałem, aby poddać się tajemniczemu prądowi, pomyślałem o Meginie, a potem o Derrhe.  
   Gdy mnie wówczas dotknęła, miałem wizję. Zobaczyłem Errangeę. Nie wiedziałem, czy Deerhe dotknęła mnie wtedy specjalnie, ale poczułem, jakby chciała mi coś przekazać, o czym nie mówiła nikomu, jakby skrywała w sobie smutek i żal. Zupełnie. Jakby brakowało jej miłości, ciepła, pomimo związku z królem. Nie mogłem sobie zaprzątać tym głowy, gdyż moje  serce musiało wybrać między Kaungą, Carriass i Meginą.  
   Wypłynąłem. Jaskinia tonęła w kolorze seledynu. Kiedy gramoliłem się na brzeg poświata przybrała bardziej zielonkawy kolor, aż do barwy kamienia w diademie na głowie Deerhe. Poszukałem wzrokiem jaja. Pulsowało kolorami na przemian, odcieniami zieleni i złota.  
- Przybyłem.
  Oczekiwałem odpowiedzi, ale jej nie otrzymałem.  
- Czy mam cię zabrać na drugą stronę?
   Znów odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem na otwór w skale. Pomyślałem, że może w jakiś sposób dostrzegę Carriass. Podszedłem do pęknięcia. Niestety ściana spienionej wody wszystko zasłaniała.  
  Odczułem, że coś lub ktoś na mnie patrzy. Odwróciłem się i paraliżujący strach zawładnął moim ciałem. Patrzył na mnie smok. To była to Kaunga. Stwór miał piętnaście yardów szerokości. Wyglądał przerażająco. Ale ani skóra, ani cały majestat i potężny ogon, nie wprowadzał we mnie tyle strachu, co jej oczy. Bo patrzyły na mnie oczy, które znałem ze spojrzenia Carriass. Wielkie zielone ślepia z trzema złotymi punktami.
- Chcesz być mój? - usłyszałem.
  Widziałem, że jej przerażający pysk się nie otwierał. Jakim cudem to słyszałem w głowie?
I kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać, wizja zniknęła.  
Na skale, porośniętej mchem, spoczywało jajo. Nawet już nie emanowało światłem. Wiedziałem, że muszę je dotknąć. Wziąłem głęboki wdech i dotknąłem go. Ogarnęło mnie ciepło, wiedza, moc. I jeszcze coś. Obraz Derrhe, stojącej w cienkiej szacie o delikatnej barwie lazuru. Stała samotnie na skale i patrzyła w morze, gdzie słońce chowało się za linnią horyzontu.    
  Reszta wizji, o ile istniała, została brutalnie przerwana. Znalazłem się w wodzie. Jednak duży caust powietrza jaki wziąłem, nic mi nie dał, bo musiałem walczyć z prądem wody, który niósł mnie w kierunku wejścia do podwodnej groty. Nie pamiętałem, że jest tam coś. Walczyłem o życie, bo w moim umyśle panowało przekonanie, że jeżeli poddam się teraz, to zginę. Strach paraliżował moje ciało. Walczyłem ostatkiem sił i straciłem świadomość.  
   Tym razem znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu. Leżałem na trawie. W koło czułem ciepło. Wiedziałem to nie otwierając oczu. A kiedy je otworzyłem, dostrzegłem złote długie włosy. Moje usta zatykały inne usta. Nie miałem pewności, ale to musiała być Derrhe. Rozkosz obezwładniała moje ciało. Objąłem ją, ale nie zdołałem jej powstrzymać.  
   Patrzyły na mnie oczy Carriass. Jej twarz miała nieco zawstydzony wyraz.
- Och, jak dobrze, że żyjesz.  
- Co się stało? - zapytałem półprzytomnie.
- Widzisz, jestem sucha.
- Czyżbym sam wyszedł na brzeg? - spytałem zdziwiony.  
- Nie. Patrzyłam jak zniknąłeś w wodzie. Postanowiłam wszystko zdjąć, bo byłam pewna, że będę musiała cię ponownie wyławiać. Ale nawet nie zdążyłam wskoczyć, bo od razu zobaczyłam na płyciźnie twoje ciało. Wyciągnęłam cię. W otwartych oczach nie dostrzegłam życia, usta miałeś sine. Zaczęłam cię ratować, już nie miałam sił, ale wdmuchiwałam powietrze. I nagle poczułam bijące ciepło od ciebie. W ułamku chwili wyschłam, jakby owiał mnie letni wiatr. A ty...
- Co ja? - zapytałem.
- Pocałowałeś mnie. Ja jeszcze nigdy tego nie ...
- Wybacz...
- Nie ma co wybaczać, chociaż Megina nie byłaby zachwycona - dodała, jakby z wyrzutami sumienia.
   Czułem się dobrze, chociaż trochę osłabiony. Próbowałem wstać. Carriass mi pomogła. Wziąłem koszule i założyłem na siebie.
- Dotarłeś do środka groty? Pytam, bo to wyglądało jakbyś skoczył i zaraz wypłynął z powrotem, ale nieprzytomny.
- Byłem tam. Widziałem Kaunge. Ona ma twoje oczy.  
- Och, doprawdy?
  Moja świadomość wróciła w samą porę, bo już zamierzałem jej powiedzieć, że widziałem Deerhe. Pomyślałaby, że czuję afekt do jej matki.
- Jaka jest? - zapytała Carriass.
- Ogromna. Ale nie mam pewności czy to jej dorosła postać.
  Carriass patrzyła na mnie.
- Co się stało? - zapytałem zdziwiony.
- Wybacz – szepnęła zmieszana.
   Zanim zdołałem się zastanowić co mam jej wybaczyć, poczułem jej usta na swoich. Teraz przynajmniej miałem pewność, ze całuję Carriass. To było rozkoszne i zniewalające. I kiedy miałem pewność, że pragnę czegoś więcej, nasze usta oderwały się szybko.  
   Przez szum spadającej wody przedarł się przerażający ryk. Nigdy czegoś podobnego nie słyszałem. Skała po której spływały spienione kaskady, zatrzęsła się. Carriass miała przerażenie wymalowane na twarzy.
- Co to, Orbe? - szepnęła.
- Kaunga. Jest zazdrosna. Czuję to.
- Czy to możliwe? - zapytała. - Przecież to smok, tak?
- Tak czuję.
- Czy ona jest w środku?
- Nie wiem. Widziałem jajo, a potem ją, ale w wizji. Myślałem, że jest realna, ale znowu potem widziałem tylko jajo.  
  Blondynka patrzyła na mnie.  
- To wszystko jest niepojęte. Miałam przed chwilą wizję, Kaunga wypłynie w postaci w jakiej ją widziałeś, ale prawdopodobnie jeszcze urośnie. Oszczędzi nam opieki nad nią. Ktoś będzie chciał ją zabić.
- Carriass, nie sądzę, że można ją zabić. Muszę ci to powiedzieć teraz, bo potem nie będę miał odwagi. - spojrzałem na nią z uczuciem, przyciągając lekko do siebie - Jesteś w moim sercu, ale jest tam również Megina i jeszcze ktoś.
- Wiem, to Kaunga.
- Tak, ale nie tylko ona. Wybacz mi, to muszę pozostawić dla siebie. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mogłabyś mnie źle zrozumieć.  
   Carriass dotknęła moich policzków dłońmi.
- Wiem kto to jest.
- Jak to wiesz? - zdziwiłem się.
- Serce jest chyba najdziwniejszym tworem. Aż sama się boję. W moim sercu też ktoś jest, rozumiesz to?  
- Czy chodzi o Erragea?
- Tak, ale nie tylko on. Wierzę, że to ma służyć dla dobra wszystkich. To nas przerasta. Zobacz! Miałeś zaręczyć się z Meginą, a ja z Reherem. Chcę ciebie, ale na drodze do twego serca stoi jeszcze Megina i Kaunga. Na dodatek pojawiła się tam jeszcze Deerhe. A na twojej drodze do mnie, stoi Erragea, może Reher, a może i Renthin. Musimy zaczekać i być czujni, bo to nasze serca wybiorą, z kim zostaniemy. Nie warto iść za uciechami ciała, bo to nie jest istota prawdziwej miłości.  
- Ale kiedy nasze usta się spotkały … zapragnąłem cię. O niebiosa! Co mam czynić?
- Nie trap się tym. Jestem skromna, nie oddam ci się. Jednak Megina zrobi nawet to, aby cię tylko zdobyć. Nie będzie patrzyła na moje uczucia do ciebie. Wiem, że mi obiecała co innego ...
Wtem woda w jeziorze zaczęła bulgotać, jakby się gotowała. Konie rżały niespokojnie. Nagle z łoskotem wyłoniła się Kaunga, w dorosłej postaci. Mruknęła tylko, ale i tak zdrętwiałem ze strachu. Carriass ścisnęła mi dłoń. Smoczyca tkwiła do połowy w zimnej wodzie.
- Nie bój się. Nie zrobię wam krzywdy.
- Jak to możliwe, słyszę twój głos, ale czy Carriass też cię słyszy?
- Ona nawet nie słyszy ciebie teraz. To wychodzi z twoich myśli. Ale możesz jej powtórzyć to, co do ciebie mówię. Walczę o twoje serce. Z nią oraz Meginą.
- Ale jest jeszcze ktoś...
- Wiem, Orbe. Mogę tak na ciebie mówić?
- Tak.  
- Teraz zniknę w grocie, bo jeszcze nie nadszedł czas. Kiedy Reher pełen zemsty wróci na swoje ziemie. Potem będzie chciał wrócić z wojskiem, by zacząć niszczyć królestwo Termidei, wówczas polecę z tobą i Carriass po Erragea.  
- Kaungo, będziesz głodna. Tam w grocie są tylko małe ryby.  
- Nie obawiaj się. Mam potężne zęby, ale nie muszę spożywać mięsa, jak sądzisz.  
- A Erragea?
- On odżywia się inaczej. I to jest największy kłopot.
- Mogę o coś zapytać? Czy byłaś zła, kiedy całowałem Carriass?
- Oczywiście! Sądzisz, że Megina by nie była gdyby to widziała?
- Pewnie tak.
- Więc będę również zazdrosna, kiedy twoje usta spotkają usta Meginy.
- Och, nie będę jej całował, skoro tak chcesz.
  Odczułem, że się zaśmiała.
- To ona pocałuje ciebie. Nie da się uniknąć odpadania kory, kiedy ścina się drzewo. Pamiętaj tylko jedno. To boli, ale muszę z tym żyć. Coś innego mnie zabije, ale nie mogę powiedzieć co. A teraz wracam.  
   Chciałem zapyać jeszcze dlaczego jest zazdrosna skoro jest smokiem ale nie zdąrzyłam.
  Kaunga zanurzyła się w wodzie i po chwili zniknęła. Spojrzałem na twarz Carriass. Bała się, ale chyba mniej niż z początku.
- Nie wiem o czym rozmawialiście, ale czułam jedno. Nie będzie nam łatwo.  
- Wracajmy. Odwiozę cię i wracam. Kiedy się zobaczymy?
- Chciałabym jutro, ale chyba dopiero jak Reher odjedzie.
- Nie skrzywdzi cię?  
- Nie obawiaj się. Kaunga by na to nie pozwoliła, chroni mnie, czuję to. A skoro chroni mnie z pewnością będzie i ciebie.
- Dziwne to wszystko, nie mogę dojść do siebie - powiedziałem.
- Tak, Orbe. Czy Kaunga też tak na ciebie mówiła?
- Tak. Skąd o tym wiesz?
- Wracajmy. - uśmiechnęła się tylko.
   Wskoczyliśmy na nasze rumaki. Jeszcze trochę były rozjuszone, ale po kilku chwilach zupełnie się uspokoiły. Galopowaliśmy przed siebie, zastanawiając się nad tym, co zostało przed nami odkryte.

Dojechaliśmy do zamku. Tym razem wiedziałam, że kiedy tylko mnie odwiezie, odjedzie pospiesznie do osady drwali.
   Ciężko mi było na sercu. Nie dość, że Orberis, dla którego zaczęło mocniej bić moje serce odjedzie, to następnego dnia zobaczę Rehera. A wcale moje oczy nie chciały go oglądać.                                                                                          
   W końcu, po krótkich słowa pożegnania, zobaczyłam, że piękna klacz znika w bramie, kroczy po zwodzonym moście nad sofą i w końcu zaczęła galopować w strone sciany lasu.  
    Widziałam to, bo wyjechała na zewnatrz, by chociaż jeszcze chwilę nacieszyć moje oczy jego widokiem. Kiedy ich postać przestała być widoczna, zawróciłam Obłoka i wjechałam z powrotem na dziedziniec.    

                                                     *
Nikt na całej Ziemi nie wiedział, że w momencie kiedy odczytane zostało proroctwo o jeźdźcach smoków, coś się zaczęło zmieniać. Nasza mowa. Zaczęliśmy używać języka jaki znano gdy ostatni smok, zniknął.

                                         Orberis

Pędziłem na pięknej Barri przez bór, mądra była, drogę znała. Przez gęstą pokrywę z liści, światło miesiąca ledwo przebijało. Słyszałem nawoływania wilków w oddali, klacz cwałowała szybko, ufałem jej bezgranicznie. Wreszcie ujrzałem światła wioski. Nie wszyscy mieszkańcy spali, część przesiadywała przy ognisku, gawędząc o trudach dnia minionego. Zatrzymałem klacz, zeskoczyłem z jej grzbietu i odprowadziłem czarną piękność powoli do stajni. Myślałem o Carriass, co teraz robi, czy śpi, czy równie mocno o mnie rozmyśla. Dałem siana klaczy, i wiadro z wodą czystą przed nią postawiłem. Na pożegnanie dłonią jej grzbiet pogładziłem
- Śpij i odpoczywaj, zmęczyłaś się, o piękna  – powiedziałem do niej, jak do człeka.
Nagle przy wejściu do stajni ujrzałem Meginę. W świetle pochodni jej sylwetka wydawała się cudowna. Orzechowe włosy swobodnie opadały na plecy. W jej oczach wyczekiwanie dostrzegłem.  
- Gładzisz Barri, niczym niewiastę, a i przemawiasz czule – powiedziała głosem łagodnym.
- Koń nie gorszy jest od nas. Odczuwa, rozumie, a i czułości potrzebuje.
Zbliżyła się do mnie, jakby zazdrość poczuła, a przecie o klacz co dzień tak dbałem.  
- Jeśli podobnie przyszłą wybrankę serca traktować zechcesz, najszczęśliwsza pod słońcem będzie to niewiasta. Mniemam, że czułości jej nie poskąpisz.
- Jakże bym mógł, Megino. A czemu to nie śpisz jeszcze, wszak to nocy już? - zwróciłem się do niej, zmieniając kierunek pogawędki naszej.
- Zasnąć nie potrafiłam, myśli przeróżne zmrużyć oka nie dają. Orberisie, jak księżniczka się miewa?
  Jakże wspomnieć o niej nie miała, toć wieczór i ranek przystało nam spędzić razem. Księżniczka spała w jej domostwie, a i razem z nią w łożnicy, przecie!
- Zdrową i całą do grodu dostarczyłem. Narzeczonego oczekuje, wróciłem więc do wioski, aby mogła się panienka nasza w spokoju uszykować, na spotkanie króla Rehera.
- Ponoć go nie chce za męża. Zarzekała się, że prędzej umrze, niż odda mu cnotę swoją.
- Nie dziwię się, mąż to ponoć nieprawy i rozpustny. Twój ojciec wie najlepiej, jakie władce Arpaganni grzechy na sumieniu posiada. Jednak nie mnie oceniać wybory naszej księzniczki, prosty drwal ze mnie.
Zbliżyła się do mnie, trochę niepewnie dotykając moją dłoń.  
- Dobrze prawisz, lecz o swoje wybory, tobie słuszność dbać - odrzekła, spoglądając na mnie brązowymi oczami, w których na chwilę się zagubiłem.
  Megina urodę miała niczym wiosna. Lico, a w szczególności kształty ponętne, przykuwały spojrzenia. Gdy przechodziła przez wioskę, nie jeden rzemieślnik się za nią oglądał. Raz syn piekarza dach naprawiał. A córka kowala, właśnie z pola wracała.
Chłopak na drabinie stał i mało z niej nie spadł, gdy Meginę ujrzał.  
  Jednak brązowooka szanowała się i o swe dobre imię dbała.  
Wiedziałem, iż nikt jeszcze nie poznał jej ciała.  
Zaiste czysta była, ale świadoma atutów, jakimi natura ją obdarzyła. Usta wiśniowe, nie potrzebowały mazideł, bez nich i tak przyciągały wzrok płci przeciwnej.  
- Spocząć mi czas, a i tobie również, Megino. Obmyć się pójdę jeno, kurz z drogi zmyć trzeba.
- I ja się udam na spoczynek, ręce i plecy w polu utrudziłam dziś co niemiara.
  Widziałem jak jej lico ozdobiło światło pochodni, a przeto wydała się jeszcze bardziej godna, by ją podziwiać. Wymknąłem się szybko, gdyż dziwny urok wokół siebie roztaczała.  
Musiałem pomówić z Renthinem, co dalej czynić, wszak to córka jego, a najdroższa mu była. Poza mną, jeszcze jednego kandydata posiadała, co o jej rękę starania czynił.  
   Niechętnie obmyłem się przy studni, wszakże pod wodą z rzeki lub wodospadu, wolałem. Ale gdybym się tam udał, w mroku brodzić mi by przyszło, co mi się zbytnio nie uśmiechało.  
Pajdę chleba z masłem zjadłem, wodę z dzbanka wypiłem i do snu ciało złożyłem.  
Nie zdołałem myśli jednej zebrać o frasunkach dnia dzisiejszego, gdy w sen nagły mnie zmorzył.

1Aurofantasja

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 3618 słów i 19313 znaków, zaktualizował 14 mar 2019.

3 komentarze

 
  • Almach99

    Konczy sie spokojne zycie. Odczytanie przepowiedni zapoczatkowalo nieoczekiwane wydarzenia.  

    21 mar 2019

  • AnonimS

    "Nie warto iść za uciechami ciała, bo to nie jest istota prawdziwej miłości." ....moźe nie jest ale uciechy ciała są bardzo ważne i dobrze cementują miłość. Pozdrawiam

    15 mar 2019

  • 1Aurofantasja

    @AnonimS O ile jest prawdziwa...Jakkolwiek same uciechy ciała bez miłości dużo nie dadzą.

    15 mar 2019

  • AuRoRa

    @AnonimS może tu chodziło o to bardziej, że nie zna samym początku :) uczucie potem samo rozkwita i ludzie lgną do siebie.

    18 mar 2019

  • emeryt

    @1Aurofantasja, dziękuję za kolejny, wspaniały odcinek. Tak jak zapowiadałeś, narracja zmieniła się. Mowa jakby trącąca historią, ale bardzo fajnie. Przesyłam serdeczne pozdrowienia i do następnego odcinka.

    12 mar 2019

  • AuRoRa

    @emeryt dziękujemy, dawne czasy i inna mowa :) pozdrawiamy

    18 mar 2019