Ostatni raz

Ostatni raz
Jedno z moich dawnych wypocin. Może komuś przypadnie do gustu.

  

Około godziny 6 rano zadzwonił mój budzik grający melodię „Viva la vida” Coldplaya. Prawdopodobnie jedyny miły akcent dzisiejszego dnia. Noc minęła jak każda inna, koszmary przeplatane ze snami o idealnej miłości, a następnie o zabijaniu znienawidzonych osób. Powoli zwlokłem się z łóżka i powędrowałem w stronę kuchni. Zagotowałem wodę i przygotowałem sobie kubek mojej ulubionej kawy, a następnie zrobiłem kilka kanapek. W tym czasie po domu chodzili już inni członkowie rodziny, niezbyt przejmując się moją obecnością.

Po zjedzeniu śniadania i wypiciu kawy, ubrałem się i wyszedłem z domu. Szedłem przez zaśnieżone ulice mojego miasta, synchroniczne uderzając rękami w rytm piosenek Republiki. Droga mijała mi dosyć szybko, bo nim się obejrzałem byłem już w połowie drogi. Zatrzymałem się dopiero przy torach kolejowych, żeby uniknąć zmasakrowania przez akurat jadący pociąg. Oprócz mnie, znajdował się tu elegancko ubrany młody mężczyzna w płaszczu i garniturze. Szedł w stronę jadącego pociągu, nie patrząc na nic. Zawołałem za nim, żeby się zatrzymał. Nie zareagował w żaden sposób. Zacząłem za nim biec, żeby go zatrzymać. Niestety, nie zdążyłem. Mężczyzna tuż przed moim nosem rozbryzgał się na szybie pociągu. Stałem przez krótką chwilę jak wryty. Rozglądnąłem się czy nie ma nikogo dookoła. Nie spostrzegłem jednak nikogo, ani jednej osoby. Pociąg jechał dalej, jakby kierowca nawet nie zauważył masakry, której przed chwilą byłem świadkiem. Odjechał. Na ziemi nie było widać żadnych śladów wypadku. Co jest? – krzyknąłem, gdy zauważyłem stojącego naprzeciw mnie mężczyznę, tego samego, którego śmierć przed chwilą widziałem. Stał i patrzył się na mnie przyjaźnie. Powoli wybełkotałem kilka słów zaskoczenia. On spokojnym głosem podziękował mi za uratowanie go. Nadal nie rozumiałem co właściwie przed chwilą się stało. Po chwili mężczyzny już nie było. Do ręki wcisnął mi tylko kartkę, przestrzegając, że ma szczególną moc. Dalszą drogę kontynuowałem nie słuchając już muzyki. Serce biło mi jak bokser swojego przeciwnika. Rozglądałem się dookoła, żeby zobaczyć czy nikt czasem nie idzie za mną po tym co się wydarzyło.

Do szkoły doszedłem bardzo szybko, niemalże w biegu, co nigdy mi się nie zdarza. Wszedłem do szatni i natychmiast usiadłem. Przez chwilę zbierało mi się na płacz, ale powstrzymałem się ze względu na siedzące tam osoby. Przebrałem się i z potwornym wyrazem twarzy ruszyłem w stronę klasy. Było dosyć wcześnie więc siedziała tam tylko jedna osoba. Ta jedna dziewczyna, która zawsze tam siedzi, spokojna i skulona. Tradycyjnie przywitałem się z nią. Wiedziałem co odpowie, zawsze jest tak samo, dwa te same słowa cześć-cześć. To niemal rytuał, który zawsze przebiega tak samo. Mimo iż mogłem przewidzieć każde jej słowo, kontynuowałem rozmowę, a raczej próbowałem to zrobić. Kilka standardowych pytań – co robiłaś w weekend, czy mamy jakieś sprawdziany etc. W głowie cały czas miałem wydarzenia z przed chwili. Nie pozwalało mi się to skupić i sprawiło, że prawie się popłakałem. Kontynuowałem jednak rozmowę z koleżanką. Przy niej na usta ciskały mi się zawsze te same słowa, których pomimo wielu lat, które minęły, nigdy nie wypowiedziałem.

Reszta dnia minęła raczej spokojnie, żadnych godnych uwagi wypadków. Po szkole szybko wróciłem do domu. Rzuciłem plecak i popędziłem do mojego pokoju. W domu jeszcze nikogo nie było, więc nadarzyła się w końcu okazja do wylania kilku łez. Przypomniałem sobie jednak o kartce, którą dostałem od „martwego” mężczyzny. Otworzyłem zwinięty papierek i zacząłem czytać.

  

Drogi Odbiorco

Czytasz ten list i na pewno zastanawiasz się, kim jestem. Nie odpowiem ci niestety na to pytanie, jednak zwrócę uwagę na to, że  powinieneś czytać ten list w samotności i koniecznie po cichu. Upewnij się, że jesteś sam i że nikt oprócz ciebie nie widzi, ani nie słyszy co się tutaj znajduje.

Czytający ten list od tego momentu staje się przeklęty. Zginiesz w krótkim czasie po przeczytaniu tego listu. Dam ci jednak szansę. Masz wybór między niebem a piekłem. Możesz wrócić do jednego momentu swojego życia, aby sprawić by jedna osoba stała się dzięki tobie naprawdę szczęśliwa. Musi poczuć szczerą miłość do Ciebie. Jeśli ci się to uda trafisz do raju, w przeciwnym razie, czeka cię wieczne potępienie.

  

  

  

  

  

  

  

  

  

  

  

Przez chwilę śmiałem się z tego, nie wierzyłem w ani jedno słowo, które przeczytałem. Zmieniło się to jednak, gdy do mojego pokoju wszedł „martwy” mężczyzna. Spojrzał na mnie i poczułem okropne kłucie w sercu. Kazał mi wybrać moment z mojego życia, do którego chcę się cofnąć. Do głowy nie przychodziło mi nic. Mężczyzna zaczął się niecierpliwić i jeszcze bardziej naciskał, a ja czułem coraz większy ból. W tym momencie zamknąłem oczy i wykrzyczałem, że chce się cofnąć do dzisiejszego poranka w szkole. Gdy podniosłem powieki siedziałem na ławce w szatni, na ręku widniał zegarek, na którym znajdowała się tylko jedna godzina. Spostrzegłem również, że odlicza on czas do tyłu. Wyszedłem z szatni i zacząłem w pośpiechu szukać osoby, którą mógłbym uszczęśliwić. Minąłem woźną, więc spytałem się, czy nie pomóc jej w czymś. Niestety, nie było nic do roboty, kazała mi iść zapytać w sklepiku szkolnym. Ruszyłem więc w tamtą stronę, jednak ku mojemu nieszczęściu, sklepik był zamknięty. Spojrzałem na zegarek, od mojego „powrotu” minęło 10 minut. Pobiegłem w stronę pokoju nauczycielskiego. Ten był jednak jeszcze zamknięty. Obszedłem szkołę dookoła. Minąłem tylko koleżankę z mojej klasy i kilka innych nieznanych mi osób. W tej chwili mnie olśniło. Już wiedziałem o co chodziło człowiekowi, który mnie tu przysłał. Chciał on, żebym powiedział jej co czuję. Tej jednej osobie, która zawsze była ze mną, która zawsze słuchała wszystkich moich żalów, nienawistnych gadanin i wątpliwej wartości przemów. Usiadłem więc obok niej i zacząłem rozmowę, jak gdyby nigdy nic. Spojrzałem na zegarek. 30 minut. Zastanawiałem się tylko co jej powiedzieć. Zwykłe „kocham cię, dziękuję ci” byłoby zbyt banalne, prędzej bym ją wystraszył, niż dał szczęście. Zawsze byłem nieśmiały, więc wszelkie pomysły, które przychodziły mi do głowy, były ponad moje siły. 25 minut. Zapytałem więc czy mogę ją przytulić, czytałem gdzieś, że to wzbudza zaufanie. Zgodziła się. Objąłem ją, a ona przymknęła oczy, wyglądała cudownie. 20 minut. Po tym wszystkim, siedziała z głową opartą o moje ramię. Zaczęła opowiadać mi o sobie. Nie wierzyłem w to co się działo. Dziewczyna, która przez cały czas odkąd się znamy opowiedziała mi może dwie historie ze swojego życia, właśnie zaczyna ze mną rozmawiać. Kontynuowała swoją opowieść, o tym, że niezbyt przepada za ludźmi i wydaje jej się, że jest tak też na odwrót. Wyprowadziłem ją z błędu, mówiąc że ja ją bardzo lubię. Zaczerwieniła się lekko. 10 minut. Musiałem się pospieszyć, serce kołatało, a ja czułem ból. Powiedziałem jej, że bardzo doceniam jej cierpliwość do mnie, to że znosiła mnie przez ten cały czas, że znosiła wszystkie moje wybryki, gadaniny i obelgi na wszystkich dookoła. Widać było po niej, że jest tym wszystkim zaskoczona. 7 minut. Na usta cisnęły mi się już tylko 2 słowa „kocham cię”. Ale co jeśli już ktoś inny kiedyś powiedział jej te 2 najcenniejsze na świecie słowa? Jeśli ktoś inny, zna ją lepiej niż ja i już od dawna nazywają siebie parą? Nigdy nie lubiłem tego określenia. Para to zawsze dwa, nie ma to nigdy wydźwięku miłosnego. Ale nie mogłem się teraz kierować osobistymi uprzedzeniami. 5 minut. Poczułem się, jakby serce przebił mi ostry nóż. Zachwiałem się. Dziewczyna popatrzyła na mnie i zaczęła się pytać czy wszystko w porządku. Starałem się ukryć ból i wyjąknąłem „tak, wszystko w porządku”. Nie uwierzyła mi, zaczęła się dopytywać co ze mną. 4 minuty. Nie czułem już własnego ciała. W głowie miałem tylko myśli, że straciłem 2 najcenniejsze rzeczy na świecie. Życie i miłość. Moja przyjaciółka zaczęła trząść mną, ale ja już nie mogłem się odezwać. 3 minuty. Tym razem to Ona spojrzała na zegarek. Chyba domyśliła się o co chodzi. Spytała się „dlaczego?”. Udało mi się otworzyć usta i wybełkotać „kocham… cię…”. 2 minuty. Straciłem wzrok i słuch. Nie wiedziałem już co się dzieje. W głowie miałem tylko myśli o tym jak wygląda piekło. Minuta. Co jeszcze mogę powiedzieć? Umarłem. Tak młodo, tak.… dziwnie? Nagle w mojej głowie pojawił się obraz „martwego” mężczyzny, który skinął głową w moją stronę.  Odzyskałem wzrok, słuch, władzę w ciele. Co się przed chwilą stało? Obok mnie siedziała płacząca dziewczyna. Płakała za moją śmiercią? Zależało jej na mnie? Dotknąłem jej, a ona wzdrygnęła się i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym strachu. Nagle rzuciła się na mnie i zaczęła wykrzykiwać tylko niezrozumiały bełkot. Ona naprawdę za mną tęskniła. Ona naprawdę mnie kochała.

Co teraz? Co mogę zrobić w obliczu tego? Nie zginąłem. Teraz rozumiem co chciał mi przekazać ten mężczyzna. Chciał dać mi niezastąpione uczucie. Dał mi jednak coś więcej. Raj… raj na ziemi.

TRFL

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1773 słów i 9724 znaków.

Dodaj komentarz