Ostatni z planety Carammi cz 1

Ostatni z planety Carammi cz 1                         Ostatni z planety Carammi

                                     Carriass

Jaki dzień w życiu dziewczyny jest najpiękniejszy? Prawdopodobnie większość z was odpowie bez zastanowienia : Dzień ślubu. I będzie w tym wiele prawdy, ale jest kilka ale. O ile mąż, będzie tym wybranym, jedynym i wyśnionym. Jeżeli darzy cię tym wyjątkowym uczuciem. A co jeżeli jest inaczej? Bo w końcu ile jest małżeństw z miłości? Kiedy dziewczyna ma siedemnaście lat pragnęłaby by jej luby miał kilka lat więcej, spory zasób złota i duży zamek. No cóż, moje oczekiwania nie były obiektywne. Sama mieszkałam w dużym zamku, a w skarbcu mojego ojca znajdowało się sporo złota. No tak, czas bym się przyznała. Jestem księżniczką, córką króla Armidosa IV i królowej Deerhe. Królestwo Temirdei rozciągało się od słonego morza, aż do szczytów gór Harri. Krainy pełnej złota, czerwonego metalu i żółtych skał siarki. Obfitującego w ryby ze słodkich jezior, ale głównie porośniętej lasami. Bór rósł zarówno blisko słonej wody, jak i u podnóża ostrych szczytów.  
Zamek ojca znajdował się o tydzień drogi końmi, od gór wysokich, niezdobytych i nie do przebycia dla przeciętnego śmiertelnika. W połowie drogi od ostrych szczytów, znajdowały się niższe góry, porośnięte krzewami oraz trawami. Mój ojciec sprawował władzę od dwudziestu trzech lat, czyli od śmierci dziadka, którego nie znałam, Armidosa III. Dziadek trzymał krótką ręką swoich poddanych. Za pomocą ministrów i generałów. Ojciec odziedziczył kraj mocny, a wrogowie siedzieli cicho, zarówno ci ze wschodu jak i z  zachodu. Za słonym morzem, o miesiąc drogi morskiej wielkim okrętem, leżało zaprzyjaźnione państwo Ulli.  
Tam mieszkała Deerhe. Pochodziła z ludu wysokiego, o oczach jak niebo w lecie i włosach niczym dojrzałe zboże.  
    Teraz ja miałam być gwarancją pokoju z zachodnim krajem, Arpaganni. Ojciec wiedział od swoich szpiegów, że na wschodzie urosło w siłę królestwo Hooji, ludzi o wąskich oczach i ciemnych włosach. Ich kraina była ogromna. Częściowo porośnięta lasem, przedzielona rzekami i słodkimi wodami. Wódz Hojji, Assual odmiennie niż jego przodkowie, nie zadowolił się jedynie swoją ziemią, na której rosły trawy i drzewa dające różnego rodzaju owoce. Nie wystarczały mu wzgórza, gdzie pasły się owce i kozy. Miał wszystko. Nie budował solidnych zamków jak mój ojciec i lud Arpaganni. Zadowalał się namiotami ze skór jeleni i wielkich leśnych krów, o gęstej sierści, zwanych amuh. Wełna z amuh była tak ciepła, że nawet w mroźne zimy chroniła przed ostrym wiatrem horke.  
    Czemu zatem ojciec obawiał się ludzi Hojje, a szczególnie ich władcy, Assuala? Otóż Assual szukał tajemniczego kamienia Um, który podobno miał niezwykłe własności. Jakie, tego nikt nie wiedział? A jego mędrcy i astrolodzy twierdzili, że znajduje się on właśnie gdzieś na terytorium Termirdei, królestwa mojego ojca.  

O tym wszystkim rozmyślałam stojąc na tarasie zamku, zbudowanego z granitowych bloków, który wybudował jeszcze kilkaset lat temu prapradziad Armidosa I, zwanego odważnym, Tortas Zwycięzca. Nie bardzo wiedziałam, kogo pokonał, bo o tym nikt mi nie wspominał.  
   Zamyślona obserwowałam jak słońce chyliło się ku zachodowi, skąd za kilka dni miał przybyć mój przyszły mąż. Uważałam siebie za dobrą córkę i jak do tej pory niczego nie kwestionowałam. W tym wszystkim jedna rzecz nie bardzo mi się podobała, ale tylko jedna. Wiek mojego narzeczonego. Otóż niestety był trzy lata starszy od jego wysokości, panującego z łaski bogów, Armidosa IV. Co prawda matka tłumaczyła mi, że nie jest to wielki problem, bo cóż nie robi się dla dobra ludu i ziemi. Z ludem rzadko miałam do czynienia, a co do ziemi, to znałam tylko okolice zamku. Nigdy nie widziałam ostrych gór, a słonym morzu słyszałam tylko z opowiadań matki. Odziedziczyłam po niej włosy. Oczy miałam dość nietypowe, o kolorze trawy. A na dodatek w środku tęczówki, znajdowały się trzy złote kropki. Cóż, takich oczu nie miał chyba nikt!
   Obserwowałam tarczę słoneczną jak zbliża się ku zachodowi, a niebo mieniło się barwami fioletu, różu i krwistej czerwieni. Z zadumy wyrwał mnie głos matki.  
- Wciąż lubisz zachody, córeczko?  
Wyglądała jak zwykle dostojnie, urody mogłaby jej pozazdrościć nie jedna niewiasta w moim wieku.
- Wciąż lubisz zachody słońca, córeczko? - zapytała królowa
- Tak, matko. Wiesz dokąd wędruje? Czy zasypia jak my, na noc? I dlaczego wstaje zawsze o poranku nad ziemiami Hooja?
- Nikt tego nie wie, kochanie. Astrologowie nie są co do tego zgodni.
- Rozumiem - szepnęłam.
- Czy tylko o tym rozmyślasz, Carriasso?
- Wiesz że nie, matko. - westchnęłam głęboko - O moim ślubie i o tym co ma się stać zaraz potem.
   Spojrzałam na Deerhe. Jej długie, sięgające pasa, lekko faliste włosy o barwie lnu, opadały łagodnie na plecy. Zdobił je szmaragdowy diadem, z wielkim rubinem tuż nad czołem. Miała na sobie długą, sięgającą aż do ziemi suknię z granatowego jedwabiu, wyszywanego złotymi cekinami, przez co przypominała nocne niebo w bezchmurną noc. Odwróciłam się i patrzyłam na jej delikatną, jasną twarz. Pełną godności i spokoju. Jej pierś poruszała się wolno, w rytm spokojnego oddechu. Jasne dłonie splotła na złotym pasie. Od razu dostrzegłam złoty pierścień z wielkim zielonym szmaragdem, który odziedziczyła od matki w przeddzień ślubu.
- Och, to nasz obowiązek łączyć królestwa. Ja zrobiłam to z rozkoszą. - uśmiechnęła się lekko.  
- Kochałaś ojca?
- Nie od razu, skarbie. Więc i u ciebie to się pewnie stanie po jakimś czasie.
  Spojrzałam nieco ostrzej i w tej samej chwili dostrzegłam zdziwienie na jej zwykle spokojnym licu.
- Wiesz w czym jest kłopot, matko?!
- Chodzi ci o wiek? Armidos też jest ode mnie starszy - rzekła niepewnie.
- Ojciec ma trzy wiosny więcej od ciebie, a książę Arpogonni, Renher jest starszy od ojca o trzy lata! Jakże mam na niego spojrzeć, jak na swego lubego?
- To dla dobra Termirdei, skarbie. Jest podobno przystojny i ...
- To czemu siostra twoja, a moja ciotka, księżna Uspille, nie weźmie go za męża?  
- Chciał ciebie, córko...
- Ach tak! Dla dobra ziemi i ludu, chcecie mnie oddać temu zimnemu draniowi! Sądzisz, że nic o nim nie wiem? Ile młodych chłopek uwiódł ten zbereźnik! Nie macie serca, by oddawać mnie w ręce takiego człowieka!
- Carriass, zabraniam ci tak mówić! Oby ojciec się nie dowiedział co myślisz, pęknie mu serce! Tak już jest, ale nie wszyscy mężczyźni mają przed żoną inne kobiety. Ja byłam pierwszą, twojego ojca.
- A czy ja nie zasługuję na podobne traktowanie? Powiedz mi, matko?
Zmieszana spojrzała na mnie, dając mi do zrozumienia, że jest w tej materii bezsilna.  
- Przykro mi, już postanowione.
    
Nie wiem co we mnie wstąpiło. Jak wspomniałam, do tej pory byłam grzeczną córeczką mamusi i tatusia.
- Skoro mam brać za męża starego dziada, to przynajmniej, tak jak on zabawię się przed ślubem i nie dam mu tej satysfakcji, że zobaczy krew na prześcieradle po nocy poślubnej!  
   W jednej chwili zerwałam różową suknię z atłasu i pognałam jak szalona po kamiennej podłodze. Zawsze nosiłam jako bieliznę cienkie jedwabne porteczki i bluzkę ze zwiewnego jedwabiu.  
   Zanim zaskoczona królowa zdołała wydobyć głos, byłam już na dole. Wpadłam do stajni i wskoczyłam na mojego białego rumaka. Nie miałam czasu zakładać siodła. Zdołałam tylko sięgnąć po skórę z baranka. Rzuciłam ją na grzbiet Obłoku i pognałam przez zamkowy dziedziniec. Zwodzony most podnoszono o zmroku. Przy bramie stała dwójka strażników.
- Co się stało, jaśnie pani? - zapytał jeden z nich.  
- Chcę dogonić słońce, nie zamykajcie bramy. Wrócę niebawem.
- Potrzebujesz pani eskorty, zaraz pojedzie z tobą szóstka konnych.  
- O ile mnie dogonią, Kahirisie.
   Nie słyszałam co powiedział, bo stukot kopyt o most, zagłuszył wszystko.  
- Galopuj ile masz sił. Nie chcę dać satysfakcji temu staremu capowi.
   Obłok chyba zrozumiał, bo pędził, jakby nie dotykał ziemi. Miałam dobrą milę do ściany lasu. Nie myślałam o wilkach i o panującej ciemności. Nieraz widziałam dym unoszący się ze środka boru. Mieszkali tam ludzie, którzy wycinali las dla króla. Nie myślałam o tym co robię. Moim ciałem zawładnęła adrenalina.

Tymczasem Deerhe zawiadomiła króla, a on swoich żołnierzy.  
- Jak mogłeś puścić księżniczkę, Kahirisie? - zapytał zatroskany władca.
- Nie złamałem prawa. Czyż nie głosi ono, że dowódca straży nie może zatrzymywać nigdy króla lub jego najbliższej rodziny?
Król spojrzał na niego wymownym wzrokiem, aż struchlał, dodając pewnym siebie tonem.
- Przyprowadzę ją panie. Nie zawiodę Waszej Wysokości.  
    Po chwili gnał wraz z szóstką uzbrojonych ludzi, w kierunku ściany lasu, nie obawiając się nadciągającego mroku.  

                                                                   Orberis

Wyprostowałem zbolałe po pracy plecy. Poczułem zapach pieczonego mięsa, dolatujący ze środka polany. To moja zapłata za dzień pracy. Ale zanim zaspokoi się głód, warto obmyć ciało w pobliskim wodospadzie. Powinienem zdążyć przed zachodem. Ojciec i bracia pewnie zostawią dla mnie pieczenie, a siostry zadbają, bym zjadł kilka ziemniaków i gotowanej fasoli z marchewką. No, a potem wypiję puchar dobrego wina. A po posiłku, pod rozgwieżdżonym niebem w końcu dogadam się z Meginą. Widziałem ją raz przy wodospadzie Umgar. Miała piękne orzechowe włosy i brązowe oczy. Zachwyciłem się jej urodą. Mój ojciec ma lada dzień wyprosić o nią u jej ojca, Renthina. Ten kowal mnie lubił, a ja nie raz pomagałem mu w pracy. W naszej osadzie mieliśmy wszystko co potrzeba do życia. Trochę pola, na którym uprawiano jarzyny i sad pełen dorodnych owoców. Krowy dawały przepyszne mleko. Mięso zdobywaliśmy z tego co upolowaliśmy. Jedynie mąkę braliśmy z pobliskiego młyna, a wody mieliśmy w bród prosto z rzeki, która kończyła się nad wodospadem Umgar. Dla wygody wybudowaliśmy kilka studni, aby ciągle nie dźwigać wody z wodospadu. Co było ciekawe, woda spadała z wysokości czterdziestu kilku stóp i tworzyła małe jeziorko, ale nikt nie miał pojęcia gdzie wpływała, jakby znikała gdzieś głęboko pod powierzchnią ziemi. Mieliśmy swoją ziemię i pracę,  za którą otrzymywaliśmy zapłatę w postaci miedzianych monet. W większości chłopcy brali sobie żony z okolicznych wsi. Rzadziej ze swojej grupy. Zanim poważnie pomyślałem o Meginie, wypytałem się jej ojca, Renthina, czy aby nie mamy wspólnych przodków. Wielki kowal tylko się uśmiechnął.
- Nie trap się Orberisie. Korzenie twojej rodziny nie krzyżują się z moją. O to możesz być spokojny.

Teraz właśnie zmierzałem do kuźni, ale nie po to aby zobaczyć Meginę. Chciałem pożyczyć klacz, od jej ojca. Czarną jak smoła, Barri. Chyba lubiła mnie, tak wywnioskowałem, gdyż czasem skubała delikatnie moje włosy.  
- Co tam Orbe - zapytał kowal, nie odkładając młota.
- Jeszcze pracujecie, Renthinie.  
- Zaraz kończę. Co cię sprowadza.? Chcesz porozmawiać z Meginą? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie dzisiaj. Chciałem pożyczyć Barri. Chcę pojechać nad wodospad. Ja się wykapię, a ona napije.
- I ja wiem, że Barri cię lubi. A może i więcej. Ma dwa lata, a nie chce kawalera - zaczął się śmiać.
- To dziwne! Słyszałem, że poza mną, tylko ty Renthinie, ją dosiadasz?
- Tak. Nikomu innemu nie pozwala do siebie podejść. To nie jest koń do pracy, muszę kupić parę mułów. A co do Meginy, to nie zwlekaj za długo. Widziałem, że i Cole na nią spogląda łapczywym wzrokiem. Nie mam nic do niego, ale wole oddać ją właśnie tobie. A i wiem od jej matki, że córka moja i za tobą patrzy.
  Kilka myśli przeleciało mi przez głowę, przywołałem w pamięci jej powabne lico.  
- Po niedzieli oficjalnie o nią poproszę – powiedziałem stanowczo.
- A co ty wywodzisz się z wyższych stanów, żeby tak oficjalnie? - zaśmiał się szczerze kowal.
- Nie, żeby aż tak. Ale chcę byś nie myślał, że jeno mi amory w głowię. To co oficjalne, ma większą moc.
- Tak, to prawda, ale i tak nie zawsze idzie po naszej myśli - przez jego ogorzałą twarz, przebiegł grymas bólu.
- Co wam, Renthinie? - zapytałem zatroskany.
- Nic, chłopcze. To tylko wspomnienia. Bierz Barri i przyjedź przed ciemnością. Wiesz, że tu wilków pełne watahy.
- Tak, ale wilki mi nie straszne.
- Boś młody i głupi. To mądre stworzenia. Robią wszystko dla stada. A ty choćbyś miał broń to i tak nie dasz rady gdybyś spotkał szóstkę. Co prawda masz siłę w młodym ciele, ale to nie wystarczy, one sprytne szelmy.
- Nie na takiego mocarza jak ty, Renthinie - rzekłem z podziwem.
- W naszej grupie, prawda. Chociaż nie wiele mi ustępujesz. Jest jeden siłacz, któremu nie sprostałbym.  
- O! Nic o tym nie wiedziałem. Któż to taki?
   Mąż zamyślił się, odkładając na chwilę młot.
- Słyszałeś, że król córkę za maż wydaje?
- Coś mi się obiło o uszy. Co nam maluczkim do tego.
- Tak. Oddaje ją właśnie temu, o którym mówię. Królowi Arpaganni. A wszystko po to by wzmocnić Termirdee przed szalonym panem Hooji, Assualem.
- Nic o tym nie wiem. Powiesz mi potem, drogi Renthinie. Bo wieczór za pasem, a chciałem obmyć ciało w wodospadzie.
- No to jedź i wracaj zdrowo. - odparł wracając do miarowych uderzeń młotem.
  Poszedłem do stajni, gdzie stała samotnie Barri. Nie mogłem widzieć, że Renthin za mną patrzy. Czarna klacz musiała mnie wyczuć, bo zaczęła poruszać nerwowo nozdrzami. Piękna była, smukła, o lśniącej sierści. Chyba tylko Megina miała zgrabniejsze ciało, chociaż ciężko porównywać urodę klaczy z kobietą. Kiedyś to powiedziałem i dlatego jej ojciec tak zażartował. Renthin myślał by złączyć Barri z jakimś dobrym ogierem.  
Pogładziłem jej cudny łeb, a ona odwzajemniła się inną pieszczotą. Przejechała pyskiem po mojej twarzy, poczułem aksamitną sierść muskającą mój policzek.
- Jedziemy, Barri. Tam gdzie lubisz.
   Zarżała radośnie, wskoczyłem na jej grzbiet bez obaw. Czasem ojciec Meginy zakładał jej siodło, ale klacz nie za bardzo je lubiła. Zawsze jeździłem na niej, na oklep. Pomyślałem o wilkach, o księżniczce, a także o mocarzu z dalekiej krainy. Nie znałem jego imienia. Czy to być może, że ktoś mógłby mieć więcej siły niż Renthin? Łamał stalowe podkowy, jak suche patyki. Władał mieczem i potrafił celnie strzelać z kuszy i łuku. Rzucał toporem i dzidą z precyzją godną mistrza. W zeszłym roku uratował trójkę drwali, podczas  polowania. Zranili wielkiego niedźwiedzia. Gdyby nie on, zwierz rozszarpałby ich na strzępy. Z piętnastu yardów trafił wielkiego na dziesięć stóp samca. W samo serce, ostrą dzidą, a znalazł się na polanie nie wiadomo skąd, bo wcale nie zamierzał polować.  
   Rozmyślałem o tym, a Barri niosła mnie lekko.  
Do jeziorka i wodospadu prowadziła udeptana ścieżka. Momentami las był bardzo gęsty, w innym zaś miejscu można było jechać nawet dwójką koni. Do zmroku brakowało jednej straży (około dwóch godzin), a więc nie musiałem się tak bardzo spieszyć.  
Lubiłem to miejsce. Reszta młodych i starych nie chciała tu przyjeżdżać, woleli obmyć się koło studni. Ale co to za mycie? Tylko górę? Ja lubiłem popływać.
Koło wodospadu czułem się inaczej. Zawsze odczuwałem tam coś dziwnego, nieodgadnionego. Renthin mówił, że jestem inny niż wszyscy, ale nigdy nie powiedział co ma na myśli. Liczyłem dwadzieścia wiosen i czas było założyć rodzinę. Ludzie w wiosce mawiali, że natura obdarzyła mnie krzepkim ciałem, którego można pozazdrościć. Ja tak nie sądziłem. Wielu w naszej grupie posiadało dobrze rozwinięte ciała i piękne oblicza. Miałem brązowe oczy i czarne włosy jak większość mężczyzn. Osadę zamieszkiwało kilku rudych i dwóch o włosach jak zboże. Chociaż nikt nie miał takich włosów jak nasza królowa, ale ona pochodziła zza wielkiego morza. Nigdy jej nie widziałem, ale przysłuchiwałem się opowieściom o niej. Ponoć Renthin widział ją, gdy przejeżdżała z orszakiem leśnym traktem. Prawy to mąż, więc nie sposób nie dać wiary jego słowom.
   Już z daleka usłyszałem szum spadającej wody. Kryształowo czystej i o zapachu przyjemnym. Całą okolicę zdobiły małe pagórki, tylko tam gdzie mieliśmy osadę, teren rozciągał się w miarę płasko. Wzniesienie, z którego spływał wodospad, kończyło się naturalnym urwiskiem. Z drugiej strony wznosiło się nieco mniej stromo. Zawsze interesowało mnie, co jest za spadającą kurtyną krystalicznej wody. Bo poza oślizgłymi skałami, niczego interesującego nie ujrzałem. Coś jednak mnie przyciągało w to miejsce, jakby tam coś było. Ale ponieważ, przyjeżdżałem tu zawsze tylko się wykąpać, nie miałem czasu tego zbadać.  
- No, jesteśmy na miejscu - powiedziałem do Barri i zeskoczyłem na trawę.
  Klacz uwielbiała skubać tutejsze soczyste źdźbła, ale wyczułem, że jest spragniona. Pozwoliłem jej napić się najpierw, aby się uspokoiła. Jeziorko posiadało kamieniste dno, lecz sądziłem, że jeżeli wejdę, mogę i tak nieco zmącić wodę. Patrzyłem jak klacz pije. Gdy zaspokoiła pragnienie, zaczęła skubać trawę. Zdjąłem powoli odzienie, spodnie z mocnej konopi i bluzę z bawełnianej, białej tkaniny. Przepłukałem zakurzone rzeczy i zawiesiłem na gałęzi, by ostatnie promienie letniego dnia, mogły je wysuszyć. Znałem jeziorko. Tu gdzie stałem, schodziło łagodnie, dopiero kilkanaście yardów dalej, można było spokojnie wskoczyć. Wziąłem do ręki spodnie i przybliżyłem je do nosa.
- Czas chyba przeprać, pomyślałem.
Zrobiłem to po czym założyłem wilgotne na gołe ciało. Odszedłem kilkanaście kroków i wykonałem skok. Woda była orzeźwiająca, ale po kilku chwilach nie czułem już zimna.        

Kilka lat temu obserwowałem żabę i nauczyłem się od niej ruchów.  
  Dopłynąłem kilka razy do ściany wody. Pływałem długo. Pomyślałem, że mam dzisiaj trochę więcej czasu niż zwykle. Podpłynąłem z boku i dotarłem do litej skały. Woda spadała około dwóch yardów od granitu. Dostrzegłem szczelinę. Czy sięgała głęboko? Z całą pewnością nie zdołałbym się tam przecisnąć. Sam pomysł zbadania tego miejsca zdawał się niedorzeczny. Z pewnością było tam głęboko. Można by wpłynąć wąską łódką, ale co dalej? Skała była oślizła, a szczelina znajdowała się na wysokości dziesięciu stóp od wzburzonej wody.
- Co mnie tak korci? - powiedziałem cicho do siebie.  
Dopłynąłem do brzegu i wygramoliłem się po śliskich kamieniach. Usiadłem na trawie i patrzyłem na spadającą wodę, która szumiała cicho.
Ki diabeł, pomyślałem. Coś wyraźnie mnie ciągnęło do tego miejsca. Wskoczyłem jeszcze raz i podpłynąłem do kurtyny spadającej wody. Czułem jakby coś wkładało mi obce myśli do głowy. I wiedziałem co mam zrobić, ale ogarnął mnie lekki strach. I to było dziwne, bo niczego do tej pory się nie bałem. Jednak nieodgadnione stało się silniejsze ode mnie. Zaczerpnąłem spory haust powietrza i zanurkowałem. Musiałem zejść niżej, niż spadająca i spieniona woda. Czułem jak coś zatyka mi uszy. Ominąłem bąble powietrza pomieszane z wodą i podpłynąłem jeszcze niżej. Poczułem jak dziwny prąd, ściąga mnie w kierunku skały. Dostrzegłem sporą jamę. Mogła mieć dobre piętnaście yardów. Ostatkiem sił odpłynąłem bezpiecznie od tego miejsca i wypłynąłem na powierzchnię. Znów znajdowałem się na brzegu jeziorka. Musiałem spokojnie pomyśleć, a do tego potrzebowałem usiąść. A więc tam wpływała woda! Podwodna rzeka? Tylko dokąd płynęła? Nadal czułem nieodpartą chęć poddania się jej nurtowi. Ale co będzie, jeżeli nie będę miał gdzie nabrać powietrza? Zginę!  
   Nie chciałem umierać, o nie! Miałem zdrowie, lubiłem Renthina, a jeszcze bardziej jego córkę, chciałem prosić o jej rękę. Przejechałem dłonią po odzieniu, było prawie suche.  
- Czas wracać, Barri - zawołałem.
   Klacz odwróciła swój piękny łeb w moim kierunku i zarżała miło. I wówczas usłyszałem głos.
- Płyń tam, nie zginiesz, Orberisie! - odezwał się wyraźny, kobiecy głos.
   Wszystkie włosy stanęły mi dęba. Przez chwilkę czułem niepokój. Co prawda gadano o duchach, zwidach i innych stworach, ale ja nie dawałem temu wiary. Gdybym wypił wina albo sporo piwa i to usłyszał, sądziłbym, że to pijacki zwid. Ale tak?! Zajęło mi kilka dobrych chwil, zanim całkiem się uspokoiłem.
- Ki czort - szepnąłem cicho.  
  Lubiłem to miejsce, ale uczucie, które miałem teraz, nie należało do najrozkoszniejszych. I kiedy już byłem skłonny uwierzyć, że mi się przewidziało, znów usłyszałem czyjś głos.  
- Chodź do mnie!
  Ten sam, miły i tajemniczy. Powiedziałbym, że nawet rozkoszny. Poczułem strach, ale daleko mniejszy niż poprzednio.  
Co miałem zrobić? A jeśli to jakaś nimfa wodna? Może mnie chce zwabić abym umarł? Co prawda raz tylko słyszałem, że takie coś się jawi, ale wiary nie dawałem.  
Zacząłem myśleć, ale zamiast rozumu, zawierzyłem mojemu sercu. Wierzyłem temu głosowi! Czemu? Nie miałem pojęcia. Coś lub ktoś chciał abym tam popłynął. W jakimś celu? Tego nie potrafiłem odgadnąć. I ten głos! Mógłbym powiedzieć o nim tylko Renthinowi, a i tak nie miałbym pewności, że mi uwierzy. A co jeżeli uzna mnie za nawiedzonego i nie da mi Meriny za małżonkę?  
Postanowiłem zachować to w tajemnicy. Siedziałem napięty i nadsłuchiwałem. W tej chwili chciałem usłyszeć ten głos! Ale uparcie trwała cisza. Nie licząc ptaków. Ale właśnie! Nie słyszałem ich. Ani dzisiaj, ani nigdy! Uświadomiłem sobie to dopiero teraz. Miałem dobry słuch, i mimo szumu wody, usłyszałbym je gdyby śpiewały. A pełno ich było w całym lesie. To dlaczego nie tu?!
Podszedłem do klaczy.
- Słuchaj Barri. Muszę coś zrobić. Jeżeli nie przyjdę z powrotem, wracaj do domu. Drogę znasz.  
  Spojrzała na mnie tak rozumnie. Przybliżyła delikatnie głowę i skubnęła mnie za włosy. Subtelnie.
- Rozumiesz? Jesteś mądra, chyba rozumiesz.  
  Pocałowałem jej głowę, trochę nad oczami. Pogładziłem szyję. Zwierzęta rozumiały więcej niż nam się zdawało, a ja widziałem to w jej mądrych oczach.  
- Idę. Mam nadzieję, że wrócę.
  Po chwili wskoczyłem do wody.

* Obrazek przedstawia, podobny jak w opowiadaniu wodospad. Diabelski kocioł jest wodospadem w amerykańskim stanie Minnesota, a znajduje się on w parku narodowym Judge Magney. Woda wpada do drugiego jeziorka i .... nie wiadomo gdzie wypływa. Jak do tej pory naukowcy nie wyjaśnili tego zjawiska. Mają przypuszczenia... Przedstawiono go w amerykańskim horrorze, Jennifer body.

1Aurofantasja

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 4340 słów i 23131 znaków, zaktualizował 27 lut 2019.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik Duygu

    Uhuhu, bardzo długa ta część. Zaczyna się ciekawie, błędów było mało, więc gratuluję! Nie przepadam za fantasy, ale widzę tu moje klimaty (patrz "Miłość..."  :lmao: ) Będę czytać dalej  :przytul: Powodzenia i weny życzę!

    1 kwi 2019

  • Użytkownik 1Aurofantasja

    @Duygu Dzięki, Duygu. Postaramy się cie nie zawieść. Tu będzie całe mnóstwo miłosnych wątków.  :yahoo:

    2 kwi 2019

  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę podoba mi się

    30 mar 2019

  • Użytkownik 1Aurofantasja

    @Margerita To się bardzo cieszymy. Mamy nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)

    31 mar 2019

  • Użytkownik emeryt

    Ten odcinek już przeczytałem wcześniej, lecz i tak przeczytałem go ponownie. Opowiadanie zapowiada się dosyć ciekawie. Oboje, jako współtworzący je Autorzy macie swój ciekawy dorobek. Mnie zaś ciekawi jak to wpłynie na waszą wspólną pracę? Przesyłam pozdrowienia i czekam na kolejne odcinki.

    1 mar 2019

  • Użytkownik AuRoRa

    @emeryt dzięki w imieniu swoim i współautora :)

    12 mar 2019

  • Użytkownik AnonimS

    Bardzo ciekawie się zapowiada. Kapryśna ksiezniczka, i prosty chlopak z ludu. :). Pozdrawiam Autorów

    1 mar 2019

  • Użytkownik AuRoRa

    @AnonimS dzięki, że tu zaglądasz i czytasz :)

    12 mar 2019

  • Użytkownik AnonimS

    @AuRoRa bo to Wasz ciekawy projekt

    12 mar 2019

  • Użytkownik Kmicic

    Ten Hooji ze skośnymi oczami, naszły
    mnie skojarzenia z japońskim klanem Hojo.  
    Aj ciekawie nie powiem, księżniczka ma problem bo wszystko postanowione. Chociaż robić coś takiego dla dobra państwa? O ile on może być starszy? O 40 szacuje, tylko czy księżniczka uciekła na krótko czy na dłużej? Przekonany się.  
    Fajnie się czyta, jestem ciekaw jak to się dalej potoczy.  
    Dziękuję wam za dodanie tego rozdziału, oczywiście liczę na więcej i powodzenia. Dużo weny ;)

    27 lut 2019

  • Użytkownik Kmicic

    @KontoUsunięte Polało się duuuużo krwi?  :D

    27 lut 2019

  • Użytkownik Kmicic

    @KontoUsunięte Wyczekuję wojny.

    27 lut 2019

  • Użytkownik Kmicic

    @KontoUsunięte Oczywiście że w opowiadaniach, nie sugeruje nic innego. Po prostu ja lubię czytać o tego typu wydarzeniach. A księżniczka uciekła z zamku więc ja już sam sobie układam wersję i fantazjuję co będzie dalej.
    Z białym i czarnym nie do końca rozumiem.

    27 lut 2019

  • Użytkownik Almach99

    Zapowiada Sie calkiem ciekawa historia. Z jednej strony uciekajaca ksiezniczka, a z drugiej strony mlody drwal (ktory najprawdopodobniej jest kims innym w rzeczywistosci).  
    I jak Na razie 2 bohaterow jest Na zyciowym zakrecie

    27 lut 2019