Ostatni z planety Carammi cz 17

Drwal na chłodnym mchu się ocknął, chłód go ogarnął. Rozejrzał się, znajdował się na lasu skraju, blisko łąki. Na wzniesieniu Kaunga stała, a jej zielone łuski w porannym słońcu pobłyskiwały. Podbiegł do smoczycy, zafrasowany. Łeb ku niemu skierowała, a on wdrapał się do pysku starając się być delikatny.  
- Spójrz Orberisie, w oddali armia się zbliża.
- W istocie, herb Arpaganni dzierżą. Czyżby kroczyli po naszych ziemiach jak u siebie się czując?
- Wojna, to nas czeka.
- Wznieś się w powietrze, chcę zobaczyć ilu zbrojnych ku nam wysłał.
Kaunga skrzydłami zamachała, aż kurz się rozniósł po polu. Zrobili sporą rundę w pobliżu wrogich oddziałów, ale na tyle wysoko, aby się nie zainteresowali smokiem. Wtem Orberis ujrzał innych ludzi, którzy zmierzali od strony ziem Hojji.  
- Kaungo, jakże to? Trzeba ostrzec króla.
- Wyląduję tuż za zamkiem, przy jeziorku, a ty sam tam się udasz. Nie chcę się ujawniać za wczasu.
- Wedle życzenia.
Jak tylko smoczyca przyspieszyła lotu, drwal poczuł przenikliwe zimno, pomimo świećacego słońca. Z oddali ciemne chmury przybywały, jakby z gór je niosło. O Carriass sobie przypomniał i za serce się złapał. Zostawił ją samą, słuchając Kaungi, a przecie przysięgał księżniczki bronić. Wylądowali przy wodzie, a ogromna towarzyszka między drzewami chować się poczęła.  
- Dokąd to?
- Zaczekam na ciebie, biegnij do króla. Jakby kto ci groził, zawołaj mnie, a przybędę.
- Kaungo, a co z księżniczką? Czujesz ją?
- Żyje, tyle ci wystarczy wiedzieć.
- A Errangea, czy przychylny jej?
Smoczyca oczy na chwilę przymknęła, powiedzieć prawdy młodemu kawalerowi nie mogła. Wiedziała jakby zareagował, więc wypuściła tylko gorące powietrze, owiewając go falą.  
- Nie frasuj się, nie czas na to. Mój jeźdźcu, idź, króla ostrzec.
  Orberis przestał dociekać, tylko brzegiem jeziorka do zamku biegł. Niebawem fosę ujrzał, silny był na tyle, aby po zboczu się wspiąć na górę. Gdy znalazł się przed zwodzonym mostem, rycerze mu drogę zagrodzili.  
- Stać! Dokąd to?
- Prowadź do króla, żywo! Dwie armie tu zmierzają.
- Dwie? Co za głupoty prawisz, kmiotku?
- Prawda to, tak jak to, że tu koło was stoję, na własne życie przysięgam.
- Straże! Pod eskortą do króla prowadzić! - zakrzyknął jeden z mężów odziany w zbroję - Jak się okaże, że łże jak pies, król go wynagrodzi chłostą.
  Zaprowadzili go przez korytarze pod komnatę, gdzie król gości przyjmował. Zaanonsowali go, wpadł do środka zdenerwowany, chciał mówić o tym co po drodze zauważył, ale osłupiał. Koło króla, Assual siedział we własnej osobie oraz młoda skośnooka niewiasta, w skóry zwierzęce odziana.  
- Kto śmie mi przerywać pertraktacje?!
- Panie, wybacz mi śmiałość. Prosty człek ze mnie, ale w niebezpieczeństwie twe królestwo.
- Widziałem cię, ty ten drwal, co moja córkę uratował. Co chcesz mi rzec?
- Dwie armie kroczą z obu stron na nasze ziemie Termidei.
- Wiem to, wszak królem jestem. Królestwo Hojji pomoc nam obiecało, sam król Assual mi to przysiągł. Jego armia się zbliża, posiłki przysyłając, a z drugiej strony wojska Rehera bieżą.
Orberis nie wierzył, że dziki lud Hojji nagle pomoc oferuje. Słyszał o nich straszne historie od Renthina. Nie pasowało mu, gdyż kowal znał układy, nie okłamałby go. Spojrzał na urodziwą ksieżniczkę, dobrze zbudowaną, mającą figurę smukłą, ale siła od niej biła. Pierwszy raz widział takie dziwne oczy, niczym zmrużone od słońca ostrego.  
- Wyprowadzić go! Przeszkadza mi! - rozkazał do swych ludzi, król.
Strażnicy bez łagodności jakiej, wyrzucili Orberisa z zamku. Szybko do smoczycy zaczął zmierzać, aby wieści przekazać. Spała pod lasem, zwinięta w kłębek.  
- Kaungo! Do mej wioski zabierz.
- Orberisie, co się stało?
- Król Armidos z Assualem się zbratał, boję się o moją rodzinę.
Przeciągnęła się, aż drwal odsunął się, aby ogonem nie oberwać rosłym. Wznieśli się w powietrze i lecieć zaczęli, kierujac się ponad korony drzew.  
- Widziałem jak król ufa temu dzikiemu władcy, ale ja mu nie wierzę, jakby coś mnie we wnętrzu ostrzegało.
- Armidos cię nie posłucha, wiem to.
- Oni nie wyglądali przyjacielsko, Kaungo, doradź coś.
- Z Renthinem porozmawiaj, on człek mądry.
- A ty? Nic mi nie rzekniesz?
- Wstawię się za wami, ale jeszcze nie teraz, król sam swój błąd pojąć musi.
Wznieśli się, niebawem wśród obłoków się unosząc. Chciał z kowalem pomówić, o Assualu się czego dowiedzieć.  

Deerhe wraz z Renthinem i przybocznymi żołnierzami przez leśne ostępy do stolicy Termidei zmierzali. Nie świadomi tego, co działo się wokół. Jedyne co im myśli zaprzątało, to ich ostatnie figle, w wiosce i przy wodospadzie. Kowal spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Królowa go podbudowała na duchu, kiedy o jego błękitnej krwi wspomniała. Wszak także królem być mógł, ale inne życie wybrał. Deerhe podobała mu się bardziej, niż małżonka, czego się głęboko wstydził. Bał się wzroku Armidosa, do którego teraz jechali. Serce waliło mu jak młotem, chociaż wiedział, że królowa go nie wyda. Jednak chwili uniesienia zapomnieć nie potrafił i nie chciał wcale. Droga doprowadziła ich pod zamek, pod którym kręcili się obcy wojownicy ze skośnymi oczami. Dostojna królowa przeraziła się nieco, myśląc, że podbili królestwo.  
- Mów natychmiast, co tu się wyprawia, rycerzu? - rzekła dobitnym tonem, do jednego ze swoich ludzi, co przy moście zwodzonym stał.
- Sojusznicy przybyli, królowi pomagają, przeciw Reherowi swe wojsko wysyłają.
- Prowadź mnie do małżonka mego!
Młody żołnierz kazał konie do stajni odprowadzić, a królową i Renthina prowadzić zaczął. Deerhe budziła zdziwienie wśród mijanych wojowników stepów, gdyż takich niewiast nie widywali. Rozwścieczona w duchu żona Armidosa, ledwo panowała nad sobą, widząc co się działo pod jej nieobecność. Wpadła po jego komnaty, zostawiając osłupiałego kowala wraz z rycerzem przybocznym.  
- Wytłumacz się mężu mój, chcę wyjaśnień.
- Deerhe, wreszcie wróciłaś na zamek, martwiłem się o ciebie ...
- Nie myślałeś o mnie, rację mam? Zamiast tego z tymi dzikusami pakt zawierasz?
- A ty ukochana żono, po wioskach się wozisz. Z pospulstwem przebywasz.
- Moja cierpliwość się skończyła drogi Armidosie. Wiele razy prosiłam, abyś mi czułość okazał, czas poświęcił.
- O łożnicy rozmawiamy, czy o polityce?
- Ani w jednym, ani w drugim sukcesów nie osiągnąłeś! - krzyknęła śmiało, aż w język się ugryzła.
- Co się z tobą stało? Zmieniłaś się, głos na króla podnosisz?
- Bo nie doceniasz jaki skarb miałeś koło siebie. A gwoli ścisłości, jak mogłeś pakt z Assualem zawrzeć, przecie oni nie przychylni nam są, wieści słyszałam ...
- Dość, Deerhe! Assual jest po naszej stronie, kobieta nie powinna się do polityki mieszać, postanowiłem i o dobro królestwa zabiegam.
- Przestałeś mych rad słuchać, boleję nad tym.
- Nie było cię wszak przy mnie, do siebie pretensje miej zatem.
- Nawet, żebym była, nie zmieniło by to wiele, skoro chłodem od ciebie, drogi Armidosie, wieje.  
Ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia, a wzburzenia ukryć nie potrafiła. Małżonek nie rozumiał, skąd taki nagły wybuch u Deerhe.  Koronę na głowie poprawił i usiadł na rzeźbionym krześle. Przypomniał sobie, że dawno żadnego podarku jej nie dał, nawet nie pamiętał kiedy w łożu się do siebie zbliżyli, jakby byli razem, ale osobno zarazem.  

Tymczasem na terytorium Termidei walka się wywiązała. Ludzie Assuala zbrojnie przeciwko wojsku Rehera wystąpili. Zdziwili się na taki obrót wydarzeń, gdyż władca zapewniał ich, iż to przyjaciele. Miecze szczękały, stykajac się z wprawnymi wojami ze stepów. Grad strzał leciał niczym deszcz na uzbrojonych w stal mężów przeciwnej armii. Ostre groty przebijały się przez pancerze, niczym pazury rozjuszonej bestii. Ogniste podpalane pociski miotane z bojowych machin, paliły bez litości. Wojska Rehera poczęły odwrót czynić, ale po drodze mścić się poczęli na zwykłej ludności, za swą porażkę. Wioski palili, kobiety w niewolę brali, kradli co im się nawinęło. Wtem na niebie wielki cień ujrzeli, rozpostarte niczym baldachin skrzydła czarne słońce zasłoniły. Tlące się pogorzelisko na nowo ogień strawił, Errangea zniszczenie począł czynić, cywili omijał, ale dla rycerzy sumienia nie miał. Uciekali w popłochu, bojąc się tak wielkiego monstra, które tylko z  legend i opowiastek znali. Strach padł na okolicę, ludzie poczęli biec na oślep, nie biorąc nawet ze sobą dobytku ich życia. Smok opieszale cieszył się widząc poczynione zniszczenia, jakby pogrom siły mu dodawał. Odkrywał w sobie uśpione pragnienia, które mroczna strona jego ciągnęła. Gdy zniszczył pięć wiosek i rozgonił wojska, odleciał, jakby nic się nie stało. Odnalazł Carriass, która jako Ssarriac po jego stronie była. Spojrzał na nią oczami niebieskimi jak niebo, ciesząc się widokiem jej ciała nadobnego. Nie mógł się doczekać, kiedy postać swą zmieni, gdyż jako smok nie mógł odpowiednio okazać swej namiętności.  
Śnił o tym, lecz pewności jako to prawda była, nie miał. Księżniczka do jego pyska przywarła i gładzić po delikatnej czarnej skórze poczęła.  
- Zrobiłeś to co zamierzałeś?
- Tak, postraszyłem ludzi Rehera, respektu nabrali.
- Dobrze, ten stary zbereźnik zasłużył sobie na to. Posiąść mnie chciał, wyobrażasz to sobie?
- W pył bym go zmienił.
- Ale jego kochanki go chwaliły. Ponoć wytrwały jest i nie odwraca się na drugi bok, kiedy się zaspokoi. Mówiły mi, że dwa, a czesm trzy razy je rozkosz im czynić zdoła.
- Zazdrość chcesz we mnie wzniecić, Ssairrac umiłowana? Moich możliwości nie poznałaś jeszcze, gdybym mógł udowodniłbym ci, co potrafię i jak wielką rozkosz daję.
- Zaczekam, tylko ty mnie wspierasz, ale chcę Rehera dalej zwodzić. Lubię z nim gry prowadzić.
  Smok nic nie rzekł, przecie wiedział dokładnie co na zamku króla Arpaganni, Ssairrac wyprawić chciała.
- Dobrze prawisz, on na widok kobiety głupieje, wykorzystajmy to. Świat u naszych stóp padnie, a ty moją umiłowaną na wieczność się staniesz i będziemy postrach rozniecać na ziemi.
- Lećmy do Termideii, chcę się rozmówić z królem i królową, którzy tak podle mnie potraktowali.
  Weszła po jego pysku, ocierając się o niego. Errangea prawie wybuchał, kiedy zdawał sobie sprawę, że nie może jej dotknąć, tak jakby tego pragnął. Ruszyli szybując wysoko, a wiatr owiewał ich niespokojnie, studząc jego zapał do amorów.  

Do Rehera wieść doszła, że smok jego armię zdziesiątkował, a jeszcze Assual pogrywał z nim podle. Wysłał swojego zaufanego szpiega, aby z królem stepów się skonsultował. Mężczyzna z armii w cywilne szaty się przebrał i pod przykrywką do władcy Hojji zmierzał. Dowiedział się, że wojska Assuala w zamku Termidei stacjonują. Tam skierował rumaka, aby wieści przekazać od Rehera.  
  Tymczasem w zamku Armidosa uczta się rozpoczęła. Król postawił się, aby godnie sojuszników przyjąć. Wieść o rozgonieniu ludzi wrogiej armii Arpaganii rozniosła się po okolicy. Assual za bohatera zaczął uchodzić. Nikt jednak nie wiedział, że to tylko jego gra była, bo prawdziwe zamiary znał tylko on i jego rodzona córka. Jadła do wielkiej sali naniesiono, specjalnie mięsiwa kazano upiec, aby król stepów mógł się poczuć dobrze. Renthin na ucztę nie poszedł, tylko w komnacie został, chociaż Deerhe go przekonywała. On zaś, królewskiego oblicza oglądać nie pragnął. Za Assuala obliczem również nie tęsknił, gdyż spodziewał się, jak to podstępny strateg z niego. Nie ufał mu, wiedząc do czego zdolny potrafił być dawniej. Deerhe siedząc po prawicy króla, popijała z kielicha napoju ożywczego i co chwila na Ochir – Saran ukradkiem spoglądała. Księżniczka w ręce kawał mięsiwa brała, a ono znikało tak szybko, jakby od dawna nic w ustach nie miała. Żona Armidosa dobrych manier uczona, nie mogła patrzeć na prymitywów goszczących w jej murach.  
- Zostańcie u nas jak długo chcecie – rzekł Armidos do Assuala.
- Na razie zostaniemy, ale prośbę mam. Ochir - Saran chce w lasy wasze wyruszyć.
- Niech rusza kiedy zechce, może czuć się jak u siebie, nikt jej nie skrzywdzi.
- A spróbowałby tylko – zaśmiała się głośno księżniczka.
- Ona nie boi się nawet tygrysa.
- To nie to samo, co moja Carriass, ona delikatna.
- Wasz lud źle wychowuje niewiasty, unikają pracy, stroją się jeno, a przeżyć w trudnosci nie potrafią, ani bić się o swoje, tudzież.
- Bo u nas to mąż ma obowiązek bezpieczeństwo niewiaście zapewnić - wtrąciła się królowa, o włosach złotych jak zboże dojrzałe.
- Ochir - Saran to by i męża obroniła - ryknął śmiechem Assual, aż jego ludzie wtórować mu zaczęli.
- Pokażę co potrafię, podajcie mi lancę.
Smukła ksieżniczka o skośnych oczach, w odzieniu ze skór zwierzęcych, na środek sali wyszła. Ubranie ruchów jej nie krępowało, a jeno ukazywało jej atuty i wyćwiczone w walce ciało. Prężąc się niczym łania zaczęła skocznie drygać, ostrą lancą wymachując.  
- Bębny, niech kto rytm doda - zarządała.
Jeden z wojowników wydobył instrumenty ich regiomalne i począł w nie uderzać rytmicznie. Księżniczka ruchy miała szybkie, udawała, że ze zwierzem dzikim walczy. Assual patrzył na nią z dumą, ale i podobać mu się to zaczęło. Jego chytry plan wciąż jeszcze do skutku nie doszedł.       Oklaski roznosiły się po dostojnej sali, gdy dziewczyna salta w powietrzu poczęła robić. Armidos pierwszy raz coś podobnego widział, pomyślał nawet, że nie mógłby tak córki własnej ujrzeć. Włosy jej długie, często, razem z jej ruchami falowały, tańcząc niczym dzikie zwierzęta godowy taniec. Gdy skończyła przed zebranymi padła, kłaniając się. Nie jeden z ludzi ludu Hojji chciałby taką za żonę pojąć, ale bali się władcy jak ognia, a i księżniczki nie mniej.  
- Wspaniale, cudownie! - chwalił występ Armidos.
- Rada jestem, Carriass tak naucz panie - zażartowała niewiasta ze stepów.
- Nie, ona tańczy zgoła inaczej, szkoda, że jej nie widzieliście.
Assual obserwował córkę, jej kunszt podziwiając. Wyczerpana wychyliła kielich napitku, a że późno było, zaczęła się robić senna.  
- Spać mi się chce - oznajmiła.
- Idź, zmęczona jesteś.
  Wieczerza końca dobiegała, Deerhe też wcześniej się skierowała do komnaty. Z Renthinem zobaczyć się pragnęła, gdyż rozpierały ją żądze. Wiedziała, że król zaraz spać pójdzie, więc wypachniła się i zamiast do komanty króla, do kowala poszła. Na jej widok obudził się przerażony.  
- Co tu robisz pani, jesteśmy w zamku twego męża!
- I co z tego, pragnę cię jeszcze bardziej, mój kowalu silny.
- Nikt cię nie widział?
- Nie, znam przejścia w zamku, dla innych, niedostępne.
Suknię zsunęła i ciało swe przed nim ukazała, aż goreć począł od środka. Czuł jej dotyk, zapach, zatracić się pragnął, ale strach go brał nie mały. Nienasycona królowa za wszystkie lata posuchy sobie teraz odbijała. Ich ciała wiły się w miłosnym uścisku, tylko ciche jęki niekontrolowane czasami się wyrywały z ust podnieconej Deerhe.  
  Król Assual udał się do swej komnaty, on też chytry plan miał, ale nikomu o nim powiedzieć nie chciał. Do córki zajrzał, jak smacznie spała, przykryta tylko cienkim nakryciem. Wyszedł z komnaty, drzwi za sobą zamykając. Myśli nieczyste mu po głowie hulały, ale jeszcze nie ten czas nadszedł, aby je w czyny zmieniać.
Armidos został jeszcze w sali, gdzie uczta się odbywała. Służba sprzątała półmiski i kielichy. Miał się udać na spoczynek, kiedy wystraszony żołnierz do niego podbiegł, ledwo łapiąc powietrze w płuca.  
- Panie ... to ... na dziedzińcu ... potwór.
  Król wybiegł szybko, przez balustradę marmurową z tarasu na plac spojrzał. Smok ogromny, czarny na dole stał, a przy nim córkę swoją ujrzał. Szaty miała kuse, niepodobna do siebie się zdawała, a jej wzrok zdawał się gromami rzucać. Errangea uniósł się do góry, kurz wzniecając wokoło. Przed obliczem króla ją zostawił. Sam odleciał ku niebiosom, robiąc się po chwili niewidzialny.  
- Carriass? Dziecko, co ci się stało?
- Nie tak na imię mam. O Carriass zapomnij, teraz to Ssairrac przed tobą stoi!
- Nie rozumiem, coś ci się pomieszało. Córeczko ...
- Chciałeś własne dziecko zbereźnikowi oddać! Kara cię za to spotka, ale nie dziś, bom łaskawa dzisiaj.
- Carriass, słońce. Opamiętaj się.
- Na oczy przejrzałam, Errangea mi wszystko powiedział, zejdź mi z drogi.
Jej długie włosy falowały, gdy szła w głąb komnat. Z matką zobaczyć się chciała, aby się przekonać, czy smok prawdę prawił o niej. U siebie jej nie było, ale spytała, czy Renthin jest na zamku, ktoś ze służby jej potwierdził i pokazał gdzie ma się udać. Wpadła do pomieszczenia jak burza i gdy ujrzała kowala i matkę, w powietrze jedynie odzianych, wrota nagle zatrzasnęła za sobą.  
- Carriass!
- Myślisz, że z tą samą naiwną grzeczną córeczką masz do czynienia? Errangea mi o tobie wszystko powiedział, ale na własne oczy przekonać się chciałam.
- Na niebiosa, dziecko, jak to się stało?
- Nie mnie spowiadać się trzeba, ale wam. To po to do wioski jeździłaś, nie w trosce o mnie?
- Księżniczko, twoja matka ... - wtrącił sie Renthin, zakrywając się pościelą.
- Nie mam matki! Jestem Ssairrac, a Carriass dawno nie ma. Errangea jest moim smokiem, a ja jeźdźcem jego. Nie powiem Armidosowi, ale kara was nie minie! Wrócę tu, ale wtedy popamiętacie mnie wszyscy, łącznie z Orberisem, który zdradził mnie równie mocno!
  Wybiegła z komnaty, a z oczu matki łzy zaczęły płynąć. Nic nie rozumiała, czemu córka tak się zmieniła, ale przypomniała sobie o smokach, o chuście i o pradawnych legendach. Czuła wstyd, ubierać się poczęła. Odnalazła Armidosa, który na dziedziniec patrzył zafrasowany.  
- Gdzie Carriass?
- Odleciała, na tym monstrum czarnym. Wielki był to smok, ogniem buchnął na odchodne. Zabrał nasze jedyne dziecko, a myśmy Rehera się bali.
- Ty się nie bałeś, to przez ciebie nasze dziecko się odmieniło.
- A ty? Gdzie byłaś przez te wszystkie dni?
Wybiegła, czując jak płonie ze wstydu od środka. Dla własnych żądzy, do tragedii dopuściła. Myślała o sobie, o własnej przyjemności i nie zauważyła co z Carriass się stało. Renthin chciał do niej podejść przytulić, ale go odepchnęła. Sama zostać chciała.  


1Aurofantasja

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 3429 słów i 18963 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Zestaw na tak.  Pozdrawiam

    19 kwi 2019

  • 1Aurofantasja

    @AnonimS Dziękujemy ;)

    20 kwi 2019

  • emeryt

    @1Aurofantasja, ten odcinek ma jednak wartką akcję. Chociaż trochę to trąci opowiadaniem dla starszych dzieci. Oczywiście zestaw cały na tak oraz serdeczne pozdrowienia.

    15 kwi 2019

  • Almach99

    @KontoUsunięte jak to trudny dla doroslych?

    16 kwi 2019