Ostatni z planety Carammi cz 4

Ostatni z planety Carammi cz 4   Carriass i Obłok                                      

Orberis.

Zastanawiałem się czym zasłużyłem na to miano. Bo byłem pewny, że i mnie miała na myśli.  
Megina się zgodziła i to z chęcią, by spać w łożu z księżniczką Carriass. Pożegnałem się za wszystkimi i wróciłem do swojej chaty. Co było najmilsze, księżniczka przytuliła również i mnie. Dobrze, że krótko.  
  Długo nie mogłem zasnąć. W końcu sen mnie zmorzył.  
Obudziłem się. Co za dziwny sen! Jeszcze kilka chwil pamiętałem jego treść, ale zaraz zapomniałem. Zjadłem jajecznice z sześciu jaj, kawał żółego sera i pomidory z cebulą. Ubrałem się w odświętne szaty. W końcu miałem jechać na zamek! Kiedy wszedłem do chaty kowala, wszyscy byli już na nogach.
- Zawsze tak późno wstajesz, Orbe? - zapytała Carriass
  Uderzyło mnie, że nazwała mnie w ten sposób. Tylko Renthin tak mnie nazywał!
- Zawsze wstaje wcześniej niż słońce. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie słyszałem koguta.
- Ja nie mogłam spać. Megina strasznie się wierciła.
   Spojrzałem na córkę kowala. Płonęła rumieńcem.
- Wybacz pani...
- Żartuję. Przecież wiesz. Tylko nie wiem czy ty się wyspałaś, bo obudziłam się z rękami na twoim torsie.  
- Jestem nawykła. Calisa też tak mnie przytula. To znaczy, że spałaś dobrze, pani?
- Cudownie. Musze częściej was odwiedzać. Ale dzisiaj czeka mnie poważna rozmowa. Tylko jak pojedziemy? Mamy dwa konie, a ma pojechać nas trójka?
- To i Orberis jedzie? - zapytała lekko zatroskana Megina.
- Tak, musimy coś sprawdzić w starych zwojach. To bardzo ważne. Magino, przejdźmy się na dwór, dobrze?
- Tak, pani.  
   Widziałem, że chciała coś powiedzieć. Miałem w sercu problem. Prawdę mówiąc obie mi się podobały. Ale wiedziałem, że Carriass jest księżniczką. Co prawda Megina też nią była, a tylko o tym nie wiedziała. Miałem przeczucie, że rozmawiają właśnie o mnie. I to było najdziwniejsze.
  Po jakimś czasie wróciły i zauważyłem, że Megina miała mniej smutną minę.  
  Ani przez chwilę nie brałem pod uwagę, że Carriass jest córką króla, a Megina, kowala. Starałem się również nie brać pod uwagę, iż księżniczka uratowała mi życie. Gdyby Megina tam się znalazła, zareagowała by identycznie.  
- Jeśli mamy jechać, to wyruszmy zaraz - odezwała się Carriass - nie chciałabym aby po mnie przyjeżdżali drugi raz.  
- Czekaliśmy na twoje przyzwolenie, pani - odezwał się Renthin.
- Prawda to, moje pochodzenie wiele komplikuje, warto by coś z tym zrobić. Chyba nie dawałam wam odczuć, że jestem kimś lepszym?  
- Nie, pani, ale lepiej nie popełnić błędu w zamku - odezwał się kowal.
- Nie wiem jak zareagują moi rodzice pod tym względem - powiedziała cicho Carriass.
  Kowal przywdział najlepsze szaty, jakie miał. Zacząłem się zastanawiać, jak musiał się czuć przez te wszystkie lata. To, o czym się dowiedziałem wczoraj wieczorem, tylko powiększyło mój szacunek do niego.  
Kiedy już byliśmy gotowi ustaliliśmy, że on pojedzie na Berri, a ja z księżniczką na Obłoku. To wyglądało na najlepsze rozwiązanie, bo koń musi znać jeźdźca.  
  Żegnała nas rodzina, zarówno Renthina jak i moja. Żywiliśmy nadzieję, że nie spotka nas nic niemiłego, ale do końca nachodziły nas wątpliwości. Ostatecznie najwięcej do powiedzenia miał król, Armidos IV.
  Ruszyliśmy kłusem, głównie ze względu na Obłoka. Carriass nie ważyła dużo, ale nie wiedzieliśmy jak zareaguje koń. Siedziała na przodzie i musiałem dla bezpieczeństwa trzymać ją w pasie. Zapytałem o to na początku i łatwo się zgodziła. Najpierw trzymała się grzywy, ale po jakimś czasie puściła ją i oparła się mocniej o mój tors. Mimo, że broniłem się przed emocjami z tym związanymi, czułem zapach jej skóry.
- Jesteś bardzo ciepły - powiedziała cicho.
- Słońce mocno grzeje, pani.
- Nie musisz się tłumaczyć. Miło mi się siedzi razem z tobą.
- Tylko co będzie, gdy twoi rodzice nas tak zobaczą, pani?
- Mało mnie to obchodzi - odrzekła szybko.
  Tak, jej nic się nie stanie, pomyślałem. Nie żebym się bał, ale czułem się niezręcznie. I nie chodziło o to, że tego nie chciałem, miałem kilka powodów. Po pierwsze Carriass była córką króla, a ja zwykłym drwalem. Drugi powód to, Megina. Niby nie obiecałem jej oficjalnie niczego, ale czułem się dziwnie w jej towarzystwie. Przecież gdybym nie poznał Carriass, prawdopodobnie zacząłbym wkrótce wspólne życie z córką drwala. Byliśmy młodzi i mieliśmy gorącą krew. Przemknęło mi tylko, czy Cole nie zechce wykorzystać tej sytuacji. Mało rozmawiałem z Meginą, ale jej ostatnie posunięcia świadczyły, że nie byłem jej obojętny. Miała rok mniej ode mnie. Obie z Carriass były urodziwe, więc miałem nad czym się zastanawiać.  
  Zbliżaliśmy się do zamku. W Termirdei znajdowało się kilka grodów, a jeszcze więcej fortec. Jak mówił czasem Renthin, król Armidos IV posiadał ponad trzydzieści tysięcy żołnierzy. Do tej pory nigdy się tym nie interesowałem, z powodu mojego pochodzenia.  

Zauważono nas,bo chwilę potem wyjechała szóstka żołnierzy, pod dowódcą tego samego rycerza, który był wczoraj wieczorm.  
- Pani - odezwał się dowódca szóstki - król zaczął się niepokoić.
- To już nie musi, bo przybyłam.
- Czy ci ludzie pomogli i zachowywali się godnie, pani?
- Tak. Ten, z którym jadę razem na koniu, uratował mi życie.
- Pani, ale czy to przystoi, abyś siedziała tak blisko poczciwego drwala?
- Nie zabieraj mi czasu na darmo. Prowadź do króla. - rozkazała księżniczka.
   Wjechaliśmy przez zwodzony most nad fosą i w końcu minęliśmy bramę. Na dziedzińcu stał król i królowa, w otoczeniu ministrów.
- Córko! - zawołał król.
Zeskoczyłem na kamienny plac i podałem dłoń księżniczce. Dostrzegłem, że Renthin również stał już na ziemi.  
- Jak mogłaś to zrobić, córko? - wyczułem troskę w jego głosie.
- Ugośćcie ich z największą uprzejmością. Ten oto dzielny drwal, Orberis, uratował mi życie.
  Matka księżniczki podeszła do mnie i przytuliła mnie serdecznie.
- Deerhe! - powiedział stanowczo król - to prosty drwal.
- Gdyby nie ten prosty człek, przywieźli by nam tylko ciało latorośli - odezwała się królowa.
  Czułem się okropnie. Czemu Carriass mi to robiła?!
- Przygotowaliśmy poczęstunek – dodała z uśmiechem królowa.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, czy się odezwać, czy lepiej nadal milczeć.
- Kim jesteś drwalu? - zapytał król, kierując swoje oblicze na kowala.
- Jestem kowalem i drwalem, nazywam się Renthin.
   Twarz króla na chwilę przyjęła dziwny wyraz.  
- Jesteś bardzo podobny do Rehera. Czyżbyś był z nim spokrewniony?
- Tak, jaśnie panie, nie mylisz się, to mój rodzony brat.
Król uniósł brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, po czym wskazał dłonią na wejście do budowli.
- Chodźmy więc. Nie godzi się tak przyjmować gości.  
  Po chwili wszyscy udaliśmy się do ogromnej sali. Nigdy nie widziałem takiego przepychu. Ściany i sufit zdobiły malowidła, okna wypełnione stały kolorowymi szkiełkami. Solidny, ogromny dębowy stół pokryty był pięknym wyszywanym obrusem. Nigdy nie widziałem tyle jadła na raz, mógłbym je jeść z całą wioską  przez tydzień. Od razu pomyślałem, że przecież Carriass powiedziała, iż nasze jedzenie jej tak bardzo smakowało. Czyżby tutejszy kucharz nie spełnił jej oczekiwań? Królowa szeptała coś z mężem. Zasiedliśmy, czując się nieswojo w tym dostojnym miejscu.

                                       Carriass

Widziałam na twarzy Orberisa zdziwienie i zachwyt, na widok sali królewskiej. Wcześniej dostrzegłem jak znowu się przeraził, kiedy wspomniałam, że to on mnie uratował.  
Przy stole siedział tylko król, królowa kowal i ja z Orberisem. Służący donosili potrawy, krzątając się tam i z powrotem, niczym na uczcie.  
- Córko, to co zrobiłaś jest karygodne. Jednak cieszymy się z królową, że wróciłaś cała i zdrowa.
- To nie moja zasługa, tylko tego młodzieńca. - dodała Carriass z uśmiechem.
- Nagroda nie ominie twojego wybawiciela, bądź tego pewna. Jednak musisz mi wyjaśnić powody swojego zachowania. Zrobisz to zaraz po poczęstunku. Chcę byś rozmawiała z nami na osobności.
- Ojcze. Nie mam żadnych tajemnic przed moimi przyjaciółmi. Proszę cię byśmy rozmawiali teraz.
Król spojrzał na córkę poważnym wzrokiem, najwyraźniej miał inne zdanie na ten temat.  
- Jak to się stało, że przez jeden wieczór, nabrałaś zaufania do nieznajomych?
- Ojcze, to wszystko co się stało, ma wielki sens. Nie chcę za męża, Rehera.
- Czemuż to? Jakie masz powody, aby odrzucać takiego dostojnika?
- Pierwszym powodem jest jego osoba. To, że jest starszy, jest drugorzędne dla mnie. Skoro wiesz kim jest mój przyjaciel Renthin, tym bardziej się dziwię, że chciałeś mnie oddać takiemu człowiekowi jak Reher. Czy nie masz sumienia, zagłuszyłeś je?
   Na twarzy ojca dostrzegłam ból, ale po chwili złagodniał.
- Córko, zgrzeszyłem. Wybacz mi. Postawiłem dobro królestwa, ponad twoje szczęście.  
  Poczułam się wzruszona. Nie spodziewałam się takich słów po władcy.  
- Jednak teraz czeka nas ciężki czas. Król Arpaganni nie zostawi twojej odmowy bez reakcji. Nie będę odwoływał jego wizyty. Może kiedy porozmawiamy na osobności, coś wskóram?
- Królu, czy mogę coś powiedzieć? Dla bezpieczeństwa mojej rodziny, proszę byś zachował dla siebie wiedzę o moim pochodzeniu. - wtrącił się Renthin.
- Tak się stanie, nie jestem głupcem, wiem jakie to niosłoby za sobą konsekwencje.
  Król zamyślił się przez chwilę.
- A co do moich żołnierzy? Czy oni wiedzą?
- To nie istotne. Brat mój, jako król nie będzie rozmawiał ze strażnikami, godność mu na to nie pozwoli.
- Ojcze. Kowal twierdzi, że gdybyś oddał mnie Reherowi, po jakimś czasie przejąłby Termidee jak zawładnął Arpaganią, a ja bym była jego niewolnicą. Nie skazałbyś mnie na taki los!  
- Tego nie przewidziałem, córko. Nie znałem go od takiej strony, mawiano o nim, jako o prawym władcy. Nie miałem powodu, aby się o ciebie martwić.  
- Nie wszystko jest prawdą. Ludzie grzeszą i kłamią  – dodała smutnym tonem księżniczka.
- Zdajesz sobie sprawę, że dane wcześniej słowo, niesie za sobą konsekwencje? Prawdopodobnie Reher po opuszczeniu naszego grodu, najedzie nas swoim wojskiem. Ratując dwoje ludzi, skarzę na śmierć, tysiące innych istnień. Czy nie żal ci tych poczciwych poddanych, którzy nie są winni?
- Dobrze więc, oddaj mnie jemu, skoro wolisz mnie poświęcić, niczym baranka - poczułam jak moje oczy stają się mokre.
- Jestem królem. Moim obowiązkiem jest chronić swój lud, ale jestem też ojcem. I jako ojciec, nie mogę pozwolić na to by owoc mojej miłości do twej matki, był nieszczęśliwy. Jaki naród by mnie szanował gdybym postąpił inaczej? Poddani mają rodziny, nie są bez uczuć.
  Podeszłam do ojca i uklękłam przed nim wzruszona.
- Dzięki ci królu … ojcze. Okazałeś mi łaskę.
- Mógłbym cię nie posłuchać, mam do tego prawo. Jednak jesteś mi droga.

- Rozmawiałam wczoraj z Renthinem i Orberisem. Przysięgli mi wierność, za cenę swojego życia. Twój naród odżył pod twoimi rządami. Wierzę, że pójdą za tobą, bo zasługujesz na szacunek.
- Tak, mój lud jest dobry, ale wojsko Rehera liczy ponad sto tysięcy mężnych zbrojnych. Nie mamy szans jeżeli ruszy na nas.
- Ojcze jest jedna sprawa, o której powinieneś jeszcze usłyszeć. Czy wiesz dlaczego król Arpaganni pragnie mnie za żonę?
- Podobno widział twoje oblicze i umiłował cię ponad życie. - bronił się król, przypominając sobie słowa Rehera.
- Kiedy widział moje oblicze? - dopytywała księżniczka, czując, że kolejny raz została pominięta w ważnej kwestii.  
- Dwa lata temu malowano twój portret, pamiętasz?
- To on zamówił ten obraz?
- Tak córko. Ponoć jest to zapisane w starych księgach, więc jak mogłem się temu sprzeciwić.  
  Popatrzyłam na Renthina i Orberisa.
- Musimy koniecznie przejrzeć te manuskrypty. To sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- O czym mówisz, córko - zainteresowała się matka.
- To łączy się z kamieniem Um.  
- Jego właśnie szuka Assual - zauważył król.
Zapanowała niezręczna cisza. Wyglądało na to, że król zrozumiał swój błąd.  
- Zjedzmy najpierw, potrawy stygną – odparła Carriass, chociaż nie odczuwała głodu.
- Dobrze, córko, ale co z tymi skryptami?
- Chcemy je zobaczyć, zaufaj mi, proszę.
- Nie jestem przekonana, nikt od wieków się nimi nie interesował. - powiedziała królowa, po czym wypiła świeży sok z kielicha.  
- Matko, w naszym zamku jest kilka płaskorzeźb smoków, prawda?
- Tak, to dość znany wizerunek. Występuje wszędzie, ale czemu o nie pytasz?
- A widziałaś kiedyś smoka? Albo znasz kogoś kto kiedykolwiek widział?
- Nie, ale w legendach wciąż są o nich wzmianki. Ponoć dawno dawno temu, żyły obok ludzi.
- Właśnie o tym chcemy poczytać w starych skryptach. Obiecuję uroczyście, że opowiem ci, czego się tam dowiedzieliśmy, ze szczegółami.
   Armidos popatrzył na mnie porozumiewawczo. Jadłam warzywną potrawkę tylko z grzeczności.
- Poślę z wami kustosza od skryptów. Znajdują się w starej części zamku. Bez obeznanego znawcy, błąkalibyście się tam wiele godzin.
- Dziękujemy.
- Zanim pójdziecie, zjedzcie coś jeszcze, nadworny kucharz natrudził się, zanim przyniesiono nam te cuda podniebienia - rzekła królowa.
- Czy możemy to zrobić, jak wrócimy? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Dobrze - odrzekła Deerhe. - Nie będę was zmuszała.
- W takim razie idziemy – rzekłam pewnym siebie głosem.
  Król skinął głową. Wstaliśmy. Wezwał kustosza i po chwili starzec o siwej brodzie stanął przed nami.
- Zwą mnie Arismatos i od pięćdziesięciu lat zajmuje się starymi księgami i papirusami. Będę służył wam radą i wiedzą.
- Dziękujemy ci, twoja pomoc jest dla nas bardzo ważna. - odparłam.
  Po chwili ruszyliśmy. Najpierw przez trzy wielkie sale, a potem po schodach na górę, aż na samą wieżę. Czułam zapach, który przypominał dawno nie wietrzone wnętrze, pełne kurzu. Przybliżyłam się do Orberisa, chcąc być blisko niego.
- Będę ci czytać, o ile będzie to napisane w języku, który znam.
- Dziękuję ci, o pani.  
  Doszliśmy do końca korytarza. Znajdowały się tam stare drzwi. Starzec wyjął wielki klucz i otworzył je. Zaskrzypiały głośno. W nozdrza uderzył zapach stęchlizny. Dostaliśmy małe pochodnie, aby oświetlać sobie drogę. Kiedy weszliśmy, Arismatos zapalił kaganki na ścianach. Znalazłam również pół tuzina świec. Dzięki temu, że przez małe okienka pod sufitem wpadało dość światła, nie musieliśmy ich wszystkich zapalać na raz.
- Czego mam szukać? - zapytał starzec.
- Najstarszych skrypt wspominających o smokach – powiedziałam stanowczo.
  Stary człowiek skierował się do końca sali. Stała tam skrzynia, wykonana z ciemnego drzewa, zbrojona dwoma grubymi miedzianymi pasami, od starości lekko pokrytymi zielonym nalotem. Z boku skrzyni wisiał klucz. Mędrzec uchylił z mozołem wieko.
- To najstarsze zwoje jakie mam - rzekł.  
   W skrzyni znajdowało się może dwa tuziny pożółkłych zwojów. Podjęłam szybką decyzję.
- Weźmy je i przejrzyjmy w mojej komnacie. Jest tam taras i pełno światła.
- Jak sobie życzysz, wasza wysokość – skłonił się staruszek.
  Po chwili cała nasza trójka wracała ze zwojami pod pachą. Doszliśmy do pomieszczenia, o którym wspominałam. Widziałam jak Orberis się rozgląda. Miałam dość duży stół na środku, resztę zwojów położyliśmy na moim łożu.
Tylko dwa zwoje napisane były w języku, którego nie znałam. Pokazałam je Renthinowi.
- Ten potrafię odczytać. Drugi stanowi dla mnie zagadkę, przykro mi.  
- To chyba język Ulli, matka będzie nam mogła pomóc.
Orberis stał nad stołem i wydał okrzyk.
- Co się stało Orbe? - zapytałam.
- Wodospad. Przypomniałem sobie.
  Oparł się ciężko o stół. Oboje z Renthinem spojrzeliśmy na niego zaciekawieni.  
- Co sobie przypomniałeś? Mów proszę. - zwróciłam się do niego.  
- Byłem w środku skały, z której spływa wodospad.
- Niebywałe, jak? - odezwał się Renthin.
- Ciężko mi to wytłumaczyć, ale to było silniejsze ode mnie.  
  Podeszłam do stołu, jakby coś mnie tam ciągnęło. Przeczytałam jeden z wersów na zwoju i poczułam ciarki.
„Tylko odważny dotrze, a wybrany będzie jeźdźcem Kaungii”
    Na papierze namalowany był smok o barwie zieleni. Co mnie poruszyło? Jego oczy. Moje oczy. Zielone źrenice z trzema złotymi punkcikami.
- Carriass, musimy tam pojechać. Wszystko pamiętam.
- Zaczekaj, co sobie przypomniałeś?
- Nie mam czasu do stracenia, to ważne.
Chwyciłam go za ramię, ciągnąc w kierunku stołu.
- Widzisz to? To moje oczy. Ten smok ma takie same, jak to może być?
   Renthin stał z boku i również był zdziwiony.
- Nie mam pojęcia, ale nikogo nie widziałem z podobnymi źrenicami, poza tobą, pani.
Widziałam jak nachyla się nad malunkiem, a potem przygląda mi się uważnie.  
- Tu jest napisane, że drugie jajo znajduje się na szczycie czarnej góry. Na południu Arpaganni ciągnie się pasmo stromych wzgórz, jak i w Termidei. Pamiętam legendę o tej górze. Bardzo ciężko na nią się wspiąć, jest to praktycznie niemożliwe, chyba że ...
  

1Aurofantasja

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 3262 słów i 17534 znaków, zaktualizował 6 mar 2019.

3 komentarze

 
  • Duygu

    Bardzo ciekawa część. Dobrze, że król kocha swoją córkę i chce dla niej jak najlepiej. Łapka w górę  :)

    29 kwi 2019

  • 1Aurofantasja

    @Duygu Dzięki Duygu.Jak ją kocha to sie jeszcze zobaczy :swoon:

    1 maj 2019

  • AnonimS

    Bardzo ciekawie się zapowiada. Lubię takie opowiesci.

    6 mar 2019

  • AuRoRa

    @AnonimS dziękujemy

    18 mar 2019

  • emeryt

    @Aurofantasja, kilka odcinków, a już zaczynasz akcję z prawdziwego zdarzenia . Na pewno trochę nie pasują czasowniki rodzaju męskiego w zdaniach. Lecz poza tym wspaniale. Pozdrawiam.

    6 mar 2019

  • alex

    @emeryt Dziekuję z kolejny miły komentarz. Zapytam mojej większej koleżanki, bo ona błedównie robi. Postaramy się poprawić

    6 mar 2019

  • AuRoRa

    @emeryt dziękujemy za uwagi, nie robi błędów ten co nic nie robi ;)

    18 mar 2019