Rozdział 4
Patrzyliśmy na siebie z dużym zdziwieniem, on nie może nikomu o tym powiedzieć, chodź i tak nikomu by nie powiedział nikt u mnie w klasie by go nie wysłuchał, lecz co gorsza, on sam dowiedział się że mam miękkie serce... już nie będę ta groźna tylko ta dobra.
-Czy wszystko w porządku?-spytała wolontariuszka.
-Tak tylko... zresztą nie ważne- odwróciłam wzrok
-Iam, zaniesiesz tą karmę na tyły?- spytała kobieta
-Oczywiście proszę pani- odparł i już go nie było.
-Dziękujemy ci kochana za tą karmę, na pewno będzie nieocenioną pomocą, jesteś młodą kobietą o wielkim sercu- powiedziała kobieta kładąc mi rękę na ramieniu.
-Eee... to nic takiego- odpowiedziałam z udawanym uśmiechem. Nie mogłam skupić się na niczym innym cały czas w głowie miałam twarz Iama. Stałam jak zamurowana, ten biedak może i nie mógł pochwalić się kasą, ale wyglądem przewyższał wszystkich, nawet Matta. Miał piękne niebieskie oczy, były w kolorze oceanu. Teraz kiedy spojrzałam na niego, sama bez widowni mogłam śmiało powiedzieć, że był przystojny.
-To ja już pójdę do pracy- z zadumy wyrwał mnie głos sprzedawcy ze sklepu zoologicznego.
-Dobrze, dziękuję panu bardzo- powiedziałam z uśmiechem i spaliłam raka, bo zupełnie zapomniałam, że stoi za mną.
W zamyśleniu poszłam do księgarni, weszłam do swojego ulubionego działu, biorąc po drodze koszyk bo wiedziałam, że na jednej książce się nie zakończy. Chodziłam między regałami i mój wzrok powędrował na czarną okładkę. Podeszłam i chwyciłam ją do rąk, obok znajdowała się taka sama tylko, że biała. Idealny zestaw okładkowy, trochę taka ja... z jednej strony byłam zimną bogatą dziewczyną, z drugiej jak się dzisiaj okazało potrafiłam być też dobra. Przeczytałam tył książki i uznałam, że będzie dobra. Włożyłam obie do koszyka. Po około godzinie miałam w koszyku już jedenaście książek. Czyli mniej więcej zapas na dwa lub trzy tygodnie. Podeszłam do kasy, ekspedientka uśmiechnęła się do mnie, serdecznie. Zna mnie już, zawsze kupuję książki w tej księgarni.
-Witam, widzę że ostatni zestaw już się skończył- odpowiedziała z uśmiechem.
-Dzień dobry, tak dokładnie tak jak pani mówi, poproszę dwie te papierowe torby- pokazałam palcem.
-Oczywiście, razem za wszystko będzie 413, 98$- powiedziała z uśmiechem ekspedientka. Z czego ona się tak cieszy ?? Boże jak można być tak radosnym będąc w pracy...
-Proszę bardzo.
-Dziękuję, do szybkiego zobaczenia- powiedziała.
-Yhm, do szybkiego- powiedziałam na odchodne.
Naszła mnie straszna ochota na kawę, poszłam więc do najbliższej kawiarni. Zamówiłam sobie latte i usiadłam przy stoliku, który jak się okazało miał dobry widok na wolontariuszy. Patrzyłam w tamtą stronę, i sama nakryłam się na szukaniu Iama. Jest. Siedział na krześle i podawał małego pieska jakiejś dziewczynce, pewnie go adoptuje. Wtedy zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu pojawił się numer mojej mamy.
-Tak, mamo?
-Kochanie kiedy będziesz w domu, ojciec dzisiaj wraca- powiedziała zdenerwowanym głosem.
-Za chwilę się zbieram.
-Pospiesz się, wiesz jak twój ojciec reaguje jak nie ma cię w domu kiedy wraca- powiedziała pospiesznie mama i natychmiast się rozłączyła.
Naprawdę nie miałam ochoty na wizyty ojca, kiedy wracał zawsze był taki dziwnie radosny i zatroskany, jakby miał coś na sumieniu. I pewnie miał, nie jeden skok w bok. Starałam się o tym nie myśleć, i kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że Ian się we mnie wpatruje.
-Na co się patrzysz biedaku- pomyślałam.
Zabrałam wszystkie swoje zakupy i poszłam do domu. Droga do mojego domu była nudna, ale ja lubiłam chodzić.
Kiedy weszłam do domu, zastałam mamę ubraną w jakąś nową sukienkę w kolorze różowym... fuj nie lubiłam tego koloru, za to moja mama tak. Czasem zastanawiałam się czy ja nie jestem adoptowana, bo moim ulubionym kolorem był czarny, słuchałam ciężkiej muzyki, jednak nie nosiłam się jak Emo, czy inne tego typu osoby. Zawsze ubrana byłam na czarno jednak zgodnie z panującymi trendami. Poszłam na piętro do swojego pokoju, i ubrałam się w czarną sukienkę, którą miałam w szafie. Swoje zakupy położyłam na łóżku, jednak bieliznę schowałam do szafy, nikt nie musi wiedzieć, że mam w planach iść na imprezę w ślicznej bieliźnie. Zeszłam na dół i usiadłam przy stole.
-Amy, pomożesz mi? - spytała matka.
-Nie mam ochoty, świetnie dajesz sobie radę sama- powiedziałam.
-Właściwie masz rację- powiedziała pod nosem.
Wtem do domu wszedł ojciec.
-Witam moje kochane księżniczki!!- zawołał od progu.
-Witaj kochanie, jak lot?- moja mama podeszła do ojca i pocałowała go w policzek.
-Oh męczący, ale opłacało się by ujrzeć moje śliczne damy- powiedział kiedy ściągał marynarkę.
-Hej tato, cieszę się, że jesteś- zawsze mówię to kiedy wraca. Mówię to co chce usłyszeć wtedy nie ma problemów.
-Ja też kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że was mam- podszedł do mnie i pocałował mnie w sam środek czoła.
Super tak udawać kochającą się rodzinę...
1 komentarz
Nata208
Super kiedy dodasz kolejna