In the darkness 02 cz.3

Przed kolacją udałam się jeszcze pod prysznic. Gdy gorąca woda lała się strumieniem po moim ciele zauważyłam pewne zmiany na nim zachodzące. Skóra stała się wypłowiała, zaś włosy, usta i oczy wzmocniły swoją barwę. Schudłam chyba trzy kilogramy, ale nie mogłam tego sprawdzić, ponieważ w Podziemnym Mieście nie ma ani jednej wagi.
Po prysznicu owinęłam się miękkim ręcznikiem i udałam się w stronę szafy. Zwykle nie wiedziałam co wybrać, ponieważ na wieszakach wisiało wiele pięknych sukienek, które codziennie się zmieniały. Tym razem było inaczej. Mój wzrok przykuła zwiewna, muślinowa sukienka z falbanami sięgająca do połowy ud. Szybko się przebrałam uważając na bransoletkę, która odbijała światło po całym pokoju. Gdy byłam gotowa ruszyłam w dół po stromych schodach poprawiając co chwilę fryzurę. Na dole przy stole czekali już prawie wszyscy. U szczytu stołu siedział wysoki mężczyzna z piwnymi oczami. Oczami, które odziedziczyłam.
Rozpoznałam go ze względu na to, że kiedyś odwiedził mój sen, gdy byłam więziona w MBD. Może kiedyś bym się jeszcze cieszyła z jego widoku, ale... moje emocje coraz bardziej gasną.
Następne miejsce było wolne, zaś obok znajdował się Luke. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do sytuacji, gdzie jesteśmy parą. Ba! W moje urodziny, prócz przemiany ma się odbyć nasz ślub.
Według panujących tu zwyczajów jako przyszła królowa - oczywiście koronacja odbędzie się w urodziny - mając męża odciążam się z góry obowiązków i wzmacniam swoją moc. To jest na tyle konieczne, że mam poprowadzić całą armię demonów na powierzchnię i przeistoczyć rodzaj ludzki. Trochę pokręcone, ale czuję wobec siebie pewien obowiązek.
Następnymi osobami zajmującymi miejsca przy stole było trzech mężczyzn i jedna kobieta: demony sprawujące władzę z kilku krajów. Na szarym końcu siedziała moja guwernantka, która uczyła mnie zwyczajów, sprawowania władzy i tego jak mam się zachowywać, a wraz z nią łysy, umięśniony człowiek odpowiedzialny za rozwijanie moich umiejętności.
Kiedy podchodziłam do swojego miejsca, wszyscy wstali od stołu i schylili głowy z szacunkiem. Z gracją zasiadłam na swoim krześle, a służąca podała talerze z kolacją.
Bez żadnych wstępów zaczęły się poważne dyskusje na temat ślubu.
- Trzeba zorganizować uroczystość. Ten dzień zadecyduje o losie naszego gatunku. - Odezwał się mój ojciec. - Wszyscy tam będą.
- Nie powinniśmy się tak bać. Ludzie są zdezorientowani po jej ucieczce, a poza tym nie będą w stanie odnaleźć Miasta. - Głos tym razem zabrała ciemnoskóra kobieta.
- Ale nie możemy też lekceważyć wszystkiego! Ten... chłopak. - Surowy wzrok ojca przeniósł się na mnie. - Wyprowadzić ją!
Dwóch mężczyzn w czarnych szatach wzięło mnie pod boki, a ja myślałam, że zamarznę na miejscu. Zostałam tak ot co wyrzucona z posiedzenia obmyślającego moją przyszłość niemal dwie minuty po jego rozpoczęciu! Ze złości z mojej dłoni zaczęły wylatywać ładunki o różnej mocy, na szczęście nic nie podpaliłam. Jeszcze.
Chwilę później do pokoju wszedł ostrożnie Luke. Szybko schowałam dłonie za sobą, bo za pomocą niewielkiego ładunku mogłam go przemienić w proch. Ostrożnie podszedł do mnie i pogładził moją twarz.
- Istnieją pewne sprawy, o których jeszcze nie powinnaś wiedzieć.
- O jakim chłopaku oni mówili? - Zapytałam wpatrując się w jego czarne niczym noc oczy.
- Dowiesz się w swoim czasie. Teraz nie możesz się niczym martwić, bo mogą pojawić się pewne komplikacje z przemianą. - Po tych słowach nachylił się i zaczął całować moją szyję. Cała złość momentalnie ze mnie wyparowała i zamieniła się w pożądanie. Całowałam go coraz zachłanniej, aż nie poczułam, że w moich żyłach krążą coraz szybciej iskry. Niemal natychmiast oderwałam się od niego i pobiegłam na drugi koniec pokoju chowając ręce za sobą. To jest największy problem. Każde mocniejsze uczucie budzi we mnie moc. Mój trener pomaga mi ją opanować, choć to bardzo trudne. Ciągle powtarza, że po przemianie wszystko się ustabilizuje. Chcę, żeby tak było.
Resztę nocy spędziłam w swoim łóżku ćwicząc stabilizowanie się. Kiedy wreszcie zasnęłam przyśnił mi się piękny szmaragdowy kolor.

***

Noc ciągnęła się w nieskończoność, a ja miałem już gotowy plan. Do celi weszła kobieta w białym fartuchu, która przynosi mi posiłki. Słabym głosem poprosiłem, aby przekazała, iż chcę przystąpić do współpracy. Prawie upuściła tacę, gdy usłyszała mój głos. Sam zapomniałem już jego brzmienia.
Po trzydziestu minutach do pokoju wszedł dowódca Ryan Black z kilkoma ludźmi w szarych mundurach.
- Czego chcesz? - Zapytał z odrazą w głosie. Gdy podniosłem wzrok zauważyłem na jego poliku rozcięcie. Próbowałem powstrzymać uśmiech, który sam wpełzł mi na usta. Rachel ma siłę.
- Chcę was do niej zaprowadzić. - Powiedziałem z lekką chrypką w głosie.
- Nie ufam Ci, ale wydajesz się być naszym jedynym wyjściem. Będę musiał to omówić z radą.
- I na co będziecie czekać? Mogą zaatakować w każdej chwili. Co ich powstrzyma? - Popatrzył się na mnie surowym wzrokiem i zwrócił się do jednego ze swoich ludzi.
- Każcie go umyć i dajcie mundur. - Kilku z nich wyszło. - A żebyś nie miał tak łatwo, na twoich barkach spoczywa obowiązek zabicia tej suki.

______________________________________________
Nie jestem pewna czy odpowiada Wam narracja dwuosobowa, z którą zaczęłam eksperymentować, jakby co to piszcie wszelkie uwagi na temat opowiadania :)

iza0199

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1045 słów i 5734 znaków.

3 komentarze

 
  • nemfer

    I najlepiej dwie odrazu :D

    27 mar 2014

  • Karou

    i love it <3 poprosze dalsze części :D

    26 mar 2014

  • Gabi14

    "Iza poproszę wypracowanie za używanie wulgarnego języka" xD mam ochotę cię walnąć za to że przeryważ w takim momencie ale jesteś chora... Grr... -,-"

    26 mar 2014