Miłego czytania
728 lat później
Z plecakiem na ramieniu szłam przez opustoszałe miasto. Wszędzie walają się pozostałości po pięknych budynkach i starych, unikatowych zabytkach. Na moją twarz pada lekka mżawka. Taka pogoda tutaj to jak najcieplejszy i najpogodniejszy dzień u nas.
Nagle usłyszałam kobiecy krzyk mrożący krew w żyłach. Jeszcze nie byłam gotowa na pomoc. Przyśpieszyłam kroku w stronę wraku mojego domu w przyszłości. Mogłam sobie wybrać lepsze i ogólnie bezpieczniejsze miejsce na przygotowania, ale chciałam przy sobie zatrzymać kawałek domowej atmosfery.
Ściany trzymały się cudem, wdał się grzyb. Z tego co widać zamieszkiwało tu po nas dużo rodzin.
Gdy usłyszałam skrzypnięcie, normalnie pomyślałabym, że to przeciąg, ale nie tutaj. Złapałam za miotacz ognia i ostrożnie uchyliłam drzwi na korytarz...
- Luke! Przez ciebie o mało co nie stanęło mi serce! - Krzyknęłam w twarz mojego starszego o dwa lata partnera. Oczywiście partnera w walce, nie w moim życiu prywatnym. Ja chyba w ogóle nie mam życia prywatnego. - Jak mnie tu znalazłeś? - Zapytałam się poprawiając ramiączko od stanika. Nagle to do mnie dotarło. Zasłoniłam się bronią, a na twarz wpełzł mi ognisty rumieniec. W jego czarnych oczach dało się zauważyć radosne ogniki.
- Zawsze tu przychodzisz. Nadal nie wiemy co widzisz w tej opustoszałej ruderze sprzed tego stulecia. - Spojrzał na mnie od stóp do głowy. Jeśli to było możliwe, to zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. - Wracaj się przebrać, a ja tu popilnuję drzwi. Tylko się pośpiesz. - Spojrzał na mnie ostro. - Dziś mamy naprawdę dużo roboty.
- Co się dzieje?
- Zaatakowały plac przed ratuszem... Zresztą sama zobaczysz.
Znaleźliśmy się w Centrum Ochrony Przed Istotami Nieumarłymi, w skrócie COPIN. Każdy myśli, że w przyszłości naukowcy zaczną przywracać do życia umarłych, coś pójdzie nie tak, albo wda się jakiś niebezpieczny wirus i powstaną zombie. Fajnie by było, co nie? Jednak nie kręciłaby mnie walka z obślizgłymi stworami chcącymi pożywić się moim mózgiem. Walczymy tutaj z... inną materią, a mianowicie demonami.
One też nie są fajne, ale co poradzić?
Równo dwadzieścia osiem lat temu przedstawiono prototyp ''Serum Życie''. Wstrzyknięto go jakiejś osobie umierającej na raka kości - nic jej już nie mogło uratować - po kilku dniach wróciła w pełni do zdrowia, nawet zdobyła trochę umiejętności, np. bardzo szybkie, bezbłędne zapamiętywanie informacji i takie inne umysłowe rzeczy. Serum podawano osobom umierającym nałogowo. Rodziny wydawały na nie cały swój majątek, jednak po trzech miesiącach zaczęło się dziać coś strasznego. Każda osoba, która wypiła eliksir znikała. Dosłownie rozpływała się w powietrzu i pozostawała w postaci czarnej mgły unoszącej się nad miastem. W miastach wybuchała panika. Żądano odszkodowań. W którą stronę byś nie spojrzał, tam był pożar. W niecały tydzień zaczęły się masowe ataki ''mgły''. Przybrała postać dementorów z HP i wysysała z ludzi życie. Padali jak trupy, a potem sami się zamieniali w to obrzydlistwo.
W niecałe dwa tygodnie cały świat został zainfekowany, prócz osób takich jak Luke, Vic, czy Elizabeth - członków COPIN.
Demony można zabijać na dwa sposoby. Pierwszy, to potraktowanie ogniem, drugi - ładunki elektryczne. Niestety nikt do nas nie wraca. Umierają. Taka kolej rzeczy.
- Eve? Nic ci nie jest? - Zapytała się Vic. Moja przyjaciółka z przyszłości. - Jesteś u nas dopiero od niedawna, przecież wiesz, że nikt prócz ciebie nie przeszedł żywy przez portal. - Tak, to taka moja unikatowa umiejętność. Poruszanie się w czasoprzestrzeni. Wow, naprawdę super Eve, tylko szkoda, że nie możesz się nikomu wygadać bo będziemy musieli cię zabić.
- Wszystko dobrze. Możemy iść powalczyć z tymi demonami?
1 komentarz
Arni
Fajnie, fajnie, ale duży błąd merytoryczny. Budynek musiałby być z tytanu by wytrzymać 700 + lat nie rozpadajac się, ani nie zawalając. Poza tym jest interesująco, ale ciut za krótko jak na przygodówkę.