In the darkness 02 cz.11

- Gotowa?
Vic skinęła głową. Ruszyliśmy przed siebie mając palce na spuście. Od tego momentu zależało głównie, czy nam się uda. Musieliśmy uratować resztę grupy, a ja będę próbował jakoś ukryć Eve przed innymi, którzy chcą ją zabić.
Zaczęliśmy zbiegać szybko po schodach. Ulokowaliśmy się na dziesiątym piętrze, aby mieć dobry punkt obserwacyjny. Demonów ubyło dopiero przed dwudziestą trzecią, więc musieliśmy działać teraz, albo nigdy. Przebiegliśmy przez park, obok rzeki, aż w końcu dotarliśmy do wylotu dziury.
Vic spojrzała na mnie niepewnie.
- Chyba Cię nawet polubiłam, Callum. - Rzekła i wskoczyła do środka.
Po upływie minuty zacząłem się martwić. Nie dawała żadnego sygnału. Już miałem się wycofywać, gdy zauważyłem słabe światło latarki, gdzieś bardzo głęboko.
Przełknąłem gulę w gardle i wskoczyłem. Leciałem wąskim tunelem. Zahaczyłem o kawałek skały i zdobyłem dość głęboką ranę na prawym przedramieniu, a przy okazji rozerwałem mundur. Miałem nadzieję, że nie umrę z powodu zakażenia.
Lądowanie było... szybkie. Tunel zakończył się dosłownie zjeżdżalnią. Po przejechaniu dziesięciu metrów uderzyłem głucho o ścianę. Osunąłem się kawałek, a Vic pomogła mi wstać.
- Czyli mnie lubisz, co? - Zacząłem się z nią przekomarzać.
- Już nie. - Odrzekła i z powrotem opuściła mnie na podłogę jaskini. - Co teraz, Callumie?
- Proponowałbym zejść na niższy poziom - tam prawdopodobnie ukrywają nasz oddział.
- Okey, ale teraz zachowajmy ciszę, czuję, że ktoś nas obserwuje.

***

Koronacja przebiegła dosyć szybko. To nie było nic spektakularnego. Zwykłe nadanie tytułu, błogosławieństwo i gotowe. Cały czas trzymałam się z Lukiem. Od wypowiedzenia modlitwy nie potrafiłam spuścić go z oczu. Już nie mogę się doczekać chwili, gdy zostaniemy sami. Niestety przedtem muszę przejść cały proces przemiany. Nikt nie wie co się wtedy dzieje, bo jestem pierwszą taką hybrydą demono-ludzką. Przejmuję się tym i to bardzo.
Nagle zauważyłam, że Luk gdzieś zniknął. Zaczęłam się oglądać za nim po pomieszczeniu, ale na próżno. Zebrało mi się na wymioty. Czułam coś bardzo złego. ''To już?'', pomyślałam. Za wcześnie. Jeszcze nie było północy. To tylko stres. Nie ma się czym martwić - cały czas powtarzałam to sobie w myślach, niczym jakąś mantrę. Pewnie zaraz wróci.
Niespodziewanie poczułam szarpnięcie za ramię i aż podskoczyłam z zaskoczenia. To była tamta ciemnoskóra kobieta. Bez słowa zaczęła mnie ciągnąć do wyjścia z sali. Wszyscy demoniczni goście się nam przyglądali.
- Co się dzieje? - Zapytałam lekko podirytowana. - Dlaczego mnie wyprowadziłaś?
- Przemiana jest okrzyknięta najświętszym rytuałem i dla jej powodzenia musimy wszystko przygotować z niezwykłą precyzją. To bardzo ważne. Pamiętasz moją radę? Rób wszystko co Ci każą, inaczej mogą wystąpić jakieś niespodziewane komplikacje.
- A jakbym przechodziła to wszystko jeszcze... w domu? W przeszłości?
- Musiałabyś przechodzić wszystko z tymi komplikacjami. W dodatku nie wiedziałabyś co się dzieje. Prawdopodobnie byś umarła. Miałaś wielkie szczęście, że znalazłaś portal. I nas.
W tej chwili miałam kompletny mętlik w głowie, ale jedno słowo wciąż pojawiało mi się przed oczyma.
Portal. Portal. Portal. Portal.
- Obiecujesz, że będziesz robiła wszystko co Ci każą?
- Obiecuję.
- Lepiej nie złam danego słowa. Wierzymy, że jeśli tak się stanie, może nas nawiedzić ogromne nieszczęście.
Przełknęłam gulę w gardle i weszłam z powrotem przez drzwi do sali balowej.
Było inaczej. Wszystko się zmieniło w tak krótkim czasie.
Na środku tej ogromniej sali stały dwa ołtarze i ogromny stos. I wtedy to zobaczyłam. Na lewym ołtarzu nieruchomo spoczywał Luk.

***

- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała się ze strachem Vic.
- Nie wiem. - Zacząłem nasłuchiwać w ciemnym korytarzu. - Chyba ktoś idzie. Schowajmy się tutaj. - Wskazałem na ślepy zaułek, w którym nic nie było prawie widać. Pozostawała więc duża szansa, że zostaniemy niezauważeni.
Zachowywaliśmy dużą ciszę. Słyszeliśmy zbliżające się do nas kroki. Kroki? Demony chodzą bezdźwięcznie. Zacząłem się przyglądać otaczającej nas ciemności i wreszcie to zauważyłem. Osoby z naszego oddziału. Policzyłem szybko przemykające sylwetki i naliczyłem dziesięć osób. Brakowało dwojga. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedziałem gdzie ich zabierają. Wydawali się bardzo osłabieni. Na wpół żywi. Nasze szanse uratowania ich bardzo zmalały.
Gdy już oddalili się na bezpieczną odległość głęboko odetchnąłem. Poczułem jak z tyłu Vic puka mnie w ramię.
- Znowu improwizujemy, co?
- Udamy się z powrotem na górę. Może uda nam się znaleźć dobrą kryjówkę obserwacyjną.
- Dlaczego po prostu nie rozstrzelamy tych demonów i nie uciekniemy?
- Za duże ryzyko. Mogą nas usłyszeć i przybędzie ich więcej.
- Racja. A teraz prowadź.

Która może być godzina, rozmyślałem szwendając się po plątaninie korytarzy. Pewnie za jakieś dwadzieścia minut północ. Co im zrobią? Zabiją? Będą torturować? Wypuszczą? Nie, nie wypuszczą. Mają jakiś określony cel i chcą za wszelką cenę go spełnić.
Wtedy moje rozmyślania przerwał głuchy krzyk. Poznawałem ten głos. Eve.
Popędziłem tunelem, z którego dochodził odgłos. Nie zważałem na będącą w tyle Vic, która rzucała na mnie obelgi. Musiałem się dostać do Eve.
Nagle wpadłem na jakiś taras. Osłaniały go białe kolumny korynckie. Ostrożnie wyjrzałem i zobaczyłem Eve oraz... Luka? Byli położeni na jakiś ołtarzach, a za nimi stał skuty cały oddział. Teraz dokładnie widziałem kogo brakowało. Jeszcze raz przeszukałem twarze i odwróciłem się do Vic, która właśnie nadbiegła.
- Dlaczego mi kurwa ucie...
- Nie ma Elizabeth i tego żołnierza... hmm... Leona. Prawdopodobnie nie żyją. - Uciąłem jej.
- Jak to?
- Sama zobacz. - Popchnąłem ją delikatnie w kierunku całego widowiska. Dopiero teraz zauważyłem, wielki stos, z którego zaczynał unosić się dym.

***

Zdążyłam wydać jeden okrzyk, zanim coś odebrało mi mowę i spowolniło ruchy. Na szczęście niezmącona pozostała jasność mojego umysłu. Zobaczyłam kątem oka ludzi wprowadzanych do pomieszczenia. Trochę ich było. Po prawej stronie miałam widok na rozpalający się stos, a z prawej widziałam nieruchomego, ale żywego Luka. Usłyszałam jak łapią któregoś z tych ludzi i stawiają przede mną. Rude włosy okalały nieskazitelną twarz dziewczyny. Patrzyła się na mnie z nienawiścią. Też miałam wrażenie, że skądś ją znam. W tej samej chwili zaczęła mnie potwornie boleć głowa i musiałam zamknąć oczy, aby przestała.

***

Widziałem jak wyciągają z szeregu Rachel. Ustawili ją przed Eve. Trzy demony przybrały ludzką postać i nałożyły czarne peleryny. Zobaczyłem jak jeden z nich podnosi długi sztylet i kieruje się w stronę Rachel i Eve. Miałem ochotę krzyczeć i zniszczyć całą tą salę, bylebym się już uwolnił z tego koszmaru, który oglądam na żywo. Najgorsze było uczucie, gdy spanikowane oczy Rachel zaczęły śmigać po sali szukając jakiegokolwiek ratunku i wreszcie natrafiły na mnie. Widziałem w jej twarzy niemą prośbę o pomoc, kiedy przykładano sztylet do jej gardła. Bezdźwięcznie wymówiłem przepraszam. Widziałem jak układała zaróżowione usta do krzyku, aby mnie zdradzić, ale nie zdążyła. Jednym sprawnym ruchem podcięto jej gardło. Karmazynowa krew poplamiła suknię i twarz Eve. Nie mogłem na to patrzeć. Usłyszałem skwierczenie ciała na stosie i głośny demoniczny ryk.

***

Czułam jak ciepła krew prysnęła na moją twarz. To było straszne, ale jednocześnie dodawało mi siły. Miałam ochotę na więcej pożywnej energii. Wtedy zrozumiałam, że nie jestem już sobą, tylko potworem.
Poczułam jak jeszcze krew dwóch osób spływa po moim czole, szyi i piersiach. Za każdym razem czułam się niezwyciężona. Otworzyłam wreszcie oczy. Ciało trzeciej ofiary właśnie skwierczało na ogniu. Demon wykonujący morderstwa w celu rytuału właśnie odłożył oblepiony ludzką krwią sztylet i sięgnął po drugi. Ten nowy wyglądał majestatycznie. Biło od niego jakieś niespotykane światło, a jednocześnie mrok. Pobłogosławił sztylet i skierował się wolnym krokiem w stronę Luka. Poczułam, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Walczyłam z moją świadomością, aby uwolniła mnie od zaklęcia unieruchamiającego. Wreszcie udało mi się przerwać tę nić. I wtedy rozpętało się istne piekło.
Już nie obchodziło mnie dane słowo. Żadne klątwy, czary nie mogły mi zagrażać. Usiadłam na ołtarzu okalanym ludzką krwią. Nie zdążę dobiec do Luka, pomyślałam z rozpaczą. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl. Uniosłam obie ręce i wysiliłam wszystkie zmysły. Na taką odległość jeszcze wczoraj nie udałoby mi się tego zrobić, ale dzisiaj zyskałam siłę.
Sztylet niespodziewanie wyleciał z rąk demona-zabójcy i trafił go prosto w serce. Demon rozpadł się w ciemną chmurę i zniknął. A więc ten sztylet został specjalnie stworzony do zabijania demonów. Miło. A teraz należy go unicestwić.
Zbliżyłam go do siebie i postawiłam przy stosie. Skierowałam tam swoją całą energię i posłałam największy ładunek na jaki było mnie stać. Dopiero po dziesięciu sekundach nic nie zostało z tego potwornego kawałka stali.
Zdziwił mnie tylko jeden fakt. Dlaczego nikt mnie nie atakuje?
Obejrzałam się dookoła siebie i zobaczyłam dwójkę ludzi strzelającą prądem z punktu widokowego. Demony znikały jeden po drugim, ale lada chwila i ich dopadną. Niewiele mogłam się tam zdać. Nagle zobaczyłam puste miejsce na ołtarzu obok mnie.
Luke...

Czas nagle się zatrzymał. Znalazłam się w białym pomieszczeniu, a przede mną na stoliku znajdowała się kartka z instrukcją. Jedne drzwi prowadziły do życia z mocami demona, a drugie do pozostania w całej naturze człowiekiem. Tak bardzo chciałam, żeby to się już skończyło. Luka nie ma. Prawdopodobnie został zabity. Zdradziłam zasady i pewnie sama zostanę unicestwiona przez własny dwór, albo ludzi. Jednak nie mogłam się poddać. Każde wyjście prowadziło donikąd. Zajrzałam jeszcze raz do instrukcji szukając pewnej wskazówki. Zmarszczyłam czoło. Nie było informacji, które drzwi prowadzą do jakiej natury. Wstałam i skierowałam się do tych po lewej stanęłam i głęboko odetchnęłam. Nic. Przy drugich było inaczej. Fala energii aż z nich pulsowała. Ostatni raz odetchnęłam i nacisnęłam klamkę.

Otworzyłam oczy. Poczułam ogromną siłę zbierającą się w moim ciele. Jeszcze raz spojrzałam w miejsce, gdzie znajdował się wcześniej Luk i wystrzeliłam całą energię jaką posiadałam, aby unicestwić demony i zniszczyć Podziemne Miasto.

***

Właśnie udało mi się wyprowadzić ludzi, gdy poczułem niezwykle silną falę energii tuż pod moimi stopami.
- Uciekajcie! - Krzyknąłem, gdy ziemia zaczęła się zapadać.
Popychałem wszystkich naprzód. Nawet nie zauważyłem, gdy grunt zapadł się również pode mną. Przynajmniej wszyscy inni zdołali uciec. Osuwałem się wraz z ziemią w stronę Podziemnego Miasta. Zanim nastąpiła całkowita ciemność poczułem delikatne dłonie ciągnące mnie ku powierzchni.

_________________________________________________________________
Wiem, że pokręcone, zagmatwane i ogólnie jestem potworem D:
Jednak będę pisała oba opowiadania jednocześnie i prócz ''Nocy Łowcy Smoków'' ukaże się 3 seria, o tytule ''Born of darkness'' (wiem, że głupi tytuł, ale wymyślany na szybko)
Jak tam stosunek do ostatniej części i mojego bestialstwa?

iza0199

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2147 słów i 12032 znaków.

1 komentarz

 
  • Gabi14

    yyyy...y?

    6 maj 2014