"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XV- Rozmowa w szpitalu.

Coś przyjemnie chłodnego dawało ulgę jego umęczonemu ciału. Powoli otworzył oczy, zobaczył nad sobą niemiecki mundur, oczy napełniły się przerażeniem. Ktoś odepchnął niemiecką zjawę, mówiąc:
– Dorian czy ty myślisz? Stoisz nad rannym, który dopiero co wyszedł z ręki kata i to w mundurze takim jak oprawca.
– Ależ Saro, przecież jestem po waszej stronie.
– A skąd on to ma wiedzieć, skoro jest ciężko ranny i jest jeszcze zasłaby, by w pełni zrozumieć rzeczywistość. Odejdź na chwilę, muszę mu wytłumaczyć co i jak. Witaj skarbie, inaczej sobie wyobrażałam nasze pierwsze spotkanie w tym życiu. – piękny znajomy głos odpędził strach u Kratosa. Z trudem wyszeptał:
– Gdzie ja... jestem?
– W szpitalu za Wołgą, przynieśli cię na tyły nasi zwiadowcy, a potem sanitariusze przetransportowali cię dalej. Po tamtej stronie to prędzej do piachu cię wezmą, niż zapewnią odpowiednią opiekę.
– Więc nic mi nie już nie grozi? I co ten irytujący dureń tutaj robi? – Podszedł do nich Dorian i odrzekł:
– Skoro używasz epitetów i to w stosunku do mnie, to chyba z tobą dobrze co?
– J... Jak to możliwe, że znów jesteś po stronie Niemiec.
– No weź, przedtem byłem Prusakiem, nie Niemcem.
– Jak dla mnie to jeden czort.
– Jacyś ludzie z wywiadu wojskowego chcą z tobą porozmawiać. Mogę im powiedzieć, żeby przyszli później. Przecież ledwo mówisz.
– Moja piękna Saro, w sprawach wojskowych nie mowy o odpoczynku lub poczekaniu. Tutaj liczy się każda sekunda. – Dziewczyna udała się po dwóch ludzi za drzwiami. Pierwszy z nich odezwał się:
– Wielka to radość widzieć towarzysza całego i zdrowego, po tak ciężkich przeżyciach. W normalnych okolicznościach pewnie zaczekalibyśmy na towarzysza pełne wyzdrowienie. Niestety trwa wojna, a ona za zwłokę, każe płacić wysoką cene.
– W pełni to rozumiem towarzyszu... – Popatrzył na mundur w poszukiwaniu oznaczeń rangi, obserwowany szybko zorientował się, o co chodzi i przedstawił się:
– Towarzysz Major Pawluczenko. Więc przejdźmy do konkretów. Czy towarzysza pamięć jest w pełni sprawna?
– Chyba tak.
– Więc pamięta pan ludzi, którzy was uratowali?
– Mgliście, ale kojarzę ich.
– Mieli ważne zadaniej, dowiedzieć się czemu wokół pewnego budynku, panuję taki ruch nieprzyjaciela. Ponoć mieli ważne informacje, które udało się zebrać, zanim towarzysza uratowali. Niestety ci dzielni ludzie chwile po waszym ratunku zostali zabici pociskiem artyleryjskim. Powinno nam być ich żal, jednak wojna sprawia, że śmierć gubi swoją tragedię i staje się tylko smutną statystyką. Jako że znaleźli towarzysza niedaleko celu, mamy nadzieje na jakieś informacje od ciebie. Lichy trop, ale zawsze jakiś, wszystko lepsze niż tracenie kolejnych ludzi. A ci potrzebni są o wiele bardziej na innych miejscach frontu.
– Szary, podniszczony budynek z wieloma piętrami, a na parterze duży sklep? – Chciał się upewnić, czy o ten gmach chodzi.
– Zgadza się. – Potwierdził agent GRU.
– Tam mnie właśnie trzymali, chcieli dowiedzieć się, czy znamy ich lokalizacje. Niestety dla nich, ja tylko zabłądziłem i nic nie wiedziałem. Ale oni trwali przy swoim, stosując coraz to "delikatniejsze” metody wydobywania informacji.
– Czy znajdywało się tam coś wartego uwagi? Coś, co mimo bólu przykuło uwagę?
– Było tam mnóstwo oficerów, kupę jakiegoś sprzętu i masa dokumentów.
– Polowy sztab, na sto procent. Dziękujemy towarzyszowi za ważne informacje, musimy iść. Przysłużył się towarzysz naszej matiuszce Rosji – Obaj z pośpiechem wyszli, niemal tratując pacjenta w drzwiach. Dorian w tym czasie zmienił mundur, by nie straszyć pacjentów i pomagał w opiece nad nimi.
   Kratos rozejrzał się, przy jednym z łóżek dostrzegł człowieka, który nachylał się nad umierającym i słuchał jego ostatnich słów. Następnie odsunął się, zrobił znak krzyża i ze smutnym wyrazem twarzy odszedł od łóżka. Zobaczył, że jeden z pacjentów wpatruję się w niego. Powoli podszedł do niego i cichym głosem spytał:
– Czyżbyś i ty synu potrzebował łaski przebaczenia?
– Pop tutaj?
– A gdzież bym miał być?
– Powiedziałbym, że na pewno nie tutaj, ale patrząc teoretycznie, to w ogóle nie powinien być tu nikt z duchowieństwa.
– Chodzi ci o to, że według czerwonych Boga nie ma i nie pasuję on do tego świata?
– Coś w tym rodzaju.
– Wiary nie zdusisz żadną przemocą, a wręcz ją umocnisz, uciskając ją. Nie widzę po tobie, byś mówił w gniewie czy w oburzeniu, więc może z tobą, tak źle nie jest i wiara twa w pełni nie zgasła.
– Z moją wiarą jest dobrze popie, może nie wyznaje jej jakoś ostentacyjnie, ale wierze, że tam u góry ktoś siedzi i się nami opiekuje.
– Skoro tak, to skąd twoje zdziwienie?
– Już do samej wiary potrzeba dużej odwagi w tym państwie, a co dopiero do posługi duchowej.
– Żaden ze mnie odważny czy też mężny. Piękne słowa, które do mnie nie pasują. Głoszę tylko miłość Bożą i próbuje poprowadzić ludzi jego drogą. Nic więcej, nic mniej. Widzę jednak, że coś cię trapi. Coś, czego boisz się powiedzieć komuś innemu. Powiedz, o co chodzi. Nie obawiaj się, nie traktuj mnie jak człowieka, potraktuj mnie jak chwilowe echo, które cię wysłucha i pokrzepi słowem.
– Popie, masz coś w sobie pomimo gęstej brody i zniszczonego mundurzu, co każe mi mówić. Przed mym złapaniem przez Niemców i ich torturami, zauważyłem młodą dziewczynę, była otoczona przez wroga. Domyślałem się co będzie potem, w końcu nie była mężczyzną, którego można było tylko zabić, a piękną kobietą. A wiadomo co się im może stać podczas wojny. Widziałem, jak ją po kolei gwałcą, jak śmieją się z jej krzyków. I nic nie zrobiłem, ściskałem tylko karabin z bezradności, cały wypełniony strachem. Potem zastrzelił ją jeden z oficerów i odjechali. Gdy paraliż minął, podszedłem bliżej, wpatrywała się we mnie tym nieobecnym martwym wzrokiem, jakby oskarżała mnie o brak pomocy. Ale ja nie potrafiłem nic zrobić. Pierwszy raz od mego długiego życia, kiedy nie zrobiłem nic w obronie kogoś. Zniknęła moja brawura, moja odwaga, był tylko strach, który całkowicie mnie sparaliżował po raz pierwszy. Przykryłem ją czymś, by choć trochę odkupić swoje winy. Nie wystarczyło.Gdy tylko zamykam oczy, ta martwa twarz pojawia się – Kratos skończył, cały dygotał. Pop zamyślił się, odchylił się na drewnianym stołku i rzekł:
– Tamten żołnierz, którego przed tobą wysłuchałem i który po rozmowie umarł, miał dwoje dzieci i piękną żonę, stabilną pracę, ciepłe małe mieszkanie, które mimo ciasnoty nie przeszkadzało w szczęściu. Niestety z biegiem czasu przestał to doceniać. Żona mu się znudziła, choć lepszej i piękniejszej, by nie znalazł, dzieciaki zaczęły mu przeszkadzać, choć kochały go całym sercem, a dom, do którego zawsze z ulgą wracał, stał się wiezieniem. Zaczął unikać rodziny, znalazł sobie młodą kochankę, której imponowało wyłącznie wysokie stanowisko, które zajmował i szybka możliwość awansu. Większą część wypłaty przeznaczał na alkohol, włóczył się po mieście, a żona umierała ze strachu, że coś mu się stało. I tak żył rok, dwa, w końcu przyłapał kochankę na romansie z innym, rzucił się na nowego amanta z nożem i go zabił. Kochanka na milicji się go wyparła, dodając jakieś zmyślone zarzuty wobec niego, by jej reputacja nie została zszargana. Pewnie dostałby wiezienie, a że była wojna wysłali go do jednego z batalionów karnych. Nawet nie napisał ani jednego listu do rodziny. Dwa dni temu przyszedł list do niego, od jego siostry. Pisała w nim, że jego rodzina zginęła w pożarze. Przepracowana żona zapomniała, że miała coś na palenisku. Wszyscy zaczadzili się dymem. Jednak nie to było najgorsze. Owa siostra była bardzo zżyta ze szwagierką. Pisała mu, że kiedy on miał swoją rodzinę gdzieś, oni nakrywali dla niego do stołu i zostawiali mu trochę obiadu. Żona odrzucała każdego mężczyznę, który chciał skorzystać z jego nieobecności. Razem z dziećmi modliła się o jego zdrowie. Dzieciaczki codziennie mówiły, co takiego opowiedzą tatusiowi, jak przyjdzie z podróży. Wierz mi, kiedy mi to opowiadał, oczy miał pełne łez. Na końcu zapytał mnie, jakim prawem on łajdak nad łajdaki dostał taką piękną rodzinne i ich bezwarunkową miłość? Dlaczego mimo tego jak ich traktował, nadal go kochali oraz oczekiwali jego powrotu? Zrobił im tyle przykrości i tyle bólu, a oni nadal byli z nim. Nawet na rozprawie, podczas gdy inni się od niego odwrócili, mimo zabójstwa ich pełen miłości wzrok się nie zmienił. Wtedy ja odparłem, że to po prostu miłość. Bezwarunkowa, nieprzejednana, trwająca mimo przeszkód, pełna przebaczenia i uczuć, nigdy nie zanikająca, po prostu miłość. Bóg tak samo kocha, jeśli tylko poprosisz o przebaczenie, a On zobaczy twój szczery żal za winy i pełne boleści serce z tego powodu, wtedy uzyskasz spokój i łaskę. Na koniec odparł mi, że o nic więcej nawet nie śmie prosić, byle zobaczyć się znów z ukochanymi bliskimi. Więc odpowiedziałem, że w takim razie niech Bóg odpuści mu grzechy i to, co złe uczynił, niech przepadnie w mrokach jego dziejów. Spojrzał na mnie, a potem powiedział, dziękuję i z ulgą na twarzy i szczerym uśmiechem pożegnał ten ziemski padół. To odnosi się do ciebie, uzyskasz przebaczenie, jeśli zadośćuczynisz swoimi uczynkami i w podobnej sytuacji zachowasz się właściwie. Nie mogę prosić, byś nie zabijał, bo w wojnie niestety to niemożliwe, wstrzymaj się tylko, gdy będzie to niekonieczne. Niech Wszechmocny nad tobą czuwa. – Słowa popa jeszcze długo dzwoniły Kratosowi w uszach, nim zasnął

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i historyczne, użył 1736 słów i 10032 znaków, zaktualizował 25 paź 2018. Tagi: #Rosja #DrugaWojnaŚwiatowa #komunizm #szpital #rozmowy #błędy #Kratos

1 komentarz

 
  • Almach99

    Dobry odcinek. Twoj styl jest coraz lepszy.  
    AZ dzis, ze tak malo osob czyta to opowiadanie. Czekam Na ciag dalszy

    25 paź 2018