Plakaty wyborcze, bilbordy z twarzami, namawiającymi do wybrania akurat tego kandydata, jasno wskazywały na zbliżające się wybory. Jednak Kratosa to w ogóle nie interesowało, wracał ze służby policyjnej do mieszkania, próbując po drodze zapalić papierosa. Kosztowało go to kilka prób, ale udało się, zdążył go dopalić, zanim wszedł do klatki w bloku. Powoli wszedł na drugie piętro do mieszkania numer 12. Dla siebie miał do dyspozycji pokój z małym telewizorem, drugi pokój zajmował jego współlokator, wspólnymi pomieszczeniami była łazienka i kuchnia. Akurat zamykał drzwi, gdy Dorian wychodził z łazienki, zagadnął on:
– Nadal pizga?
– Jak skurczysyn. Ledwo fajkę odpaliłem, przy takim wietrze...
– Coś na rozgrzewkę?
– A co masz? Byle nie wódkę, jutro na szóstą do roboty idę. Znowu trzeba będzie się użerać z paniusiami, które swoich pupili nie umieją upilnować, a potem jakiś biedak musi wysłuchiwać, że jest mordercą, bo przejechał jej ulubionego pieska. Kit z tym że kundel nie miał smyczy... Winny kierowca, w końcu jechał po ulicy... Żenada... – odpowiedział Kratos, zawieszając kurtkę na wieszaku.
– Nie zrozumiesz ludzi, którzy najpierw czegoś nie przewidzą, a potem winią za swój błąd cały świat, prócz siebie samego. Też mam jutro do roboty, ale wygrałem zakład, że pewien student zda i miałem rację, ku zdumieniu mojego oponenta. Nagrodą była, ta o to irlandzka whisky.
– Tego jeszcze nie piłem. Przypomnij mi, co ty wykładasz, bo zawsze zapomnę?
– To idę rozlewać, a co do moich wykładów, to tematem jest obecność Boga, w życiu codziennym, nawet nie wiesz do czego, niektórzy studenci się posuwają, by uwiarygodnić tezę, że Go tak naprawdę nie ma. Oczywiście, niszczę ich odpowiednimi argumentami, ale trudno mi powstrzymać śmiech, gdy jeden gałgan z drugim zaczynają opowiadać swoje bzdury, a ja przed oczyma mam nadal scenę, gdy z Nim rozmawiam – odpowiedział, przechodząc do kuchni i szukając szkła.
– Ludzie zawsze będą zaprzeczać temu, co nie mogą pojąć rozumem. I to nie tylko w sprawie religii, ale też wynalazków. Pierwszy balon zakłuli widłami, myśląc, że to demon spadł z nieba, Galileusza napiętnowali za potwierdzenie teorii, że ziemia nie jest centrum wszystkiego. Wprawdzie zrobili to ludzie z kościoła, ale możemy uznać ich za czynnik ludzki, nie jako religie. Przed pierwszymi samochodami uskakiwali, bojąc się, że wybuchnie i tak dalej i tak dalej – powiedział Kratos siadając przy stole.
– Z jakiej racji jesteś tylko krawężnikiem, zamiast pracować na uniwerku?
– Nigdy nie lubiłem się uczyć, a by zostać profesorem, trzeba zakuwać.
– Do policji też musiałeś się nauczyć kodeksu – Nalał im Dorian.
– A to co innego, to tak jakby nauczenie się reguł danego oddziału, dla takiego weterana jak ja, to mały pikuś. Uprzedzę twoje pytanie, czemu nie jestem w wojsku. Mam dość zabijania, przez te wszystkie żywota moje ręce pokryły się krwią tylu istnień, że nie mogę ich policzyć. Chcę odpocząć, dla byłego wojaka policja jest najlepszym rozwiązaniem. Z natury ma chronić, nie zabijać – Wziął łyka ze szklanki.
– Prawda, ileż można marnować ludzkie życie... No to, co na zdrowie?
– Na zdrowie!! – Opróżnili naczynia do dna. Dorian odstawił szkło na stół i spytał:
– A co z... No wiesz.
– Sarą? To najtrudniejsze zagadnienie... Nie wiem, absolutnie nie wiem. Serce mówi: szukaj, a mózg za to utwierdza mnie w przekonaniu, by sobie ją odpuścił... Niestety, to nie takie proste. Tyle razem przeszliśmy. Trudno to zapomnieć, z drugiej strony jestem na nią wściekły. Na początku będąc w WOP, w tamtych życiu myślałem, że to przeze mnie, jednak jak teraz się temu przyjrzałem, nie jestem tego taki pewien. Nie siedziałem w pracy do późna, oprócz rzadkich spotkań z kumplami siedziałem z nią w domu, albo spacerowaliśmy. Rano zawsze byliśmy nie wyspani, bo praktycznie całą noc spędzaliśmy aktywnie... Traktowałem ją jak królową, więc dlaczego? Nie mam absolutnie pojęcia, wiem, że mówiłeś mi o tym zabójstwie, uczynionym przez nią na jej byłym kochanku, ale nie wiem... Totalnie, nic nie wiem – Opróżnił kolejną szklankę nalaną przez przyjaciela.
– Chyba na dzisiaj starczy.
– Z chęcią bym zaprzeczył, ale masz rację. Dobrze, by mi zrobiło, upicie się do nieprzytomności, uniemożliwiłoby to, nadmierne myślenie o tym wszystkim, niestety źle by to rokowało na przyszłość. Szczególnie nie byłaby to jednorazowa sytuacja... Pieprzyć to, idę spać. Dzięki za trunek był naprawdę niezły i lepiej będzie mi się po nim spało.
– Zawsze do usług... Idziemy jutro na miasto? Przydałby nam się trochę zapomnienia, choć na trochę, o tych naszych dziewczętach? – spytał na odchodne.
– Jutro będzie ciężko... Druga zmiana. Piątek?
– Idealnie w sobotę mam wolne, więc możemy trochę nadużyć alkoholu – I rozeszli się po swoich pokojach.
Noc nie dała ukojenia naszemu bohaterowi, śnił, że biegł z Sarą polem przepięknych kwiatów, zdobiącym go wszystkimi kolorami, ale niemal natychmiast wielka ściana urosła między nimi, rozdzielając ich, potem znikła, lecz dziewczyna już nie była sama, stała za rękę z tym kozakiem. Spojrzała ironicznym wzrokiem w jego stronę i pocałowała namiętnym pocałunkiem Ukraińca. Oderwała się od niego, dostojnym krokiem obeszła go, kopnęła od tyłu tak, że klęczał. W jej ręce pojawił się nóż, znów spojrzał w oczy Kratosa, uśmiechnęła się i nie zmieniając grymasu twarzy, poderżnęła gardło rywalowi naszego bohatera. Jej postać rozmyła się. Znikło ciało i pole. Stał między lustrami, we wszystkich odbijała się jego ukochana, nagle wszystkie pękły, a okruchy szkła poleciały na niego. Obudził się zlany potem, spojrzał na komórkę, 5:10. Zwlekł się z łóżka, ręką wytarł twarz i udał się do łazienki, wziął krótki prysznic, zjadł lekkie śniadanie i piechotą udał się do pracy. Oddalona była od mieszkania niecały kilometr, więc oszczędzał na transporcie. Ciągle w głowie miał ten sen, pierwszą część rozumiał, ale drugą? Przebrał się w mundur i dołączył do swojej partnerki z patrolu Róży Kwiatkowskiej, ta spojrzała na niego i rzuciła tekst:
– Widzę, że przez noc nie odpocząłeś?
– Jak mózg, ci głupie sny pokazuję, to nic w tym dziwnego. Gotowa?
– Wolałabym iść na przedstawienie córki... Ale mus to mus, dobrze, że Jarek może iść...
– Mąż do pracy nie idzie?
– Jako właściciel rodzinnej firmy, może sobie pozwolić na zrobienie przerwy o dziesiątej, by być z Joasią, na jej przedstawieniu...
– No tak, zapomniałem, że teraz jesteś burżujem.
– Tylko nie burżujem... To, że mój mąż, jest bogaczem, nie znaczy, że jestem jakąś paniusią.
– Tylko mi się Różo, nie obrażaj. Żartuję sobie przecież, znam cię od akademii, jesteś zbytnią wariatką, by być paniusią. Ała, dobra, dobra, żartowałem. Jedziemy? – Masował obolałe miejsce na ramieniu, gdzie dostał kuksańca.
– Jedziemy, jedziemy. Dzisiaj teren od ul.Zielonej do Czarnobrzeskiej.
– Czyli czeka nas codzienna rutyna... – Kobieta uruchomiła silnik i radiowóz ruszył. Po pięciu minutach odezwał się dyżurny:
– Zero-zero do czterdziestki piątki...
– Czterdziestka piątka zgłasza się – Kratos zgłosił się na radiu.
– Macie zgłoszenie na alei parkowej, to ta uliczka koło Czarnobrzeskiej, przy jeziorku. Jakiś nietrzeźwy zaczepia ludzi i jest agresywny.
– To nie robota dla miejskiej?
– Gdyby to było, dwie ulicę bliżej, miałbyś rację, niestety cztery pięć, to od teraz wasza robota. Zero-zero, bez odbioru.
– Cztery pięć, zrozumiałem bez odbioru. Gramy w marynarza, kto sprząta po nim?
– Ta... ma... ry... na... rzyk! Kuźwa – Róża przegrała, wybierając przeciw kamieniowi nożyczki.
– Maseczkę i rękawiczki, masz w schowku.
– Bardzo dziękuję za troskę, ale raport piszesz ty.
– Niech ci będzie – Udali się w region zgłoszenia. Przeszli trochę parkiem i zauważyli delikwenta. Zataczał się i zaczepiał ludzi, pytając, czy mają zapałki, bo musi się jarać się pracą. Brzmiało to, jak jakiś bełkot. Podeszli do niego i przedstawili się:
– Aspirant Kratos Mądry i starsza posterunkowa Róża Czajkowska. Możemy zapytać, dlaczego zaczepia pan tych ludzi i to w stanie upojenia alkoholowego?
– Jaa, nicz nie piłem. Ja po prostu jeszcztem chory. Panie i pani władzo, może mają państwo jakiś ogięń? Bo w pracy szef mówi, że się wypaliłem i ta praca mnie już nie jara... Ale ja się najaram i bydzie w porządku, co nie? – powiedział piany, mając problem ze staniem w jednym miejscu.
– Pani posterunkowa, zaraz da ci alkomat i dmuchniesz.
– Panią to z chęcią bym dmuchnął he he – Róża pominęła milczeniem tę uwagę, podsunęła mu alkomat i błeee... Policjanci klęli jak diabli, całe buty załatwione. Zdecydowali zawieść go na izbę wytrzeźwień. Po drodze spełniło się ich negatywne przypuszczenie... Cały tył radiowozu do mycia. Zaprowadzili delikwenta do odpowiedniego pomieszczenia i oddali go tamtejszemu opiekunowi. Zmienili buty i wrócili do zajęć. Róża do mycia auta, a Kratos do wypełnienia ich zaległych raportów. Potem pojeździli po swoim rewirze, wypisali parę mandatów o picie alkoholu w miejscu publicznym i palenie papierosów przez małoletnich, pomogli drogówce i skończyli pracę. Kratos nawet nic nie zjadł, tylko od razu poszedł spać. Tej nocy znów miał, ten sam koszmar, co poprzednio...
Dodaj komentarz