Podróż statkiem trwała już sześć miesięcy, Kratos jako dowódca wojskowy miał pomóc w kolonizacji odkrytej ponad sto lat temu Ameryki. Król Jakub I Stuart miał dość Hiszpanów i Portugalczyków, którzy prawie całe tereny na południu zajęli dla siebie. Wcześniejsze próby kolonizacji nie powiodły, dlatego dostali rozkaz, by nie wracali, póki na tej ziemi nie będzie więcej osad angielskich niż w samej Anglii. Role gubernatora oraz administracyjną pełni Will Smith, osobisty urzędnik króla, jak na razie ma tyle planów, a nawet nie widział jeszcze lądu. Uzbrojeni i gotowi czekali, na dopłyniecie do tej zdradliwej ziemi, która już nieraz pochłonęła ich krajan.
Sam Kratos jednak myślał o czymś zupełnie innym. Każda noc kończyła się snem, w którym odjeżdża, a żegna go smutny wzrok Sary. Ciekawe co u niej? W tym odrodzeniu nazywał się Kratos Goodman i zaciągnął się do armii brytyjskiej, by nie słuchać pijanego aktualnego ojca i wiecznie marudzącej matki, która chciała go jak najszybciej ożenić, by pozbyć się go z domu. Służył jako żołnierz prawie w każdym życiu, jakie dotychczasowo przeżył, dlatego dość szybko awansował w górę hierarchii wojskowej. Niestety kiedyś dał ostry wycisk pewnemu szlacheckiemu synowi, który wraz z grupką młokosów znęcali się nad żebrakiem, dlatego wysłano go za karę jako dowódcę wojskowego ekspedycji.
Minął kolejny miesiąc, nim dobili do wybrzeża. Wraz z grupą śmiałków wybrał się w głąb lądu, by znaleźć miejsce do założenia osady. Tereny te były doskonałe do założenia koloni, wokół pełno drzew do budowy, jeziora skąd można brać wodę pitną oraz mnóstwo zwierzyny do polowań. Musieli niestety strzec się tubylców, raporty mówiły, że nie są oni przyjaźnie nastawieni do nowych przybyszy. Na całe szczęście albo ich nie spotkali, albo na razie skupili się tylko na obserwacji bladych twarzy. Kratos i reszta powrócili po kilku godzinach. Zorganizowano, kto, co niesie i ruszyli do miejsca koło rzeki, nadające się na osadę. I znów kilka godzin musieli iść, głównie przez to, że nie było wygodnej ścieżki, a przez las trudno się przechodzi, zwłaszcza z niewygodnym ciężarem.
Zanim przystąpiono do budowy chat, Kratos wbrew Willowi rozkazał zbudować wpierw umocnienia, tamten z wściekłością zbliżył się do niego:
– Co ty półgłówku sobie wyobrażasz? Mamy kolonizować jak najszybciej, nie bawić się w obóz.
– Po pierwsze, to ja odpowiadam za wasze bezpieczeństwo, po drugie, żeby spełnić nasz cel, musimy najpierw przeżyć Czy pan, panie gryzipiórku zbuduje coś ze strzałą w piersi? Albo z poderzniętym gardłem? Spać możemy w namiotach, póki nie ukończymy palisady, ja nie bujam w nierealnych myślach jak pan, a przede wszystkim czytam raporty. A one jasno mówią o niebezpieczeństwo ze strony tubylców. – Smith został zgaszony jak świeczka, dał w końcu za wygraną, mrucząc coś pod nosem, odszedł wściekły. Kontynuowano budowę umocnień. Mur musiał być tak szeroki, by mógł po nim chodzić wartownik, a jednocześnie tak wysoki, aby nie można było łatwo się po nim wspiąć. Gdy nastała noc, projekt został ukończony, warty zostały rozstawione, a zmęczeni ludzie poszli spać.
Noc nie miała być jednak odpoczynkiem, co szybko miało się okazać.... Wszystkich obudził wystrzał z muszkietu oraz dziwne wycie. Każdy chwycił za broń i ruszył w kierunku odgłosów walki. Kratos biegł do bramy, gdy nagle przed nim wyskoczyły dwie postacie, uzbrojone coś w rodzaju małych jednoręcznych toporków. Jednego z nich zdzielił kolbą, a drugiego zastrzelił w ostatniej chwili przed jego atakiem. Ale już pierwszy wstawał, muszkiet po wystrzale był bezużyteczny, a nie miał trzech minut, by go naładować. Wyciągnął nóż za pasa. Zaczęli naprzeciwko siebie krążyć, tubylec gadał coś tam w swoim języku, w tonie wypowiedzi, można było wywnioskować pogardę.
Zamachnął się toporkiem, Kratos uniknął tego i szybkim ruchem podciął mu gardło. Ofiara klękła, łapiąc się ranę i charcząc padła po chwili martwa na ziemie. Ranek kończył walkę, a siły nieprzyjaciół wycofały się. Po stronie osadników zginęło około sześciu osób, a następne sześć było rannych.
Dopiero teraz można było, w świetle dnia zobaczyć jak wyglądali intruzi. Intruzów zginęło ponad dwudziestu, drewniane umocnienie skutecznie uniemożliwił atak, a nieliczni dostali się po drzewach rosnących niedaleko. Indianie, nazwa błędnie nadana przez Kolumba, myślącego, że dotarł do Indii, mieli ciemniejszą skórę i przepasani byli skórami zwierzęcymi, twarze mieli wymalowane wzorami, a ich główne uzbrojenie to łuki i małe toporki służące albo do walki wręcz, albo do rzucania. Przez to, że zaatakowali w nocy, nie mogli użyć skutecznie łuków. Sprzątnęli ciała, zakopując je dość daleko miasta, a swoich pobratymców pochowano na utworzonym prowizorycznym cmentarzu tuż koło murów. Ścięto także najbliższe drzewa, nikt nie przypuszczał, że się po nich wespną. Will Smith cały czas unikał Kratosa, nie chciał mu dać satysfakcji, że miał rację.
Budowa z racji podzielenia na straż i budowniczych trochę się przeciągła. Chaty powstały tydzień później, Indianie nie atakowali, być może jeszcze nie wyzbyli się strachu przed ognistymi kijami, jak na muszkiety mówili miedzy sobą. Osada była już w pełni gotowa, Smith mieszkał w budynku służącym jako ratusz, a Kratos w zgrupowaniu chat służących jako arsenał i koszary. Minął pierwszy miesiąc od chwili przybycia tutaj, kolonie nazwano Jamestown, pierwsze kroki na drodze do kolonizacji zostały poczynione, jednak będzie coraz trudniej, gdy rządzi realista z idealistą, a wokół nich biegają uzbrojeni tubylcy...
Tymczasem w irokeskiej wiosce piękna indiańska dziewczyna skończyła wyprawiać skórę.
– Biała lilio, choć już do ogniska, czas na posiłek. – Dziewczyna odwróciła się, chyba słowa Kratosa, że jego ukochana bawi się w Europie nie zbyt miały odzwierciedlenie w realiach. Cóż może więc się stać, gdy dwa ukochane serca odrodziły się po dwóch różnych stronach? I znów ich miłość może zostać poddana próbie....
Dodaj komentarz