"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XI-Napaść Niemców...

Huk wybuchów wybudził Kratosa z mocnego snu. Ubrał się szybko i z TT w ręku wybiegł na zewnątrz. Na niebie zaroiło się od samolotów z czarnymi krzyżami. Szybko pobiegł do kwatery głównej, będąc na drodze, cudem uniknął zrzuconej bomby. Siła wybuchu odrzuciła go do rowu, otrzepawszy się z kurzu, kontynuował podróż do sztabu. Panowało tu dużo większe zamieszanie niż na zewnątrz, ludzie biegali, krzyczeli, tam jakiś ranny oficer jęczał z bólu. Nasz bohater skierował się w stronę skołowanego dowódcy. Ten spojrzał krótko na niego i machnął, by mu nie przeszkadzać.
     Jeden z oficerów podszedł do Kratosa i spytał:
– Towarzysz Kratos Zajcew?
– Zgadza się.
– Towarzysz pozwoli, że wytłumaczę naszą aktualną sytuację, zamiast naszego dowódcy, który jest zbyt zajęty, by wszystko wyjaśniać. Napływają do nas liczne meldunki o agresji wojsk niemieckich, niestety są one tak chaotyczne, że tylko to możemy wywnioskować. Na każdym froncie panuję identyczny bajzel. Niektórzy nawet nie kodują wiadomości, pytając ze strachem, co mają robić. Generał próbuję zmontować jakąś obronę, jednak wróg ma więcej czołgów oraz jest o wiele bardziej zorganizowany niż my. Dodatkowo ma niezaprzeczalną przewagę w powietrzu. Żaden z naszych kukuruźników nie dotarł do kwatery głównej. Wszystkie zestrzelili. Wróg wchodzi w nasze linie jak nóż w mas... – Nie dokończył, kłęby dymu przysłoniły wnętrze budynku. A po chwili krzyki rannych rozbrzmiały wokół. Kratos spojrzał w miejsce, skąd pocisk mógł nadlecieć.
     Z przerażeniem odkrył, że z daleka można zauważyć wielkie kwadratowe cielsko czołgu. Krzyczał, by uciekać. I sam wybiegł w momencie, gdy tuż, zanim kolejny pocisk wleciał do środka. Już żaden dźwięk stamtąd nie doleciał. Zebrał grupę żołnierzy wraz z Czernowem i pobiegli okrążyć pojazd nieprzyjaciela. Niestety jedynym orężem, jaki mieli przeciwko niemu, to butelki z benzyną. Ich działo mogło tylko poobijać pancerz, bez przebicia do środka. Zresztą jego załoga została zabita przez kolejny czołg. A rusznice zostały w sąsiednim mieście. Pobiegli w kierunku swojego celu. Dwóch z przodu zostało zabitych ckm-em z kolejnego wehikułu na gąsienicach. Czernow krzyknął:
– Towarzyszu komisarzu, nie przebijemy się. Musimy zarządzić odwrót. Tymi paroma butelkami to zniszczymy dwa, może trzy, a ich tu jest ponad dziesiątka. Jedyną naszą nadzieją jest dostać się do łodzi i przeprawić się na drugi brzeg. Tam nie ma żadnego brodu, by mogły się przeprawić swobodnie. Zmarnują dzień może dwa na przeprawienie się. Za to my możemy dołączyć do jakieś skoncentrowanej obrony.
– Myślisz, że znajdziesz taką? Tym atakiem każdego zaskoczyli. Wielu pewnie będzie pianych, drudzy będą na przepustkach. A każde wsparcie pancerne będzie niszczone przez to ich Luftwaffe.
– Możemy mieć jedynie nadzieje towarzyszu. – Zebrawszy jeszcze paru niedobitków, ruszyli pod gradem kul w kierunku głębokiej rzeki. Wsiedli do trzech łodzi i wiosłując, próbowali przepłynąć. Momentalnie na wodzie zaczęły pojawiać się gejzery po pociskach i kulach. Jedna łódź wybuchła trafiona pociskiem z czołgu. W pozostałych dwóch ponad połowa była albo martwa, albo ranna.
Minuty przeprawy trwały dla nich jak godziny piekła. W końcu byli na miejscu, zabrali jednemu z zabitych ciężkiego DP i kuśtykając, powoli ruszyli w stronę własnych pozycji. Tam ku ich zdziwieniu aresztowano ich za tchórzostwo i wysłali do gułagu.
     Po drodze dowiadywał się od innych, że Niemcy prą naprzód bez opamiętania. Dowieźli go strzeżonego obozu, tam dostał prycze i polecenie pracowania przy wyrębie lasu. Dwa tygodnie później już był cieniem człowieka i z wielkim trudem zmuszał się do pracy, bo kto nie pracował, to nie dostawał jedzenia. Wzrosła ilość samobójstw, jeden nawet wylał wrzątek na siebie i w agonii zginął dwa dni później. Masowo gwałcono więźniarki. I robili to strażnicy, choć najczęściej współwięźniowie byli sprawcami. Strażnicy minimalnie ingerowali w życie obozowe, jedynym ratunkiem przed zbiorowym gwałtem, było sypianie z dowódcą bandy, choć i tak było to rozwiązanie krótkotrwałe, działające do znudzenia się kobietą przez lidera. Wtedy niemal natychmiast stawała się ofiarą jego ludzi. Po paru miesiącach, gdy wojska niemieckie pokonała zima i wielki opór, którego ceną była ogromna ilość ofiar i spalonej ziemi, do gułagu przybył jeden z wyższych komisarzy politycznych.
     Zabrano Kratos do budynku spotkań, gdzie nieliczni mogli dostać paczki lub spędzić noc czy dwie z żoną, lub mężem. Oficer przyniósł ze sobą dokumenty i przeglądał je przez krótką chwilę, następnie odezwał się:
– Towarzysz Kratos Zajcew, stopień, komisarz polityczny, skazany za tchórzostwo i zdradę ojczyzny matki. Wyrok dziesięć lat ciężkich prac w łagrze...
– Pieprzenie... Przynieśliśmy ze sobą masę broni i amunicji. Co mieliśmy umrzeć? Czy wrócić na bliższe pozycje i bronić się z innymi?
– Dokumenty nie kłamią towarzyszu. No, chyba że zaprzeczacie wyrokowi sądu polowego, czyli nie uznajecie naszego pięknego systemu, który niesie ze sobą równość i wolność dla wszystkich? – odpowiedziała mu cisza. Kontynuował:
– Widzę, że jednak macie jeszcze w głowie trochę rozsądku towarzyszu. Ojczyzna nie jest pamiętliwa i łatwo wybacza. Krótko mówiąc, dostaliście wspaniałą szansę towarzyszu na odkupienie win. Jeśli chcesz, możemy darować ci pobyt tutaj, ale za cenę służby w pewnym batalionie. Albo możesz, zostać tutaj, póki nie zginiesz z przemeczenia. Ile jeszcze towarzyszu wytrzymasz w tych warunkach? – oficer zapalił papierosa i dalej mówił:
– Z moich informacji wynika, że mają zamiar zamknąć ten obóz, a wszystkich przenieść na daleką Syberię. Chyba wiesz, co to jest za kraina i jak niegościnna jest? Daje ci wybór, zmazać swoją hańbę i walczyć dla ojczyzny czy zamarznąć z wycieńczenia?
– Skończ już tę swoją gadkę. Wolę kule od mrozu. Wątpię byście z dobroci serca, skierowali mnie do normalnego oddziału.
– Znakomicie towarzyszu, znakomicie. Jeszcze dziś wraz z eskortą pojedziecie pociągiem do miejsca waszej zbiórki. – Oficer wstał i wyszedł.
     Kratos trzy dni później był na miejscu, gdzie dwóch żołnierzy przekazało go nowemu dowódcy. Wziął swoją wojskową torbę i poszedł do baraku. W środku było masa żołnierzy, jedni grali w karty, drudzy prowadzili rozmowy w grupkach, a jeden nawet grał na akordeonie. Najstarszy z nich skinął ręką, by Kratos podszedł:
– Jesteś tu nowy co? – spytał ze skrętem w ustach.
– Raczej – odpowiedział.
– Wiesz, że z jednego mroźnego piekła trafiłeś do piekła ognia i ołowiu? – zagabywał, próbując odpalić tytoń, za pomocą zapałek.
– Nie spodziewałem się niczego innego, w końcu to polityczny proponował. – rzucił w jego stronę swoją zapalniczkę.
– Ha, ha, słyszeliście to chłopcy? – Cały barak zaniósł się śmiechem, stary już z zapalonym papierosem mówił dalej:
– Siadaj młody koło mnie, jestem Aleksy, trafiłem tutaj, bo dałem pewnej młodej żonce trochę przyjemności, a potem pobiłem jej mężulka, który też niejednokrotnie podnosił na nią rękę. Ona się wyparła, że ją broniłem, dodatkowo mówiła, że ją zgwałciła. Co za brednie... A wcześniej krzyczała moje imię z rozkoszy. Ten pobity okazał się jakimś wysokim urzędnikiem czy kij wie kim i trafiłem tutaj pod lipnym zarzutem. Przeżyłem tu ponad sześć miesięcy, co jest rekordem. Dostajemy najbardziej śmierdzącą robotę i nie dość, że musisz się bać kulki wroga, to jeszcze któryś z naszych może walnąć cię seryjką, jeśli zalazłeś mu za skórę. Dla dowództwa jesteśmy odpadkami, których śmierć jest tylko statystyką. Broń mamy tylko na czas bitwy, jeśli jej nie zdasz lub będziesz stawiał opór, mogą cię zastrzelić. Z tego, co wiem dzisiaj mamy kolejne zadania, więc jeśli macie zamiar się jakoś zabawić, to radze teraz, bo potem nie będzie czasu na pieprzenie. I nie przyzwyczajać mi się do własnego towarzystwa. Wątpię, byście się spotkali po bitwie w tym samym gronie.
– A jak ktoś ma normalne gusta i nie lubi chłopców? – odezwał się jakiś żołnierz grający w karty.
– To niech se znajdzie świnie lub sarenkę. Gdzie ja ci znajdę normalną kobietę w tym miejscu. – po salwach śmiechu nastała cisza i każdy zajął się własnymi sprawami. Po godzinie przyszli po nich normalni żołnierze, jeden z nich krzyknął:
– No karny batalionie, czas na was, prowadzicie dzisiaj natarcie. Dalej za mną po broń, a niech no, który zrobi jakiś zbędny krok, to podziurawię Z PPSz-ki. – Ustawili się po broń, dostali standardowe mosiny z dziesięcioma nabojami na karabin.
Jeden z nowych spytał:
– My idziemy polować czy prowadzić atak. Co my z dyszką naboi zrobimy. – rzekł, chowając pociski do kieszeni płaszcza.
– Na pewno więcej niż z jednym. Ciesz się, że nie prowadzimy modelu stalingradzkiego. – odpowiedział mu jeden z rozdzielających broń żołnierzy.
– To znaczy? – spytał ten sam maruda.
– Jeden niesie karabin, a drugi amunicję do niego. Dalej szkoda strzępić języka, macie robotę do wykonania. Ustawili ich na pozycjach. Kratos zbladł, na znakach w języku niemieckim widniało ostrzeżenie-miny. Najbardziej złowieszcza broń wojen. Wystarczyło na nią nastąpić bądź zahaczyć jednego z wystających drucików, by zdetonować ją. Niemiecka w tym wypadku wyskakiwała do góry tak na wysokość pasa standardowego człowieka i wybuchała. Wybuch albo urywał nogę, albo dotkliwie ranił. Kratos szepnął do weterana:
– Tam są przecież miny... – Rozejrzał się ze strachem wokół.
– No i my robimy za czyścicieli. Biegniemy przez taki teren i oczyszczamy drogę armii. – rzekł spokojny Aleksy.
– Nie możemy zaprotestować?
– Możesz, ale jedyną odpowiedzią, jaką dostaniesz, będzie ołów. Zobacz do tyłu... – Kratos spojrzał w tamtą stronę. Za nimi leżało dwóch żołnierzy z Maximem, jeden z nich ładował do niego taśmę, nawet oficer, który ma im dać rozkaz natarcia, odbezpieczył swój pistolet. Stary odezwał się do Kratosa:
– Jeśli wierzysz w jakiegoś Boga, to się lepiej módl. Dalej chłopcy do ataku. – zabrzmiał krótki rozkaz do natarcia. Z głośnym:
– Uraa,Uraa – na ustach pobiegli, już po paru minutach okolicą targnęły pierwsze wybuchy, nieliczni spojrzeli się za przyczyną, większość biegła dalej. Gdy byli w połowie pola, zaczął ujadać ckm.               Kolejne ciała legły na ziemi, a kolejne miny eksplodowały. Kratosowi pociemniało w oczach i z ciężką głową upadł na ziemie. Wszystkie dźwięki, które go otaczały, powoli stawały się coraz to bardziej zniekształcone i wygłuszone. Stracił przytomność...

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i historyczne, użył 1862 słów i 11117 znaków. Tagi: #Rosja #BatalionKarny #Kratos #komunizm

1 komentarz

 
  • Almach99

    No tak, gulag za ucieczke z pola walki. I tak dobrze, ze nie zostal kupki w glowe. Wg Zukova najlepsza metoda oczyszczenia pola minowego bylo uzycie karnego batalionu. I nie zartowal

    25 paź 2018

  • krajew34

    @Almach99  w końcu mieli tyle żołnierzy, że co im szkodziło trzydziestu tu czy trzydziestu tam... Niestety po wojnie się to odbiło, na ilości całego narodu

    25 paź 2018