"Wędrówka dusz"-Tom II-Rozdział XIII-Podróż i zasadzka.

Już od rana w mieszkaniu Kratosa panowało zamieszanie. Chodząc jak oparzony, Cesare wygłaszał swą niezbyt stonowaną opinie o pośle z Francji. Używał takich przekleństw, których nawet nasz bohater nie znał. W końcu zatrzymał się, spojrzał w okno i z zaciśniętym zębami wykrztusił:
– Wiesz, co mi wczoraj powiedziała? Że nie podoba jej się pokój, że obsługa zła, że brak temu miejscu elegancji i szyku. Jakby kurcze nie wiedziała, co to znaczy dyplomacja za plecami wroga. Chyba ten paniusiowaty król ma nas gdzieś, wysyłając taką babę. Jak tylko Wenecjanie i reszta dowiedzą się o naszych pertraktacjach, to znacznie utrudni już i tak naszą ciężka sytuacje.
– Zamierzasz odpuścić? – spytał Kratos, pijąc wino, by jakoś szybciej się obudzić, po niecodziennej pobudce od przyjaciela.
– Muszę kontynuować tę szopkę. Ojciec, by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że zawiodłem. Brak nam żołnierzy i pieniędzy, by walczyć również z żabojadami. Muszę cię prosić o pomoc, pewne sprawy uniemożliwiają mi opuszczenie stolicy.
– Mów, w czym rzecz.
– Dzisiaj powinienem jakoś się dogadać z tym trudnym dyplomatą. Pojedziesz jako dowódca eskorty i dostarczysz mi odpowiedź od nich. Nie chce, by po drodze stało się im coś złego, a nasze sprawy znów stanęły w miejscu.
– Myślałem, że dziś mieliście się dogadać?
– Z posłami jest tak, iż mogą wiele przyrzec i obiecać, a tak naprawdę nic nie zależy od nich. Ostatnie słowo ma ten, co ich przysłał.
– No to ja się szykuję, a jak wyszła kolejna uczta?
– Popiliśmy, pojedliśmy i zabawiliśmy się z pięknymi paniami pod gołym niebem, twój ojciec się spisał ponownie przy organizacji, a właśnie nie miał w planach czegoś wobec ciebie?
– Aktualnie ma wystarczająco ludzi, więc mam spokój przez parę miesięcy.
– No to ja cię zostawiam, byś się przygotował, wyruszacie jutro rano, użyj wszelkich sposób, by jak najprędzej wyjechać. – Wyszedł, nie zamykając drzwi.
     Kratos miał mieszane uczucia, cieszył się, że pobędzie z tą służką francuski, ale perspektywa jechania do Genui, nie napawała go zbytnią satysfakcją. Cały dzień domykał ostatnie sprawy dla ojca i kompletował potrzebny ekwipunek. Położył się dość wcześniej, śnił, że jest wilkiem i idzie z innymi wąskim kanionem. Nagle ogromne żaby zrzucają na nich kamienie i zabijają ich. Obudził się zlany potem. Całą drogę z Rzymu do miejsca aktualnego kwaterunku damskiego poselstwa, myślał, co może oznaczać ten sen i dodatkowo przypomniał sobie, że na końcu z jednego płaza spada skóra, a spod niej wystaje złota grzywa i skrzydła. Pierwsze co przychodzi mu do głowy, to że szykuje ktoś na nich zasadzkę.
     Na razie jednak musi skupić się na misji i być podwójnie czujny. Tak jak przewidział Cesare, szlachcianka głęboko spała pomimo wczorajszego jasnego rozkazu Borgii o wczesnoporannej porze podróży. Nie mając czasu, by obchodzić się delikatnie z tą kobietą, rozkazał, by przyniesiono mu wiadro wody ze studni. Natychmiast po jego odebraniu wszedł do pokoju i zawartość drewnianego kubła wylał na śpiącą. Ta obudziła się z krzykiem, zaczęła używać języka niegodnego jej szlacheckiego pochodzenia. Wyrzuciła z pokoju Kratosa i wezwała swoją służkę. Zanim jednak wyszedł na zewnątrz, krzyknął, że mają chwile na przygotowania, bo inaczej znów użyje lodowatej wody.
     Ku zdziwieniu eskorty, panie były gotowane po krótkiej chwili. Naburmuszona francuska, wsiadła sama na konia i nie odezwała się ani jednym słowem do nikogo. Pozostali również poszli do koni. Do Kratosa zbliżyła się służka z trudem ukrywająca śmiech:
– Jeszcze nie widziałam takiej metody budzenia.
– Jak ktoś mi kiedyś powiedział, jeśli będziesz zmuszony, możesz, użyć każdej metody, mam pewne głupie pytanie. Jak ty w ogóle masz na imię?
– Nic nie szkodzi, lubię głupie pytania. Jestem Sara, Kratosie
– Mam nadzieje, że będziesz mi umilać tę podróż Saro, żołnierze do rozmowy nie są skorzy, a od tej damulki nie usłyszę raczej niczego, oprócz milczenia.
– Będzie to dla mnie największą przyjemnością – Droga minęła im na rozmowie, a inni żartowali, że ptaszyny im się trafiły, tak ćwierkały, jakby wiosna miała przyjść.
     Nie daleko obozu Francuzów natknęli się na ich patrol, dowódca zatrzymał ich, pytając, czy są oni poselstwem dla króla. Szlachcianka podjechała, by się przedstawić, Kratos przybliżył się do swojego oficera, mówiąc, by gotowali się do walki, bo coś mu tu nie pasuję, te żabojady mają dziwny akcent. Huknął strzał, a paniusia spadła cała zakrwawiona na ziemie. Kratos i Sara zsiedli z koni, kryjąc się za skałą. Mieli zbyt zmęczone konie, by próbować ucieczki na nich.
     Ze strony obozu dobiegł ich tętent wierzchowców, a po chwili grupa konnych wyłoniła, jeden z pierwszych, którzy dotarli w region walki, podjechał do dowódcy atakujących z zapytaniem, co on u diabła wyrabia. Ten z nerwów wystrzelił drugim pistoletem, skazując tym swych ludzi na śmierć. Po wybiciu przebierańców podjechał jeden z oficerów francuskich. Sara go znała dlatego także podeszła do niego. Ustalono, że przeżyli tylko Sara,Kratos i parę żołnierzy z eskorty, jeden z wojaków przeszukujący ciała, znalazł pomarańczową sakiewkę ze złotym lwem ze skrzydłami na niebieskim tle. Wenecja! Wszystko stało się jasne. Wiedząc, kto zlecił atak, nasi bohaterowie ruszyli z raportem do Króla Francji.

Dodaj komentarz