Poszła do sypialni, tak jak sądziłem.
– Jak jej samopoczucie? – zapytał Samuel.
– Jest bardzo silna. Zamach zniosła doskonale. Domyśliła się, czym się zajmowałeś.
– Och, doprawdy? Musi być bardzo inteligentna.
– Czasami sądzę, że genialna. Jestem mile zaskoczony, że ty tak gładko przyjąłeś informację, kim jestem.
– Wiesz, usłyszałem i przyjąłem, ale mój umysł ma z tym problemy.
– To chyba zrozumiałe. Czy coś odczułeś? – zapytałem, bo nie chciałem z miejsca mu opowiadać, jak Emma mnie odbiera.
– Trudno nie zauważyć. Miłość z niej emanuje.
– Jest matką – odrzekłem przekornie.
– Chodzi mi o ciebie. Nie udawaj, że nie wiesz, co mówię.
– Tak, masz racje. Na początku miałem z tym problem, ale mimo że jest moją matką, nie czuję do niej miłości jak syn.
– Scott, w tym nie potrafię pomóc. To jest między tobą a nią. Ja ją rozumiem. Nie jestem kobietą, ale moja logika mi tłumaczy, że Emma ma całkiem realne powody, by cię kochać i pragnąć jak mężczyznę.
– To też widać? – nieco się zdziwiłem.
– Prawdę mówiąc dawno nie odczuwałem takiego ładunku uczuć i tego co od niej wprost promieniuje. Oczywiście kobiety potrafią udawać, że ktoś im się podoba w tym sensie. Emma nic w tym kierunku nie robi, ale cała jej istota to pokazuje.
– Czyli rozumiesz, że ma kłopot.
– Kilka miesięcy będziesz miał spokój, przyjacielu.
– Ona twierdzi, że miesiąc.
– Zwykle to trwa trzy. Nie będę pytał...
Wiedziałem, co chce powiedzieć. Czy miałem otworzyć przed nim swoją duszę? Tak naprawdę nie czułem do niej pożądania, jednak znałem siebie. Wiedziałem, że to może przyjść. Od razu niejako z tym stanem przychodziło pytanie czy rzeczywiście Clara by tego chciała. Już miałem te dyskusje i te przemyślenia. Człowiek nigdy nie robi niczego dla kogoś, on to robi dla siebie. Gdyby nie miał tej zgody, byłby w konflikcie. To tak jakbym miał pokochać się z Karen, bez własnej chęci. Liczyłem, że Emma ją zna bardziej niż ja i faktycznie Karen o to nie poprosi.
– Dla mnie samego to trudne. Kocham Clarę.
– Tak też myślę. Wybacz Scott, ale naprawdę ci nie pomogę.
– Rozumiem.
– Powiem ci, czego się dowiedziałem. Mam wpływy. Nikt nie będzie was ścigał. Znaleziono obce odciski palców, ale nie ma ich w systemie. Teraz rozumiem dlaczego. Mogę nawet jutro odebrać łóżeczko i zabrać istotne dla Emmy rzeczy z jej domu. Dobrze by było sprzedać dom. Dostanie pieniądze. Na razie siedź w tym domu. Za dwa trzy tygodnie będziesz mógł się poruszać po mieście. Jeżeli chcecie, mieć więcej swobody, kupię wam dom blisko granicy z Meksykiem. Tam już będziecie mogli spokojnie funkcjonować. Jutro zajmiemy się testami DNA.
Weszła Emma.
– Maluch już śpi – spojrzała na mnie i Samuela.
– Dostaniesz łóżeczko i rzeczy. Powiedz, co byś chciała ze swojego domu. Samuel też twierdzi, że można będzie sprzedać twój dom. Jak widzisz, ma układy.
– Och, to cudownie. Jak się ma Karen? Zawdzięczamy jej wiele.
– Dochodzi do siebie. Powiedziała, że to odruch, zrobiła co każdy, ale cieszy się, że wam nic nie jest. Za tydzień może ją do was przywiozę.
– Czy to bezpieczne? – Emma naprawdę łączyła fakty.
– Moje kontakty, że tak powiem, pracują nad tym, by tę sprawę uciszyć. Och! – jego twarz się zmieniła na chwilkę.
– Co się stało? – ja to zauważyłem, ale Emma pierwsza zareagowała.
– To nie będzie dla ciebie łatwe, Emmo.
– Dla mnie? Możesz jaśniej?
– Śledztwo pragnie ustalić kto stał za zamachem w szpitalu, a na razie nic nie wiadomo. Równolegle zajęto się Fredem Hendrixem. I tu jest problem.
– Mów wreszcie – Emma świdrowała go wzrokiem.
– Tak, już to robię. Próbowano ustalić powiązania między jego śmiercią i zamachem w szpitalu. Jak na razie nie znaleziono. Jednak z powodu, że był twoim mężem, sprawdzono wiele. Otóż Fred był bezpłodny. Próbował się leczyć, ale trzy lata temu zrezygnował. Czasami mężczyzna ma mało aktywne plemniki, wówczas stosuje się metodę zagęszczania spermy. W jego wypadku było to bezcelowe. Miał nasienie, ale całkowicie martwe.
Emma spojrzała na mnie.
– Wiedziałam.
Przypomniałem sobie, co mi powiedziała, że nie będę chciał tego wiedzieć.
– Pamiętam, co mi mówiłaś. Kto zatem jest ojcem Petera?
Popatrzyła na mnie tak, że poczułem się słabo.
– Mogę się mylić, chociaż nie sądzę. Ty nim jesteś, skarbie.
Odchyliłem głowę do tyłu i poczułem fale gorąca.
– Ja? Jak? Nie zbliżyłem się do ciebie wcześniej. Wtedy, dziesięć lat temu, tylko cię widziałem z daleka.
– Nadal nie rozumiesz, dlaczego Cox przeniósł cię do 2010 roku?
– Badana to wskażą. Nie można ustalić, kto jest ojcem, można ustalić, kto nie jest.
– Można ustalić czy dana osoba jest – powiedziała Emma.
Wiedziałem, że ma racje. Russell mógł pobrać ode mnie nasienie. Tylko wówczas Peter nie mógłby być mną. To nie jest możliwe, by być swoim własnym ojcem.
– To wyjaśnia, dlaczego pachnie jak ty.
– Emmo, on pachnie jak ja, bo to ja. Jednak to wyklucza fakt, że jestem jego ojcem.
– Twierdzisz, że pamiętałeś moją śmierć, a ja żyję – powiedziała.
– Nie chce się wymądrzać, ale odnoszę wrażenie, że Cox był lub jest geniuszem. Twierdzisz, że Brams pracował nad maszyną czasu, a Russel ją zbudował. Kto wie, co jeszcze potrafi. – powiedział Sam.
– Niestety nie mogę go zapytać. Jestem idiotą, że go zabiłem.
– Scott kochanie. Będziesz miał, okazję zapytać. Wierz mi, on żyje.
– Która wersja? Zabiłem prawdziwego Russela, a teraz go nie czuję. Maszyna przenosi w czasie, a nie powiela.
Emma patrzyła na mnie z miłością. W zasadzie patrzyła tak od początku, kiedy wszedłem do jej domu.
– Też nie jestem ekspertem od podróży w czasie, ale myślę. Czy można przenieść ciało o sekundę później? To też czas.
Pacnąłem się w czoło.
– Jesteś naprawdę genialna. Oczywiście. Mógł przenieść się nawet w te samo miejsce. Teraz go nie czuję, bo jest albo wcześniej, albo później. Dlaczego to robi?
– Już ci zasugerowałem, Scott – wtrącił się Sam – On wierzy, że ty jesteś tym Bogiem.
– Nie jestem – odrzekłem nieco załamany.
– Myślę, że im wcześniej zrobicie te badania, tym lepiej. Czy Od Petera też możemy pobrać próbkę?
– Ma włoski. Nie trzeba jakiegoś sterylnego pojemnika?
– Oczywiście. Jutro dostarczę. To potrwa najdłużej dwa dni.
– Powinni mu dać nagrodę Nobla z dziedziny medycyny – zaśmiałem się sarkastycznie.
– Co, jeżeli Scott jest ojcem Petera? – zapytała Emma.
– Nie wiem – odrzekł Samuel. – zrobimy badania i zobaczymy na wyniki. Dziecko jest zdrowe.
– Tak, czułabym, gdyby było inaczej – powiedziała Emma.
Wyglądała na … zadowoloną.
– Czyli cię zapłodnił bez twojej wiedzy. Kiedy?
– Czy to istotne? Zasnąłem w motelu, a obudziłem się dziesięć lat potem z dwudniowym zarostem.
– Właśnie, nie zwróciliśmy na to uwagi. Nie przeniósł cię natychmiast. Znaczy, musiał cię badać.
– Skoro miał takie możliwości, dlaczego do cholery zabrał mi najbliższe osoby? – znowu zacisnąłem pięści.
– Nie widziałeś trupów – odrzekła spokojnie Emma.
– Po wybuchu bomby wodorowej nie ma nic – odrzekłem.
– Nie to chciałam powiedzieć. Nie wiesz czy umarli.
– Wskaźniki nie są poddane na uczucia. Wybuchła jedna rakieta a ta druga nic nie zostawiła.
– Tak, ale przeniosłeś się w czasie wcześniej.
– Maszyna czasu jest fizyczna, bomba by ją zniszczyła, gdybym został.
– Scott, kochanie. Wiesz, co mam na myśli.
– Tak. To co? Myślisz, że wszechmocny Cox wysłał dwie bomby, a trzecią zdezaktywował między moim odejściem a oczekiwanym wybuchem?
– Nie wiemy, co się stało. Stanie. Nie stanie. Może nie dopuścisz. Clara jeszcze się nie urodziła.
– Wiem. Obiecałem ją uratować. Chciała mieć ze mną czwórkę dzieci. Powiedziała kolejność.
– Scott, ona jest jak ja. Ty też będziesz miał, ze mną czwórkę.
Teraz nie tylko ja, ale i Samuel patrzyliśmy na nią bardzo wyraźnie.
– Jak to działa? – zapytałem.
Miałem pewność, że ona wie, o co pytam.
– Tak jak twój zmysł zapachu i pamięć. Jest. Jak? To tylko Bóg wie.
– Podobno ja nim jestem – mruknąłem – a nie wiem.
– Mówię o tym prawdziwym.
– Dziękuję, kochanie – powiedziałem to naturalnie.
Emma zmieniła się na buzi.
– Chyba wiem – powiedziała cicho – tylko nie wiem kiedy.
– Co wiesz – tym razem Samuel zapytał, bo ja nie byłem w stanie.
– Zmiana cywilizacji! To się stanie pewnie w ułamku chwili. Być może Russell tego doświadczył. Z jakiegoś powodu wszystko to zaplanował, by do tego nie doszło. Ty jesteś graczem numer jeden.
– Jeżeli to się nie stanie, nie będzie Clary, Thomasa, Corsy. Ramzesa. Nikogo.
– Scott, miej cierpliwość. Ja mam, bo czekam na twoją miłość.
– Kocham cię, nie musisz czekać.
– Wiesz, co mam na myśli. Kiedy w końcu mi uwierzysz? Ty pamiętasz i czujesz. Ja czuję i odczuwam. Wiem. To jest to samo.
– Potrzebuję dowodów.
Emma się uśmiechnęła, a ja nie potrafiłem odgadnąć powodu.
– Czemu się śmiejesz?
– Nie śmieję, uśmiechnęłam się. To co innego.
– Dobrze. Przepraszam. Powiesz?
– Powiedziałeś, że potrzebujesz dowodu. Większość ludzi nie wierzy w Boga, bo twierdzi, że nie ma dowodu na jego istnienie. A dowodów jest wiele. Źle powiedziałam, wszystko jest dowodem. Wszystko. Skoro tak, dlatego ludzie tego nie widzą, bo większość widzi coś, kiedy jest przeciwieństwo. Ciemność – Jasność, Dobro – Zło, Ciepło – Zimno. Dostaniesz dowód. Clara będzie uratowana. Dowiesz się od niej, zanim powiem słowo, że jej szczęście będzie pełne, jeżeli będziesz ze mną.
– Chcesz powiedzieć, że mnie przestanie kochać? To niemożliwe?
– Naprawdę? To wiesz? Przecież nie masz dowodów! Nie, ona nigdy nie przestanie cię kochać i pragnąć. Ty, byś potrafił ją przestać?
– Nie – poczułem się mały w stosunku do tej cudownej istoty.
Rzuciłem okiem na Samuela. Patrzył na nią jak na boginię.
– Samo przebywanie w twoim towarzystwie jest rozkoszą duchową, Emmo – powiedział.
Posłała mu tylko delikatny uśmiech. Mój umysł zaczął pracować normalnie. Ponownie stałem się Scottem Sienna, którego znałem.
– Czyli zgodnie z tym, co mówisz, to się stanie. A musi się stać, zanim trafiłem do Arki, dlaczego, nie wiem. Tylko jak to odbiorą ludzie? Przecież będą pamiętać wczoraj?
– Niekoniecznie. Ty pamiętasz, inni nie.
– Zbiorowa amnezja? A co z zapisami na dyskach? To maszyny, bez sumienia i ducha.
Pięć lat później.
Cóż. Życie trwało. Emma miała racje. Jej oczyszczanie skończyło się po miesiącu. Karen doszła do siebie szybko. Dostaliśmy łóżeczko i rzeczy Emmy. Sprzedano jej dom za czterysta dwadzieścia tysięcy. Samuel miał wpływy i nikt mnie nie szukał, co było zrozumiałe, ale dano spokój Emmie. Co do wyników DNA tylko ona nie dostała szoku. Powtarzano trzy razy, bo pierwsze uznano, że pomyłkę maszyny, nieodpowiednia czystość próbówek. Potem dano spokój. Ojcem Petera okazałem się ja. Emma była moją matką. Najbardziej trudne do pojęcia było, że Peter był mną. Miał sto procent moje DNA. Ponieważ był wówczas niemowlakiem, nie mogliśmy się dowiedzieć, czy pamięta. Kiedy już zaczął mówić, nie rozumiał, o co go pytamy. Mówił na mnie tata. Rok temu zmarł Samuel. Bardzo to przeżyłem. Dostał zawału. Nagle. Nawet Emma tego nie przewidziała. Widocznie jej dary miały ograniczenia. Jedno tylko się nie stało. Emma to zrozumiała. Sześć miesięcy po urodzeniu Petera zaczęła dochodzić do swojego wyglądu. Nie wiem, czy sądziła, że kiedy będzie atrakcyjna, to się stanie? Kiedy Peter miał rok, wyglądała już jak na zdjęciu, które zrobił jej Cox, czyli idealnie. Nie narzucała się. Nawet jej nie całowałem, bo wiedziałem, że podziała to na nas jak zapalnik. Musiała mieć wiarę, bo kilka razy ją pytałem o nasze dzieci. Nigdy nie zwątpiła. Mieszkaliśmy w małym domku blisko pustyni Sonora. Tak, tej samej, gdzie rzekomo rozbił się statek obcych. Kolejne bzdury.
Tego dnia siedziałem z nią na ławce pod daszkiem. Mieliśmy mały ogródek. Lubiła o niego dbać. Rzadko oddalaliśmy się od naszego miejsca na ziemi. Ja jechałem raz na dwa tygodnie do sklepu. Kupowałem jedzenie i benzynę do generatora.
Nagle go poczułem.
– Emmo – chwyciłem ją za rękę.
– Co się stało, kochanie?
– Cox. Czuję go – musiałem ją ścisnąć zbyt mocno.
– Och, boli! – skrzywiła się na twarzy.
Rozluźniłem uścisk.
Pamiętaj, co obiecałeś.
– I tak nie mam z nim szans – powiedziałem.
Zobaczyłem, że coś pojawiło się w powietrzu. Lśniło w słońcu. Nie wydawało dźwięku. Leciało od strony północy. Osiadł łagodnie dziesięć metrów przed domem. Mój Błysk! Tylko dwa razy dłuższy. Peter patrzył ciekawie, ale nie mógł pobiec, bo Emma mocno go trzymała za rękę. Mężczyzna wyglądał identycznie jak ostatnim razem. Czyli nie był tym Coxem, którego pamiętałem z Arki.
– Nie zabijesz mnie? – zapytał.
– Nie. Potrzebujemy wyjaśnień.
– Oczywiście Scott. Witaj Emmo. Część Peter
Chłopiec spojrzał na mamę.
– Kto to, mamusiu?
– To wujek Russell. Robert Russell Cox.
– Nie wiedziałem, że mam wujka – odrzekł maluch.
– Porozmawiamy w środku? – Russel był rozluźniony.
– Pewnie, chociaż w środku jest tylko nieco chłodniej. Oszczędzamy na klimatyzacji.
– Nie musisz, od teraz. Wkrótce wszystko się zmieni.
Weszliśmy do środka.
– Jak mam na ciebie mówić? Robert? Russell?
– Robert. Russell Cox to moje nazwiska. Myślałem, że Scott ci powiedział.
– Czekamy! Nie wpadłeś na kawę – nie mogłem całkiem się rozluźnić, dziwne, że Emma z pewnością nie czuła stresu.
Peter go obserwował.
– To dziwny samolot, wujku – odezwał się w końcu.
– To pojazd taty, tylko go trochę zmodyfikowałem.
– Chcesz coś zjeść? – Emma się do niego uśmiechała.
Nie mogłem tego pojąć!
– Wiesz Emmo, daj ciastka. Pewnie masz babkę. Lubiłaś ją robić, prawda?
– Pokroje i wstawię wodę na herbatę. Mamy dobrą. Tutejsi Indianie nazywają ją: Ptak snu. Dziwna nazwa.
– Chętnie spróbuję.
– Możesz mówić. Będę słyszeć. Peter też może? Postaraj się nie wspominać drastycznych wydarzeń.
– To nie będzie łatwe. Lepiej wstawię wam wiedzę od razu – wyjął z kieszeni kombinezonu małe czarne pudełeczko.
– Co to jest? – ufałem mu, ale widocznie nie do końca.
– Przesyła słowa bezpośrednio do umysłu. Ponieważ Peter jest mały dam mu to. – Z drugiej kieszeni wyjął zatyczkę do ucha.
– Czy to jest nieszkodliwe? – zapytała Emma.
– Mniej niż komórka. Czy ty go przekonałaś?
– Można tak powiedzieć.
Dał zatyczkę Emmie.
– Mamusia wsunie ci do uszka, skarbie. Wujek ma to dla ciebie. Co to robi – zwróciła się do Coxa.
– To historia odpowiednia dla pięciolatka. Opowie ci wszystko potem. On na razie nie pamięta.
Emma wsunęła zatyczkę do uszka Petera, a on włączył przycisk, nie wiem, gdzie był, ale pojawiło się błękitne światełko na tym małym urządzeniu wielkości odpowiadającej komórce. Dostrzegłem, że zatyczka też maiła identyczną maleńką diodę o błękitnym kolorze.
Witajcie. Przewidziałem to, że przy dziecku nie mogę wszystkiego mówić. Za kilka godzin nastąpi przeskok. Mamy piątego maja 2025 roku. O godzinie piątej pięćdziesiąt pięć i tyle sekund, nastąpi przeskok. Tak to nazwałem. Nie wiem, kto to zrobił. Bóg, wysoka cywilizacja? Nie wiem. Natychmiast, cały świat stanie się tym, co znał Scott. Mega-miasta, megabloki. Kontrola. To nie wszystko. Ta maszyna, przerobiony Błysk jest maszyną czasu i przeznaczona jest na kilka osób i jedno małe zwierze. Domyślacie się jakie. Sądziłem, że da się to jakoś zmienić. Niestety. Od razu na początku powiem, że nie ja kazałem zabić Emmę. Tamtą Emmę i tą Emmę. Powiedziałem ci tak Scott, byś był zły i mnie zabił. Pewnie chcesz wiedzieć, kto posłał bomby. Jonas. Jak się to stało, że nie zginęli? Zginęli, ale później. Zabiły ich zabójcy-androidy. Xsi Ming zbudował identyczne osobniki. Siebie, Jonesa i Usinoko. Przewidział, że ich zabijesz. Niestety podobnie jak nie zdołałem powstrzymać Przeskoku, nie mogłem powstrzymać ich przed zabójczymi androidami. Wiesz, ile razy próbowałem? Więcej niż siedemdziesiąt sześć. To było chyba wgrane w plan tej Istoty, bo chyba samo się to wszystko nie zrobiło. Jak pewnie się domyśliłeś, odkryłem w sobie dar kopiowania. Odnalazłem szkice Thomasa. Powstały zaraz, kiedy cię zabrał Baxter. Zbudowałem maszynę czasu, a potem kilka duplikatów. Kiedy mnie ostatnio zabiłeś, miałem swoją kopię, dość daleko. W Sydney. Bolało, to znaczy strzał w wątrobę. Kulki w łeb nie zarejestrowałem, bo straciłem przytomność. W Sydney oczywiście. To chyba wszystko.
Przekaz się skończył.
– A Peter? Dlaczego ja jestem swoim własnym ojcem? Czy tak było w oryginale?
– Może mi nie uwierzysz, ale nie miałeś ojca. Fred zawsze był bezpłodny. Karen pokazała ci badania, prawda? Uszanowałem twoje pragnienie, byś Emmy nie poznał wcześniej czyli w 2010 roku. I tak ci ciężko, prawda?
Skąd mógł to wiedzieć? Owszem, było mi. Bo widziałem od niemal pięciu lat wzrok Emmy. Spałem z nią i nie dotykałem. Ona chciała, ale uszanowała mój brak dowodów. Czy nie chciałem? Chciałem i to bardzo, ale uznałem, że będę nie w porządku do Clary.
– Co dalej, Cox? – skrzywił się lekko.
Pewnie wolał, żebym mu mówił po imieniu, ale nie potrafiłem.
– Co dalej? Nie mogłem zmienić rzeczywistości ani przeznaczenia do momentu ostatniej rakiety.
– Czyli zginęli?
– Scott, Scott. Czy sądzisz, że jestem potworem? Naprawdę chciałem pomóc wszystkim. Nie jestem bogiem.
– Ja też nie. Skoro nie ty kazałeś posłać te rakiety, to skąd ten napis?
– Tak, napis był ode mnie. Bo ostatnia rakieta nie była Jonesa, tylko moja.
Zacinałem pięści.
– Zabije cię, mimo że obiecałem. – na szczęście opowiedziałem cicho i Peter chyba nie usłyszał, bo bawił się samochodzikiem w kącie salonu.
Nasz dom był bardziej skromny niż dom Emmy.
– Wybacz. To nie była rakieta z bombą wodorową. Coś przeciwnego.
– Widzisz – szepnęła Emma, patrząc na mnie wymownie.
Spojrzałem na nią z uczuciem, które miałem od pięciu lat.
– Czy żyją? Przecież podałeś nam do głowy, że wszyscy zginęli.
– Chcecie czekać do piątej? To i tak nie ma znaczenia. Przeskok nastąpi. Skończę te dobre ciasto, dopiję herbatki i ruszymy. To propozycja. Resztę dowiecie się na miejscu. Thomas ci wyjaśni.
– Skoro to maszyna czasu, nie możemy ich zabrać i jakoś się uratować?
– Scott, nie zrozumiałeś. Przeskok bezpośrednio łączy się z tobą. Dlatego napisałem, że Bóg jest w jednej osobie. Trzy inne, to miał być: Xsi Ming Pao, Michael Jonas i Ito Usinoko. Niestety Przeskok wybrał was.
– Nas? Mnie i Emmę i Petera.
– Nie tylko. Clarę, Thomasa, Corse i oczywiście wasze dzieci.
– Nie mamy dzieci.
– Będziecie mieli. Wszyscy.
– A co z tobą Robercie – wkurzało mnie, że mówi do niego tak ciepło.
– Ja? Uznałem się za winnego, zresztą Przeskok mnie odrzucił. Umieram po dwóch latach. Jestem bezpłodny od momentu, kiedy dolecimy na Biegun południowy.
– Czyli widziałeś przyszłość, Robercie? – ciężko mi przeszło wypowiedzieć jego imię.
– O tak! Jest pięknie. Jak w raju. To co, szkoda czasu. Chyba że potrzebujesz dowodu i czekamy do piątej pięćdziesiąt pięć?
– Scott, uwierz mu – poprosiła Emma.
– Dobrze, i tak masz nad nami całkowitą przewagę.
– Jesteś w błędzie. Powiem ci coś. Nigdy nie miałem rodziny. Poświeciłem się pracy. Wtedy w Arce … pokochałem cię i byłem trochę smutny, że Baxter cię zabrał. Na marginesie. Chciałem i ich uratować, ale Przeskok ich także odrzucił.
– To, co się z tobą stanie? – Emma dotknęła mu dłoni.
– Na miejscu czeka druga maszyna czasu. Przeniosę się w czas dinozaurów. Nigdy tam nie byłem. Pewnie pożyję trochę. Na wszelki wypadek wyślę maszynę z autopilotem do najbliższego wulkanu. Umrę z nadzieją, że się udało. Wybaczcie, że zginęła Kathe. Te durnie miały nikogo nie zabić, tak później odkryłem. Wykończyłem drani, którzy zabili Freda i tych, co kazali zabić Emmę. Zbyt dużo miałem niewiadomych, żeby to odkryć wcześniej. Nie mogłem powtórzyć zdarzenia. Mam nadzieję, że Fred jest w dobrym miejscu.
– Jesteś wierzący, Robercie – tym razem nie dotknęła mu dłoni.
– Trudno nie być. Dowody Stwórcy są wszędzie. Nie moja sprawa, dlaczego dopuścił. Mam mocne przypuszczenie, że to jego sprawka, ten Przeskok, ale może się mylę. Chodźmy.
Emma wzięła Petera za rękę i poszliśmy za Coxem. Nagle dała mi jego małą rączkę i zatrzymała Coxa.
– Potem mogę nie mieć szansy. Dziękuję – ujęła jego twarz i pocałowała.
Czułem, jaki to był rodzaj pocałunku. On patrzył na nią chwilę i otarł łzę.
– Dziękuję. Może Scott mi kiedyś wybaczy.
Poczułem się dziwnie. Cóż za wspaniałą istotą była Emma. Coś działo się w moim sercu. Dotyczyło Coxa.
Tak, to był mój Błysk, tylko dużo większy. Siedziałem obok pilota, czyli Roberta. Nastawił lokacje i ruszyliśmy. Z powodu dziecka maszyna rozpędzała się powoli. Pewnie dla niego zrobił, tę przejażdżkę. Z całą pewnością mógł nas przenieść od razu na miejsce.
– Tu są ciepłe ubrania – powiedziała Emma.
– Tak, tam jest teraz minus sześćdziesiąt stopni. Musimy kawałek przejść – rzekł Cox.
Lecieliśmy godzinę. Na niskiej wysokości. Pewnie statek był niewidoczny dla radarów.
– Potrzebuję dowodów – powiedziałem nagle.
– Kochanie, o co ci chodzi? – odezwała się Emma.
– Jest w porządku. Zatrzymamy się do szóstej. Ta maszyna jest bardziej zaawansowana niż twoja.
Zatrzymaliśmy się nieruchomo na wysokości trzech kilometrów.
– To mogliśmy poczekać w domu, zrobiłabym obiad, poszlibyśmy na spacer.
– W taką spiekotę – odezwałem się niepotrzebnie.
– Jesteś niesprawiedliwy! Człowiek powiedział ci wszystko, a ty wciąż nie wierzysz!
Nigdy nie mówiła w ten sposób. Może nie powinienem tego powiedzieć przy dziecku i nim.
– Tobie nie chodzi o to, prawda?
– Tak, masz rację. Czekam pięć lat. W zasadzie piętnaście. Nie powiedziałam słowa, nie zrobiłam jednego gestu. – czułem gorycz jej słów.
– Wybacz. Potrzebuję akceptacji od Clary.
– Wiem – powiedziała cicho.
Godziny się dłużyły. Nam to pół biedy. Najbardziej Peterowi. A to wszystko przez upartość jednego faceta. Poczułem, że chętnie bym mu dał w mordę. Podobno jest niemożliwe się tak uderzyć, by pozbawić przytomności, dlatego zaniechałem... Patrzyłem na zegar pokładowy. Piata pięćdziesiąt cztery. Pięć. Nic. Patrzyłem na zmieniające się cyfry sekund. 5:55: 54. Odczuliśmy drganie jakby wszystko w pojeździe, łącznie z nami doznało małego wstrząsu. Miałem dowód. Na dole zobaczyłem ogromną piramidę. W oddali pojedyncze małe budynki.
– To Calfa, Scott. A tam daleko MX. Wystarczy?
– Przepraszam.
– Nie ma sprawy. Rozumiem cię doskonale. To lecimy? Trochę się zdziwisz, bo Emma pewnie nie.
Nie wiedziałem, co ma na myśli. Po chwili już tak. Zegar pokładowy wskazywał, dzień, w którym przyleciałem z Clarą po raz drugi. Kilka minut wcześniej Robert poprosił, byśmy się przebrali w kombinezony.
– Został tylko jeden duży – powiedziała Emma – nie ma dla Petera?
– To jest dla niego. Wybacz Emmo. Jego imię jest inne.
– Tak, a jakie?
– Scott – powiedział Cox.
Nic nie poczułem. Dostrzegłem lody Arktyki. Znajdowaliśmy się tuż nad rezydencją Thomasa Bramsa.
Zniszczenia po rakiecie były ogromne.
– Tam jest promieniowanie – powiedziałem.
– Było – odrzekł Cox.
Moja rakieta pochłonęła je całkiem. Lądujemy. Obejrzałem się do tyłu. Obok Emmy siedziałem ja.
– Udało się? – zapytała Clara.
– Tak. Zniknął. Zaraz walnie. Kocham was – rzekł Thomas.
Jednak nic się nie stało, czego by oczekiwali. Owszem grzmotnęło i to nieźle, ale wciąż żyli.
– Kochanie co się stało? – zapytała Corsa.
– Sprawdzę. Co czujesz Claro?
– Dziwne. Chyba promieniowanie zniknęło. To był rakieta, ale chyba nie z ładunkiem wodorowym.
– Poczekajcie, sprawdzę odczyty.
Thomas podszedł do pulpitu.
– Dziwne. Wygląda, że to była bomba wodorowa tylko z antymaterią. Właściwie wybuchły dwie w tym samym czasie. Nie ma dodatkowych zniszczeń, tylko promieniowanie zniknęło. O jedna kamera działa. To nie jest możliwe!
Thomas wyostrzył obraz.
– Ktoś tu wylądował. Widzę trzy postacie. Nie cztery. Jedna się oddala. Widzę drugi, mniejszy pojazd.
Clara podeszła i stanęła za plecami brata.
– To Błysk Scotta. Jak się tu znalazł. Och! Zniknął.
– Nawet jak tu są, zamarzną. Pewnie stosy gruzu spowodują, że to będzie nasz grobowiec.
– Coś słyszę – rzekła Corsa.
– Tak, wibracja.
Zobaczyli, że drzwi windy się otwierają.
– Scott? Sądziliśmy, że ci się udało.
– Szkoda czasu. Wkrótce androidy i tu dotrą – powiedziałem. – Macie ciepłe kombinezony?
– Jasne, Scott, przecież czasami wychodzimy – Thomas wyglądał na zdziwionego.
– A dla Clary też macie? – zapytałem.
– Jasne. Zmieści się w Corsy. Nie ma promieniowania, a kim są ci pozostali?
– Zaraz poznacie moją mamę – rzekłem.
Nie chciałem mówić więcej, bo i sam niczego nie rozumiałem. No może nie niczego. Dostałem się tu na drabince z liny, bo z kanału windy nic nie zostało. Zanim Cox nas opuścił, zostawił mi coś. Kolejna zabawka. Zrobiła dziurę w lodzie, pogiętej stali i betonie. Idealną dziurę o promieniu metra. Trwało to sekundę i nie zostawiło kurzu. Wrzuciłem drabinkę z liny i otworzyłem drzwi. Cox mówił, że jest czuła, na organizmy żywe i ryzyko, że kogoś skaleczy, jest zerowe. Musiałem mu w końcu uwierzyć. Zanim wylądowaliśmy, zdziwiłem się po raz kolejny. To, że Peter stał się mną, nie było tym. Ramzes. Nie miałem pojęcia, skąd się wziął. Został w pojeździe. Nie chcieliśmy, by zamarzł.
Pierwszy wygramolił się Thomas, potem Corsa, za nią Clara, na końcu ja.
Oczywiście wiedziałem, że się zdziwią. Widzieli tylko twarze. Nikt nie zdziwił się na widok Emmy. Chyba czuli, że to moja mamusia. Clara otworzyła usta za zdziwienia.
– Tam jest drugi Scott!
– Tak – powiedziałem spokojnie – To ja. Trudno w to uwierzyć, ale tylko Emma wie, który z nas jest jej synem.
– To ty nie jesteś? – zdziwiła się mocno.
– Musisz się jej zapytać. Czeka nas krótka przejażdżka.
Clara popłakała się na widok kota. Siedział grzecznie w tyle pojazdu.
Zdjęliśmy kombinezony. Dziwne, ale w momencie Przeskoku Peter stał się mną, to było wytłumaczalne, ale jak miał to samo ubranie, już nie. Cox tylko rozłożył ręce i rzekł magiczne słowo: Przeskok.
– Powiem wam wszystko – powiedział drugi Scott.
Byłem pewny, że to Peter.
– Nie myśl tak, ty jesteś Peter – powiedział.
– Zgadza się – potwierdziła Emma.
– Ja nic nie rozumiem – szepnęła Clara – kocham ich obu identycznie.
Nastawiłem współrzędne i czas: Kwiecień 2126 miejsce: Dawna Kenia.
– Będą czarni? – zapytała Clara.
– Niestety kochanie. Jesteśmy jedynymi mieszkańcami Ziemi.
Podobna wibracja i wylądowaliśmy.
– Kombinezony raczej się nie przydadzą. Temperatura dwadzieścia cztery stopnie.
– Czy tu w Afryce były Mega–miasta? – zapytała Clara.
– Kilka – odrzekł Thomas.
– Już nie ma. Nigdzie – odpowiedziałem – od mniej więcej pół wieku.
– Czyli jesteśmy jedyni – Clara posmutniała.
– Wszystko wam opowiem – powiedział drugi Scott – ponoć mój ojciec.
Ramzes zamiauczał.
– Och, nie mam rybek – powiedziała Clara.
– Myślę, że nie jest głody – powiedziałem.
– Tak zamiauczał jakby był.
– Raczej nie, kochanie. Zobacz.
Z lasu wybiegł kot. Prawie identyczny. Podszedł do nas, jakby nas znał.
Czułem, ale wolałem się upewnić. Dał się wziąć na ręce. Jeden rzut oka potwierdził moje przypuszczenia.
– To samiczka. Ramzes nie jest wykastrowany, prawda?
– No coś ty Scott. Jak bym mogła!
– Dobra to chyba tracimy przyjaciela.
Ramzes otarł się mi o łydkę, podobnie postąpił z nogą Clary i pobiegł z wybranką. Może to ona go wybrała. Tylko skąd wiedziała? Wiem, co powiedziałby Cox.
– Może wróci z małymi – westchnęła blondynka.
Nasz Błysk miał kilka narzędzi i inne zmyślne urządzenia. Jedno z nich zrobiło nam dom. Tak, dosłownie. Co prawda nie było wygód. Dach i siatki na insekty. Zaczęło padać.
Emmo, poznamy się później, chociaż cię czuję. Chciałam coś powiedzieć, mogę?
– Jasne Claro.
Czułem pod skórą, co powie.
– Jak już wspomniałam dla mnie, obydwaj jesteście Scotem. Dlatego mam do was identyczne uczucia. Jednak wiem, że Emma kocha jednego z was jak syna, drugiego inaczej. Moje przeczucia mi szepczą, że byłabym szczęśliwa, gdy ona będzie w pełni.
Poczułem się dziwnie. Emma popatrzyła na drugiego Scotta.
– Mówiłam ci, pamiętasz?
– Emmo – powiedziałem – to byłem ja. Tamten to Peter.
– Kochanie, wiem, co czujesz do mnie. Niestety nigdy tego nie zrobię z tobą. Jesteś moim synem.
– A ty co czujesz, Scott? – zapytałem drugie ja.
To było najbardziej idiotyczne pytanie. Czuł dokładnie to samo co ja. To byłem ja, a on był mną. Wiedziałem, że jeden z nas będzie miał problem. Już nie miałem hamulców, cóż Emma miała rację. Do pełnego szczęścia Clara potrzebowała szczęścia Emmy, a ta potrzebowała mnie. Tylko niestety drugiego mnie, bo ja byłem Peterem, przynajmniej widziałem to po spojrzeniu Emmy.
– Wygląda na to, że jesteśmy wybrani, by zaludnić tę planetę jak rodzina Noego.
– Tylko żadnego picia – powiedziała Emma.
Wziąłem ją na bok.
– Emmo, to ja cię uratowałem. Musisz się mylić.
– Peter, przestań. Jestem matką. Wiem, kogo urodziłam i karmiłam.
– Karmiłaś nas obu, pamiętam – odpowiedziałem.
– Clara, możesz pomóc?
Spojrzałem na moją umiłowaną. Trzymała za rękę drugiego mnie. Podeszła. Teraz już trzymała obu nas za ręce.
– Nie będę robić tego z Thomasem, to chyba jasne. Corsa go kocha, więc z pewnością nie będzie się do was zbliżać. O ile czuję, z naszymi dziećmi już tak nie będzie. Zresztą tak było na początku. Wiem, że one też nie będą robić tego z rodzicami. Nie ma przekazu, by Adam spał ze swoimi córkami, ani Ewa z synami. Natomiast jeśli chodzi o was – uśmiechnęła się słodko.
– Ona twierdzi, że ja jestem Peter – powiedziałem cicho do Clary.
– Nie mogę pomóc kochanie. Dla mnie obaj jesteście Scottami. Czyli jako ta sama osoba nie będziecie czuć zazdrości.
Nie – odrzekłem od razu – czuję go jak siebie. Sądzę, że będę odczuwał, kiedy będziecie to mieli, a on, kiedy my.
– Ciekawe czy będzie tak, jeżeli jeden z was, bo naprawdę nie wiem, który jest Scotta, a który Peter będzie czuł, kiedy Scott będzie z nią.
– Może zrobimy jakiś znak na ciele – zaproponowałem.
– Dobra myśl – powiedziała Clara.
Dostrzegłem, że Emma się tylko uśmiecha.
Skaleczyłem rękę za nadgarstkiem.
– Och – syknął drugi Scott.
Miał identyczną ranę. Zrozumiałem, że to nie ma sensu.
– Słuchajcie chłopaki. Zawsze miałam jedną fantazję...
– Claro, nie – powiedział drugi Scott.
– Poproszę – było z niej ziółko – może Emma w końcu zmięknie. Męczyła się przez ciebie pięć lat.
– To nie byłem ja, to on – pokazałem na drugiego Scotta.
– Zła odpowiedź, Scott. Mój zmysł zapachu mnie nie myli. Nic nie obiecuję, ale pięć lat możesz pomarzyć synku.
To było dziwne, przed chwilą mówiła, że jestem Peter.
– Przecież urodziłaś nas obu – odrzekł ten drugi ja.
On nie wierzył – uśmiechnęła się do drugiego ja.
Byłem pewny, że zapamiętam. Niestety drugiego dnia znowu się myliłem. Właściwie stało się gorzej. Może lepiej. Czułem dokładnie co on, znałem jego myśli i odczucia, ale najgorsze, a może najlepsze stało się z Emmą.
– Boże, przestałam czuć różnicę.
– Czyli masz dwa wybory. Będziesz z nami lub zostaniesz starą panną.
– Nie mogę – powiedziała cicho. – Jeszcze dla samej siebie bym mogła, ale Clara będzie nieszczęśliwa. Musimy być obie w miłości.
– Co tam szeptacie? – Corsa podeszła bliżej.
– Tak sobie dyskutujemy. Emma straciła poczucie powonienia. Nie wie, który jest Peter a który Scott.
– Przecież obaj są identyczni. Mam odczucia, coś jak Clara. Pamiętam, co czułam jeszcze w Arce. To jedna osoba w dwóch ciałach. Zawsze lupiłam siedemdziesiąt sześć i już jako dziewczynce mi się podobał. Tylko go zabrali...Sądze, że mają ta samą duszę. A tak w ogóle to, jak minęła noc?
– Nam się spało miło.
– Musimy zbudować więcej domów albo przynajmniej ten przedzielić. Nie mogłam się skupić – powiedziała Clara.
– Chrapałam albo Thomas?
– To były inne odgłosy – odrzekła blondynka, a Corsa się zarumieniłam.
– Też coś słyszałam później, właściwie z dwóch miejsc.
Emma do nas podeszła.
– Mam nadzieję, że to był Scott, nie Peter. Zaczynać nowy początek od Sodomy?
– O czym ty mówisz, Emmo? – odezwał się Scott – tam byli geje.
– To była przenośnia. Fizycznie i względem DNA są identyczni, ale wiem, którego urodziłam, znaczy, wiem, że jednego z nich.
– To nie jest sprawiedliwe Emmo – powiedziała Clara – może jutro ci to przejdzie. Wczoraj wiedziałaś, którego urodziłaś, dzisiaj nie wiesz. Może jutro będziesz pewna, że ten, z którym jesteś, jest Scottem.
– Oby – odrzekła smutno.
Zbudowaliśmy ściany. Mieliśmy trzy pokoje. Zwierzęta były przyjazne, a my nie byliśmy głodni. Piliśmy, bo niedaleko był mały wodospad z doskonałą wodą.
Trzeciego dnia to się zmieniło. Przestaliśmy odczuwać pragnienie. I Emma już miała pewność, z kim spała, że to Scott. Nie chciała mysleć inaczej.
Kochałem je obie. Clara kochała nas obu. I pojedynczo i podwójnie. Pierwszy raz odebrałem to dziwnie. Byłem w dwóch miejscach naraz... w niej. A ona?
– To było milsze niż wykończenie tych robotów bojowych. Wiecie co chłopaki, pogadam z Emmą.
– Wtedy będzie miała pewność, że jeden z nich to Peter – odrzekł jeden ze Scotów. Nie ja. Oczywiście, że ja.
– To na dzisiaj tak jest. Kto wie, co będzie jutro. Mam pewne przypuszczenia. Nie rośnie wam zarost ani włosy, w zasadzie poznaje po zaroście. Wydaje mi się, że się nie starzejemy.
– A dzieci? – zapytała Corsa.
Akurat podeszła.
– To się zobaczy. Oni na początku żyli koło tysiąca lat, może mi się zdaje. Wszystko musiało być piętnaście razy wolniej.
– Ciąża trwała normalnie.
– Chyba tak.
– Gdzie jest Thomas? – zapytała Clara.
– Coś tam projektuje.
– Oby nie maszynę czasu.
– Tak, też mu coś mówiłam. Claro, skoro jesteśmy same, bo dwóch Scottów odeszło do Thomasa, mogę coś zapytać.
Blondynka czuła, co chce zapytać Corsa
– Znudził ci się?
– Nie, ale to nie jest sprawiedliwe. Masz ich dwóch.
– To nie moja wina. Wiem, do czego zmierzasz. To zależy od nich. Ja się dostosuje, tylko co na to Thomas?
– Dziękuję – cmoknęła ją w policzek.
– Corsa?
– Tak, Claro?
– Co, jeśli Thomas zacznie tak myśleć, jak ty?
– Jesteś jego siostrą, nie sądzę...
– Emma zapomina, że urodziła ich obu. To dziwne, bo ja dzisiaj zastanawiałam się chwilę, kim jest Thomas – powiedziała Clara.
– Może to nie Bóg zrobił ten Przeskok. Może jednak Thomas powinien zbudować maszynę czasu i wrócić nas na przykład do X wieku?
– Może. Tylko tam był smród, wiele ludzi i ciągle wojny. A masz pewność, że to, co mamy, minie?
– Nie mam.
– To sama widzisz. Człowiek wie, że coś robi złego, kiedy wie. Jeżeli nie wie, jest w porządku. Dzisiaj jeszcze wiesz, że to twój mąż a ja jestem jego siostrą.
– Jesteście podobni.
– Nie wiesz, co będzie jutro. Może być tak jak teraz albo trzy Emmy i trzech Scottów.
– Albo trzy Corsy i trzech Thomasów – uśmiechnęła się figlarnie.
– Z dwoma jest fajnie. Nie sądzę, że z trzema jest lepiej.
– Dzisiaj tak myślisz, kochanie – Corsa delikatnie pocałowała ją w usta.
Emma patrzyła na nie z boku i poczuła dziwny prąd w dole brzucha. Do teraz kochała Clarę, ale Corsa była bardzo miła. I śliczna. Nigdy nie całowała kobiety...Było coś więcej. Może jej się wydawało, ale Clarze i Thomasowi ściemniały włosy...
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Hart
Najważniejsze w tym wszystkim jest to jak się czujemy ze sobą, jak odczuwamy tego kto dla nas jest istotną istotą. To definicja miłości i człowieczeństwa. Każdy koniec jest początkiem, więc nie patrzymy na to co już minęło liczy się to co nas czeka. Miła perspektywa. Uroczy koniec nowego początku👍🏻
Sapphire77
@Hart Dziękuję. Bardzo to głębokie co napisałeś. Mam nadzieję, że moi bohaterowie nie zatracą się w tym co przemija. Miałem dać nieco inne zakończenie, ale juz tak zostawiłem. Może ktoś się obrazi, a może nie.
Hart
@Sapphire77 A na co się tu obrażać? Przecież wszystko jest jasne . Nowy początek czyste spojrzenie tylko porządnie to samo co zwykle w końcu wszyscy uwielbiamy rozkosz 😊