Julia
Drake zatrzymał swojego czerwonego Cadillaca przed domem. W ostatniej chwili dostrzegł gawrona, który jadł rozsypane okruchy. Drake chciał wejść niezauważony do domu, ale mu się nie udało.
– Hej tata – zawołała jedenastoletni a Julia.
Podbiegła i wskoczyła, oplatając jego biodra swoimi udami. Pocałowała go w policzek.
– Pospiesz się, mamy jechać do mall, po moje buty na camp!
Jego żona, pocałowała go namiętnie.
– Zawsze mnie ubiegnie nasz skarb – szepnęła.
Po obiedzie wsiedli do jej białego Forda.
Drake prowadził pewnie. Na drodze nie było zbyt wiele samochodów jak zwykle w weekend. Po drodze wyprzedził ich niebezpiecznie czarny Mercedes 550 s.
– Wariat czy co! – rzekła Sarah. – Dobrze, że ty prowadzisz, kochanie.
Na parkingu, przed centrum handlowym, zobaczyli mężczyznę, który prowadził mercedesa.
– Przepraszam, ale jechał pan nieostrożnie, byliśmy z dzieckiem – rzekł Drake.
– Bardzo przepraszam, moja żona Linda, urodziła. Śpieszę się do szpitala. Wpadłem do malla, bo chciałem kupić dla nich drobiazg. Mam na imię Henry. Czy myśmy się nie poznali. Dałbym głowę, że pamiętam waszą śliczną córkę i panią?
– Może to było w poprzednim życiu – rzekła z uśmiechem, Sarah.
Dwa dni wcześniej Henry miał telefon.
– Tu Leon, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Myślę, że się ucieszysz. Wycofuję się z interesu. Mam ten miecz, jest naprawdę magiczny. Kupiłem małe miejsce w lesie i jezioro. Nareszcie mogę spokojnie łowić.
– Może cię odwiedzę, ja też się wycofałem – rzekł Henry. – Pogodziłem się z Lindą, wreszcie mi wybaczyła i na dniach urodzi.
– Co będzie? – zapytał wzruszony Leon.
– To dziewczynka, damy jej na imię Julia.
– Świetnie, że obaj pozbyliśmy się tego interesu – rzekł Leon. – Podobno John zniknął i nikt nie wie, gdzie jest.
– A mówią, że szef takiego interesu ma funkcję dożywotnią, jak papież – rzekł Henry.
– Sam kiedyś tak powiedziałem, albo Mark to powiedziła. To chyba stało się, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Marka, który odnalazł miecze, lecz on też zniknął.
*
Drake, Sarah i Julia wyszli z malla.
– Tak się cieszę, że mam te buty – zaszczebiotała Julia, ale najbardziej się cieszę, że mam was.
Pocałowała mocno Sarah, a potem Drake. Cieszyła się jeszcze w duszy, z ważniejszego powodu. Że istnieje! Nie pamiętała jednak nic innego, poza tym, że zawsze tego pragnęła by zaistnieć.
*
Francuska Polinezja, mała wyspa Papeete. Szpital miejski Taaone.
Marr leżał w dziwnym pomieszczeniu. Czuł, że jest prawie nagi i przykryty tylko cienkim, białym materiałem. Odchodził, wiedział to.
Nie zdołał pokonać wroga. Spadał do środka piekła, otoczony lawą i nagle znalazł się tu. Nie wiedział, co się stało i co jest wizją, a co rzeczywistością. Metalowa skrzynka, która stała obok, wydawała miarowe dźwięki.
Bip... bip... biiiiiiiii. Jednomiarowy ton rozchodził się w prawie pustym pokoju. Marr odszedł...
*
W godzinę później, dwóch policjantów rozmawiało z lekarzem i pielęgniarką.
– Proszę powtórzyć jeszcze raz doktorze, to jest niejasne, co pan powiedział – rzekł jeden z policjantów.
– Nazywam się doktor Francis Bernard. Incydent nastąpił w czasie mojego dyżuru. Pacjenta przywieziono prosto z ulicy bulwaru Charlesa de Gaulle, blisko szpitala. Nie wiadomo jak tam się znalazł. Dwunastoletni chłopiec, dziwnie ubrany. Był w stanie śpiączki, nie miał zewnętrznych ani wewnętrznych obrażeń. Miał na sobie mokre ubranie. Czterdzieści pięć minut później nastąpił zgon. Widzieliśmy to na monitorach. Serce i mózg wstrzymały pracę. Udałem się z pielęgniarką na miejsce, by stwierdzić, że umarł, lecz ciało chłopca zniknęło.
– Czy to wszystko? – zapytał oficer.
– Nie – rzekł ciągle zdenerwowany doktor. – Wróciliśmy tu, do pokoju dyżurnego. Oto co zarejestrował monitor. Do pokoju, w którym leżał chłopiec, nie wiadomo jak, bo inne kamery nic nie zarejestrowały, weszła wysoka blondynka o długich włosach. Miała na sobie płaszcz. Potem oboje zniknęli. Widzi pan, oficerze!
Patrzyli na monitory.
– Tak, to dziwne – rzekł policjant.
– Wszystkie trzy kamery zarejestrowały to samo, a nie wiemy jak to możliwe! – dodał doktor Bernard.
Ani policja, ani lekarz czy pielęgniarka nie zauważyli, że na łóżku leżał delikatny, złoty łańcuszek z czerwonym kamieniem.
W minutę później również zniknął.
Po chwili zapis na monitorach zamazał się i na taśmie został ,,śnieg “ i tylko szum... Nigdy nie dowiedzieli się, że w chwilę, zanim kobieta i chłopiec zniknęli, ona szepnęła. ,,Odnalazłam cię”.
*
Marr stał w ognistym kręgu, lecz nie był sam.
– Umarłeś, ale ożywiłam cię – rzekła kobieta.
Piękna kobieta o długich blond włosach pocałowała chłopca w usta, z miłością.
– Znalazłam cię, do zobaczenia Marr – powiedziała cicho.
Znikła. Chłopiec stał w deszczu. Pamiętał ją przez chwilę…
– Ach tu jesteś. Wiedziałem, że tu jesteś – rzekł At–a. Wsiadaj, wszyscy cię szukają – rzekł mistrz Atlanta.
Epilog
Wybuchy się nasilały. Wulkan wyrzucał coraz większe ilości lawy. Wielka wyspa ginęła. Jeszcze sto lat temu nic nie zapowiadało nieszczęścia. Rozum zwyciężył serce, a technika, ducha. Ostatnie łodzie odpływały z Atlantydy. Ocaleli tylko nieliczni. Wszyscy mieszkańcy wyspy mieli włosy o kolorze złota, a oczy w kolorze nieba.
– Pamiętaj, czekaj na dziewczynę i mężczyznę. Ona będzie piękna. Poznasz ją po ślicznych, długich w kolorze lnu włosach i oczach jak moje. Tu na wyspie poza Marr, wszyscy takie mają, ale tam, gdzie będziesz, będzie na odwrót. Dasz im ten łańcuszek z rubinem. Nie umrzesz, aż przybędą.
Mały chłopiec o blond włosach i błękitnych oczach wsiadł na łódkę.
Dziewczyna wiedziała, że chłopiec zapomni, że tą dziewczyną będzie ona.
– Ty jesteś ostatni, mistrzu Atlanta.
Teraz z kolei mówił mąż o pięknym obliczu. Długie włosy o kolorze hebanu zdobiła spinka z trzema rubinami.
– Jeden miecz zatrzymaj, dla chłopca. Będzie synem króla, miecz go rozpozna. Drugi zostaw o miesiąc drogi koniem na wschód. Dostanie go wybrana przez miecz dziewczyna. Pospiesz się teraz, wulkan lada chwile pochłonie wyspę. Najpierw ta wojna na światło kamieni, a teraz wulkan.
Marr wiedział, że wybuch wulkanu był bezpośrednio wynikiem wojny, gdzie główną, straszną bronią było koncentryczne światło, wzmocnione tysiąckrotnie przez kryształy.
– Oni właśnie będą pilnować, aby nie zdarzyło się z Ziemią co teraz z Atlantydą – rzekł.
Atlanta oddalił się pospiesznie.
– A co z wami, zginiecie! – powiedział z łodzi.
– Nie martw się, my mamy alternatywne rozwiązanie – odrzekł mężczyzna.
Teraz z kolei Marr wiedział, że mistrz zapomni, że tym chłopcem będzie on, Marr.
Seen i Marr zostali sami.
– Musimy się pospieszyć, szkoda tych pięknych powłok. – Marr wskazał jej i swoje ciało.
– Jak sądzisz najdroższy, czy Dragonn Kerr domyśli się, dlaczego miał takie imię? Mówił On–thi, że nie ma przyjaciół. A przecież miał. Nas.
– Nie wiem, umiłowana. Ma całą wieczność, żeby do tego dojść. Wiesz co Seen, zastanawia mnie, kim jest ten Kryształ – rzekł młodzieniec.
– Ty potworny kłamco – uśmiechnęła się Seen. – Przecież wszystko sobie przypomniałeś!
– Tak, ale powiedz mi jeszcze raz, taka jesteś piękna, kiedy się złościsz.
– Dobrze, mój umiłowany, powiem ci. Pamiętasz, kiedy rodziłam mgławicę Andromedy, a potem powiedziałam, że jeszcze coś mam w łonie? To był Kryształ, nasz syn – rzekła.
– Tak, teraz pamiętam – rzekł Marr.
Seen uśmiechnęła się ślicznie.
– Jestem teraz w ciąży, to dziewczynka. Pamiętasz w Singapurze, jak powiedziałam, że ten pocałunek dał życie?
– To nie stało się wówczas kiedy kochaliśmy się, potem kiedy zobaczyłem twój łańcuszek z rubinem?
– Wiesz dobrze jak ja, że nigdy się nie kochaliśmy.
– Wiem – rzekł Marr.
– A co jest w twoim łonie?
– Ta sama Julia – szepnęła Seen.
– Jak to możliwe, przecież ona urodzi się Sarah i Drake?
– Ona również urodzi się Lindzie i Henremu – powiedziała Seen. – Wiesz, że dla nas wszystko jest możliwe – dodała Senn.
Pocałowali się namiętnie.
– Właściwie, dlaczego to robimy? – zapytała.
– Chodzi ci o pocałunek, którego nie było? – zapytał Marr.
– Nie, o WSZYSTKO.
– No cóż, ludzie chcą być bogami, to my nie możemy być ludźmi?
– Masz rację kochany.
Obydwoje zamienili się w jasne, białe światło o poświacie bursztynu. Potężny wybuch pogrążył ogromną wyspę w wodach oceanu.
Love
Marr i Seen przenieśli się na swoją planetę. Najwyższą planetę duchowego nieba, gdzie jest tylko ZAWSZE. To była ich planeta, ale teraz był tam ktoś jeszcze. Mała dwunastoletnia dziewczynka i czternastoletni chłopiec. Była tam też dorosła para. Piękna kobieta o atletycznym ciele i dobrze zbudowany mąż. Po drugiej stronie planety mieszkała inna dorosła para ze śliczną dziewczyną o brązowych włosach. Senn i Marr patrzyli na nich. Sami byli nadal niewidzialni.
– A więc to jest Sa–Ra? – zapytała Seen.
– Och nie, Sa–Ra mieszka z drugiej strony planety z moimi rodzicami – rzekł Marr.
– Więc kim jest ona? – zapytała Seen.
– Przecież wiesz, że to O–zee – rzekł Marr.
– Tak kochany, wiem. Jest bardzo szczęśliwa z Ur–tach i Her–ge.
– Czy tu chcesz urodzić Julię?
– Tak, a potem zabierzemy tu córkę Drake i Sarah. A potem Julię, Lindy i Henrego.
One są identyczne, lecz tu staną się jednością. Wiesz, że trzy jest doskonałe w jedności.
– Czy to jest w porządku, jeśli chodzi o Lindę? Ona zabiła człowieka? – zapytała Seen.
– Nie, ona nikogo nie zabiła. W Perth tego nie wiedziałem. Kiedy ten człowiek wsiadł do samochodu, moja boska natura mu coś szepnęła, czego wówczas nie wiedziałem. Kiedy wóz ruszył powoli, on wyskoczył z drugiej strony. Samochód wybuchł pusty. Porucznik O'Nill dziwił się później, że nie znaleźli nawet skrawka ciała. A wracając do Julii, kiedy to się stało?
– Przecież wiesz, że to stało się w Mac Kay, zanim dostrzegłeś łańcuszek.
– Tak umiłowana wiesz, że wiem.
Seen się zamyśliła.
– Wiesz co umiłowany, ciągle myślę o Julii. Mówią, że Bóg wie wszystko i nigdy się nie rozwija ani uczy. Nasze stworzenie tak mówi – dodała.
– A tak nie jest?
– Stworzyłem widzialne i niewidzialne, wszechświaty, rośliny i istoty, ale jeszcze nigdy ,,wyobrażenie” nie kochało tak, bardzo, abym obdarzył go Życiem – rzekła Seen.
(tu nie ma błędy Seen mówi jak rodzaj męski. Senn i Marr jest jednym Bogiem * uwaga do czytających)
– Zrobiłem to, bo zasłużyła na to swoją miłością – rzekł Marr.
– Kiedy to się stało? – zapytała Seen.
– Wiesz to, bo jesteś mną – odparł Marr. – W pokoju hotelu Mac Kay, kiedy całowała ludzkość – rzekł Marr.
– W samolocie do Singapuru, kiedy obiecała Sarze, że będzie jej córką – szepnęła Seen.
– Kiedy płakała po tym, jak jej powiedziałem, że nie jest Julią, jaką znamy, w Perth – powiedział Seen i Marr razem.
Niewidzialna poświata zajaśniała, a ON trwał w uniesieniu.
*
– A kim jest ten chłopiec? – zapytał Marr.
– Zaraz oberwiesz, nie poznajesz własnych dzieci? To Kryształ!
– Lubią się z O–zee – rzekł.
– Tak, ona na razie wie i nie wie, gdzie jest. Dlatego przeżyją razem prawie sto lat. Dojrzeją, staną się dorośli, ale nie zestarzeją. Dopiero potem zrozumieją, że są nieśmiertelni i zawsze – rzekła Seen.
– A co z innym? – zapytał.
– Są na innych duchowych planetach, nadal w materii lub odbywają karę – odrzekła.
– Jestem MIŁOŚCIĄ, jak mogę karać? – zapytała Seen
– Karą jest tylko oddalenie od nas, to wszystko – rzekł Marr. – I to pali jak nieugaszony ogień.
Wyszliśmy z tego, ale było ciężko nawet nam, mimo że jestem Bogiem.
Przecież nie wiedziałem o tym, z kilkoma wyjątkami. – powiedziała Seen.
– Najtrudniej było w Mac Kay – rzekł Marr. – To dla mnie. A dla ciebie, Seen?
– Nie wiesz wszystkiego, bo nie chcesz – rzekła, śmiejąc się.– Sara wtedy spała, kiedy wróciliśmy z lodami. Mimo to się przemogłam i ją obudziłam. Bałeś się wówczas, pamiętam.
– Tak, ale tego pierwszego. Z czym przegrałem po zdarzeniu z Sa–Ra. Tego drugiego po prostu nie chciałem. W końcu to nie byłoby etyczne, a my mamy wysokie poczucie czystości.
– Tak się nie stało, bo szanowałam nawet to, że ,,wyobrażenie” jest twoją córką.
– Ale uczyniłbym to dla ciebie, chociaż jesteś mną – rzekł.
– Dla Seen czy Julii? – zapytała.
– Przecież byłaś wówczas Seen! – zdziwił się.
– Nie, wówczas to była Julią, podobnie jak w Mac Kay i Perth. Miała tylko trzy szansy!
– I pomyśleć, że Kryształ to wszystko zaplanował – rzekł Marr.
– Wiesz, że JA to uczyniłem – rzekła z uśmiechem.
– Test jest wielki, bo JA JESTEM wielki – rzekł Marr.
– Czemu wylądowałem w Papeete? – zapytał po chwili.
– Przeleciałeś na drugą stronę Ziemi, przez jądro i akurat ta wyspa była po przeciwnej stronie.
– Tak, ale wpadłem tam czternaście tysięcy lat potem! – rzekł Marr. – A kiedy mnie ożywiłaś, znalazł mnie Atlanta! Jak to możliwe?
– Ludzie myślą, że Bóg nie ma poczucia humoru – rzekła Seen.
– To mówią ci, którzy mnie nie znają – odrzekł.
– A ponieważ to się stało, rozumiesz już, czemu powiedziałam ci na stepie koło Or, że kochałam cię dużo wcześniej.
– Czy zrobimy to znowu? – zapytała Seen po chwili milczenia.
– Tak, tym razem JA JESTEM w postaci czarnowłosej, dziesięcioletniej dziewczynki. Za 400 lat od czasu, w którym żyję teraz Drake i Sarah, po okropnej wojnie, świat osiągnie wielką technikę. Coś się wydarzy i muszę tam wkroczyć – rzekł Marr i Seen.
– Mówisz o mojej najczystszej postaci? – zapytała Senn i Marr.
– Tak! Moja najczystsza postać jest zawsze dzieckiem, bo dziecko jest czyste.
– Co to za powód, że JESTEM w mojej najczystszej postaci? To się zdarzyło dopiero siedem razy, kiedy JESTEM!
W tej chwili ON odczuł wielką radość, bo wiedział dlaczego. Jan Go kochał i Piotr, lecz nikt Go nie kochał tak, jak Rasa.
– Wiesz, tak jak ja, że dla mnie jest, tylko JEST – rzekł Senn i Marr.
– Wiesz, że WIEM. Wiesz, że Jestem, który Jestem. Jestem Jedyny i Jestem wszystkim. Jestem, który Jestem i Jestem, który nie Jestem.
Stali się widzialni.
– Dzień dobry, mamusiu – rzekła Seen.
– Och kochanie, wiem, kim JESTEŚ, ale dla mnie pozostaniesz córką, dobrze? – poprosiła Her–ge klękając i dotykając jej stóp.
– Dobrze, niech tak będzie – odrzekła Seen.
Seen przytuliła ojca, a w jego oczach pokazały się łzy.
– Kocham cię. Teraz wiem, że nie byłeś jak ojciec O–zee – rzekła ze łzami Seen.
O–zee patrzyła na Seen. Podeszła i uklękła, ujmując i całując jej stopy.
– O Panie stworzenia, ty jesteś miłością – szepnęła O–zee. – Pozwól swojej uniżonej służce wyznać coś. Kiedy żyłam na ziemi podobnej do tej, miałam przyjaciółkę. Ona była uosobieniem miłości i dobroci. Czy kiedyś dostąpi radości bycia w miejscu jak te? – zapytała O–zee.
– To JA JESTEM, kochanie – rzekła wzruszona Seen.
– Serce mówiło mi to wówczas i teraz również czułam – szepnęła O–zee.
O–zee popatrzyła na Marr.
– To ty Panie jesteś ten Lew – szepnęła i także ucałowała jego stopy.
– Tak, to JA JESTEM – rzekł Marr.
– Nie czuję nienawiści do Hur–nam, ale nie chce go widzieć – rzekła O–zee.
– W końcu czasu on przyjdzie do mnie, ale twoje oczy go nie zobaczą. Ty rzekłaś! – rzekł Seen i Marr jak tysiąc wód.
Marr wiedział już czemu Seen powiedziała mu, że kochał ją od chwili, kiedy miała jedenaście lat, bo on był tym lwem. Uszanował też uczucie Sa–Ra i zabrał ją na tę planetę, zaraz jak opuścił mistrza At–a. Teraz dopiero przypomniał sobie WSZYSTKO.
KONIEC.
Fikcja przeznaczona dla osób dorosłych, ze zrozumieniem delikatnych aspektów ludzkiej niedoskonałości.
Pamięci O–zee i wszystkim ofiarom przemocy fizycznej i seksualnej.
*
,,Morderstwo jest strasznym czynem, ale jeszcze gorszym jest gwałt dokonany na dziecku, szczególnie własnym” Alex Aragon.
Czas akcji, dla tych, co się pogubili.
17 tysięcy lat temu, zniszczenie Atlantydy.
14 tysięcy lat temu, Marr poznaję Seen. Poznają On–thi i Dragonn Kerr, Kryształ.
12 tysięcy lat temu, Dragonn Keer (dzięki Kryształowi) wrzuca trójkę do pętli czasu.
Rok 2011 (San Francisco, Perth, Singapore, Mac Kay).
Rok 2011 Pappete, francuska Polinezja (12–letni Marr przegrywa pierwszą walkę z Wrogiem, 14 tysięcy lat temu, przelatuje przez środek Ziemi, umiera w szpitalu. Seen jako Bóg ożywia go. Marr zostaje znaleziony w deszczu przez mistrza Atlante.
Nieokreślony czas, Świat Duchowy ( Marr i Seen jako Jeden Bóg odwiedzają Najwyższą planetę duchowego nieba, Planetę Boga )
Dwunastoletni Marr nie miała wyboru. Stał się na krótko Bogiem, by uratować Sa–Ra. Seen robi to też raz, by ożywić 12–letniego Marr. Kiedy Marr poznaje Seen ma 20 lat, Seen ma wówczas około 25 lat. Dlatego Seen mówi mu, że kochała go dłużej niż on ją. Marr /Mark cierpi na fobię: pedophobia, gymnophobia (lęk przed dziećmi, lęk nagiego ciała). Dwunastoletni Marr został zaskoczony, widząc nagą Sa–Ra. Od tego czasu jego Wróg się ujawnił. Oczywiście cały test zaplanowali dla siebie (zaplanował dla siebie) Bóg. Tak jak zauważyła O–zee, to Marr jako Bóg–sędzia zabił jej ojca, będąc w postaci ogromnego lwa. Nawet to jak go zabił, miało znaczenie. Powstała myśl, serce ją zaakceptowało, a właściwa część ciała dokonała tego niegodziwego czynu. Dlatego Marr jako lew rozerwał jego ciało w tej kolejności. Czasem Bóg czeka, a jego wszystkie energie, które są jednością z nim, dokonują reakcji. Czasem konsekwencja czynu przychodzi od razu. Seen była doskonałością i częścią doskonałości. W niej była przyjaciółką, O–zee. Ci, z którymi ON obcuje bezpośrednio, są mu drodzy jak źrenica oka. Biada temu, kto ukrzywdzi takie stworzenie! Cała praca jest fikcją, chociaż pewne zwroty zostały zainspirowane świętymi księgami Wedyjskimi i Biblii.
,,Nie nazywaj nieczystym tego, co Ja oczyściłem” ma oddźwięk w tej pracy, bardziej jednak w ,,To, co jest we krwi”. I na koniec. Poprzednio, kiedy publikowałem, jedna osoba sądziła, że Marr i Seen to bogowie z Atlandydy. Chyba jest jasne, że Marr i Seen to Bóg całego stworzenia. Bóg, który stworzył wszystko. Najpierw stworzył Syna, a syn stworzył wszystko. Tylko jest pytanie, kto stworzył Ciemność, do której Bóg rzekł, niech stanie się światłość.
*
,,Otwórz oczy i zobacz Mnie, bo wszystko, co widzisz i nie widzisz, jest Mną. A gdy mnie ujrzysz, przyjdziesz do mnie, bo tylko tego pragnie twoja dusza. Ty jesteś nią, a ona pragnie tylko tego”.
Kelowna, 2011.
Dodaj komentarz