"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XXI-Popijawa z kolegami,pożegnanie natrętnego amanta...

Następne dni, były przepełnione rutyną dla Kratosa, służba, dom, kolejne jutro. Na granicy była cisza i spokój, tak jakby wszelkie bandy znikły w odmętach lasów i puszczy. Wopiści cieszyli się z takiej sytuacji, mogli spokojnie wracać do domów, a ich rodziny nie dostawały tragicznych wiadomości. Z racji takiego luzu, major zezwolił wszystkim trzem na przepustkę. Tomasz, Filip oraz Kratos ruszyli na miasto. Znaleźli mały bar, gdzie leciały jakieś nieznane piosenki i zamówili dwie flaszki i usiedli przy stoliku. Czekając na kieliszki, zaczęli rozmawiać:
– Ty Kratos, ta twoja nie wspominała ci, że moja Małgosia z kimś kręci – spytał Filip.
– Co ty żonę podejrzewasz o zdradę? Nie, Sara nic nie mówiła, a wręcz przeciwnie cały czas nadawała, jak to jej koleżanka stale mówi o mężu. Skąd te podejrzenia?
– A szkoda gadać... Ostatnio widziałem, jak wokół niej kręci się taki młokos, co to w ramach inspekcji placówki MO przybył z komendy głównej.
– To na co czekasz, obij gówniarzowi mordeczkę, to zaraz zrozumie, że do cudzej żony nie warto startować – włączył się do rozmowy Tomasz, rozlewając alkohol do szklanek, ponieważ jak sama kelnerka stwierdziła, kieliszków brak.
– Gdyby było to takie proste, to już dawno bym to zrobił? – Wziął Filip do ręki szklankę i opróżnił ją jednym łykiem.
– Więc w czym problem? – spytał Kratos, przystawiając naczynie do ust.
– Tatuś minister... Tomasz, na pewno zamówiłeś wódkę, a nie bimber czy spirytus? Pali jak diabli – odrzekł z trudem kolega.
– Pół na pół, nowa receptura właściciela, wlewa pół bimbru i pół wódki do jednej flaszki i sprzedaje to jako specjał dnia.
– Coś mi przyszło do głowy. Czy to nie jest ten młokos, co to się chwalił twojemu bratu, że ma najnowsze płyty z zachodu, Tomku?
– Chyba coś rzeczywiście młody wspominał, jak kiedyś stali z kolegami i podjechał tym swoim fiaciorem do nich i zaczął się przechwalać, jaki to on jest bogaty, że wszystko ma. A co masz jakiś pomysł?
– Jesteśmy strażą graniczną, co nie? Wprawdzie nie na odpowiedniej granicy, ale jednak. Zróbmy mu oficjalny nalot, zyskamy sobie wdzięczność chłopaków z milicji, jeśli pozbędziemy się tego gagatka, tak się szarogęsi na posterunku u nich, że denerwuję wszystkich. Skończył tam jakąś wyższą szkołę i zaraz niby jest mądrzejszy... – rzekł Kratos, a następnie zapalił papierosa.
– A czy czasami Sara, nie kazała ci rzucić, mówiąc o nieprzyjemnym odorze po fajkach? – spytał Filip, nalewając każdemu kolejną kolejkę.
– Nie będzie zadowolona, ale przeboleje, w końcu przepustkę, na całe dwa dni nie dostaję się co tydzień. To dobra dziewczyna i mnie rozumie, no, chyba że tak samo byłoby jutro... To wtedy czekałoby mnie, nieprzyjemne kazanie.
– I takiego ulańca wpuści do sypialni? – spytał Zięba.
– Co ty, aż taka wyrozumiała nie jest, polówkę ostatnio dostałem, a właściwie wygrałem w zakładzie z pewnym jegomościem, no i prędko znalazła zastosowanie, szczególnie w czasie moich rzadkich wypadów.
– Wracają do naszej sprawy, stary pójdzie na to? – odezwał się po chwili Filip.
– I to jak, w końcu to ukochany synek teściowej, za którą nasz major, bardzo nie przepada.
– Ten chłystek jest szwagrem majora? – zdziwił się Kratos.
– A myślisz, że stary, stopień i ten przydział dostał za ładne oczka? Ponoć lepiej się dogadują z teściem, niż z teściową i niejedną flaszkę ze sobą obalili – wtrącił Zięba.
– To jutro będzie po sprawie, a teraz chlub w dziób, póki jesteśmy rozgrzani.
– Do dna – krzyknęli wszyscy trzej.
     Koło wieczora skończyli tę eskapadę, Filip z Tomaszem poszli w drugą stronę, za to Kratos, musiał osamotniony zmagać się z grawitacją, po wielu upadkach na pustej ciemnej ulicy, w końcu wspiął się po schodach. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ubranie mokre od topniejącego śniegu, wymięte, brudne i śmierdzące wódą, papierosami. Sara już na niego czekała w drzwiach, jak tylko go zobaczyła, złapała się za czoło z zażenowania, lecz po chwili podeszła do niego, pomagając mu wejść do środka, nie mogła się powstrzymać od uwagi:
– O to wielki Kratos, wojownik i mój mąż zalany w trupa.
– Ty miie już niekochasszz. A ja czyy chciałem kwiatków nazzrrywać, ale nie znalazłem.
– Czas już spać.
– Ale ty wiesz, że piękniie cziisz wyglądasz, jak aniioł...
– Miło słyszeć, ale czas spać.
– O nie, psze pani, ja jestem żonaty, ja szpać z panią nie bydde. W moim szercu, tylko ma Szara. Szaro, gdzie jesteś – Dziewczynie łza stanęła w oku i nie wiedziała, czy się śmiać, czy być nadal zdenerwowana na niego, nawet będąc tak pianym, kochał ją. Oj będzie miała się z czego śmiać, jak już wytrzeźwieje. Po krótkich zmaganiach położyła go na polówkę w salonie. Wstała i popatrzyła na śpiącego, nie mogła powstrzymać się od dobrodusznego uśmiechu, schyliła się, delikatnie głaskając po zarośniętej brodzie męża, szepnęła:
– Jasne głupku, że cię kocham, nawet pomimo tego, że czasem masz pusto w głowie. Jesteś mój i zawsze nim będziesz. Jutro zmyję ci głowę, miałeś pić tylko trochę, a ty zalałeś się w trupa. Teraz śpij – Pocałowało go w policzek i przymknęła drzwi. Zaraz jednak się cofnęła i z łazienki wzięła stare plastikowe wiadro i postawiła mu koło łóżka. Sprzątnęła kuchnie i przebrała się do snu, zgasiła lampkę na stoliku nocnym i tak skończył się kolejny dzień.
     Następnego dnia, Kratos wyglądał jak cień człowieka, blady i słaby. Czuł, że przesadził, świadczył o tym potężnym ból głowy oraz na wpół wypełnione wiadro. Z trudem doszedł do kuchni, by nalać sobie wody, ze zdziwieniem zauważył, że Sara tam jest i myję okna. Prawie szeptem spytał:
– Ty tutaj?
– A co, kochankę sobie chciałeś sprowadzić? Wiedziałam, że będziesz w takim stanie, więc zamieniłam się z Małgośką dyżurami, ona jutro będzie miała wolne, a ja mam dzisiaj. Co nie cieszysz się?
– Jasne, że się cieszę, wybacz, tak mi rozsadza głowę, że po mnie tego nie widać.
– Zaraz ci dam aspirynę. Wiesz, że przesadziłeś?
– Nawet mi o tym nie mów. Niech no dorwę tego Ziębę w swoje ręce. Wódka w połowie z bimbrem, nie mam nic przeciwko. Ale dwie butelki czystej samoróbki i to z niepewnego źródła? To już przesada.
– Z niepewnego źródła?
– Jak przez mgłę, pamiętam, jak przyniósł te dwie butelki. Mówił, że dostał je od jakiegoś Ukraińca czy coś.
– No, trochę mnie zdziwiło, jak przyszedłeś nawalony i zacząłeś robić cyrki.
– Co zacząłem robić? – spytał wystraszony.
– No cóż, rozebrałeś się w pokoju i stwierdziłeś, cytuję: No to teraz, czas odwiedzić piękną panią spod trójki.
– Spod trójki? Przecież to stare zrzędliwe babsko jest. O nie, nie, nie mów, że tam poszedłem w stroju Adama – Zbladł jeszcze bardziej. Sarze zrobiło się go żal, więc sprostowała temat:
– Spokojnie, żartuje sobie.
– Oj dziewczyno, ty sobie takich żartów nie rób. Moja wyobraźnia stworzyła sobie, w tym czasie masę sytuacji, do których mogło dojść. I wiesz mi, zbyt pięknie to nie wyglądało – rzekł z ulgą.
– Prawda jest taka, że zacząłeś marudzić, coś w takim stylu: ja cię nie kocham i tak dalej... A potem, gdy chciałam ci pomóc w rozebraniu się, ty stwierdziłeś: proszę mnie nie dotykać, ja jestem żonaty i tylko moja piękna żonka może mnie dotykać.
– O mój boże... Ja więcej z nimi nie piję. Takie rzeczy wyrabiać.
– Skoro już twój organizm w miarę się odtruł i to, co miałeś, już oddałeś, to siadaj, Bierz leki ze stołu i popij wodą, a potem marsz do łóżka, a jeszcze przedtem weź prysznic – Spełnił polecenia żony i zasnął. Spał aż do następnego dnia, Sara musiała go obudzić. Wziął prysznic, zjadł śniadanie i nadal zmęczony poszedł do pracy.
     Tam spotkał swoich kolegów, jak tylko ich zobaczył, powiedział:
– Taką przepustkę, to ja mam gdzieś. I uroczyście zapowiadam, z wami już więcej nie piję.
– To samo mówiłem Tomaszowi, coś ty dał nam do picia? Do dzisiaj, mój organizm jeszcze się z tym, nie uporał.
– Ależ spokojnie panowie, przecież to był tylko bimberek – bronił się Zięba.
– Ty się ciesz, że ten twój „bimberek” nie wypalił nas od środka – zdenerwował się Kratos.
– To, co panowie, idziemy do starego ze swoim pomysłem? – spytał Filip. Bez sprzeciwu, ruszyli do biura starego. Zapukali i po szorstkim „Wejść!”, byli w środku. Major spytał ich:
– Nie dam wam dzisiaj przepustki, nie ważne, że wyglądacie jak upiory. Coś cię robili, że was tak poszarpało.
– Obywatelu majorze, o to proszę się spytać szeregowego Zięby. W pierwszy dzień postanowił nas uraczyć jakimś nieznanym specyfikiem, który kupił po taniości od Ukraińca, a jego efekty do dzisiaj widać. Ale my w innej sprawie – tłumaczył Filip.
– Po tobie Zięba, mogłem się tego spodziewać, ile razy ci mówiłem, że jak pić, to tylko jak wiesz co. Eh gałganie jeden, cieszcie się, że nie muszę wygłaszać jakieś dennej przemowy na waszych pogrzebach. Widziałem wielu, których swojski alkohol poprowadził, aż na drugą stronę. Dobra, czego chcecie byle szybko.
– Obywatelu majorze, jest taka sprawa. Taki nadęty inspektorek kręci się przy żonie Filipa, normalnie wystarczyło, by ostre lanie, ale...
– To jednocześnie mój szwagier i syn ministra co?
– No właśnie.
– Jeśli chcecie pomocy, to nie mogę. Mam całkowicie związane ręce...
– Wiemy, dlatego mamy pewien plan, który usatysfakcjonuje każdą stronę – pierwszy powiedział Tomasz.
– Zaciekawiliście mnie, mówcie – rzekł major, odchylając się na krześle.
– Jakby go, tak o szpiegostwo posądzić?
– Chłopaki to już przesada.
– Ale niech da nam major dokończyć. Nie chodzi mi, by zaraz go wieźć do większego miejsca i tak dalej. Potrzymajmy go, tak z kilka dni w naszej celi, w której cieknie dach i jest zimno.
– Jak niby, chcesz to zrobić Zięba? Niby wszystko brzmi dobrze, ale...
– Trochę zbyt mocno się chwalił, niemal każdy w okolicy wie, że ma pełno rzeczy z zachodu. Niektóre zakazane.
– Już rozumiem, wasz pomysł, trochę się go pomagluje, postraszy, a potem, jak gdyby nic, wypuści się z uwagi na mało szkodliwy czyn. A ja zawsze mogę powiedzieć, że prawo dotyka każdego i nic nie mogę zrobić. Jestem z wami chłopaki – uzgodnili z majorem szczegóły i zaczęli realizować plan.
     Kilka dni później wszystko było gotowe, dowiedzieli się, że ich ofiara znów siedzi u doktora i próbuje poderwać żonę Waligóry. Bez emocji na twarzy weszli do gabinetu, Małgorzata, widząc męża, odskoczyła jak najdalej od natrętnego amanta, który wcześniej głaskał ją po dłoni. Zięba odezwał się:
– Obywatel Szymon Macieszczyk?
– Zgadza się, czego chcecie? – spytał bez śladu strachu w głosie, nadal pewny siebie szwagier majora.
– Jest obywatel aresztowany.
– Za co?
– Za posiadanie, niedozwolonej kontrabandy, która niebezpiecznie oddziałuje na młode umysły, sącząc w nie wrogą zgniłą zachodnią propagandę.
– Ale to absurd.
– Obywatela mieszkanie oraz samochód zostały przeszukane i w nich znaleźliśmy sporo tego obywatela „absurdu” – Szymon zbladł, nie stawiał oporu, jak go zakuwali. Podeszła do Filipa Małgosia:
– To nie tak jak myślisz... Ja kocham tylko ciebie...
– Jakoś nie wyglądało, byś mocno oponowała, gdy cię dotykał – Dziewczyna wbiła wzrok w ziemie, a do oczu naleciały łzy, kapiące na podłogę, jej mąż szybko się zreflektował, nadal ją kochał i przytulił ją do siebie, gdy jego koledzy wyprowadzili zatrzymanego. Zanim wyszedł, powiedział:
– To nie tylko twoja wina, ja też mogłem lepiej się postarać i o ciebie walczyć. Musimy się poprawić, jako małżeństwo. Weźmiemy na dwa tygodnie urlop i pochodzimy po Tatrach co?
– Mówisz serio?
– Jak najbardziej mój gołąbku. Nadal nas łączy coś silnego, trzeba to tylko ponownie połączyć. Widzimy się w domu, ja muszę wracać do pracy – Ucałował ją w czołu i wrócił do pojazdu, gdzie siedzieli jego koledzy. Zięba spytał:
– Rozwód, czy pojednalne bara-bara dzisiaj w nocy?
– Nie interesuj się – burknął Filip.
– Znamy się już tyle lat, mnie nie okłamiesz obywatelu Waligóra, może udajesz burkliwego, ale wiem, że się cieszysz. Czyli dzisiaj będzie w nocy ogień. Do boju strażaku Filipie – Zięba dostał lekko w głowę od kolegi, ten tylko powiedział:
– Już nie gadaj tyle, tylko jedź, mamy więźnia do przesłuchania – Cały samochód terenowy zabrzmiał śmiechem, nie śmiał się tylko aresztowany, który nie słyszał tej wymiany zdań, zemdlał ze strachu, gdy tylko wsiadł do samochodu.
     Po dojechaniu na miejsce wsadzili go do najgorszej celi, potem przesłuchiwali go, zadając jakieś przypadkowe pytania. Wieści szybko się rozeszły, aż do samej góry, następnego ranka do majora zadzwonił jego teść z zapytaniem, dlaczego jego syn siedzi w celi. Po krótkim tłumaczeniu majora wraz z rzeczywistym powodem minister zadecydował się przyjechać. Cały dzień musieli sprzątać bazę, by na przyjazd, wszystko było gotowe. Syn, gdy tylko go zobaczył, zaczął narzekać i wołał, by ich wszystkich pozamykał. Ku zaskoczeniu wszystkich, jego ojciec zaczął krzyczeć, nie na Wopistów, ale na syna. Wrzeszczał, że przyniósł wstyd, dla całej rodziny, posiadając tak szkodliwe rzeczy oraz nie obyczajnie się zachowując. W rodzinnym domu czeka na niego ciężarna żona, która ma niebawem urodzić. Szymon się zmieszał i nic nie powiedział, tylko wraz z podwładnym ojca pomaszerował do służbowego auta. Minister podziękował majorowi, dzięki niemu wstrząsnął rozpieszczonym synem, może dzięki temu stanie się wreszcie porządną głową swojej dopiero, co powstającej rodziny, a nie jej dupą. Jeszcze chwile porozmawiali, umówili się na picie w sobotę i szycha odjechała.
     Posterunek wrócił do poprzedniego stanu, a dwa dni później mieli odwiedziny kolegów z MO, którzy w ramach wdzięczności za pozbycie się nadgorliwego inspektora, przynieśli zapasy świeżego mięsa, które zarekwirowali kłusownikom. Każdy dostał swoją część, a ich domy wypełniły się wspaniałymi zapachami pieczonych mies...

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i historyczne, użył 2532 słów i 14676 znaków. Tagi: #PRL #WOP #Impreza #Popijawa #Kratos #Sara

Dodaj komentarz