Nadchodzi w trakcie wojny taki czas, w którym do domów zawita smutek i gniew. Krzyki, jęki oraz płacz słychać było również w całej okolicy wsi, gdzie mieszkała jak na razie sama Sara. Pierwsze listy o śmierci najbliższego dotarły do nich.
Chwalebna śmierć dla ojczyzny, nie umniejszało bólu w sercu, dawała tylko gorzki posmak i pustkę w sercu. W każdej wojnie musi dochodzić do śmierci. Naprawdę nikt jednak nie myśli, że to właśnie ten ktoś stanie się właśnie ofiarą.
Sara od pierwszych doręczeń nie mogła zasnąć, kiedy tylko nie zajmowała się czymś, modliła się o bezpieczeństwo Kratosa.
Każde pojawienie się listonosza na rowerze wywoływało ogromny stres, a ludzie, po jego odjeździe czuli ulgę. Ich bliski przeżył kolejny tydzień. Nie pomogły kazania Doriana, o tym, że Kratos jest zbyt głupi na śmierć, wywoływał tym tylko smutny uśmiech dziewczyny. Któregoś dnia w końcu nie wytrzymał, wziął siostrę za rękę i zaprowadził do świątyni. Zadał pytanie:
– Powiedz mi, kogo widzisz na witrażach? – Dziewczyna, nie co zbita z tropu, rozejrzała się i z wahaniem odpowiedziała:
– No Jezusa, różnych świętych...
– Wiem, że na mszę nie uczęszczasz... Przeżyłaś parę razy dzieciństwo w katolickich rodzinach, powiedz mi, co zawsze wszyscy oni mówili?
– To podchwytliwe pytanie?
– Najprostsze, jakie może być. Oni zawsze wierzyli w Boga, oddawali mu całe swoje życie. Nawet jak ginęli śmiercią męczeńska, nie przestawali tego robić. Jezus, znając swoją przyszłość, nie cofnął się z tej drogi, a jej koniec był mu znany. A ty mimo modlitwy nadal siedzisz przestraszona? Czy w którymś z tych przeżytych żywotów, byłaś niepewna o los Kratosa??. Nie, zawsze w twojej głowie było, kiedy się spotkacie... Ja nie byłem wierzącym i nawet gdy spotkałem najświętszą matkę we śnie, prócz wysłuchania jej i spełnienia jej prośby, nie znaczyło to dla mnie nic. Zauważyłem, że ktoś tam do góry musi być. Skoro nawet typowi ateiści, gdy cały ich świat się wali, wzywają Go albo narzekają do Niego. A niby Boga nie ma, to z kim rozmawiają wtedy? Dziwne co? Cały czas opowiadają, że Boga nie ma i tak dalej, a gdy sami są bardzo chorzy, albo cierpią, to naglę, On się znajduję i jeszcze śmią mówić, że dlaczego im nie pomógł... Widziałem też, pewnego zakonnika, gdy byłem jeszcze z Lea i mieliśmy małą podróż po Italii. Siedział z groźnym wilkiem, a ten zachowywał się jak udomowiony pies, a był to ubogi sługa Pana. Byłem świadkiem historii ludzi porzucających swój majątek w Jego służbie... ale nawet to nie sprawiło, że byłem w pełni katolikiem... Gdy moja wędrówka już trochę trwała, szedłem górzystą szeroką ścieżką. Niby nic niezwykłego, jednak gdy miałem już postawić krok... Ktoś przytrzymał mnie za ramię, nim odwróciłem się, przede mną spadła masa skał. Jeden ruch więcej i bym nie przeżył. Chciałem podziękować, ale nikogo nie było... Nie powiem, przestraszyłem się... Uznałem to za przewidzenie i wzruszywszy ramionami, udałem się dalej. Następnego dnia przechodziłem przez most, już miałem spaść do wody... Znów ktoś mnie podtrzymał i kolejny raz nikogo nie było. Mówię sobie ktoś mnie śledzi... Niby logiczny wniosek, niestety był jeden mały problem, oprócz moich śladów, żadnych innych nie było... Zdziwiony tym wszystkim usiadłem przed pewną chatą koło jakieś staruszki. Natchniony dziwną siłą opowiedziałem jej o tych dwóch sytuacjach. Ona chwile posiedziała chwile w ciszy, a potem stwierdziła:– Synek, a to nie czasami pan Bóg razem z Jezuskiem nie czuwa? – Ja na to odparłem, że to raczej nie możliwe. W odpowiedzi usłyszałem, że kto inny mógłby wysłać anioła stróża? Już chciałem ją wyśmiać, że jakieś zabobony mi to przedstawia. A tu nikogo nie ma... Została po niej chusta... Zacząłem z nerwów mówić do siebie. Dorianie, mogło ci się zdawać dwa razy, ale trzeci to już jakiś znak. Nie jesteś aż takim głupcem, by widząc takie rzeczy trwać w swym uporze... Trzeba w końcu odpowiedzieć na te znaki. W kościele nie znajdę odpowiedzi. Spytałem miejscowych o jakiś klasztor. W okolicy był jakiś, skierowałem się tam. Za zgodą przeora zostałem nie zakonnikiem, ale zwykłym świeckim, pogubionym w tym szerokim świecie. Żyłem tam, obserwowałem, aż w końcu stałem się jednym z nich. Zacząłem się modlić, pomagać innym. Na końcu stwierdziłem, że to miejsce jest dla mnie za małe. I już jako zakonnik zacząłem nową podróż. To już jednak opowieść na inną chwilę, powiem tylko, że miałem tam swoje wzloty i upadki oraz nie kiedy kryzys wiary. Nigdy w pełni od Boga już nie odchodziłem, a po kryzysie moja wiara nawet wzrosła. Kończąc, skoro taki ktoś, jak ja, zaczął wierzyć i dostał szanse oraz opiekę Boga, mimo swoich występków, to czyż nie znaczy to, opieki kogoś z góry. Jak tak, to czego ty się martwisz, módl się i rób swoje. Przeplataj koszyki, pracuj na swoim małym polu, dbaj o dom. Jak wróci, powitasz go ciepłem rodzinnego domu po jego trudach na froncie. W końcu tylko możesz stać się jego balsamem na zranione pożogą wojny serce. Pamiętaj, że wojna to straszny czas, podczas którego ludzie zmieniają się lub załamują się, zaznając jej przerażającego i tragicznego oblicza. Dlatego tylko od ukochanej rodziny zależy czy wróci do siebie, czy pozostanie wrakiem.... Dobra kończmy, bo zaraz zaczyna się msza. Powiem na koniec tylko jedno, bo prawie wszystko już powiedziałem, odwiedź to miejsce, kiedy chcesz. Jest to dom boży i zawsze się On cieszy, widząc odwiedziny swoich owieczek. Nie mówię tylko o mszy, ale chociaż o chwile cichej modlitwy bądź rozmowy w zaciszu świątyni. – Dorian odszedł, przygotowując wszystko do liturgii.
Sara została jeszcze chwile, popatrzyła się na ołtarz i natchnięta nową siłą wróciła do domu, już bez obaw. Przypatrzyła się, jak niedbale ostatnimi czasami wykonywała obowiązki i jak dużo pracy sobie stworzyła. Zakasując, rękawy wzięła się do poprawy, zamykając swoje serce na przerażające myśli o losie ukochanego.
W tym samym czasie kawał drogi od tego miejsca siedział Kratos z głową między kolanami, a co jakiś czas spadała na niego bryłki ziemi. Ostrzał wrogiej artylerii trwał już od jakiegoś czasu, zwiastując rychłe natarcie... Gdy tylko trochę zelżał, wszyscy dźwignęli się na nogi i zaczęli strzelać do nadbiegających. Doszło nawet do obrony bagnetami. Jeden z przeciwników rzucił się na naszego żołnierza, jednak ten był szybszy i wbił swoje ostrze w pierś wroga. Spojrzał mu w twarz, w jego niebieskich oczach zauważył strach, dopiero teraz dotarło do nie go, jak nie wiele miał lat. Wyszarpnął bagnet i ciało spadło. Atak zakończył się fiaskiem, a oni mogli nadal siedzieć w zdobytym okopie. Kratos ciężko usiadł przy trupie, wpatrywał się krótko w niego. Westchnął i zanim wstał, cicho powiedział:
– I znów kolejne młode życie zmarnowane przez plany kilku ludzi... Jak wiele ten młody człowiek mógł zrobić dla innych... Teraz jesteś tylko martwym ciałem, którego trzeba będzie się pozbyć, jak worka śmieci... Obyś trafił do lepszego miejsca niż tu. Spoczywaj w pokoju – Wstał i zostawiając martwego, udał się do schronu, by coś zjeść. Śmierć nie robiła już wrażenia na kim, kto zakosztował wojny. Każdy mógł zginąć w dosłownie chwili. Dlatego ciało wroga czy swojego było tylko kolejnym przykładem, co może spotkać akurat ciebie następnym razem....
Dodaj komentarz