"Wędrówka dusz"-Tom II-Rozdział VI-Bohaterowie nie żyją długo..Czuć powiew zimnej północy .

Słońce nie miłosiernie dawało o sobie znać. Szczególnie odczuwali to żołnierze okuci w szybko nagrzewające się metalowe zbroje. Od paru dni czekali w Akkce na zaopatrzenie i dalsze rozkazy. Miasto to za wiele nie różniło się od Leeds, w którym Kratos ostatnio urzędował, oprócz oczywiście pogody. W Anglii przeważnie padało, za to tutaj Słońce rozstaje się z niebem tylko, gdy nastaje noc. Właśnie noc.... Cóż za dziwny klimat, by wpierw przez cały dzień był upał, że można by jajka smażyć na kamieniu, a w nocy prawie zamarznąć z zimna. Jakie wiatry i drogi skierowały tu Kratosa?
     W końcu, gdy dostarczono to, co mieli dostarczyć, powoli ruszyli w kierunku Jerozolimy. Ponoć lud, który okupuje to miasto, wyznaje religię podobną do tej europejskiej, ale ludzie mówili, że wyjmują oni swoje dywaniki i w wybranym kierunku modlą się do swojego jedynego Boga. Naszemu bohaterowi wydawało się to idiotyczne. Po co wybierać kierunek modlitwy, skoro Bóg jest wszędzie? Ale w jednym zyskali u niego szacunek, mieli ogromną wiarę, która niemal przeradzała się w fanatyzm. Kiedyś w poprzednim życiu bywał na tych okolicznych ziemiach, przeważnie po to, by niszczyć szajki bandytów, ponieważ okolice tą, zamieszkiwali barbarzyńcy i nic tu takiego poważnego nie było. A teraz zamieszkują tu ludzie mówiący, tak szybko jakby uciekali przed czymś, a do ich języka w żaden sposób nie mógł się przyzwyczaić. Kratos chciał zobaczyć jednego z tych całych „demonów”, jak o nich mówili wyżsi duchowni przemawiający do zgromadzonej armii w różnych miastach, w czasie ich wędrówki. Czy naprawdę są orędownikami szatana, okupującymi świętą ziemię czy tylko armią, chcącą pokazać, że ich religia jest lepsza?
     Przemyślenia te przerwał chwilowy postój, krzyżowcy non-stop byli nękani przez harcowników wroga, a poruszanie się w ciężkiej zbroi utrudniało szybki marsz, a o piasku nawet nie wspominając. Wielki zapał, z którym od początku szła armia, zaczął zanikać. Brak porządnego pożywienia, ciągły kłopot z wodą oraz piach i gorąco skutecznie zniechęcały do dalszej wędrówki, a nawet nie stoczyli większej bitwy z wrogiem.
     Króla Francji Filipa II, przed rozproszeniem jego armii uratowała bliskość Jerozolimy oraz wspaniała przemowa jednego z baronów, który wzmocnił nadwątlony duch walki wojska. Armia ze wzmocnioną siłą do odbicia miasta, po tygodniu rozbiła obóz, by zacząć oblężenie. Mury miasta majestatycznie wznosiły ponad wzrok oblegających. Z daleka wydawały się nie do zdobycia i wielu zaczęło pisać ostatnie listy do rodzin, wiedząc, iż mogą nie przeżyć. Tymczasem atak został przełożony na inny termin, drewno mające służyć do budowy machin, nasiąkło wilgocią i solą morską. By można było je użyć, musiało wyschnąć. Wszystko w czasie tej wyprawy mówiło, by krzyżowcy zawrócili, kłopoty z prowiantem, spadek morale, zbutwiałe drewno oraz żar z nieba. Dowódcy wyprawy krzyżowej za nic w świecie nie chcieli przerwać próby odbicia Jerozolimy. Jak bardzo spadłby ich prestiż, gdyby do domu wrócili z niczym, jak tchórze odwracający się od swojego zadania, widząc zbyt dużo trudności na drodze.
     Pierwsze trebusze zbudowano w ciągu kolejnego tygodnia, a ostrzał rozpoczęto kilka godzin później. Zaczął się pierwszy dzień koszmaru obrońców i atakujących. Cały dzień i cała noc kamienie spadały na budynki, zabijając ludzi i niszcząc piękną architekturę miasta. Jednak na przekór tego mur nadal stał, w prawie niezniszczonym stanie. Prawdziwą walkę zaczęto dopiero miesiąc później, gdy pojawił się większy wyłom w murze. Krzyżowcy zaatakowali mury na drabinach, a przez dziurę wchodziła druga grupa. Kratos dostał się do tej pierwszej. Jeszcze nigdy nie brał udziału w takim przedsięwzięciu. Ogromny hałas, krzyki umierających, jęki rannych, ludzie spadający z wysokich drabin, wielkie kamienne pociski lecące nad głową. Jakoś udało mu się przeżyć, wchodząc na górę, obronił się przed atakiem Saracena, kontrując uderzenie tak, że odrąbał mu głowę. Znalazł chwile, by spojrzeć na miasto. Łuny pożarów ogarnęły cale miasto, wyglądało to tak, jakby budynki tonęły w oceanie ognia. Nie mógł jednak odpocząć, a już nadchodzili kolejni napastnicy z zakrzywionymi mieczami i krótkimi okrągłymi tarczami. Walka trwała godzinami, a atakujący powoli wdzierali się do wnętrza, choć z wieloma ofiarami po swojej stronie.
     Zabiwszy jednego, tnąc go mieczem, a drugiego zepchnąwszy tarczą z muru, Kratos pobiegł w kierunku wieży. W tym momencie jak by zwolnił czas, nadleciał pocisk z trebusza, który zepchnął muzułmanina i europejczyka z muru. Wpadli przez dach do jakiegoś domu. Rycerz miał szczęście, bo spadł na siano, za to tubylec. Z wielkim impetem spadł na kawałek muru, łamiąc kręgosłup i umierając na miejscu. Kratos otrząsnąwszy się z szoku po upadku, sprawdził, czy nie jest ranny, po krótkiej chwili stwierdził, że wszystko jest w porządku, prócz pogiętej zbroi, która mogła mu jeszcze posłużyć. Gdy miał szukać wyjścia, usłyszał, jak ktoś mówi do niego po łacinie:
– Europejczyku wiem, że zaraz mnie znajdziesz, wiec wole odezwać się pierwszy, schowaj ten miecz, gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to tuż po twoim upadku. Ktoś u góry nad tobą czuwa, żeby z takiej wysokości na tyle siana trafić....
– Kim jesteś??? Pokaż się, bo cię zabiję!!!
– Teoretycznie powinienem być twoim wrogiem, a w praktyce chcę tylko przeżyć dla swojej rodzinny
– Jesteś wiec arabskim psem, szykuj się na śmierć!!!
– Pohamuj się. Moim zdaniem życie powinno być odebrane tylko i wyłącznie, gdy jest to konieczne, w tym wypadku tak nie jest, a te obelgi zostaw sobie na bitwę. – z ciemności wyszedł z mieczem u boku człowiek w zniszczonym ubraniu, po chwili wahania Kratos również schował broń.
– Myślałem, że natychmiast rzucacie się z bronią na każdego chrześcijanina, którego zobaczycie.
– Kwestia tego, jak wielkim fanatykiem jesteś i dotyczy to obu stron. Odpocznijmy chwile, bitwa i tak potrwa, jeszcze długo wprawdzie opanowaliście już mury, lecz na dole mamy jeszcze ogrom wojska, możesz mi zaufać, wierze w Allaha, ale nie znaczy to, że agresje mam we krwi, szczególnie jak widzę chrześcijanina.
– Dziwny z ciebie człowiek.
– Jakbym słyszał swoją żonę. Ha ha. Wiesz ta wojna, jest dziwna, w koło ludzie krzyczą, że krzyżowcy nas pozabijają i chcą nas w całości podbić, że naszym świętym celem jest zdobycie i utrzymanie Jerozolimy, ale myślę, że prawda tak naprawdę jest trochę inna
– U nas podobnie mówią, tyle że o was mówią jak o demonach, chcący zbrukać naszą święta ziemie
– Dokładnie, nieliczni wykorzystują licznych dla własnych celów, są tysiące sposobów oprócz walki, by dogadać się, co do miasta, dla nas i dla was jest ono bardzo ważne. Myśle, że raczej chodzi tu potrzebę posiadania niż co innego. To tak jakbyś widział na pustyni wielbłąda i naprzeciwko ktoś inny również go wypatrzył, miejsca jest dla dwóch, jednak pozabijają się, by go mieć tylko dla siebie...
– Porównanie trafne, choć dziwne, jednak wydajesz się dobrą osobą, której byłoby żal odbierać życie. – nagle na zewnątrz słychać po arabsku krzyk i liczne kroki. Kratos zbladł, natychmiast jego towarzysz odkrzyknął w tym samym języku, nie wiedział co robić. Czy tamten mówi, że jest tu niewierny i trzeba go zabić czy coś innego, cały czas z trudem się powstrzymał, by nie dobiec do niego i go nie zabić? Po krótkiej rozmowie w języku arabskim kroki oddaliły się, a hałasy przycichły:
– Widzę, że z trudem, bo z trudem, ale mi zaufałeś, powiedziałem im, że z rozkazu dowódcy podkładam tajną ogniową pułapkę na tych marnych chrześcijan, nic takiego nie istnieje, ale kto by rozkaz podważał.
– Chyba winny ci jestem przysługę
– To była tylko bratnia pomoc, wierzymy w jednego Boga, tylko że spod różnymi nazwami i szczegółami. Kiedy ja uczynię komuś coś dobrego, to Allah zwróci mi to podwójnie. Żegnaj, obyśmy przeżyli w tej bitwie.
– Nawzajem – I obaj ruszyli w przeciwnych kierunkach.
     Krzyżowcy w końcu przepędzili wojska Saracenów aż do kasztelu. Wojsko zaś kontynuowało atak, tym razem na mieszkańcach. Mordowali każdego na swojej drodze, dziewczęta ciągnęli w kierunku budynków, by je zgwałcić, jeszcze inni szukali jakiś zgromadzonych skarbów, chcąc się wzbogacić. Kratos z niesmakiem przypatrywał się temu wszystkiemu, święta armia ze świętym celem, a zachowują się praktycznie tak samo, jak normalni agresorzy napadający na miasto. Pewnie tamci też by tak robili, gdy by zajęli chrześcijańskie miasto. Chyba armia gwałcąca, mordująca i grabiąca nigdy się nie zmieni. Przechodząc koło jednego z domów, usłyszał krzyki. Normalnie przeszedłby obok, ale jeden z głosów pomimo arabskiego języka był mu znajomy. Wchodząc, ujrzał jak dwóch rycerzy stoi naprzeciwko poranionego człowieka oraz młodej kobiety w podartym odzieniu. Poznał, że tubylec jest człowiekiem, który dwa dni temu pomógł mu i nie wydał go swoim wojskom. Krzyknął do rycerzy:
– Co wy tu robicie? Gdzie wasz oddział?
– Co ci chłystku do tego?? Zaraz się zabawimy, tylko pozbędziemy się mężulka, Ha ha ha, a ty bij się z tymi brudasami, my wolimy zachować tyły, jeśli i ty nam przeszkodzisz, zabijemy i ciebie! –Kratos ucichnął, udał, że się cofnął, osłabiając ich czujność. Następnie z pół obrotu zadał cios jednemu w plecy, a drugiego, gdy tamten z szoku się odwrócił, przebił go mieczem. Zwrócił się do oszołomionego tubylca:
– No to teraz to jesteśmy kwita
– Zabiłeś swoich, teraz i ciebie czeka śmierć
– O czym ty mówisz? Ja tylko pozbyłem się dezerterów, z tego, co pamiętam, mieli z dowódcą na pieńku za swoje liczne wybryki, wiec z ulgą przyjmie wieść o ich śmierci. Wy za to musicie uciekać, widzę, że za niedługo będziesz miał dziecko, dlatego musicie żyć.
– Ale to nie możliwe, wszędzie wokół żołnierze
– Idźcie tym kanałem w kierunku wyłomu w murze, nikogo tam nie ma, wszyscy uczestniczą w ataku
– Jeśli nam się uda,poproszę Allahowi, by ci podziękował.
– A proś, kogo chcesz, a teraz idź – Saracen wziął, zdezorientowano żonę za rękę i wyszli, cała rozmowa prowadzona była po łacinie, wiec nie wiedziała, co się dzieje. Kratos dołączył do ataku na głównym zamek.
     Po tygodniowych walkach w mieście Jerozolima była w rękach chrześcijan. Wielu zginęło w tej bitwie, zarówno po stronie atakujących, jak i obrońców. Kratos został wyznaczony jak jeden z rycerzy w garnizonie. Kilka lat stacjonował tu, poznając tutejszych ludzi i ich obyczaje, zaczął również znów powierzać wszystko, co miał Bogu zarówno w myślach, jak i w czynach. Jednak później znów zaatakowali Saraceni, z większą niż dotychczas armią. Zginął, broniąc, cywili przed napastnikami, w ostatnich minutach życia, zastanawiał się kim będzie w następnym życiu i czy zdążył zmazać wszelkie swoje winy z tego żywota, pewnie będzie musiał od początku zaczynać relacje z Sarą, byle ją spotkać... I skonał wśród zgiełku bitwy, umożliwiając ucieczkę wielu niewinnym ludziom. Gdy ciemność go znów otuliła, poczuł zimny wiatr, a w oddali na chwile ujrzał wielkie długie łodzie ze smokiem na dziobie pełne wojowników krzyczących Za Walhallę!!!, gdzie do licha tym razem go rzuciło...

1 komentarz

 
  • Almach99

    Wikingowie!!!

    23 paź 2018

  • krajew34

    @Almach99 :)

    23 paź 2018