Rozdział Czternasty: Korona, Gniew i Krzyk Ulicy - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)

Rozdział Czternasty: Korona, Gniew i Krzyk Ulicy - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)Wielka sala katedry w Gnieźnie wypełniona była po brzegi. Koronacja Bolesława miała być wydarzeniem, które zapisze się złotymi zgłoskami w dziejach królestwa, a tymczasem nad uroczystością wisiał cień skandalu. Korona, która błyszczała na głowie króla, była symbolem władzy… ale też kradzieży i desperacji.
Biskup Radzimir, odziany w bogato zdobioną szatę, uniósł ręce do góry i zagrzmiał:
— Dziś Bolesław, nasz umiłowany król, staje na czele chrześcijańskiego porządku, broniąc wiary i wartości przed naporem heretyckich ideologii i chaosu!
Tłum, złożony głównie z dworzan i wiernych sprzymierzeńców, klaskał z entuzjazmem, choć gdzieniegdzie słychać było pomruki niezadowolenia.
Król, dumny i wyniosły, wstał i podszedł do ambony. Podniósł ręce w geście, który miał uciszyć zebranych.
— Moi drodzy poddani! — zaczął głosem pełnym powagi. — Stoimy dziś przed największym zagrożeniem w dziejach naszego królestwa. Z zachodu nadciąga zaraza gender! Z południa ideologia, która mówi, że mężczyzna może być kobietą, a kobieta mężczyzną! Czy takiej przyszłości chcecie dla waszych dzieci?
Kilka osób na widowni wymieniło zaniepokojone spojrzenia.
— Lewacka Europa, wspierana przez ekofanatyków i zboczeńców z tęczowymi sztandarami, chce zniszczyć naszą wiarę, nasze tradycje i naszą tożsamość! — kontynuował Bolesław, podnosząc głos. — Ale ja, jako wasz król, nie pozwolę na to! Nie pozwolę, by ideologia lgbt weszła do naszych domów, szkół i kościołów!
W tłumie ktoś krzyknął:
— Co z naszymi prawami?!
Król zmarszczył brwi, ale kontynuował:
— W imię porządku i wartości zatwierdzam dziś szereg królewskich uchwał. Od dziś kobieta wraca do swojej naturalnej roli — matki i strażniczki domowego ogniska! Nie będzie aborcji, nie będzie rozwodów, nie będzie żadnych „marszów równości”!
Biskup Radzimir uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z takiego obrotu spraw. Wszemir Zawzięty bił brawo jak opętany.
Tego samego dnia na ulicach Gniezna wybuchły protesty. Kobiety, młodzież i mieszkańcy domagali się przywrócenia swoich praw. Skandowano:
— Król uzurpator!
— To nie jest nasz król!
— Prawa kobiet to prawa człowieka!
Plac przed katedrą zamienił się w wrzącą masę ludzi z transparentami i pochodniami. „Giniemy pod koroną” i „Bolesław = bezprawie” widniało na kawałkach płótna.
Dobromir stał w oknie królewskiego pałacu, patrząc na protestujących. Westchnął.
— Królu, ludzie są wściekli. To może zakończyć się tragicznie.
Bolesław, siedząc na tronie, nawet na niego nie spojrzał.
— Ludzie nie wiedzą, czego chcą, Dobromirze. Trzeba ich prowadzić, a nie słuchać.
— Ale oni domagają się praw i sprawiedliwości…
— Sprawiedliwość jest po mojej stronie! — ryknął król. — Oni są zmanipulowani przez wrogów Polski, przez agentów zachodnich mocarstw!
Nagle do sali wbiegł Wszemir Zawzięty, zdyszany, z pergaminem w dłoni.
— Panie! Wieści są fatalne!
— Czego znowu?! — warknął Bolesław.
— Wojska cesarskie, czeskie i ruscy barbarzyńcy zawiązali sojusz. Planowana jest inwazja na Polskę, by „przywrócić praworządność”.
Dobromir zbladł.
— A więc wojna?
Wszemir pokiwał głową.
— Tak, ale to oczywiste, że to spisek przeciwko naszej suwerenności.
Król uderzył pięścią w stół.
— Nie będą nam mówić, jak rządzić naszym krajem! Nie pozwolę na to!
Dobromir próbował zachować spokój.
— Wasza Wysokość, może warto rozważyć jakieś ustępstwa? Dogadać się z Cesarzem?
— Dogadać się?! — Król podniósł się gwałtownie. — Myślisz, że klęknę przed Ottonem i tym czeskim knurem? Nigdy!
— Ale jesteśmy otoczeni! Nie mamy zasobów ani sojuszników…
— Nie potrzebuję sojuszników! — przerwał mu Bolesław. — Polska będzie bronić się sama!

Tymczasem tłum pod pałacem gęstniał. Krzyk „Król uzurpator!” niósł się po całym mieście.
Bolesław zamknął się w swojej komnacie. Wyglądał na wyczerpanego, ale i pełnego gniewu.
— Wszyscy mnie zdradzili… — mamrotał do siebie. — Mój lud, moi sąsiedzi, nawet Dobromir…
Za drzwiami słyszał kłótnie swoich doradców. Wszemir próbował przekonywać biskupa Radzimira, że to wina obcych mocarstw, podczas gdy Radzimir coraz bardziej martwił się o swoją pozycję.
Król spojrzał na koronę leżącą na stole. Zaczynała wyglądać bardziej jak symbol porażki niż triumfu.
— Może rzeczywiście jestem sam… ale niech wiedzą, że sam też potrafię walczyć! — powiedział do siebie, choć nawet on nie był pewien, czy w to wierzy.

Dodaj komentarz