Rozdział Siódmy: Zamach na Wielką Polskę - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)

Rozdział Siódmy: Zamach na Wielką Polskę - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)Minęło kilka miesięcy od powołania królewskiej komisji ds. zbadania „katastrofy furmanki”. Jej prace, choć intensywne, przyniosły jednoznaczne i do bólu racjonalne wnioski: wypadek był wynikiem fatalnego stanu drogi oraz przeładowania pojazdu. Ale to nie były wnioski, na które czekał król Bolesław Chrobry.

— To jest niedopuszczalne! — ryknął na specjalnym posiedzeniu rady. — To zniewaga dla Polski! Sugerować, że to MY jesteśmy winni? A gdzie szukać spisków? Gdzie zdrad? Dobromir, zawiodłeś mnie!

Dobromir spuścił głowę, wiedząc, że jego dni jako królewskiego doradcy są policzone.

— Panie… ale fakty… — zaczął, lecz Bolesław przerwał mu z furią:

— Fakty?! Fakty to dla ludzi małych i wątpiących! My, wielcy Polacy, kierujemy się czymś wyższym! Wiarą i intuicją!

I tak Dobromir został odsunięty na boczny tor, a na czele nowej komisji stanął Wszemir Zawzięty, fanatyczny doradca króla, znany z żarliwej wiary, bezgranicznej lojalności i umiłowania teorii spiskowych.

Wszemir, człowiek o rozbieganych oczach i fryzurze przypominającej czesane wiatrem siano, od razu ogłosił, że „nie ma przypadków, są tylko znaki”. Jego pierwsze oświadczenie wzbudziło sensację:

— Wszystko wskazuje na to, że za wypadkiem furmanki stoi zagraniczne mocarstwo. A konkretnie… szpiedzy ze Wschodu!

Wszyscy na sali wstrzymali oddech, a król Bolesław uderzył dłonią w stół.

— Szpiedzy?! — zapytał z napięciem. — Czy chcesz przez to powiedzieć, że… to mógł być… zamach?

Wszemir, który wyraźnie czekał na to pytanie, nachylił się dramatycznie w stronę króla i odpowiedział jednym słowem:

— Tak.

Na sali zapadła grobowa cisza, przerywana tylko odgłosami chrapania jednego ze starszych możnych. Król, z twarzą poważną jak nigdy wcześniej, wstał i spojrzał w stronę okna, jakby widział tam coś, czego inni nie dostrzegali.

— Zamach na furmankę… — wyszeptał. — Zamach na mnie. Zamach na Polskę.

---

Od tego dnia król Bolesław zaczął regularnie brać udział w uroczystościach, które nazwano „miesięcznicami wypadku furmanki”. Co miesiąc, w miejscu postawienia pomnika furmanki, gromadziły się tłumy. Ludzie przychodzili z pochodniami, śpiewali pieśni i przynosili bukiety polnych kwiatów.

Każda miesięcznica kończyła się przemówieniem króla, który wznosił się na specjalnie przygotowaną platformę z drewna i gliny. Jego przemowy, choć długie, zawsze wywoływały burzliwe oklaski i okrzyki poparcia.

— Moi drodzy! — zaczął król, stojąc na platformie, podczas jednej z takich uroczystości. — Spotykamy się tu, w tym miejscu, które stało się symbolem naszej siły, naszej niezłomności, ale też naszej tragedii. Bo oto są wśród nas ludzie… — tu Bolesław zrobił dramatyczną pauzę, a tłum wstrzymał oddech — …ludzie, którym w niesmak silna Polska!

W tłumie rozległy się pomruki oburzenia, ktoś krzyknął: „Zdrada!”, a inny: „Do lochu z nimi!”

— Tak, moi drodzy! — kontynuował król, unosząc rękę w geście, który przypominał teatralne błogosławieństwo. — Są tacy, którzy chcieliby nas osłabić! Którzy chcieliby, aby Polska klęczała przed Wschodem, przed zgniłym Zachodem, przed każdym, kto nie docenia naszej wielkości!

— Hańba! — krzyknął ktoś z tłumu.

— Hańba! — powtórzył król, wskazując palcem na horyzont, gdzie rozciągały się tereny kontrolowane przez cesarza Ottona. — Ale my nie pozwolimy, by Polska zginęła. Bo my jesteśmy narodem wybranym!

Tłum wybuchnął entuzjastycznymi okrzykami. Kobiety klękały w błocie, mężczyźni unosili ręce, a dzieci płakały ze wzruszenia.

— Zdradzono nas o świcie! — mówił dalej król, a jego głos drżał z emocji. — Ale my wiemy, kto za tym stoi! Patrzcie na Wschód, patrzcie na tych, którzy knują przeciwko naszej wielkości!

Tłum odwrócił się w kierunku, który wskazał król, jakby spodziewając się zobaczyć wrogą armię za lasem.

---

Wieczorem, w królewskim pałacu, król Bolesław siedział przy stole, słuchając raportu Wszemira Zawziętego.

— Panie, sprawy mają się dobrze. Lud wierzy w zamach, a każda kolejna miesięcznica umacnia ich w tym przekonaniu.

— Doskonale. — Bolesław upił łyk miodu. — A Dobromir?

— Trzyma się z boku, panie. — Wszemir zniżył głos. — Może to i dobrze. Jego wątpliwości nie są nam potrzebne.

— Zgadzam się — mruknął król, zerkając na mapę. — Polska potrzebuje ludzi wierzących, nie wątpiących.

— Niech żyje Polska! — krzyknął Wszemir, wznosząc kielich.

— Niech żyje Polska! — powtórzył król. I choć słowa te zabrzmiały dumnie, Dobromir, słysząc je z korytarza, westchnął ciężko.

Dodaj komentarz