— Panie, może zawrócimy? — zaproponował Dobromir, który siedział obok woźnicy. — Droga jest nieprzejezdna.
— Głupstwo! — odparł Bolesław, machając ręką. — Jak się Polska ma stać wielka, skoro jej król boi się odrobiny błota?
— Odrobiny?! — Dobromir spojrzał z przerażeniem na kałuże, które przypominały raczej bagna.
— Panie, pamiętaj, że błoto to symbol pokory i boskiej woli — dodał biskup Radzisław, jak zwykle gotowy nadać każdej sytuacji wymiar duchowy. — Może to próba od Pana Boga?
— Tym lepiej! — Bolesław roześmiał się, wznosząc kielich miodu. — Wyzwania są dla wielkich ludzi!
Zaledwie kilka chwil później natura postanowiła wystawić króla na wyzwanie, o którym wspomniał. Koło furmanki wpadło w głęboką dziurę, woźnica stracił kontrolę, a cały pojazd przechylił się gwałtownie. Po chwili furmanka przewróciła się, a jej pasażerowie wylądowali w błocie.
— Na Boga! — krzyknął Dobromir, próbując wydostać się z grzęzawiska. — To nie droga, to bagno!
Bolesław, cały pokryty błotem, próbował wstać, ale poślizgnął się i znów upadł.
— Kto za to odpowie?! — wrzasnął, ocierając twarz rękawem. — Woźnica?! Droga?! Cesarz Otton?!
Tymczasem biskup Radzisław, który także leżał w błocie, wpatrywał się w niebo z zachwytem.
— To znak! — krzyknął. — Znak od Boga!
— Znak czego?! — ryknął Bolesław, próbując wyciągnąć but, który ugrzązł w błocie.
— Że Polska jest narodem wybranym! — Biskup uniósł ręce w triumfalnym geście. — To, że przeżyliśmy tę katastrofę, dowodzi, że Pan nad nami czuwa. W tym miejscu musimy postawić krzyż, by upamiętnić ten cud!
---
Kilka dni później w miejscu wypadku stanął drewniany krzyż. Jego fundatorem był sam król, który nakazał, by na krzyżu umieszczono napis: „Tu Bóg ocalił Polskę”.
Krzyż szybko stał się miejscem pielgrzymek. Tłumy gromadziły się, śpiewając religijne pieśni i wznosząc modły. Kobiety klękały w błocie, dziękując za cud, a chłopi z okolicznych wsi sprzedawali przyjezdnym święte amulety wykonane z kawałków drewna, rzekomo pochodzącego z królewskiej furmanki.
Nie wszyscy jednak podchodzili do „cudu” z entuzjazmem. Grupa opozycyjnych możnych i wojów zebrała się nieopodal, drwiąc z całej sytuacji.
— To nie cud, tylko nędzna droga i jeszcze gorsza furmanka! — powiedział Wojmir, młody i ambitny woj, który nie bał się mówić, co myśli.
— Król zrobił z wypadku farsę! — wtórował mu inny możny. — Jeśli to cud, to ja jestem aniołem!
— Może i jesteś — zaśmiał się Wojmir — ale aniołem upadłym, skoro utknąłeś w tym bagnie.
Ich kpiny nie spodobały się królewskim zwolennikom, którzy zaczęli rzucać w opozycjonistów grudami błota, a wkrótce na miejscu „świętego krzyża” wybuchła regularna bójka.
---
Kilka dni później, pod osłoną nocy, krzyż zniknął. Następnego ranka pielgrzymi, którzy przybyli na miejsce, zastali jedynie pustą polanę.
— Gdzie jest krzyż?! — krzyknęła stara kobieta, upuszczając w błoto różańce.
Tłum zaczął skandować: „Gdzie jest krzyż?! Gdzie jest krzyż?!”
Wieść o zniknięciu krzyża dotarła do królewskiego dworu. Król Bolesław, choć początkowo wściekły, szybko dostrzegł w tym okazję do działania.
— To nie jest zwykłe zniknięcie — powiedział, zwołując nadzwyczajne zebranie. — To sabotaż! Wrogowie Polski chcą podważyć naszą wielkość!
— Panie, musimy działać! — dodał biskup Radzisław. — To atak nie tylko na krzyż, ale na świętą wiarę i naród!
Król ogłosił powołanie specjalnej komisji ds. zbadania wypadku i „aktu sabotażu”. Na jej czele stanął Dobromir, choć jego mina zdradzała, że nie był zachwycony nowym zadaniem.
— Panie, jak mamy badać zniknięcie drewnianego krzyża? — zapytał niepewnie.
— To proste — odpowiedział Bolesław. — Zbierz świadków, powołaj ekspertów, przesłuchaj każdego, kto mógł mieć z tym coś wspólnego. Nie spoczniemy, póki nie poznamy prawdy!
— A jeśli prawda okaże się niewygodna? — zapytał cicho Dobromir.
— Prawda nigdy nie jest niewygodna, jeśli to my ją ogłaszamy! — odpowiedział z triumfem biskup Radzisław.
---
Komisja działała przez wiele miesięcy, nie dochodząc do żadnych konkretnych wniosków. W międzyczasie król Bolesław wydał nowe dekrety, które miały „zapewnić bezpieczeństwo symbolom narodowym”. Zamiast krzyża w miejscu wypadku postawiono pomnik przedstawiający królewską furmankę, a pod nim napisano: „Polska nie zginie, póki my jesteśmy w błocie!”
Lud, choć wciąż skandował „gdzie jest krzyż”, powoli zaczął wierzyć, że może lepiej nie znać odpowiedzi na to pytanie.
Dodaj komentarz