Rozdział Dziesiąty: Buzię Widzę w Tym Tęczu - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)

Rozdział Dziesiąty: Buzię Widzę w Tym Tęczu - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne (i Nieco Zmyślone)Im dalej wojska Bolesława Chrobrego posuwały się na wschód, tym bardziej ich entuzjazm malał. Początkowa ekscytacja wizją „bizantyjskich bogactw” ustępowała miejsca rozczarowaniu, gdy mijali kolejne nędzne chaty, zrujnowane wioski i niezliczone błotne trakty. Zamiast złota, dywanów i jedwabiów, napotykali głównie zapach rozkładającej się kapusty i stada wychudzonych krów.

— To chyba żart — mruknął jeden z wojów, patrząc na kolejną biedną osadę, w której mieszkańcy mieli mniej zębów niż król koni. — A gdzie te skarby, o których mówił król?

— Pewnie je schowali, bo bali się naszej wielkości — odparł drugi, ale ton jego głosu zdradzał więcej ironii niż przekonania.

Bolesław, siedząc na swoim koniu, wściekle mrużył oczy. Zamiast uwielbienia, jakie chciał wzbudzić wśród podbitych ludów, widział tylko strach, a może i… politowanie.

— Jeszcze zobaczycie — rzucił przez ramię do Dobromira, który milczał z kamienną twarzą. — Zbliżamy się do ziem, które będą świadectwem naszej wielkości. To tylko preludium!

---

Po południu wojska dotarły na szeroką, malowniczą polanę otoczoną lasem. Promienie słońca przebijały się przez delikatną mgłę, a w powietrzu unosił się zapach mokrej trawy i świeżości.

— Chwila odpoczynku! — zarządził Bolesław, zsiadając z konia i rozciągając plecy.

Wtem Wszemir, stary, nadgorliwy doradca króla, który od początku wyprawy próbował przyciągnąć uwagę władcy swoimi egzaltowanymi spostrzeżeniami, spojrzał w niebo. W jego oczach błysnęła histeria.

— Patrzcie! — wrzasnął, wskazując ręką na niebo. — Buzię widzę w tym tęczu!

Wojsko zamarło. Głowy zwróciły się w stronę wskazanego miejsca. W blasku zachodzącego słońca na niebie pojawiła się delikatna, rozmyta tęcza. Wszemir klęknął dramatycznie, a za nim poszli kolejni wojowie, wyciągając ręce ku niebu.

— Matka Boska! — zawołał ktoś z tłumu. — To jej oblicze! Ona nam błogosławi!

Król Bolesław uniósł brew i spojrzał na Dobromira.

— Matka Boska? Ja widzę tylko tęczę.

Dobromir westchnął ciężko.

— Wasza Wysokość, nie wszyscy mają równie… krytyczny wzrok.

Tymczasem tłum wojów zaczął śpiewać religijne pieśni. Niektórzy padli na kolana, inni wyciągali do nieba ręce, a kilku najwyraźniej próbowało skomponować pieśń pochwalną na cześć objawienia. Atmosfera szybko zmieniła się w chaotyczny, religijny entuzjazm.

Król był coraz bardziej zirytowany.

— Wstawajcie, do cholery! Mamy wyprawę do dokończenia!

Nikt go jednak nie słuchał.

— Dobromirze, masz jakiś pomysł? — zapytał przez zaciśnięte zęby.

Dobromir zastanowił się przez chwilę.

— Najlepiej byłoby posłać po biskupa Radzimira. Niech odprawi uroczystą mszę, uspokoi tłum i zamknie sprawę. Możemy też zaproponować budowę sanktuarium w tym miejscu. To ich uszczęśliwi i pozwoli ruszyć dalej.

Bolesław skinął głową, choć w jego oczach tliła się frustracja.

— Zróbmy to. Radzimir z pewnością znajdzie sposób, by to obrócić na swoją korzyść… jak zawsze.

---

Kilka dni później biskup Radzimir przybył na miejsce objawienia z całą swoją świtą. Jego powóz, ozdobiony złotem i purpurą, wzbudził w wojach podziw. Gdy wysiadł, rozłożył ręce w teatralnym geście.

— Moi umiłowani! — zawołał. — To miejsce zostało wybrane przez samą Matkę Boską! Tutaj zbudujemy sanktuarium, które będzie przyciągać pielgrzymów z całej Europy!

Ludzie wiwatowali, a Radzimir kontynuował kazanie, opowiadając o potrzebie datków na budowę i duchowego poświęcenia. Na koniec położył rękę na kamieniu, który miał stać się „kamieniem węgielnym” przyszłego sanktuarium.

— A teraz, moi drodzy wojowie, pamiętajcie! Wasza misja jest święta! Ruszajcie na Ruś Kijowską z wiarą w sercach i mieczami w dłoniach!

Król był zadowolony, że tłum wreszcie uspokoił się na tyle, by można było kontynuować marsz. Jednak w głębi serca czuł coraz większą irytację na swoich wojów, którzy łatwiej wierzyli w cudowną tęczę niż w sens jego wielkich planów.

Dobromir, jadąc obok króla, rzucił z przekąsem:

— Jeśli tak łatwo ich przekonać, to może zamiast wypraw wojennych powinniśmy skupić się na budowie więcej sanktuariów?

Król spojrzał na niego gniewnie.

— Nie kpij, Dobromirze. Historia zapamięta nas jako budowniczych imperium, nie tęczowych wizji!

Dobromir tylko wzruszył ramionami. W końcu nie wszyscy mieli tak wielkie ambicje jak król Bolesław.

Dodaj komentarz