Na środku sali stała podwyższona scena, udekorowana herbami Polski i płonącymi świecami. Wszemir, w ceremonialnej szacie, ze zwojem pergaminu w ręku, podszedł do pulpitu. Jego twarz promieniała mieszanką dumy i fanatyzmu.
— Moi drodzy! — zaczął z patosem, a echo jego głosu odbiło się od ścian sali. — Po miesiącach ciężkiej pracy, modlitw i dochodzeń, mamy ostateczne dowody! Dowody, które wstrząsną Polską i ujawnią, kto stoi za zamachem na naszego króla i naszą ojczyznę!
Na te słowa tłum zamarł. Wszyscy wpatrywali się w Wszemira, który dramatycznie rozwinął pergamin i podniósł go wysoko.
— Nasze badania wykazały, że w furmance znajdował się TROTYL! — wykrzyczał, uderzając dłonią w stół.
W sali rozległ się zbiorowy jęk przerażenia i zaskoczenia. Kobiety mdlały, mężczyźni wymieniali nerwowe spojrzenia, a biskup Radzimir przeżegnał się pospiesznie.
— Trotyl został rozmieszczony starannie, z precyzją, która wskazuje na jednego sprawcę… — Wszemir przerwał, by dać zgromadzonym chwilę na domysły. — RUŚ KIJOWSKA!
Na te słowa w sali wybuchły krzyki i tumult. Ludzie wymachiwali pięściami w kierunku wyimaginowanego wroga na Wschodzie, a niektórzy zaczęli już śpiewać pieśni bojowe.
Król Bolesław wstał z tronu, gestem nakazując ciszę. Gdy wreszcie tłum ucichł, przemówił z powagą:
— Moi drodzy, bracia i siostry! — jego głos był głęboki, pełen dramatyzmu. — Od dawna mówiłem, że Ruś Kijowska jest agresywnym, opresyjnym krajem, który nie zna granic w swojej żądzy władzy! Dzisiaj najeżdża ludy nadbałtyckie, a jutro… jutro może i to czeka Polskę!
Tłum wybuchnął okrzykami: „Śmierć Rusi!”, „Niech żyje król!”.
— Nie możemy czekać! — kontynuował Bolesław. — Musimy działać, zanim będzie za późno! Musimy ukrócić reżim władcy Rusi, zanim jego szpiedzy i żołnierze przekroczą nasze granice!
Słuchając tych słów, kasztelan Dobromir tylko kręcił głową. Stał z boku, starając się nie rzucać w oczy. Gdy król zakończył przemowę, podszedł bliżej i po cichu powiedział:
— Wasza Wysokość, może to nie jest najlepszy pomysł? Może warto jeszcze raz przemyśleć wnioski komisji? Może po prostu... była to fatalna droga?
Bolesław spojrzał na niego z nieskrywanym rozdrażnieniem.
— Droga?! Droga?! — wykrzyknął, tak że cała sala odwróciła się w ich stronę. — Dobromirze, ty zawsze masz jakieś wątpliwości! Nie widzisz, że to nie przypadek? Że to nie droga, a zdradzieckie knowania wroga?
Dobromir westchnął ciężko, wiedząc, że żadna racjonalna argumentacja nie dotrze do króla.
---
Tego samego wieczoru Bolesław wystąpił z kolejnym przemówieniem do ludu. Jego przemowy stawały się coraz bardziej emocjonalne i pełne gniewu. Tym razem stanął na balkonie swojego zamku, przemawiając do tłumu zgromadzonego na dziedzińcu.
— Moi drodzy! — zaczął, wskazując ręką na wschód. — Nie wszystkim w Polsce pasuje wizja wielkiej i silnej ojczyzny! Są wśród nas tacy, którzy wątpią, którzy szepczą zdradzieckie słowa w ciemnych kątach! Ale wiecie co? Oni nie są prawdziwymi Polakami!
Tłum ryknął w odpowiedzi: „Precz z nimi! Precz ze zdrajcami!”
— Prawdziwy Polak kocha swoją ojczyznę, wierzy w jej wielkość i nie waha się stanąć do walki, by jej bronić! — grzmiał dalej król. — Dlatego ja, wasz król, obiecuję: Ruś odpowie za swoje zbrodnie!
Tłum wybuchnął entuzjastycznymi okrzykami, a król, z wysoko uniesioną głową, zszedł z balkonu, czując, że jego słowa trafiły na podatny grunt.
Tylko Dobromir, stojąc z tyłu, szeptał do siebie:
— I znów czeka nas wojna… Ciekawe, czy kiedyś Bolesław zrozumie, że to jego obsesje, a nie spiski, są największym zagrożeniem dla Polski.
Dodaj komentarz