Materiał edytowany, oczekuje na potwierdzenie.

Rozdział Dziewiąty: Nabożeństwo, Karoca i Dziurawe Trakty - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne ( Dzieje Chwalebne i Nieco Zmyślone)

Rozdział Dziewiąty: Nabożeństwo, Karoca i Dziurawe Trakty - Bolesław Chrobry: Dzieje Chwalebne ( Dzieje Chwalebne i Nieco Zmyślone)Król Bolesław wraz z dworem i armią zgromadzili się w największej katedrze Gniezna. Złote zdobienia witraży mieniły się w świetle poranka, a kadzidła unosiły się gęstymi smugami ku wysokim sklepieniom. Uroczyste nabożeństwo z okazji wyprawy na Ruś Kijowską miało podnieść morale, przekonać niezdecydowanych o słuszności wojny i – przede wszystkim – zabezpieczyć Boże błogosławieństwo.

Na środku katedry, na wysokim, bogato zdobionym tronie, siedział biskup Radzimir, znany z kontrowersyjnych kazań, przedsiębiorczości i zamiłowania do luksusu. Za jego plecami unosił się olbrzymi złoty krucyfiks, który, jak mówiono, został opłacony z datków od ludu… choć część pieniędzy „zaginęła” po drodze.

Radzimir wstał, podnosząc ręce w teatralnym geście.

— Moi umiłowani w Chrystusie! — zaczął, przeciągając sylaby i robiąc długie przerwy. — Dzisiaj Polskę czeka święta misja! Misja, która umocni naszą wiarę i pokaże światu, że z Polakiem i jego Bogiem nie można zadzierać!

Ludzie w ławkach zamarli, słuchając biskupa jak wyroczni.

— Ale pamiętajmy, moi drodzy… Prawdziwa wiara wymaga ofiar. Tak jak wtedy, gdy pewnego dnia otrzymałem karocę od bezdomnego! — rozległ się szmer w tłumie, ale Radzimir kontynuował, niezrażony. — Ten wspaniały dar był znakiem od Boga, że kto daje, ten otrzymuje! A dzisiaj wy możecie dać z siebie wszystko – swoje miecze, swoje życie, swoje modlitwy – dla naszej ojczyzny!

Król Bolesław, siedzący w pierwszej ławie, pokiwał z uznaniem głową. „Ten Radzimir to prawdziwy mówca,” pomyślał.

Po nabożeństwie biskup podszedł do Bolesława i z charakterystycznym dla siebie uśmiechem przemówił:

— Wasza Wysokość, jeśli wyprawa zakończy się sukcesem, myślę, że warto będzie pomyśleć o budowie sanktuarium w miejscu pierwszej bitwy. Naturalnie, Kościół chętnie wesprze taki projekt.

— Doskonały pomysł, Radzimirze — odparł Bolesław. — Ale na razie musimy ruszać. Polskę czeka wielkość!

---

Ruszyli wczesnym rankiem. Wojsko, w pełnym rynsztunku, ciągnęło w stronę wschodnich granic. Na początku droga była w miarę przyzwoita, choć najeżona licznymi dziurami, w które co chwilę wpadały koła wozów. Im dalej na wschód, tym sytuacja stawała się gorsza. Trakty były błotniste, pełne kolein i nierówności, które zmuszały wozy do częstych postojów.

— Wasza Wysokość — zaczął Dobromir, jadąc na koniu obok królewskiego powozu. — Czy nie uważasz, że łatwiej byłoby nam maszerować, gdybyśmy tyle energii, co na te wojny, poświęcali na budowę dróg?

Król, trzymając w ręku kielich z miodem pitnym, spojrzał na niego z dezaprobatą.

— Dobromirze, ty nic nie rozumiesz. Myślisz jak zwykły chłop, a nie jak władca! Nasza Polska musi się rozwijać! Powiem ci, jakie mam plany… — Bolesław przerwał na chwilę, uśmiechając się z samozadowoleniem. — …Planuję zbudować wielkie trakty, jakich świat nie widział! Trakty, które połączą wszystkie nasze grody, od Bałtyku po Karpaty!

— To brzmi interesująco, Wasza Wysokość… — odparł sceptycznie Dobromir.

— A to nie wszystko! W sercu Polski powstanie Centralny Punkt Komunikacyjny! — Bolesław rozłożył ręce, jakby wizualizował swoją wizję. — To będzie największy węzeł w całej Europie, taki, że Niemcy i Czesi będą nam zazdrościć!

Dobromir tylko pokiwał głową, powstrzymując się od ironicznego komentarza. Tymczasem jeden z wozów z żywnością ugrzązł w błocie, wywołując zamieszanie wśród wojskowych.

— Ciągnijcie, no ciągnijcie! — krzyczał zniecierpliwiony Bolesław. — Myślicie, że Rzym w jeden dzień zbudowano?

— Nie, ale oni przynajmniej zaczęli od dróg… — mruknął Dobromir pod nosem.

---

Podróż trwała z trudem, a morale wojsk zaczynało spadać. Błoto, dziury i ciągłe opóźnienia sprawiały, że wojowie zaczynali szemrać między sobą. Dobromir, choć sceptyczny wobec całej wyprawy, starał się dodać im otuchy, co rusz rzucając ironiczne uwagi, które bardziej bawiły niż motywowały.

Tymczasem król snuł w swoim umyśle coraz większe plany. Widział Polskę jako centrum świata, z nowoczesnymi traktami, wielkimi sanktuariami i armią, której będzie bała się cała Europa.

— Jeszcze będą mówić o tej wyprawie przez wieki — powiedział do siebie, patrząc na zachodzące słońce.

A Dobromir, jadąc nieopodal, pomyślał: „Albo przez wieki będą się z niej śmiać.”

Dodaj komentarz