Zaniki pamięci hrabiny Cynthi w upalną letnią noc cz.2

– Robercie, mocniej i głębiej – jęczała z rozkoszy.
Na szczęście Robert nie przerwał i nie pytał. Wsunął język głęboko do jej intymności i czekał na radosne zakończenie. Cynthia poruszała biodrami miarowo, coraz szybciej w końcu wydała jęk rozkoszy, a jej całe ciało zaczęło drgać w nierównomiernych, krótkich skurczach.
– Robercie – szepnęła.
– Tak, pani?
– Pocałuj moje usta – uśmiecha się rozluźniona.
– Robert położył się obok niej na boku, Cynthia również ułożyła się podobnie i zaczęli się całować przez dłuższą chwilę. Cynthia odsunęła się nieco i popatrzyła na biodra mężczyzny.
– Wybacz Robercie, co to jest? Ja tego nie posiadam. Wygląda jak ogórek, tylko nieco grubszy. Przypomniałam sobie, nazwę tego zielonego – wyraźnie się ucieszyła, że zna nazwę tego warzywa.
– To członek. Inna nazwa to penis. Kobieta ma coś innego.
– Aha. Tylko wcześniej nie wyglądało w ten sposób. Wybacz, że spojrzałam, kiedy zdejmowałeś spodenki.
– Tak, to prawda. Wyglądało inaczej.
– Robercie?
– Tak, pani?
– Nie wiem, czy dobrze dedukuję, ale skoro mi było miło, gdy całowałeś mnie tam, czy tobie będzie miło, gdy ja... no wiesz – spogląda na jego dumną intymność.
Tak pani. Dedukujesz poprawnie.
– Zatem spróbuję, dobrze?. Nie sądzę, bym tak kiedyś robiła, ale spróbuję. W razie czego, popraw mnie, dobrze?
– Tak, pani. W razie czego poprawię.
Cyntia usiadła i zamierzała ukucnąć podobnie jak poprzednio Robert, ale mężczyzna wstał.
– Czy coś zrobiłam nie tak, Robercie?
– Ależ nie, pani. Tak będzie wygodniej i tobie i mnie.
Robert stanął obok łóżka, a Cynthia usiadła naprzeciw. Zaczęła oglądać intymność hrabiego. Przesuwała na boki, potem jeszcze inaczej. Odkryła z zadowoleniem, że pod skórką znajduje się coś jeszcze.
– Wygląda jak grzybek. Zapomniałam nazwy...
– Koźlaczek, ale i maślaczek.
– Tak, masz racje, Robercie.
Cynthia całuje intymność Roberta w różny sposób, w końcu wsuwa go do ust. Robert wie, że wszystko sobie przypomniała, przynajmniej w tej materii. Robert wydaje ciche, potem nieco głośniejsze jęki. W końcu kładzie dłonie na jej ślicznych złotych lokach i doznaje szczytu. Cynthia w pierwszym momencie jest zaskoczona, ale nie wyjmuje z ust maślaczka. Jest zaskoczona ze zrozumiałych względów. Pozwala by to, co zostawia Robert, zostało w niej. W końcu wyjmuje wciąż twardego grzybka.
– Czy było miło, Robercie?
– Tak pani. Było bardzo miło.
– Robercie?
– Tak, pani?
– Jest nadal tak dziwnie gorąco. Czy możesz mi pomóc? Jest inna metoda niż całowanie warg, tych tam?
– O tak, pani. Można zaradzić inaczej.
– Och tak! Zrób tak, proszę. Ty robisz, o co ja proszę, bo jesteś dżentelmenem, teraz ja zrobię, o co ty poprosisz, bo jestem hrabiną.
– Jesteś miła, o pani. Nie musisz nic robić, po prostu bądź w tej pierwszej pozycji.
– Chyba rozumiem.
Cynthia ułożyła swoje zgrabne ciało, podobnie jak poprzednio.
– Czy tak dobrze, Robercie?
– Tak, pani. Właśnie tak – Robert położył się na Cynthi i zaczynają miłosne zmagania.
Cynthia przypomniała sobie wszystko, jeśli chodzi o te sprawy. Miała prawie pewność, że musiała to już robić poprzednio, jednak nie przypomina sobie z kim ani kiedy. Już mało pytała. Doszła do szczytu rozkoszy wraz z Robertem. Potem ponownie zaczęła całować koźlaczka i po chwili grzybek znowu stanął dumny i chyba zadowolony. Cynthia chciała nawet zapytać grzybka o to, ale wydało się jej to infantylne. Kiedy tak pomyślała, uświadomiła sobie, że wie, jaka jest różnica między dorosłym rozumieniem a dziecięcy. Niestety nie wiedział, dlaczego to wie. Zmienili ułożenie ciał. Nastąpił drugi, trzeci, czwarty... siódmy i dwunasty raz. Cynthia i Robert doszli wspólnie do dwunastego szczytu rozkoszy. Ostatni raz mieli w pozycji, która wydała się Cynthi wygodna, zarówno dla niej, jak i dla niego. Ona klęczała, a tors ułożyła na łóżku, Robert zaś klęczał za nią. W końcu położył się obok, a ona nadal pozostała z biodrami w górze.
– Czy już starczy, pani?
– To takie miłe, jeszcze troszkę, poproszę. – blondynka zrzuciła kołdrę na dywan, bo ta już była nieco mokra. Po chwili prześcieradło wylądowało obok kołdry, z tego samego powodu.
Ustawiła się podobnie jak w ostatniej pozycji, teraz klęcząc bezpośrednio na materacu.
– Tak chyba lubię najbardziej, Robercie.
– Zaiste, masz rację, o pani.
Trzynasty raz był bardzo miły, niestety Cynthia się zdziwiona, że część, która sprawiała jej tyle rozkoszy, stała się już mięciutka.
– Robercie, co teraz? Chciałbym jeszcze, a mamy kłopot.
– Niestety, pani. Gwardzista się zmęczył i musi odpocząć. Może mam Cię pocałować jak pierwszym razem?
– To było miłe, ale chyba lubię zmiany. Możesz coś zaradzić?
– Spróbuję, pani. Wolałbym jednak, byś ty decydowała, rozumiesz, jestem dżentelmenem.
Hrabina patrzy na marquisa , czyli hrabiego od ziemi, Roberta de Melviila i na jej twarzy widać, że intensywnie myśli. Robert w tym czasie spogląda na jej śliczne ciało, bo wciąż leżą zupełnie nago.
– Wiem – oznajmia ucieszona – Przy dziewiątym razie, dokładnie pamiętam, że to był dziewiąty, szukałeś tam czegoś, gdzie kończą się moje, jak mówiłeś uda – na jej jasnym licu pojawia się delikty rumieniec.
– Tak? – Robert patrzy z uwagą na jej buzię.
– Wówczas było miło. Możesz nadal szukać, bo chyba wówczas nie znalazłeś – przygryzła delikatnie swoje jasnoróżowe wargi ust.
– Zrobię, co będę mógł – oznajmił brunet.
Cynthia ułożyła sporą poduchę pod swoje nieskazitelnie wykrojone pośladki. Robert podał nazwę tej części godzinę wcześniej, ponieważ hrabina zapomniała i tej nazwy.
– Czy to ułatwi poszukiwania? – zamrugała przy tym wachlarzem złotych rzęs.
– Myślę, że znacznie.
– W takim razie. – Hrabina Cynthia bierze drugą poduchę i po chwili jej biodra unoszą się jeszcze wyżej – tak powinno być jeszcze łatwiej, prawda?
Jest wyraźnie zadowolona ze swojej innowacji.
– Proszę, opowiadaj mi na bieżąco o przebiegu poszukiwań i koniecznie daj znak, jeżeli znajdziesz – poprosiła.
Hrabia od ziemi, a właściwie marquis rozpoczął poszukiwania. Zaczął od uchylenia rąbka tajemnicy. Już otwarcie wejście do różanej groty wyraźnie ucieszyło hrabinę. Dała o tym znak delikatnym westchnięciem. Dwóch harcerzy rozpoczęło poszukiwania, najpierw blisko wejścia, a potem nieco głębiej.
– Czy mamy większą ilość uczestników wyprawy, Robercie? Większa grupa ma większe szanse na odnalezienie skarbu, prawda?
– Skoro tak mówisz, hrabino – Robert posłał jeszcze jednego harcerza, a po chwili, kiedy Cynthia dała mu subtelny znak ręką, następny harcerz, nieco mniejszego wzrostu dołączył i cała grupa rozpoczęła ponowne poszukiwania. Hrabina jęknęła zadowolona, poprawiła swój cudny tyłeczek na poduszkach i zapytała.
– Robercie?
– Tak, pani?
– Czy to już cała grupa skautów?
– Nie hrabino, dowódca został na straży wejścia.
– Myślę, że nasi chłopcy poczują się lepiej, jeżeli ich przełożony do nich dołączy.
– Oczywiście, pani. Jak sobie życzysz. – Hrabia zawiadamia dowódcę skautów, by dołączył i po chwili w piątkę kontynuują poszukiwania.
– Och, jest znacznie, znacznie... och Robercie. Ochhhhh! – głośny jęk stłumiła dłonią.
Hrabia odczekał chwilkę, by złapała oddech i zapytał.
– Czy sądzisz, że coś znaleźli? – zapytał hrabia.
Hrabina w mig zrozumiała, że pytanie jest właściwe. Grupa harcerzy wraz z ich drużynowym szukała, ale to ona miała wiedzieć, czy znaleźli skarb, czy nie.
– Tak, Robercie, znaleźli, jednak jestem przekonana, że głębiej jest jeszcze cenniejszy skarb.
– Jesteś pewna, o pani?
– Najzupełniej.
– Chwileczkę. Chłopcy właśnie podali przez krótkofalówkę, że potrzebują dodatkowej pomocy. Wejście jest dość wąskie. – Robert, nie ruszając się z miejsca, odchylił swoje świetnie zbudowane ciało i wysunął druga dłonią szufladkę stoliczka, stojącego opodal łóżka. Cyntia pokazała mu swoje bielutkie ząbki i szepnęła.
– Robercie, myślę, że dzisiaj pomoc nie będzie potrzebna.
– Skoro mówisz, o pani...
Na te słowa Cynthia zacisnęła swoją lewą piąstkę, a prawa dłoń położyła na swoich ustach.
– Jest zaje.... ochhh!!! – Jęknęła głośniej i dłużej, a Robert wprowadził całą grupę skautów w najgłębszą część jaskini.
Robert dostrzegł w pięknych oczach hrabiny kilka łez szczęścia.. Zrozumiała jego pytające spojrzenie i szepnęła.
– To ze szczęścia. Znaleźli skarb. Pozwól im się nacieszyć, a potem mogą wracać.
– Oczywiście, pani – rzekł hrabia.
Drużyna pozostała tam blisko kwadrans, co oznajmił zegar stojący w rogu sypialni. Chłopcy wraz z drużynowym wyszli powoli na powierzchnię.
– Pozwól, że im podziękuję, Robercie – Hrabina ujęła jego dłoń i wsunęła do swoich ust kolejne palce. Delektowała się chwilę nektarem i kiedy skończyła, spojrzała na Roberta, dokładniej w okolice bioder.
– Myślę, że czas na czternaste wejście na szczyt. Gwardzista jego hrabiowskiej mości podniósł główkę i jest gotowy do szturmu na Bastylię.
– Viva de France – szepnął Robert i ułożył odpowiednio swoje kolana między dwoma cedrami Syjonu, bo tak zgrabne i ładne i długie, miała hrabina Cynthia.
Hrabina przypominała sobie coraz więcej, więc wiedział, że finał powinien być do zapamiętania. Podczas szturmu na Bastylię pozwoliła sobie zapomnieć ułożyć dłoni na ustach. W pewnej chwili miała wrażenie, że ktoś otwiera szerzej drzwi do sypialni, ale pewności nie miała. Szturm się skończył zdobyciem twierdzy, potem spadł krótki deszcz, a niebo przedarły cztery pioruny. Kiedy Robert złapał oddech, zapytał.
– Życzysz sobie o pani wziąć kąpiel?
– Rano, mój hrabio.
Zasnęła natychmiast.
– Z pewnością zmęczona – mruknął zadowolony hrabia.
Robert wstał i wyjął z szuflady szafy, stojącej naprzeciw zegara, prześcieradło, położył się obok blondynki, nakrył ich oboje i zasnął prawie natychmiast.

Obudził się, kiedy już słońce stało na niebie. Zegar wskazywał dziewiątą. Miejsce obok było puste. Zaniepokoił się i wstał szybko, rozejrzała się po sypialni i od razu znalazł swoje bokserki. Wówczas usłyszał krzyk od strony łazienki. Rozpoznał głos Cynthi. Po chwili weszła okryta cienkim szlafrokiem w kolorze delikatnego różu.
– Czy coś się stało, pani?
Cynthia zamrugała swoimi wachlarzami złotych rzęs.
– Tam – pokazała ręką – jest obraz.
– Tak, pani. Zaiste, w rzeczy samej.
– Robercie, jesteśmy w twoim domu, prawda?
– W rzeczy samej. Jesteśmy. Usiądź, proszę i opowiedz spokojnie. Pamiętaj, że jestem dżentelmenem.
– Tak, Robercie. Wiem o tym. Chodzi o to, że ten obraz przedstawia ciebie.
– Tak i dlatego krzyknęłaś?
– Nie, Robercie. Chodzi o to, że obok ciebie, na tym obrazie jest namalowana kobieta. Wychodziłam z łazienki i widziałam swoje odbicie w lustrze. Namalowana kobieta ma identyczną twarz jak moja – patrzyła na hrabiego od ziemi, marquisa Roberta de Melville swoimi cudnymi błękitami z wyraźnym pytaniem namalowanym na jej twarzy.
Hrabia rzucił okiem na zegar.
– Musisz pani poczekać do południa, to tylko trochę więcej niż dwie godziny. Potem ci wyjaśnię, chociaż nie sądzę, że będę musiał. Teraz najwyższy czas na śniadanie, pewnie pani hrabina zgłodniała.
Kobieta uśmiechnęła się szczerze i jakby zapomniała o dręczącym ja problemie.
– W istocie, panie hrabio, czuję lekkie ssanie w żołądku. To chyba oznacza, że jestem głodna.
Hrabina ubrała się w śliczną zieloną suknię, o długości sięgającej nieco przed kolana, założyła wcześniej seledynowy komplecik bielizny. Nie pytała, skąd Robert ma te kobiece ciuszki i dlaczego pasują rozmiarem. O dziesiątej trzydzieści poszli do wielkiej kuchni i usiedli za stołem zrobionym z czerwonego drewna. Po chwili do kuchni weszła dwójka dzieci. Dziewczynka miała około dziewięciu lat, chłopiec wyglądał na trzynaście.
– Dzień dobry dzieci – rzekł miło Robert.
– Dzień dobry tatusiu – powiedział chłopiec, a dziewczynka ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiaty, podbiegła do niego i ucałowała go w policzek.
Dzieci spojrzały na kobietę i chłopiec zapytał, taty.
– Tatusiu, czy już?
– Robert rzucił okien na nieco mniejszy zegar, niż ten w sypialni i rzekł.
– Zapomniałeś Gordonie, jeszcze troszkę mniej niż dwie godziny. Zwykle to się dzieje w południe.
Cynthia poprawiła się na krześle i spojrzała na hrabiego.
– To twoje dzieci, hrabio?
– W rzeczy samej.
– Czyli jesteś.... miałeś – Cynthia szukał odpowiedniego słowa – możesz o panie, mi je przedstawić – chyba zmieniła zdanie i nie dokończyła poprzedniej myśli.
– Czy ja mogę tatusiu? – zapytała dziewczynka.
– Oczywiście skarbie.
Dziewczynka miała miedziane włosy, zielone oczy i drobne piegi na policzkach i nosku, natomiast chłopiec miał tylko nieco jaśniejsze włosy niż Robert i podobnie ciemnobrązowe oczy.
– Dzień dobji pani. Mam na imię, Jebeka, a to mój bjat, Gojdon.
Do kuchni wpadł czarny labrador i zaszczekał głośno.
– Wynocha Jebus. Wiesz dobrze, że nie wolno ci wchodzić do kuchni. Won na dwój.
Cynthia spojrzała na Roberta. Pies grzecznie opuścił kuchnie.
– Czy ten pies nazywa się Jebus?
– Och nie, o pani. Ma na imię Rebus. Moja córka Rebeka nie wymawia R.
– Och, rozumiem – odrzekła uspokojona hrabina.
Zaczęli jeść. Podczas posiłku Cynthia delikatnie dotknęła kolana Roberta i szepnęła.
– Ona, znaczy Rebeka, patrzy na mnie.
Robert spojrzał z miłością na córkę i rzekł.
– Kochanie, nie jest w dobrym tonie przyglądać się osobie siedzącej przy stole.
Dziewczynka odłożyła widelec z połówką jajka na twardo w majonezie i spojrzała na tatę.
– Ja jozumiem tatusiu, ale czy to kurwy nędzy tak musi być co joku?!                                                                              Hrabina Cynthia spojrzał na hrabiego i rzeka cicho.– Powiedziała, kurwa. Wymówiła R
– W rzecz samej, powiedział R – odrzekł Robert.
– Rebeko, co powinniśmy powiedzieć, jeżeli przypadkowo, w przypływie emocji, powiemy brzydkie słowo? – zwrócił się do córki.
– Powinniśmy przepjosić. Przepjaszam – dziewczynka zarumieniła się lekko.
Kontynuowali śniadanie, a kiedy skończyli, dziewczynka spojrzał na tatę.
– Czy coś się stało kochanie? – zapytał.
– Tak. Jozmawiałam z Gojdonem, ale on mnie wyśmiał. Chodzi o to, że w domu stjaszy.
– Straszy? Gdzie konkretnie, skarbie?
– To było tej nocy. Ktoś jęczał za ścianą i to było w pokoju obok. Były dwa duchy, jeden jęczał głośno a djugi jeszcze głośniej. To było zajaz obok mojej sypialni.
– Och, rozumiem. Wierze ci skarbie. Porozmawiam z tymi duchami, żeby już nas nie niepokoiły.
– Wiem, że mogłam na ciebie liczyć tatusiu. Pójdę na dwój pobawić się z Jebusem. Idziesz Gojdon? – zwróciła się do brata.
– Dobrze, chodźmy – powiedział chłopiec.

Robert zaczął pokazywać Cynthi dom. Zobaczyła jeszcze kilka obrazów z twarzą kobiety wyglądającej jak ona. Tymczasem dzieci bawiły się w ogrodzie. Gordon puszczał małego drona, a Rebeka rzucała Rebusowi patyk. W pewnym momencie rzuciła na grządki i pies nie mógł znaleźć, więc dziewczynka poszła mu pomóc. Weszła pomiędzy pomidory, a potem w grządkę ogórków.
– O kurwa, to takiego ogójka widziałam w nocy, tylko tamten był tjochę gjubszy – wyrwała warzywo i wsunęła do kieszonki sukienki.
Wielki zegar w salonie wybił południe. Robert wszedł do salonu, gdzie siedziała Cynthia. W dłoni trzymał bukiet czternastu czerwonych róż. Cynthia wcześniej już policzyła, że w wazonie stało również czternaście róż, tylko białych.
– Wszystkiego najlepszego z okazji czternastej rocznicy ślubu, kochanie.
– Och Robercie, wszystko już pamiętam. Nie rozumiem, dlaczego zawsze tracę pamięć w rocznice naszego ślubu.
– I ja tego nie wiem, skarbie. Chodźmy do dzieci. Z pewnością stęskniły się za ukochaną mamą.
Poszli do ogrodu, trzymając dłonie. Kiedy Rebeka ich dostrzegła, przybiegła, a chwilę za nią przybiegł Rebus. Gordon wciąż puszczał drona. Z kieszonki sukienki dziewczynki wystawał spory ogórek.
– Tatusiu czy już? – zapytała.
– Tak skarbie. Mamusia sobie wszystko przypomniała.
Uradowana dziewczynka wzięła Cynthię za rękę i poszły w kierunku grządek.
– Ogórek nie jest jeszcze dojrzały, jest twardy – Cynthia wyjęła jarzynę z kieszonki sukienki córki. ,,Jest prawie tak gruby i nawet twardszy” – przemknęło jej przez głowę i poczuła delikatne miłe prądy w dole brzucha.
– Mamusi, zejwałam, bo jest podobny do tego, co go miał jeden z duchów, ten co jęczał ciszej. W zasadzie to było w waszej sypialni. Nic nie słyszałaś i nie widziałaś, mamusiu? Jestem pjawie pewna, że jeden z duchów wyglądał jak ty mamusiu a ten ogójek...
Cynthia nie pozwoliła jej dokończyć.
– Kochanie, jesteś za dużą, by wierzyć w duchy.
– Aha, jozumiem. W takim jazie powiedz mi, co tam się działo w nocy.
Cynthia wsunęła ogórek do kieszonki swojej sukienki, a ponieważ była głębsza, nie był widoczny.
– Wybacz skarbie, ale jesteś za mała, bym ci to wyjaśniła.
Robert podszedł do nich prawie w tym momencie,  kiedy hrabina kończyła swoją wypowiedź.
– Wybaczcie mi kochane. Muszę na dwie godziny wyjechać do ojca. Herbert poczuł się słabo, mam nadzieję, że to nie zawał. Zbyt wiele wina, mówiłem, że musi uważać.
Robert ucałował żonę w usta, a córkę w policzek. Po minucie jechał już swoim błękitnym Lamborghini Huragan w kierunku zamku ojca, gdzie wczoraj wszyscy tańczyli. Oczywiście bal się odbył z powodu ich rocznicy.
– Pobawisz się z bratem, mamusia przyjdzie za kilka minut. Muszę do łazienki.
– Dobrze mamusiu, pójdę do Gojdona, on, zamiast bawić się z Jebusem, zajmuje się tm cholejnym djonem.
Cynthia oddaliła się w kierunku domu, ściskając w dłoni zielone warzywo. Czuła gorąco, podobne jak wczoraj, kiedy wrócili z balu.
Rebeka podeszła do brata.
– Przestań już bawić się djonem. Widzisz, że Jebus jest smutny.
Pies siedział na trawie i obgryzał patyk.
– No dobrze – dron zaczął przybliżać się i wylądował u jego stóp.
– Wiesz, Gordon, zupełnie nie jozumiem mamy.
– Ma zaniki pamięci w rocznicę ślubu, myślałem, że rozumiesz.
– To jozumiem, bjaciszku. Chodzi o co innego. Wczorajszej nocy, to nie były duchy, już jozumiem. Chodzi o to, że mama powiedział, że jestem za duża, by wierzyć w duchy, ale kiedy chciałam wyjaśnić spjawe ogójka, co djugi, niby duch go miał, to powiedziała, że jestem za mała. Czy to nie jest popierdolone!
– Znowu powiedziałaś R – zdziwił się brat.
– Wiem, wymawiam J, tylko jak jestem wkurwiona. To znaczy w tych brzydkich słowach, mówię J.
Gordon popatrzył na około i powiedział ciszej.
– Oni się kochali w nocy, też coś słyszałem, ale nie mów nikomu, że ci mówiłem, dobrze?
– A co ja kurwa jestem jakiś donosicielka, Gojdon? Też wiem, że się ruchali.
– Ruchali? Powiedziałaś, ruchali? To nie jest przekleństwo. Czy ty siostrzyczko...
Dziewczynka zaczęła skakać w miejscu z radości.
– Kurwa, zaczęłam mówić R. A t się porobiło. Myślisz, że się ucieszą, Gordon?
– Pewnie. Ja już się bardzo cieszę siostrzyczko.
– Idę powiedzieć mamusi, że już wymawiam R.
Gordon zaczął bawić się z Rebusem, a Rebeka pobiegła do domu. Nie mogła znaleźć mamy, w końcu usłyszała podobne odgłosy jak w nocy, ale z łazienki na piętrze. Drzwi do łazienki nie były dotknięte.
– Mamusiu czy wszystko dobrze? – dziewczynka otworzyła drzwi, a Cynthia z rumianymi policzkami, siedziała na brzegu wanny.
– Co się stało kochanie? – zapytała nieco zawstydzona i zaskoczona.
– Zaczęłam mówić R. Nie tylko jak mówię kurwa czy popierdolone, ale we wszystkich słowach, cieszysz się?
– Bardzo, kochanie – powiedział Cynthia, ale jej mina wskazywała, że coś jest nie tak.
Rebeka omiotła wzrokiem łazienkę.
– Gdzie jest ogórek. Szukałam w kuchni i nie znalazłam, może zapomniałaś go wyjąć z kieszonki sukni. Musimy porozmawiać, nie jestem za mała, myślę, że...
– Poczekaj na mnie na zewnątrz, mamusia zaraz wyjdzie.
– Cynthia siedziała nadal na brzegu wanny i ściskała uda.  
    Dziewczynka wyszła z łazienki. Na szczęście Rebeka była za mała, żeby rozumieć reakcje i zachowanie dorosłych i niczego się nie domyśliła.
– O kurwa, o mało bym wpadła – szepnęła do siebie Cynthia i rozluźnił uda.
Ogórek upadł na posadzkę łazienki, dokładnie nad miejscem, gdzie siedziała. Pomyślała, że kiedy Robert wróci, muszą omówić, co będą robić tej nocy.
– Muszę się opamiętać, nie powinnam...
Spojrzała na ogórka i wzięła go w dłoń. Tym razem zamknęła drzwi na klucz. Odkręciła kurek od prysznica i zdjęła sukienkę i seledynowy komplecik. Usiadła nago na brzegu wanny....  
– Rozumiem Gwardzisto, że zzieleniałeś z zazdrości na widok takiej sytuacji. Zapraszam i czuj się jak u siebie w domu, do czasu aż pan hrabia wróci...

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i komediowe, użył 3699 słów i 21707 znaków, zaktualizował 24 kwi o 19:01.

Dodaj komentarz