"Wędrówka dusz"-Tom III-Rozdział XIV-Zmiana miejsca kwaterowania.

Jak to bywa na naszym świecie imperialne zapędy po jakimś czasie, zostają ukrócone nie ważne, z jakiego kraju i kto je reprezentował. Upadli mężni Rzymianie, historią stał się Wielki Aleksander, podobny los miał spotkać również Napoleona.
     W każdym konflikcie jedna wielka zła decyzja może skutkować klęską całej kampanii. Stało się, tak jak przewidywali Andrzej z kolegami, dumny Francuzik nie dał rady zdobyć Moskwy, pokonała go zima i głód. Teraz trwał wielki odwrót niegdyś potężnej armii, wielu miało nie przeżyć i w wielu domach miał zabrzmieć płacz i lament.
     Kratos i reszta mogli już wrócić do swoich prawdziwych żołnierskim obowiązków, a nie patrolować ulicę i pilnować by pijaczki nie sikali na ulicy. Żal mu było jednak ludzi, którzy mimo bycia jego wrogami, opiekowali się nim i mu pomogli.
     Kolejna wielka nadzieja na pomoc w odzyskaniu ich ojczyzny legła w gruzach, a zaborcy jak byli tak są. Wrócili również oficerowie, a wśród nich znajomy panicz z koszar. Gdy zobaczył Kratosa natychmiast postawił go pod sąd za rzekome tchórzostwo i dezercje, nie obchodziło go, że znalazło się wielu świadków, potwierdzających jego nieugiętość w czasie bitwy i że stracili go z oczu dopiero jak ich wojska, zostały rozgromione. Pałał on rządzą zemsty na Kratosie, ale nikt nie wiedział za co, miał on wysoko postawioną rodzinę, która pod jego wpływem wysłała podejrzanego do garnizonu w Polsce, degradując go do szeregowego. Był to nie sprawiedliwy wyrok, jednak w tych czasach, bardziej stawiano na wiarę w słowa oficera niż na prawdziwość faktów.
     Zanim Kratos opuścił teren, zaczaił się w noc przed wyjazdem na drodze z gospody. Gdy zauważył znienawidzonego przez wszystkich oficera, założył mu worek na głowę i urządził mu mocne lanie. Zostawił go na wpółżywego, upewniając się, czy jemu życiu nic nie zagraża i oddalił się. Nazajutrz z połamaną ręką, nogą oraz mnóstwem bandaży pojawił się w towarzystwie żandarmerii w baraku naszego bohatera. Tu spotkało go zdumienie, otóż w czasie próby oskarżenia go, o pobicie, wszyscy w budynku jak jeden mąż zeznało, że ta osoba nie wychodziła stąd ani razu, po sprawdzeniu przy wyjściu również nie odnotowano jego opuszczenia obiektu. Skonsternowani żandarmi odpuścili z braku dowodu i mocnego alibi podejrzanego. Sprawę umorzono ku wściekłości ofiary, żołnierze zaś żegnali Kratosa z wdzięcznością, że ktoś zrobił porządek z tym kogucikiem. Wsiadł na wóz zmierzający do Poznania, następnego miasta, gdzie ma stacjonować Kratos.
     Podróż trochę trwała, dotarł na miejsce, gdy panowała tu piękna jesień. Różnokolorowe liście zdobiły okolice, czyniąc z niej utopijną krainę, która nie miała nic wspólnego z piekłem zaborów, ale wszystko to było tylko ułudą. Jednak tylko przyroda cieszyła się jesienią, podczas gdy naród cierpiał katiusze z rąk bezprawnych okupantów. Wysiadł przed koszarami, pokazał list strażnikowi. Ten wpuścił go do środka, kierując jednocześnie do tutejszego komendanta. Kolejny raz musiał pokazać ordynansowi list z poleceniem nowego przydziału. Pozostała mu ostatnia wizyta, po krótkim wejść, był już w środku.
     Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy przed biurkiem wypełniając dokumenty, siedział dawny jego przyjaciel Dorian. Ten podniósł głowę i kwaśno się uśmiechnął:
– Dostałem list, że przysyłają nam tu jakiegoś gagatka, ale kto by pomyślał, że tym kimś będziesz ty. Jak to mówią, wyjmij ten kij ze swoich pleców, bo ci dupą wyjdzie. Siadaj, z mojej strony nic ci nie grozi, Sara mi się znudziła, czekam na swoją Lea. Więc co żeś zbroi, że wysłali cię na tak dalekie ziemie z niebezpiecznymi ludźmi?
– Sam nie wiem. Jakoś podpadłem pewnemu zniewieściałemu oficerkowi, na szczęście dostał już za swoje.... – usiadł Kratos, pozbywając się resztek zdumienia.
– Typowe w tym kraju, większość oficerów wywodzi się ze szlachty, a ona jak wiesz, ma wielkie mniemanie o sobie, wystarczy złe spojrzenie, byś miał u nich przesr... Przepraszam, moja Lea w dawnej przeszłości wiele razy upominała mnie, bym uważnie przestrzegałby nie mówić pewnych słów. Więc witaj na nowych pruskich ziemiach, wyjaśnię ci parę rzeczy. Ułatwią ci one życie tutaj, po pierwsze nie poruszaj żadnego tematu religijnego, a zwłaszcza nie obrażaj ich na tym punkcie, było takich paru, którzy mieli gdzieś tę zasadę, a potem znajdowali ich w krzakach z nożem w plecach. Po drugie, jeśli nie umiesz wtapiać się miedzy nich, bo na przykład nie znasz języka, albo twój akcent jest nadto widoczny, trzymaj się tylko w grupie, z tego, co wiem Polacy, lubują się w zasadzkach, więc jako jeden żołnierz będziesz dla nich łatwym kąskiem. Przy jakichkolwiek kontaktach z nimi staraj się być spokojny, pomimo że ciągle się wzajemnie kłócą i zazdroszczą sobie to w razie choćby próby ataku pozornego czy też prawdziwego, rzucą się na pomoc swojemu, mogą nawet doprowadzić do poważnych zamieszek. Karz, jeśli usłyszysz, że publicznie na przykład w urzędzie czy też w restauracji używają swojego języka. Wiem, że to się trochę nie zgadza z tym, co wcześniej powiedziałeś, ale musisz znaleźć między nimi jakiś swój złoty środek. Tym z góry wydaję się, że jesteśmy w stanie wchłonąć ich jak swoich, ale prędzej osła nauczysz ciężkiej pracy, niż z Polaka zrobisz Prusaka, wrodzony upór oraz nienawiść do nas skutecznie uniemożliwiają jakieś rezultaty na przyszłość. To chyba wszystko, w mieście powinieneś być w miarę bezpieczny, jednak poza nim krążą uzbrojone bandy, niebojące się atakować regularnych oddziałów. To wszystko zgłoście się do kapitana Fritza o dalsze instrukcje dotyczące waszej służby. Nie daj się zabić Kratos, może wszystko wygląda podobnie jak w Prusach, w praktyce jednak jesteśmy na terenie pantery, która może i się chowa, jednak jest śmiertelnie niebezpieczna w ukryciu, jesteśmy na jej ziemiach, a ona nie lubi intruzów. Mam nadzieję, że zrozumiesz tę przenośnię... – Kratos wyszedł i skierował się do następnego budynku, gdzie dostał muszkiet i porządny nowy mundur. Kapitan pokazał mu jego pryczę w baraku oraz jego nowych kolegów z oddziału.
     Całą dziesiątką grali w karty, nawet nie podnieśli głów na powitanie, odezwał się tylko jego nowy dowódca:
– Masz wielkiego pecha szwabie, trafiłeś do jednego z polskich oddziałów w tym syfie. Nie spodziewaj się, że tu coś osiągniesz, ostatniego ambitniaka spotkał nie miły wypadek, tylko ja mówię w twoim języku, siedź cicho, a będzie spokój dla nas i dla ciebie, każdy z nas został siłą tu wciągnięty i żaden nie chce podnieść ręki na rodaka. Może cię zdziwić, że tutejszy garnizon składa się, jak to mówią Rosjanie branki, ale Napoleon mimo przegranej zadał wam duże straty i nie macie wystarczająco swoich, by nie używać naszych obywateli... – Kratos czekał, aż kapitan sobie pójdzie i odpowiedział w czystym języku polskim:
– Może i jestem szwabem, ale nie znaczy to, że jestem gorszy i nie umiem się uczyć. – tym krótkim zdaniem oszołomił wszystkich. Jeden z nich spytał:
– Ty, a jakim cudem ty tak szwargoczesz dobrze po naszemu?
– Powiedzmy, że kiedy miałem dłuższą styczność z waszymi rodakami i się nauczyłem. – teraz odezwał się przywódca:
– Jestem porucznik Wacław Kozera, a tu są, zaczynając ode mnie: Zenon Szczery, Kazimierz Pułaski, Stefan Radzimił, Karol Szczekociński, nie pytaj skąd takie nazwisko, a naprzeciwko nich siedzą tak samo od prawej: Cyprian Koziński, Franek Gajowy, Franciszek Wesołowski, Kamil Kwiatkowski i Bogumił Leńczuk, razem ze mną cała dziesiątka, nie powiem Prusaku, zapunktowałeś u nas, znając nasz język. Teraz możesz spokojnie spać...
– A przedtem nie mogłem?. – spytał Kratos, siadając na swoim łóżku.
– Powiedzmy, że Kazik ma dość dużą niechęć do ludzi z twojego narodu, większość z jego rodziny albo jest w więzieniu, albo zginęła od waszych kul. Tak więc nie potrafi się powstrzymać, by jakiegoś nie uderzyć czy też nie wbić mu bagnetu, czy też noża, gdy blisko nie go jest jakiś szwab, Pozostali tak jak ja, mieszkaliśmy na terenach zaboru rosyjskiego i bardziej od was nienawidzimy Rosjan...
– Nie przedstawiłem się jestem Kratos Gross, miło mi wszystkich poznać, widziałem was w bitwie i macie mój szacunek. Mam pytanie, jak jest z wami i z waszymi sąsiadami, że się tak nie lubicie?
– Kwestia historii Szwa... Kratosie. Od stuleci walczymy o naszą wolność, bo albo Niemcy czy też jak wolicie, Prusaki nas atakują, albo robią to Rosjanie. Może już słyszałeś, ale nie bez powodu jesteśmy narodem wojowników, co trochę nas ktoś napadał, przeważnie nie z naszej winy, choć mogło się kiedyś zdarzyć, że my też zawiniliśmy, choć nie znam na tyle historii, by być tego pewny. A to Szwedom zachciało się inwazji albo Turcy stwierdzili, że chcą, byśmy byli wyznawcami Islamu i tak dalej i tak dalej.... Jak ktoś ciągle cię atakuje to chyba, miłować go nie będziesz, a raczej będziesz przed nim ostrożny.
– No właśnie to wasze poczucie miłości do ojczyzny. Ja nigdy nie byłem przywiązany do jednego kraju, każdego języka da się nauczyć i wszędzie znajdziesz dom. – rzekł Kratos, układając swoją głowę na łóżku i podkładając pod nią skrzyżowane ręce.
– Biedny jesteś bratku, skoro nie masz jednego prawdziwego domu, za którym możesz tęsknic i wracać myślami. Co ci da nauczenie nawet wszystkich języków świata, jeśli żaden z nich nie będzie bliski twemu sercu. Narzekamy na swą ojczyznę, marudzimy, że w innych krajach lepiej, a tak naprawdę nie porzucilibyśmy jej nawet za cenę całego złota ziemi. Znajdą się oczywiście tacy, co by tak zrobili, ale i oni w końcu przejrzeliby na oczy. Nawet jak opuścimy matczyną ziemię czy to z przymusu, czy z własnej woli, po jakimś czasie za nią zatęsknimy. Ojczyzna to ludzie, tereny, język, kultura, które znasz od urodzenia, z którymi twoje serce obcowało od narodzin. Powiedz mi, co ty masz? Może i ładną dziewczynę oraz dzieci, ale mimo tego szczęścia bez miłości do twojej ojczyzny i uwielbienia dla Boga, twoje życie będzie niepełne. Bóg, rodzina i ojczyzna te trzy rzecz tworzą nasze życie, a bez którejkolwiek z tych rzeczy nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwym człowiekiem, jeno błąkającą się duszą, której wyda się, że ma wszystko. Do końca dnia mamy wolne z racji jakiegoś to święta cesarskiego, jakieś urodziny lub kij wie co, ważne, że nie musimy słuchać tego parszywego twardego języka. Odpocznij, bo jutro rano idziemy poza miasto na patrol i zleci nam na to prawie cały dzień, będziesz musiał być wypoczęty, więc śpij.
     Kratos posłuchał rady weterana i zamknął oczy, jednak sen tak szybko nie przyszedł. Cały czas brzmiały mu w głowie słowa Kozery. Ojczyzna czym dla niego tak naprawdę była? Od czasu jego pierwszych narodzin nie czuł jakiegoś potężnego w związku z Egiptem i tak samo czuł przez kolejne życia, ważna była dla niego tylko Sara, choć z czasem nabrał też szacunku do Boga, tak więc jego ciągle wędrująca dusza miała dwie ważne dla niej osoby, dziewczyna, którą kochał całym swoim życiem oraz Bóg, któremu powierzał co noc swoje problemy i przemyślenia. Kraj był dla niego tylko przystankiem niczym ważnym. Jednak teraz czuł, że powinien to lepiej przemyśleć. Wacław mógł mieć racje, że w życie trzeba opierać na miłości do rodziny, Boga i ojczyzny. Ważność pierwszych dwóch rozumiał, trzecia z nich była dla niego czarną magią.
     Coraz to bardziej senny, myślał, że powinien obserwować tych dziwnych ludzi i zrozumieć ich przywiązanie do tego jedynego kraju, potem momentalnie zasnął, nie śniąc o niczym.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i historyczne, użył 2144 słów i 12113 znaków. Tagi: #Prusy #armia #ObózJeniecki #Polacy #Kratos

Dodaj komentarz