"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XX-Spokojne domowe życie w małżeństwie...

– Kochanie wróciłem – powiedział Kratos, wchodząc do mieszkania. Było one małe, ale zupełnie starczało dla niego i Sary. Składało się z korytarza, do którego wchodziło się po otwarciu drzwi wejściowych. Wisiało tutaj duże lustro, które miało już swoje lata oraz szafka na buty, oraz wieszaki na płaszcze. Na lewo znajdowała się łazienka z pralką, prysznicem oraz toaletą ze spłuczką uruchamianą sznurkiem. Nikt kto nie musiał, długo tam nie siedział, ciasno, duszno oraz głośną hałasujące, widoczne rury nie zachęcały do długich posiedzeń. Naprzeciwko niej była sypialnia z drewnianym podwójnym łóżkiem i dwie szafki nocne, nic więcej się tam nie zmieściło. Idąc dalej mamy dwa na przeciwległe pomieszczenia, jedno to kuchnia, drugie to salon. W salonie jest pełno wszelakich drewnianych szafek od kredensu z naczyniami do komody z ubraniami. Na środku stoją dwa fotele, które już dawno utraciły pierwotny kolor i można je jedynie określić jako ciemne. Dalej znajduje się mały stolik, który dzisiaj uchodziłby za śmieć. I wreszcie najważniejsza cześć tego pomieszczenia-telewizor. Wielkie, ciężkie drewniane pudło z przyciskami i pokrętłami, którego nikt nie śmie przestawić z uwagi na możliwy uraz kręgosłupa. Ściany były jasne, a dobry obserwator zauważyłby, że białe, choć wzrok musiałby mieć naprawdę dobry, by to ocenić.
     Najładniejsza lub najmniej zniszczona była kuchnia. W której stał potężny drewniany nie do zniszczenia stół dla czterech osób, tyle też było krzeseł obitych jakimś zielonkawym materiałem, a reszta była w kolorze większego mebla, to jest ciemnobrązowym. W drugim końcu pomieszczenia znajdowała się centralna cześć tego pokoju. W jej skład wchodziły lodówka z napisem w cyrulicy, szafki wiszące i stojące koloru stołu oraz piec, w którym się paliło, by coś ugotować, stawiając na nim naczynia. Podłoga w każdym pomieszczeniu prócz łazienki była taka sama ni to parkiet, ni to panele. Wiadome było tylko to, że to coś zrobione jest z drewna.
     Druga rzecz jedzenie. Jeśli można to nazwać tak w ogóle. Póki Kratos, nie dostał w pracy cześć jelenia bądź dziczyzny to o prawdziwym mięsie mógł zapomnieć, bo to, co dawał rzeźnik, było jakimiś nędznymi resztkami, które ledwo dało się, przerzuć, w praktyce albo razem jedli lichą zupę z chlebem, albo podroby od rzeźnika. Na całe szczęście, że do WOP-u przychodzą nieraz myśliwi, by podarować jakąś zdobycz, niby jest to nielegalne, ale kto to będzie sprawdzał, szczególnie, jak się dostało soczysty kawał miecha?
     Mimo tych wszystkich niewygód młodzi cieszyli się własnym życiem, gdy pierwszy raz spotkali się w tym życiu, od razu się pobrali i stwierdzili, że nieważne ile jeszcze przeżyją, to od pierwszej chwili biorą ślub i próbują żyć razem. Zamiast siedzieć w obskurnym mieszkaniu, chodzili na spacery, a pozostały czas i tak wykorzystywali w pracy, on jako wopista, ona jako druga pielęgniarka u miejscowego lekarza. Kratos podszedł do żony, czule objął ją w pasie i przytulił się do niej, spytał:
– Co tam dzisiaj pichcisz?
– Próbuje rosół, udało mi się dostać od rzeźnika lepszy kawałek mięsa wraz z kością za uratowanie przed czopkiem.
– Serio?
– No tak, powiedziałam, że następnym razem mu doktor zaaplikuje, bo teraz pacjent narzeka na straszne hemoroidy. Zapisał mu maść i puścił go. Następnego dnia, gdy odbierałam swój przydział, dostałam taki o to gratis. A i była twoja matka.
– I co nie została? Dziwne.
– Ponoć spieszyła się, bo jechała gdzieś dalej pociągiem. Zostawiła tylko świeże warzywa prosto ze wsi.
– Czyli szykuje się prawdziwe delicje na obiad co?
– Jeśli mi nie dasz ukończyć go, to wtedy możesz sobie o nim tylko pomarzyć.
– A może ja chce cię co? Jesteś o wiele smaczniejsza – I zaczął udawać, że ją zjada. Dziewczyna zaczęła się śmiać i wyrywać. Aż w końcu dostał chochlą od zupę po rękach:
– Lepiej idź nakryć do stołu i może byś wreszcie przykręcił te drzwiczki do kredensu co?
– Gdzie są talerze?
– Nie zmieniaj tematu... Przecież to można zrobić nawet nożem do masła, a ty robisz z igły widły.
– Masz rację, jest tylko jeden malutki problem – rzekł Kratos, idąc po talerze do salonu.
– Niby jaki? – spytała Sara, stojąc ze skrzyżowanymi rękoma.
– Nie chce mi się – odparł z uśmiechem na ustach jej mąż.
– Ja ci dam, nie chce mi się – Wzięła pierwszą z brzegu szmatę i ze złością rzuciła w niego prosto w głowę.
– Widzę, że twój cel od starożytności, nie uległ pogorszeniu.
– Zawsze trafiam, tam gdzie chce. Przyniosłeś wazę?
– O to ona – Wręczył jej naczynie. Nalała zupy i zaniosła parującą na stół. Zabrali się do jedzenia.           Dziewczyna spytała:
– Jak tam w pracy? Małgosia mówiła, że przyprowadziliście Tomka postrzelonego?
– Bo to jest zbyt naiwny chłopak, widzi kieckę i już do traci głowę. Chcieli przemycić broń dla jakieś bandy i kobietę razem z tobołkiem przypominającym dziecko dali na przodzie, a sami trzymali dystans. Na szczęście obyło się bez zabitych, a nasz kochany szeregowy dostał nauczkę, że bieganie za dupą, może skończyć się stratą łepetyny.
– Tylko nie zacznij nienawidzić Ukraińców z powodu tej twojej pracy.
– Nie zamierzam, co to byłby za mnie za człowiek, gdybym z powodu paru spleśniałych owoców oceniał całość zbioru.
– No ja tam nie wiem, ale na pewno nie byłby z ciebie dobry sadownik.
– Ha,ha, masz rację. No cóż, głęboko zakorzenionej nienawiści nie da się, tak po prostu wyrzucić z siebie. A właśnie apropo, jak się ma nasz drogi Dorian?
– Pracuje jako milicjant.
– Coś nowego... Z drugiej strony, on ma ciągoty do mundury, co go spotykam to albo jakiś wyższy urzędnik, albo wojskowy... Co on w ogóle robi na tym terenie? Większość roboty i tak spada na nas.
– Aktualnie jest na szkoleniu.
– Z obsługi pałki i przesłuchań?
– Kratosie.
– No co... MO jest dość blisko ZOMO, a oni uwielbiają pałować. Czasami patrząc na to, jak załatwiają sprawy w większym mieście, mam wrażenie, że cofam się do czasu starożytnego Rzymu, tylko że mają inne tarcze i zamiast mieczy mają pałki.
– Kończ tę zupę, bo muszę posprzątać.
– Wiesz, co Saro z ciebie to się zrobiła prawdziwa kura domowa, wiesz?
– Mój ukochany Kratosiku, grabisz sobie, jeszcze jedno słowo, a przez tydzień będziesz miał cichą noc, jeśli wiesz, co to oznacza – powiedziała do męża najsłodszym głosem, jakim tylko mogła.
– Cofam to, nic nie powiedziałem.
– Czyli jednak was upartych facetów można sterować, za pomocą albo jedzenia, albo seksu. Dobrze wiedzieć.
– Coś czuję, że właśnie uświadomiłaś sobie rzecz, dzięki której moja dominująca pozycja zostanie zachwiana.
– Masz pecha, że akurat nasze dwie dusze zostały ze sobą połączone, bo w naszym związku, nie ma osoby dominującej i w tej sprawie jesteśmy na równi. Możesz, wiec się pożegnać, jeśli myślisz, że twoja żonka będzie w spokoju siedziała i przytakiwała.
– Więc nie będzie zabawy w stylu pan-niewolnik i to z zamianami ról?
– Pomyśle o tym, a teraz zmiataj mój ukochany głupku. Naczynia same się nie umyją.
– Dobra, zanim pójdę, to chcę powiedzieć. Mam wielkie szczęście, że to właśnie dwie nasze dusze zostały ze sobą połączone i nie zamieniłbym się z nikim.
– Już mi tak nie słódź i tak nic nie zyskasz. Chociaż nie powiem, zmiękczyłeś moje serducho.
– Nie tylko ty, znasz, sztuczki, by manipulować ku swoim korzyściom.
– Tak sobie wmawiaj. To co, za dziesięć minut spacer?
– Że ty się nie boisz, tak wieczorem spacerować.
– Przecież mam swojego rycerza czyż nie? No, chyba że nic ci nie zostało z tamtych czasów?
– Ty się o to nie martw, za dziesięć minut zbiórka i spacer – Po tym czasie zamknęli mieszkanie i ruszyli. Dzięki doświadczeniu z poprzednich żyć brak oświetlenia nie przeszkadzał im, przechadzali się tak samo, jak w dzień. W ciszy szli, opierając się o siebie, delektowali się swoją obecnością, a słowa były zbędne przy tym. Zmarznięci wrócili do domu po godzinie, wykąpali się pod prysznicem i poszli zmęczeni spać. Następny dzień powita ich rano...

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i historyczne, użył 1514 słów i 8471 znaków. Tagi: #SpokojneŻycie #PRL #Kratos #Sara #Małżeństwo

Dodaj komentarz