"Wędrówka dusz"-Tom IV-Rozdział XIV- Brutalność wojny.

Dwa dni minęły, odkąd opuścili ruiny, w których zdobyli km MG-42. Non-stop nad ich głowami przelatywały nieprzyjacielskie samoloty, zrzucające z chirurgiczną precyzją bomby. Walki tutaj toczyły się na tak małej powierzchni, że lotnicy nie mogli byle gdzie zrzucić swojego zabójczego ładunku z obawą przed zranieniem swoich. Kratos musiał porzucić swoje PPS, z uwagi na brak amunicji oraz występowanie częstych zacięć u niej, nie była winna konstrukcja, po prostu wcześniej obronił się swoją bronią przed rosłym szkopem z ostrą saperką w ręku. Teraz biegał z Mosinem, standardowym karabinem armii ZSRR, którego zabrał od zabitego.
   Gdy tak przemykali między jedną zrujnowaną ulicą a drugą, natrafili na coś złowrogiego i niesamowicie niebezpiecznego, na czołg. Już odwracał się ku nim, wprawdzie był to ich standardowy Panzer IV, ale i tak stanowił ogromne zagrożenie dla piechoty. Usłyszeli dwa dźwięki, pierwszy wystrzał od strony niemieckiego pojazdu, a drugi wybuchu, gdy pocisk rozerwał się między nimi. Siła uderzenia odrzuciła Kratos, tak mocno, że wpadł do jakiegoś budynku, kaszląc, spróbował wstać. Otrzepał się z kurzu i rozejrzał. Był w jakimś sklepie, świadczyła o tym lada oraz puste pułki i brudny nieczytelny już cennik.
   Sprawdził, czy może już wrócić do oddziału, wspiął się na jakiś mebel i spojrzał na ulicę. Niemal natychmiast musiał się schować, ulicą jechał ów czołg, a eskortowali go żołnierze uzbrojeni w pm MP-40 oraz Mausery Kar98, sam nie miał szans przeciwko takiemu zestawieniu. Skrył się w jak najgłębszy kąt, usłyszał, jak Niemcy rozmawiają:
– Jesteś pewien Hans, że tu wpadł jeden z tych czerwonych obsrańców?
– Jestem tego tak pewien, jak tego, że zjadłem dzisiaj nędzne śniadanie.
– Człowieku, to jest niemożliwe, przez co miałby tu wpaść? Jakby się wczołgał, to rozumiem, ale wpaść?
– Skończcie już plotkować jak małe panienki, musimy ruszać za pozostałymi, Pancerniacy ładnie ich trzepnęli z tej ich armaty i wielu z tych ścierwojadów tutaj leży. Ale widzieli, jak reszta ucieka. Musimy ich dogonić, zanim, powiedzą innym o naszej maszynie. Inaczej zleci się tu ta cała hołota z płonącymi butelkami lub innym świństwem. A nie ochronimy panzera w miejscu, gdzie kryjówek dla piechociarzy jest do czorta. Nie wychylamy się dalej niż do granicy dzielnicy. Tutaj jest na tyle miejsca, by Herman nie musiał jechać blisko budynku. Dalej idziemy, bo się łajzy pochowają.
– Jawohl – Odgłos podbitych butów i dźwięk silnika świadczył, że ruszyli w pościg za Pawłowem i resztą. Kratos zeskoczył na ziemie, odnalazł swój karabin i zamiast na ulice ruszył przez budynek czy raczej przez system piwnic, w których ściany albo były dziurawe, albo ich w ogóle nie było. Musiał trzymać się w miarę daleko od okien, gdzie można było go łatwo zauważyć. Idąc dalej, wszedł w końcu na parter, teraz musiał uważać podwójnie. Przeszedł kilka metrów, usłyszał krzyki.
   Przez okno zobaczył grupkę żołnierzy niemieckich z oficerem. Miedzy nich stała Rosjanka, zdaje się, że jedna z oddziału strzelców wyborowych, świadczyły o tym resztki po kamuflażu oraz porzucony niedaleko karabin Mosin z celownikiem optycznym. Snajperzy, najbardziej znienawidzona formacja przez wroga. Każdy stojący po przeciwnej stronie lufy ich nienawidził oraz ich pocisków przylatujących nie wiadomo skąd, kończąc czyjeś zdumione życie. Szczególnie w czasie walk w mieście wzbudzali największy strach, stając się szybką i nieprzewidywalną śmiercią, czającą się z niemal z każdego rogu. Biada przedstawicielowi tejże specjalizacji, który żywy dostał się w ręce wroga, a tym bardziej, jeśli był przedstawicielem płci pięknej. Kratos mógł tylko bezsilnie patrzeć na to, co się rozgrywa. Jakby zaczął strzelać, żołnierz na transporterze, skosiłby go raz-dwa ckm-em zamontowanym na wozie. Oficer niemiecki uderzył w twarz kobietę tak, że upadła na ziemie. Za jego pozwoleniem stalowi rzucili się na nią. Próbowała się wyrwać, jednak przy takiej ilości napastników, było to daremne. Rozerwali jej bluzę oraz ściągnęli dół ubrania. Rosjanka cały czas się opierała, krzyczała, gryzła, ale było to na nic. Jej udręka trwała ponad dziesięć minut, podczas której gwałciciele zmieniali się po kolei. W końcu zadowoleni zostawili ją i zaczęli szykować się do odjazdu. Ich dowódca z trupią czaszką na czapce skończył palić papierosa.
   Wyjął pistolet z kabury i powoli podszedł do przestraszonej, obolałej dziewczyny. Wpatrywała się ona z przerażeniem w oczach w nadchodzącego żołnierza. Ten z uśmiechem odbezpieczył Walthera i skierował go w kobietę. Powiedział do niej płynnym rosyjskim:
– Masz szczęście czerwona szmato, że zakosztowałaś Niemca przed śmiercią, niech uczucie obcowania z prawdziwym człowiekiem będzie ostatnią rzeczą, jaką zapamiętasz – Z groteskowym uśmiechem pociągnął za spust, wystrzelał cały magazynek. Potem spokojnie wymienił na nowy i wrócił do swoich ludzi. Stwierdził:
– I to się nazywa udany dzień panowie. Czy Dietrich nadal siedzi za kierownicą? Mógł dołączyć.
– Siedzi i coś tam pod nosem mamrocze, że jesteśmy potworami i będziemy się smażyć w piekle. A przecież to był tylko słowiański podczłowiek – rzucił jeden ze stojących żołnierzy, a po jego uwadze wszyscy roześmiali się...
   Kratos wyszedł z kryjówki po tym, jak odjechali, podszedł do biednej ofiary. Wpatrywała się w niego niewidzącym już wzrokiem, pełnym pustki. Kucnął na nią i zamknął jej oczy, bał się tego spojrzenia i wydawało mu się, że oskarża go o brak pomocy. Szepnął tylko:
– Przepraszam – I wstał. Zauważył jakąś wielką płachtę, która leżała na ulicy i postanowił zakryć nią biedne zmarłe dziewczę. Ruszył dalej, klnąc na tę wojnę. Uczucie nienawiści nie tylko kierował wobec Niemców, ale i Rosjan. Obydwie nacje miały swoje wielkie grzechy, oba narody krzywdziły innych. Mieli tak wiele podobieństw, że oprócz języka i munduru niczym się nie różnili. Opanował się po krótkiej chwili, nie mógł osądzać całości na podstawie jednostek. W każdym narodzie znajdę się choć jeden sprawiedliwy, dlatego skreślanie wszystkich będzie tylko zwykłym nonsensem.Kratos przeżył wiele wojen i dobrze wiedział, jak wyciąga ona najgorsze cechy z człowieka i jak potrafi zniszczyć lub zeszmacić. Ścisnął mocniej karabin i szedł jak najdalej od tego miejsca krzywd.
   Znów musiał zmienić drogę, tym razem gruzowisko uniemożliwiło mu przejście. Przechodząc przez gołą futrynę, poczuł wielki ból w tyle głowy i upadł. Odwrócił się na plecy i zobaczył, jak celują do niego troje Niemców. Jeden odkopnął mu broń, a dwaj chwycili go za ręce i powlekli po schodach do góry. Mieli tu chyba sztab polowy, świadczyło o tym pełno oficerów oraz radiostacji. Jeden z nich odezwał się do strażników jeńca:
– Po co u diabła przyprowadziliście tego czerwonego tutaj?
– Złapaliśmy go, jak myszkował tutaj. Może to jakiś zwiadowca?
– Dawajcie go na dół, ale najpierw zwiążcie go, ja zaraz przyjdę... – Spełnili rozkaz i zawlekli go do zamkniętego pomieszczenia na dole. Po pół godziny zszedł oficer, łamanym rosyjskim spytał:
– Gdzie jest reszta?
– Jaka reszt... – Nie dokończył, dostał z drewnianej pałki w głowę tak, że go zamroczyło. Znowu dostał pytanie tym razem głośniej i ostrzej:
– Gdzie u diabła są najbliżsi wasi żołnierze! Gadaj psie!!
– W twojej dupie, obsrany szwabie. – Przesłuchujący zdenerwował się, chwycił mocniej pałkę i zaczął nią okładać jeńca, miał chyba jakąś wprawę w tym, bo koncentrował się na nerkach i innych wrażliwych miejscach. Bił, póki tamten nie stracił przytomności. Wytarł zakrwawioną palkę o jakąś szmatę i zostawił go. Jeszcze tego samego dnia wrócił, po braku odpowiedzi znów zaczął bicie, parę minut później dołączył drugi oficer, który zaczął go przypalać papierosem po plecach. Krzyki maltretowanego niosły się po całym budynku. W końcu dali mu spokój, stwierdzili, że od jutra zaczną od bardziej bolesnych metod, może przypieką mu jajca albo je odetną?. Tymi makabrycznymi rozterkami rozstali się ze swoim "podopiecznym".
   Kratos musiał skupić się na ucieczce, bolało go całe ciało, lecz teraz potrzebował sposobu, na umkniecie. Koło niego leżał kawałek szkła, powoli z wielkim trudem doczołgał się do niego. Usiadł z wielkim stęknięciem i zaczął przecinać więzy. Musiał się spieszyć, już usłyszał coś strażnik przed wejściem. Rozciął line, ale nie wstał, tylko znów położył się w tej samej pozycji z rękoma do tyłu. Fryc wszedł, rozejrzał się ostrożnie, nie zauważył niczego niepokojącego i zamierzał wyjść. Nagle Kratos wstał, złapał go i okruchem szkła poderżnął mu gardło. Ten łapiąc się za szyję, upadł po chwili nieżywy na ziemie. Zabrał mu broń i amunicje wraz z nożem. Z trudem posuwał się na przód, a trzeźwość myślenia zachowywał tylko dzięki krwawiącej ranie, którą zadał mu jeden ze śledczych w napadzie gniewu ostrym bagnetem.
   Nie wiadomo jak ale udało mu się prześlizgnąć przez nieprzyjaciół i wyjść z budynku. Zauważył go jeden z patrolujących Niemców, nie chcąc budzić pozostałych, stwierdził, że zajmie się nim po cichu, nałożył bagnet na swojego Mausera i ruszył za nim. Kratos nie zauważył, kiedy znowu dostał w głowę. Upadł i próbował się podnieść. Kolba karabinu spadła z wielką siłą na jego plecy, sprawiając mu niesamowity ból, jego rany w tym miejscu jeszcze nie zaczęły się goić. Osłabł i dał za wygraną. Szykował się na ostateczny cios, zamiast niego usłyszał rzężenie, a czyjeś ręce podniosły go. Tylko dzięki sile woli otworzył oczy, zobaczył ludzi w tych samych mundurach co on. Jeden z nich odezwał się:
– Ale cię te niemieckie sabaki urządziły towarzyszu, jesteś już bezpieczny, zaniesiemy cię do lazaretu, gdzie piękne sanitariuszki się tobą zajmą. Miałeś ogromne szczęście, że rozkazano nam przeprowadzić zwiad w tym miejscu, a Grigoriemu wisisz flaszkę, że dostrzegł cię w tych piekielnych ciemnościach. – Kratos nie dosłyszał ostatniego słowa, zmęczenie i rany dały o sobie znać, a upragnione omdlenie przyszło, uwalniając go chwilowo o bólu...

Dodaj komentarz