"Wędrówka dusz"-Tom III-Rozdział XVI-Trochę kontrowersyjnych rozmów,dawni wrogowie powracają,pożegnanie z hukiem armii.

W wiosce przebywali jeszcze z parę godzin,porucznik mówił, że niby mają podejrzenia o zbiórce niebezpiecznego elementu w tym miejscu. Kratos miał jednak oczy i uszy, by wiedzieć o prawdziwym celu tej wizyty, wyjaśniło się też, czemu jeden z żołnierzy niósł plecak. Zaopatrywali się oni w rzeczy niezbędne do robienia tej ich wody ognistej, dowódca podszedł do niego, podczas gdy pozostali prowadzili transakcje z mieszkańcami, szczególnymi względami cieszyły się swojskie kiełbasy i sery, choć nie pogardzili też masłem. Zapalił papierosa i zaczął rozmowę:
– I jak młody głowa cała?
– Cała, cała poruczniku, tylko trochę ciężkawa...
– Nikt z nas nie pomyślał, że próbując nasz specjał, łykniesz aż tyle....
– Poniosło mnie, lekko mówiąc. A jak tam bandyci szukamy ich?
– Nie warto, po pierwsze to nasi rodacy, a po drugie gdzie w jedenastu przeciwko tylu. Szybko, by skrócili naszą przewagę ogniową, a uwierz mi ,kosy to oni mają ostre. Nie pozostałby po nas żaden ślad.... Dobra chłopcy, koniec tych targów!!! A ty Franek swojej baby nie masz?? Jak by twoja usłyszała , że swoją przysięgę małżeńską traktujesz tak lekko, na miotle by tu niemal natychmiast przyleciała, a po jej wizycie byłbyś biedniejszy o pewien narząd, za to do chóru kościelnego w sam raz byś się nadawał.... – krzyknął Wacław do żołnierza flirtującego z młodą wieśniaczką, ten na wspomnienie własnej połowicy, zbladł i wyglądał jak upiór, pożegnał się grzecznie i biorąc swój ekwipunek, dołączył do reszty, wywołując salwy śmiechu swoim zachowaniem. Ustawili się w dwuszereg z dowódcą na przedzie i ruszyli.
     Kratos odezwał się prowadzącego patrol:
– Czy naprawdę żona Franka jest tak paskudna?.
– Z wyglądu piękna jak kwitnący kwiat, choć ja porównałbym ją do czerwonej róży, cieszy oczy, jednak trzymaj się z daleka, by nie ukuła. Jest bardzo zazdrosna o męża, nie jest złą kobietą, tylko... No, jak by tu. O, boi się, że jej kochaś pójdzie w siną dal. A przezwisko wiedźma przylgnęło do niej nie z powodu podejrzeń, że jakieś klątwy rzuca czy coś, tylko. Ty to wiesz młody, o co zapytać. Teraz muszę ci pewne rzeczy wyjaśnić, byś zrozumiał całość. Gdy był młodszy, ten nasz kolega, był typowym podrywaczem, który tak owijał sobie młode dziewczęta, że kończyli na sianie w wiadomym celu, po tym kontakt urywał,a dziewczę więcej go nie widziało. Cwaniak miał na tyle szczęścia, że nigdy, jak to mówią na wsi, nie zrobił brzucha dziewczęciu. Pewnego razu, trafiła jednak kosa na kamień, spotkał prawdziwą niezdobytą przez nikogo piękność o imieniu Hania, zbywała ona wszystkich mężczyzn, przeważnie nie delikatnie, ukrócając wszelkie ich plany wobec niej. Nie wpływało na nią bogactwo, wygląd, a nawet krążące plotki o pewnym jegomościu z prawdziwie potężnym sprzętem, przy których miękły damskie kolana, spragnione przygód i odmiany od wiejskiej nudy. Byłą prawdziwą królową lodu, ale Franek nie przeląkł się, w końcu nazwa łamacz serc do czegoś zobowiązywała. Męczyłeś przez miesiąc, dwa, pół roku, rok, próbował wszystkiego, od podrywu na pieniądze do przymilania się, wyręczając ją w różnych pracach. W końcu jakoś się udało, stodoła zaliczona i na tym sprawa miała się skończyć. Wrócił do swojej wsi w pełni zadowolony, a tu w przy stole siedzi ona z jego matką. Oczywiście, nie tracąc pewności siebie, ugościł ją, a potem czmychnął w poszukiwaniu innego celu, szybko jego uwagę przykuła córka piekarza, gdy już miał zabierać się do roboty, niczym duch obok niego pojawiła się Hania, pytając, co robi. Ten zbladł i nic nie mogą wykrztusić, dał się poprowadzić z powrotem do domu. Ona została tam już na stale, niwecząc każdą jego próbę podrywu, pojawiając się jak istota magiczna. Ludzie zaczęli po kryjomu nazywać ją czarownicą,która rzuciła urok,który natychmiast ją informuje o tym, jak jej luby zbliża się do innej kobiety,jak już o tym wie, bierze swą magiczną miotle i myk jest na miejscu. W końcu zrezygnowany zgodził się na ślub,trochę obawiając się przyszłej żony, co innego, gdy przyłapie cię na próbie zdrady i zacznie krzyczeć i bić czym ma pod ręką, a co innego, gdy podczas takiej sytuacji z uśmiechem na ustach pyta się, co robisz i odprowadza cię, z powrotem mówiąc na przykład, że obiad gotowy... Po weselu pojawiło się wpierw jedno dziecię, a potem drugie. A my zostaliśmy wzięci w czasie branki do wojska, ale na mocy pewnego układu Prusko-rosyjskiego zostaliśmy wysłani jako rekruci na ziemie pruskie. Przed odjazdem, jego żonka rzuciła, że oczekują jego powrotu do domu i by nie wykręcał żadnych numerów, a o każdej zdradzie i tak będzie wiedziała, a wszystko powiedziała z tym samym, choć zagadkowym uśmiechem. Ciekawa historia co nie?
– Trochę,jednak nie rozumiem, ma piękną żonę, a szuka innych?.
– Dla mnie to też nie zrozumiałe, jakby czekała na niego jakąś brzydka jędza z wałkiem w ręku to ja to rozumiem, ale ma zupełnie przeciwnie... Może brakuję mu czegoś w życiu, a on myśli, że obcowanie z innymi przedstawicielkami płci żeńskiej mu w tym pomoże? Nie wiem, jak dla mnie małżeństwo to rzecz święta, a żona z dziećmi najważniejsza, dzięki temu mogę liczyć zawsze na wsparcie, a dzięki temu stanowimy dwie sobie równe połówki jednego wielkiego serca. Ona ma ważną rolę wobec mnie i ja mam wobec jej. A jeśli opierasz związek dwóch ludzi na potrzebach tylko cielesnych, to jakbyś budował dom na lodzie, w końcu kiedyś się on rozpuści, a ty pójdziesz sam na dno... W każdej chwili można stracić zdrowie, a co za tym idzie, w pewnych sprawach już tak aktywnym się nie będzie, szczególnie jak się już człowiekiem starszym, ona poszuka sobie innego, a ty sam jak palec, wspominając wspaniałe krótkie chwile przyjemności z towarzystwem czterech ścian... Nie poradzimy sobie sami, po to pan Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, by łączyli się w pary, nie w trójkąty, nie w kwadraty, nie w dwie baby, nie w dwóch chłopów, tylko w parę, mężczyznę i kobietę, których owocem będzie dziecko, którzy będą razem przechodzić z Bogiem przez to życie, dzięki uzupełnianiu, jako że są przeciwieństwami. Mając tylko dwa młoty albo dwa kowadła, metalu nie obrobisz,to co bez sensu osobno, ma logiczną rolę razem.
– Poruczniku, ty nie pomyliłeś zawodu? Nie powinieneś być kaznodzieją lub poetą...
– Rodzice o małego mówili mi, że umiem gadać w rozwlekły sposób.
– A widziałeś gdzieś parę dwóch ludzi tej samej płci, że wspomniałeś o tym?
– Słyszałem o tym gdzieś w jakimś mieście. Nie zrozumiem mnie źle, nie mam w nienawiści takie osoby, moja opinia jest taka, że jest to wbrew naturze i utrudnianie sobie ścieżki życia, jednak wiem, jak serce może być nie przewidywalne, dlatego nie piętnuje, może mnie to obrzydzać, ale niech żyją, jak chcą, tylko mam jedno, ale..... Niech nie narzucają nam poglądu, iż jest to normalne... Według nich może, jednak nie dla mnie. No i niech nie wmieszają w te sprawy dzieci...
– Gdzie tam, to niemożliwe...
– Może nie w naszych czasach, ale w przyszłości... Wyobrażasz sobie ,pytanie nauczycielki, uczniu jutro przychodzisz z matką do szkoły, a on na to z którą?? Niech kochają się, jak im serce dyktuję, ale według tego, jak nas stworzono, do poczęcia potrzeba i kobiety i mężczyzny, dlatego też w takiej formie powinno być wychowywane...
– Kurcze poruczniku ja tu tylko zapytałem o żonę Franka. A pan mi tu aż do dzieci dojechał...
– A przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu miałem sen. Bardzo dziwny sen, wokół były wielkie budynki, ulicami jeździły dziwne metalowe pudła na kołach, na chodniku odbywało się jakieś wydarzenie. Na czymś z drewna mieli napisane coś w rodzaju, żądamy małżeństwa dla jejów,lejów, nie wiem, nie mogłem doczytać, a na drugim mieli napisane, dziecko wychowywane przez dwie matki jest czymś normalnym. Jak tylko się obudziłem, zdałem sobie sprawę, jak mnie to wkurzyło, ale już nie będę tego komentował, szczególnie jak dziwnym pojęciem małżeństwa tam obracali. Twoje pytanie, jakimś cudem w trakcie rozmowy skojarzyło mi się właśnie z tym snem i stąd mój wywód. Ale to tylko moja opinia i jako wierzący człowiek nie mogę nienawidzić ani jej wprowadzać,jednak widząc głupotę ludzi nie zależnie od czasów, trudno nie zareagować.
– Dobrze, że jesteśmy prawie na miejscu, jeszcze chwila,a nasz porucznik zamieniłby się w rewolucjonistę....
– Jest to możliwe. W słowach łatwo się zapędzić w drogę bez wyjścia, gdzie jedynie możesz przeć naprzód.
     Minęły miesiące, a służba Kratosa mijała bez przeszkód, prawie w ogóle nie rozmawiał z innymi prócz Polakami, choć ich napój o mijał z daleka. Zaczęły się tworzyć plotki, jakoby był on tak naprawdę z ich narodu. Co było absurdem, gdyż w garnizonie znajdowali się inni co znali go od dziecka z jego rodzinnego dużego pruskiego miasta. Nawet miał rozmowę z Dorianem,by chociaż trochę ograniczył kontakty, bo inaczej ściągnie na siebie niepożądaną uwagę. Puścił i to w nie pamięć. Kolejny dzień był inny, niż poprzednie, panował jakiś rozgardiasz. Do Kratosa podbiegł Wacław z dwoma innymi:
– Słuchaj Kratosie,pomimo różnic w naszym pochodzeniu zżyliśmy się ze sobą i nie raz nie dwa ratowaliśmy sobie tyłki nawzajem. Dlatego więc idziesz z nami, tu czeka cię tylko śmierć za kontakty z nami.
– Co się dzieje?- spytał zdezorientowany nasz bohater.
– Na zaborze rosyjskim wybuchło znowu powstanie, Rosjanie stracili mnóstwo osób w zasadzkach, Prusacy nie chcąc, by sytuacja taka powstanie u nich, robią z nami u siebie porządek. Na pierwszy ogień idą żołnierze z racji dostępu do broni palnej. – Franciszek rzucił się na Kratosa krzycząc:
– Uważaj – Kula trafiła go w głowę. Kratos dźwignął się na nogi, wypatrując strzelca,parę metrów dalej stał z dymiącym pistoletem dawny znajomy z pierwszego przydziału, któremu złoił skórę, odjeżdżając. Słyszał, że ponoć przyjechał, jako główny inspektor cesarski, nie chciał jednak w to uwierzyć. Spojrzał na leżącego już bez życia dawnego kolegę, wielki gniew ogarnął go w całości. Nie zważając na ponaglenia towarzyszy do ucieczki i nadchodzących pruskich strażników ustawiających się w szereg do ostrzału, wyrwał z rąk Wacława muszkiet, uklęknął, kule wokół niego zaczęły gwizdać, na szczęście nie robiąc nikomu krzywdy. Przyłożył się do wystrzału i po krótkim celowaniu dym objął lufę, a naprzeciw niej , szlachcic zabójca złapał się za pierś, krzycząc z bólu. Na chwile zapanował chaos, żołnierze wroga ruszyli w panice sprawdzić, co z ważnym urzędnikiem, ten jednak zaczął na nich krzyczeć i kazał ruszać za nimi. Był mały kłopot, w miejscu przez niego wskazanym nikogo nie było, nawet martwego ciała.
     Uciekinierzy byli już poza koszarami, a wielki dym i wybuchy z podpalonych przez Polaków magazynów, niósł się przez całą okolicę, jednocześnie żegnając ich. Zamykało to rozdział służby w armii i porządnego kwaterunku w tymże życiu Kratosa, rozpoczynało za to poznanie walki partyzanckiej i życiu w polowych warunkach... Została jednak dzielna kompania.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Almach99

    Szkoda dzielnego Waclawa

    25 paź 2018