La Belle Époque, czyli biseksualnej awanturniczki rok z życia i spraw (część 18)

La Belle Époque, czyli biseksualnej awanturniczki rok z życia i spraw (część 18)Zapraszam na epizod osiemnasty - bodaj najbardziej perwersyjny i jednocześnie naturalistyczny ze wszystkich.

***

ROZDZIAŁ 18/30 – Jesienne mezalianse ze wszech miar

*

   Gdy Feba rozpięła gorsecik, uwalniając malutkie piersi o sterczących sutkach, aż zadrżałam. Pierwszy, lecz zdecydowanie nieostatni raz tego wieczoru. Podziwiałam, jak Maraschino obejmował swymi potężnymi rękoma jej drobniutkie ciało, podnosząc je i obracając, jakby było utkane z niebiańskiego puchu… a przynajmniej tak grafomańskie skojarzenie przyszło mi go głowy. Jak całował ją z taką pasją, że aż wydawało mi się niemożliwe, by była to tylko gra. Obsypywał ją całuskami coraz niżej i niżej, aż doszedł do krawędzi bielizny, której zresztą szybciutko się pozbył.
   Przypatrywałam się z narastającym z każdą chwilą podnieceniem, gdy zaczął ją pieścić. Wsuwał palce w lśniącą od wilgoci, wygoloną do gładka kobiecość o wydawałoby się niepasujących zupełnie do reszty ciała, wydatnych płatkach. Brał ją w usta i cmokał z nieukrywanym zachwytem. I kiedy już myślałam, że za chwilę sprawi jej rozkosz, nagle wstał i bez pytania rozpiął spodnie. A ja aż oniemiałam.
   Owszem, nasłuchałam się i naczytałam o wielkości nubijskich przyrodzeń, ale to, co zobaczyłam, przekraczało wszelkie wyobrażenia. Długa i jeszcze grubsza, nieco wygięta ku górze pała sterczała groźnie w oczekiwaniu na Febę. Na jej dłonie i wargi. Aż dziw brał, w jaki sposób tak malutka kobietka dawała sobie radę z tak potężnym atrybutem męskości, lecz ani się obejrzałam, a ujeżdżała go w pełnym pędzie, pojękując coraz głośniej.
   Mimo jednak wściekle wrzącej w żyłach żądzy nie mogłam się przemóc, by się dotknąć. Nawet wsunąć ukradkiem dłoń pod suknię, nie mówiąc już o odsłonięciu intymności. I wtedy niespodziewanie Nigella wstała, podeszła do mnie od tyłu i zaczęła rozbierać. Próbowałam wstydliwie protestować, ale…
  
   Tak, chciałam tego! Pragnęłam! Marzyłam, by nie tylko przerzucić nogi przez oparcia fotela i zacząć robić sobie dobrze na oczach wszystkich, ale też wziąć czynny udział w tym, co się wyrabiało. Pragnęłam podejść do Feby i pocałować ją najpierw w usta, a potem w cipkę. Wyjąć z niej penisa Maraschino i obciągać, aż zaczęłyby mnie boleć policzki. Wreszcie nadstawić się, by on wszedł we mnie od tyłu, a ona w tym samym momencie dopieszczała. Mało tego: gdyby jeszcze Nigella usiadła przede mną w rozkroku i pozwoliła się wylizać, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. Albo raczej najbardziej wyuzdaną – zależy, jak na to spojrzeć.
   Nim zdążyłam się opamiętać, sięgnęłam ręką do stojącego na stoliku kieliszka z niedopitym sherry i wychyliłam go na raz. Po czym dolałam do pełna, znów opróżniłam szkło i tym razem już sama, bez niczyjej pomocy czy choćby sugestii rozebrałam niemal do naga. Niemal, bo zostałam w pończochach, pasie do nich, wiązanych wysoko trzewikach na obcasiku oraz rękawiczkach do łokcia. I nie czekając na pozwolenie, podeszłam do kochającej się pary, by przemienić ją w trójkąt.
Zdawałam sobie sprawę, że to nie tak miało wyglądać, lecz miałam to w serdecznym poważaniu. W tym momencie pragnęłam już tylko i wyłącznie dzikiego seksu. Bez jakże zbędnej pruderii, bez żadnych zahamowań, bez oglądania się na wszystko i wszystkich. I z miejsca zaczęłam wprowadzać w czyn to, o czym przed ledwie kilkoma chwilami marzyłam.
   Na przemian lizałam lepką picz Feby i kutasa Maraschno, jednocześnie wypinając się w kierunku obserwującej mnie Nigelli z nadzieją, że i ona do nas dołączy. Że weźmie mnie od tyłu i zacznie posuwać palcami, całą dłonią, wyjętym z jakiejś ukrytej szufladki sztucznym fallusem, było mi właściwie wszystko jedno. Niestety, nie doczekałam się, więc gestem przegoniłam Febę i sama dosiadłam Maraschino i zaczęłam na nim podskakiwać. Czy raczej próbowałam zacząć, bo mimo podniecenia nijak nie byłam przygotowana na jego rozmiar. Położyłam się więc na plecach i zachęciłam, bo to on we mnie wszedł. Wpierw niespiesznie, płytko, bym oswoiła się z nowym doznaniem i dopiero gdy byłam pewna, że może wsunąć się końca, pozwoliłam mu na to.
   Nie darowałam też Febie, którą schwyciłam za rękę i nasadziłam na siebie. Dokładnie nad twarz. I choć z tyłu głowy wciąż tłukło mi się, że nie powinnam, że to się tak nie godzi, że przecież obiecałam sama sobie… na dodatek zdrowy rozsądek przypominał, iż przygodny seks z nieznajomymi to najlepsza droga do złapania jakiejś francy, lecz atawistyczna potrzeba zaspokojenia żądzy całkowicie go zagłuszyła. Pragnęłam jedynie, by Maraschino pieprzył mnie z całych sił. By Feba pozwalała sobie wylizywać wszystko, do czego tylko byłam w stanie sięgnąć ustami. By wreszcie Nigella…
   Ta wciąż jednak zachowywała dystans. Owszem, rozsiadła się ponownie w fotelu, podciągnęła spódnicę i zaczęła się ostentacyjnie dotykać, ale nic poza tym. Dlatego znów skupiłam się tylko i wyłącznie na naszej trójce. Podniosłam się, nakazałam Febie, by ułożyła się na plecach jak ja przed chwilą, nasunęłam się nad nią i wypięłam w stronę Maraschino. Od pieprzył mnie od tyłu, ja lizałam ją, ona lizała mnie. Spleceni razem w jednym, ociekającym namiętnością kłębie. Zziajani, spoceni, umęczeni. Coraz bardziej i bardziej. Dlatego w przypływie resztek zdrowego rozsądku rzuciłam tylko do Maraschino, by dał znać, gdy zacznie zbliżać się do finału.
   Nie musiałam zbyt długo czekać – najwidoczniej nawet tak jurny byk jak on miał już dość. I na pierwsze słowo, że „niedługo dojdzie” poderwałam się, kucnęłam przed nim i wzięłam do ust. I nie przerywałam oralnej gimnastyki, aż nie wystrzelił. Krztusiłam się, dławiłam, ale nie skończyłam, póki wyssany do ostatniej kropli nie padł na łóżko. A kiedy to zrobił, dobrałam się ponownie do Feby i także tym razem nie odpuszczałam, aż nie doprowadziłam jej do pełnej popiskiwań rozkoszy.
   Z jednej strony naprawdę ledwo żyłam, a z drugiej wiedziałam, że to, czego żądam, będzie zaprzeczeniem wszystkich wcześniejszych obietnic, ale i tak podeszłam bezczelnie do rozchylonej przede mną bezwstydnie Nigelli i powiedziałam… nie, nie powiedziałam. Ani słowa. Po prostu uklęknęłam, uniosłam dłońmi jej pełne uda i rozchyliłam je na całą szerokość. I zaczęłam wylizywać. Absolutnie wszędzie.
   Brałam w usta ciemnoróżową, nabrzmiałą łechtaczkę. Wciskałam język pomiędzy równie chętne, ociekające lepkością, apetycznie pełne wargi. Obcałowywałam pokryte pofalowanym gąszczem włosami łono i krawędź ud. I wreszcie dupę. Tak samo mokrą i tak samo nieogoloną. Tak głęboko, jak tylko byłam w stanie. Do momentu, a którym nie padłam półprzytomna na podłogę.
   I kiedy myślałam, że to już naprawdę koniec, Nigella wstała. Dosiadła mnie tyłem, przyciągnęła za włosy i dojeżdżała, robiąc sobie równocześnie palcówkę, aż nie wytrysnęła na mój brzuch.
  
   Powiedzieć, że ledwo trzymałam się na nogach, to jakby nic nie powiedzieć. Wyglądałam i czułam się gorzej – albo lepiej, zależnie od interpretacji – niż córa Koryntu w piątym pokoleniu po całonocnych bachanaliach. Cała rozczochrana, zziajana i… niewypowiedzianie wręcz szczęśliwa wracałam do siebie. Powolutku, krok za krokiem, by nacieszyć się w pełni każdą upływającą sekundą. By utrwalić sobie w pamięci najmniejszy nawet szczegół: bliznę na ramieniu oraz jasne znamię w okolicy przyrodzenia Maraschino, obsypany drobniutkimi piegami nosek i przede wszystkim aromat cipki Feby, cudowne fałdki na brzuchu jeszcze wspanialej smakującej Nigelli. Tak, bym mogła do nich wracać w dowolnej chwili życia.
   Jednak nie z pustą nostalgią czy tym bardziej niezaspokojoną tęsknotą, a z radością. Nieskażoną niczym, krystalicznie czystą, chciałoby się powiedzieć, że wręcz niewinną. Z przepełniającym serce i duszę poczuciem, że doświadczyłam czegoś naprawdę niesamowitego. Dotarłam do ostatecznej granicy erotycznej ekstazy, której nigdy, przenigdy nie zapomnę. I którą będę wspominała i wspominała do końca swoich dni. A kto wiem, może kiedyś…
   Nie! Pomimo wciąż szalejącej w mym ciele i duszy emocjonalnej burzy zdawałam sobie sprawę, że najpewniej już nigdy nie przeżyję niczego podobnego. Choć przecież mogłam i to nawet w tym samym towarzystwie. Ba, na sam koniec, gdy już się na powrót ubrałam i kierowałam do wyjścia, Maraschino spojrzał na mnie z uznaniem, Feba nieoczekiwanie przytuliła a Nigella wręcz zachęciła, bym częściej się u nich pojawiała – tylko koniecznie uprzedziła z odpowiednim wyprzedzeniem, by wszyscy zdążyli się specjalnie przygotować na wizytę równie specjalnej klientki.
   Mimo że wiedziałam, iż ta pożegnalna propozycja nie była rzucona na wiatr, musiałam myśleć trzeźwo. Byłam też świadoma, że jeżeli znów pozwolę, by to namiętności rządziły mną, a nie ja nimi, w końcu zgubię się na drodze prowadzącej do zatracenia. Znowu zacznę uprawiać przygodny seks z równie przygodnymi partnerami, pić, palić i szaleć bez umiaru. I prędzej czy później wyjdzie to na światło dzienne, przez co stracę pracę, opuszczą mnie ostatni przyjaciele, aż wreszcie zapomniana przez Boga i ludzi skończę gdzieś w zagrzybionej suterenie z pustą butelką na stole i rewolwerem w dłoni… Chociaż nie, przepraszam, tego akurat bym nie zrobiła, albowiem – w przeciwieństwie do konserwatywnej w tej materii Shirley – zdecydowanie wolałam pistolety!
   I dlatego właśnie postanowiłam, że owszem, na zawsze zachowam w pamięci te cudowne chwile, gdy we czworo stanowiliśmy jedność, lecz już nigdy nie dopuszczę, by się one powtórzyły. Choćbym miała wyć po nocach i drapać ściany pazurami. Ani nie chciałam, ani tym bardziej nie mogłam znów zatracić się w niepohamowanym hedonizmie, któremu bardzo łatwo było ulec, za to znacznie trudniej porzucić. Zwłaszcza że na dniach czekało mnie inne, znacznie poważniejsze spotkanie towarzyskie.

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na podstawie obrazu Carla Schweningera

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 12.06.2023. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz