La Belle Époque, czyli biseksualnej awanturniczki rok z życia i spraw (część 3)

La Belle Époque, czyli biseksualnej awanturniczki rok z życia i spraw (część 3)Zapraszam na epizod trzeci - tym razem krótszy i zdecydowanie mniej erotyczny, no ale czasami tak trzeba.

***

ROZDZIAŁ 3/30 – Wiosenny mąż dla mojej ukochanej

*
  
   – Jenno… Jenno! Proszę się ocknąć! Pani Shirli, mówiłem przecie, że nie ma na co czekać, bo się nam zara panienka Jenna przekręci, no! Lecę po doktora Zuhauza, zanim będzie za późno!
   Poderwałam się z łóżka jak oparzona. Machałam bezładnie rękoma, darłam się jak opętana i prawie rzuciłam z pazurami na stojących przede mną pana Hedsona, raczej średnio rozgarniętego (za to o iście gołębim sercu) właściciela mieszkania, oraz Shirley Helms, moją współlokatorkę i największą detektywkę… detektywię… detektyw, jaką kiedykolwiek nosiła ziemia. A przynajmniej tak mi się wydawało, że to autentycznie oni, bo nie byłam już niczego pewna. Włącznie z tym, kto właściwie, w którym momencie i co do mnie powiedział. Podobnie jak nie miałam pojęcia, skąd wzięły się rozdarcia koszuli nocnej, zasinienia na rękach oraz nogach oraz wreszcie ucisk w gardle, jakby ktoś mnie chwilę wcześniej dusił. I tak naprawdę niezbyt chciałam to wiedzieć.
   Mimo nalegań pan Hedson sprowadził wspomnianego lekarza, który mnie obejrzał, osłuchał i nawet poklepał tu i ówdzie, po czym zawyrokował, że właściwie poza owymi osobliwymi śladami oraz nieszczególnie godnym pozazdroszczenia stanem nerwów nic mi nie dolega. A skoro tak, najlepiej będzie, jak wezmę gorącą kąpiel, łyknę sobie nieco laudanum oraz oczywiście odpowiednio się wyśpię. Nie chcąc z nim dyskutować, zgodziłam się grzecznie na taką kurację, niemniej, gdy tylko wyszedł, zapowiedziałam, że jeśli ktoś choćby spróbuje zaproponować mi cokolwiek poza herbatą, zastrzelę. Na miejscu. I dopiero po tej deklaracji postanowiłam najpierw wypić parę łyków gorącej kawy, a potem poprosić pana Hedsona o przygotowanie czegoś, co ukoiłoby mój rozstrojony żołądek. Nie dlatego, że miałam ochotę na rozgotowaną owsiankę, niedoprawioną wołowinę w pełnym grudek sosie miętowym lub inny równie zdechły pudding, lecz musiałam czym prędzej zostać z Shirley sam na sam… znaczy sama na samą. Nie wiedziałam właściwie, dlaczego, ale czułam, że tego właśnie w tej chwili najbardziej potrzebuję.
  
   Gdy już się to stało, odetchnęłam głęboko i opowiedziałam, co mi się przyśniło. Słowo w słowo, bez pomijania tych nawet najbardziej osobistych czy drastycznych kwestii. I choć policzki mi płonęły niemal przez całą rozmowę – czy raczej monolog, bo Shirley nie przerwała mi nawet chrząknięciem – ręce drżały, a z oczu nieraz pociekła łza, wyznałam absolutnie wszystko. Niestety, nie poczułam się przez to jakoś wybitnie lepiej. Nawet po tym, jak pan Hedson zjawił się najpierw obładowany tacami ze wszystkimi możliwymi i niemożliwymi frykasami, z których zresztą nie omieszkałam czym prędzej skorzystać celem odzyskania nadwątlonych sił.  
   – Powiedz mi, Shirley, czy to jest w ogóle możliwe? – wymamrotałam w podsumowaniu, przegryzając ociekające łojem cynaderki smażone w cebuli tostem z konfiturą różaną, na widok czego ma rozmówczyni aż zmarszczyła nos. – Ten… sen? Mara? Przecież to było bardziej realne niż obraz, fotoplastykon, kinematograf, cokolwiek! Tak samo prawdziwe jak ja i ty! Ja to naprawdę czułam! Naprawdę przeżywałam!
   – Przyznam szczerze, Jenno, że nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jak sama wczoraj dobitnie stwierdziłaś, może i mam całkiem sporą wiedzę o otaczającym świecie, jednak są na nim sprawy, które wymykają się mojemu rozumowaniu. I nawet nie będę próbowała udawać, że jestem w stanie udzielić ci jakiejkolwiek sensownej porady. Ale skoro sama uważasz, że było to prawdą, to widocznie było.
   – Ale że… to wszystko, o czym oni mówili? To, że moim postępowaniem… skazałam ich wszystkich na taki los? – Nie chciałam odstawiać marnego teatrzyku z tak pretensjonalnego powodu jak zły sen, ale aż się zakrztusiłam z wrażenia.
   – Mówię o samym fakcie, że nawet ty sama nie byłaś w stanie oddzielić widziadła od jawy. Natomiast według mnie to, co się w owym śnie wydarzyło, było jedynie wytworem twojej wyobraźni. Projekcją dawno minionych wspomnień, pomieszanych z pijackim urojeniem. Może ta cała doktor Fraud, której osobliwe teorie ostatnio robią furorę na kontynencie, potrafiłaby to precyzyjniej określić, ale ja nawet nie podejmuję się zgadywać.
   – No, na pewno! – przerwałam jej. – Byłam już nie raz i nie dwa u tych pseudospecjalistów z bożej łaski i nie mam najmniejszego zamiaru tego powtarzać! Dość się nasłuchałam dyrdymał, że to przez brak rówieśniczek, przez wychowanie w męskim towarzystwie, przez zasadniczego do przesady ojca-żołnierza, przez tęsknotę za daleką ojczyzną i tak dalej. Jasne, jakbym sama tego nie wiedziała! A jak któryś za bardzo się wczuł i wyjechał mi z jakąś pretensjonalną teorią, że temu wszystkiemu winna jest moja podświadoma tęsknota za matką, która poświęciła własne życie, wydając mnie na świat, to aż mi się rewolwer w torebce odbezpieczał…
   – Sama więc widzisz – kontynuowała równie niezrażona, co uśmiechnięta Shirley, wyraźnie chcąc poprawić mi nastrój – że nie powinnaś przywiązywać do tego zbyt wielkiej wagi. A przynajmniej, powtarzam raz jeszcze, moim równie skromnym, co subiektywnym zdaniem.
   – Dobrze już, dobrze – odetchnęłam z pewną ulgą – ale nawet jeśli przyjmę, że sobie tę scenę wymyśliłam, to przecież pozostaje niezbyty fakt, że przecież uwiodłam, wykorzystałam i wreszcie odrzuciłam ich wszystkich. Aoudę, Christa, Nakomę, Rouxa, Saoirse… – zamilkłam na moment, ale nie chciałam oszukiwać samej siebie, więc dokończyłam – i tylu innych, których spotkałam na swojej drodze. I co mam teraz o sobie pomyśleć? Czy ja naprawdę taka jestem?
   – Czyli jaka właściwie? Bo dla mnie jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Mam świadomość, że nie okazuję ci specjalnych względów, zresztą nie tylko tobie – mruknęła Shirley bardziej do siebie – natomiast niezwykle cenię sobie naszą znajomość. Czy raczej przyjaźń, bo właściwie tak powinnam ją nazwać. Jesteś moją przyjaciółką, Jenno, i niezależnie, co się stanie, nigdy w to nie wątp! Doceniam też twoją zaradność życiową, nieraz autentycznie zaskakującą mnie błyskotliwość oraz zaangażowanie w nasze wspólne sprawy. I takie ogromne, ludzkie ciepło, które od ciebie bije. Serdeczność wobec ludzi, uczciwość, prawość, mam kontynuować?
   – Tak! Powiedz jeszcze o wysługiwaniu się innymi, traktowaniu ich z góry i przede wszystkim niezdolności do stworzenia jakiejkolwiek głębszej relacji! Przecież nawet ty, a może zwłaszcza ty musisz przyznać, że… no co mam powiedzieć, nie mam szczęścia w miłości? Ano nie mam! I nawet nie w tym rzecz, że czuję pożądanie do kobiet tak samo jak do mężczyzn –choć przecież nie było w tym stwierdzeniu niczego odkrywczego, policzki zapłonęły mi żywym ogniem – bo widocznie taka już moja natura i dawno temu się z nią pogodziłam. Ale może ja tego w ogóle nie potrafię? Nie umiem tak naprawdę zaangażować się w związek i sprawić, by on przetrwał?
   – Na te wątpliwości też nie udzielę ci prostej odpowiedzi, za to muszę przyznać, że wciąż wytrwale próbujesz i próbujesz kogoś sobie przygruchać… A właśnie, jak ci idzie z tymi, z którymi się ostatnio spotykałaś? Z tamtą puszystą blondyną, która mogła za jednym posiedzeniem wciągnąć pół puszki ciastek? Z tym bladym brunetem, co ciągle rzucał nietrafionymi żarcikami? Albo z tą ostatnią, o której mi powiedziałaś, że poznałyście się w lunaparku? Jak im było? Bridget, Hugh i Scarlett? Swoją drogą przebierasz ostatnimi czasy w kochasiach jak w ulęgałkach!

   Choć ton Shirley był z pozoru śmiertelnie poważny, widziałam, że ledwo powstrzymuje się przed parsknięciem śmiechem. Mnie natomiast niekoniecznie było wesoło. I nawet nie chodziło o ten konkretnie zarzut, a bardziej o całokształt wniosków. Na wskroś słusznych i jeszcze bardziej… czy dających mi jeszcze jakąś nadzieję? Mogłam przecież zaprzeczać nawet najbardziej oczywistym oczywistościom i wykłócać się z nią o najmniejszą pierdołę, a gdy zabrakłoby mi argumentów strzelić focha, lecz prawda była taka, że miałam aż nadto powodów do bycia najzwyczajniej w świecie dumną kobietą. Dumną z tego, co osiągnęłam, dumną z samej siebie i dumną z partnera. A najlepiej z partnerki. Gdyby oczywiście udałoby mi się wreszcie kogoś znaleźć, bo na razie miotałam się między dawno przebrzmiałymi wspomnieniami a z założenia niezobowiązującym skakaniem z kwiatka na kwiatek. Mimo że przecież tak bardzo pragnęłam, by było inaczej.
   – Przypadek czy nie, może faktycznie masz… no dobra, masz rację we wszystkim, no!
   – Nareszcie mówisz z sensem! To co, mamy jakieś plany na resztę dnia? – Shirley znienacka zmieniła temat. – Może jakiś teatr? Spacer? Albo zjemy coś bardziej normalnego niż te maszkarony kulinarne naszego gospodarza? Sama zdecyduj, na co masz ochotę, a obiecuję ci, że spędzimy wieczór, jakiego nie zapomnisz!
   – A mogę mieć ochotę na… kąpiel? Tylko taką porządną?
   – Tam, gdzie myślę?
   – Tylko i wyłącznie!
   – No to nie gadaj, tylko się zbieraj!

***

Tekst: (c) Agnessa Novvak
Ilustracja na podstawie obrazu Carla Schweningera

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 12.06.2023. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

1 komentarz

 
  • Użytkownik TomfromPok

    "Machałam bezładnie rękoma, darłam się jak opętana i prawie rzuciłam z pazurami na stojących przede mną pana Hedsona, raczej średnio rozgarniętego (za to o iście gołębim sercu) właściciela mieszkania, oraz Shirley Helms, moją współlokatorkę i największą detektywkę… detektywię… detektyw, jaką kiedykolwiek nosiła ziemia."

    Spójnik ORAZ – podobnie jak spójnik i – jest spójnikiem łącznym i jako taki nie powinien być poprzedzany przecinkiem. Nieuzasadnione i niepotrzebne umieszczanie przecinka przed spójnikiem ORAZ spotykamy przede wszystkim w tłumaczeniach z języka angielskiego, kiedy ORAZ jest wybierane jako polski odpowiednik angielskiego and poprzedzonego przecinkiem.  

    Popracuj nad interpunkcją.

    Ta część, zgodnie z ostrzeżeniem, nie zawiera erotyki, nie wnosi też nic do ciągłości historii. Spokojnie można więc czytać po części drugiej, od razy czwartą. Oczywiście jak tylko się ukaże w jakim kierunku potoczy się akcja. Na tę szkoda czasu :( Szkoda :(

    19 lip 2023

  • Użytkownik AgnessaNovvak

    @TomfromPok - cóż, widocznie uciekł mi ten przecinek, czy raczej sam się niepotrzebnie dostawił. Przyznam, że nie zawsze daje sobie radę w ogarnianiu zdań wielokrotnie złożonych, z wtrąceniami itp., a niestety bardzo lubię takie pisać :P

    A czy rozdział nie posuwa akcji do przodu? No jak nie? Bohaterka budzi się z koszmaru i co, ma wstać, nalać sobie toniku na nerwy (albo najlepiej pociągnąć z gwinta) i myśleć o tym razem prawdziwych seksach, bo w końcu to opowiadanie erotyczne? Przepraszam, to nie u mnie. I uprzedzam, że rozdziałów bez cimcirimci będzie więcej i będą one dłuższe niż ten.

    19 lip 2023

  • Użytkownik ManiCóra

    @AgnessaNovvak No niestety nie posuwa. Nikt nikogo. W tym odcinku. Wrzucaj może za każdym razem po dwa albo połącz w większą całość, bo jaki jest sens czytać w dziale opowiadań erotycznych teksty bez scen seksu? To tak, jakby komuś spaghetti bez makaronu podać i jeszcze się upierać, że ma się tym najeść. No obciach  :swoon:

    19 lip 2023

  • Użytkownik AgnessaNovvak

    @ManiCóra - przecież uprzedzam już we wstępie, że będą całe fragmenty bez seksów. Zresztą nawet w krótszych opowiadaniach one są, były i będą, bo ja sie już od dawna nie ścigam na stężenie golizny z typowymi pornopisarzami, którzy pójście bohaterów na kawę traktują jako okazję do zrobienia laski pod stołem. To raz, a dwa, nie będę dzielić tekstu na rozdziały, z których jeden ma na przykład 3000 słów, a inny 500, bo akurat tak mi się zgrywa fabuła z seksem. Nie.

    Swoją drogą ktoś się dziwił tydzień temu w komentarzu do pierwszej części, dlaczego uważam, że nie pasuję do LOL i czemu nie publikuję premier tutaj. Ano właśnie dlatego.

    19 lip 2023

  • Użytkownik AlaStar

    @AgnessaNovvak Jeśli to tu źle to po co w ogóle tu publikujesz? Chciałaś komentarze i opinie to teraz nie grymaś. Pewnie że na portalu który tak konsekwentnie reklamujesz masz łatwiej. Zaprzyjaźniony admin usunie krytyczne komentarze skasuje słabsze oceny. I możesz brylować. Tu tak łatwo nie jest. Tu jest prawdziwa weryfikacja tego co tworzysz. To tyle ad vocem. Co do samego opowiadania to po tych trzech częściach które wg mnie trzeba czytać razem zapowiada się ciekawie. Poczekam aż będzie komplet i ocenię całość. Jest obiecująco. Masz mały plus.

    20 lip 2023

  • Użytkownik AgnessaNovvak

    @AlaStar - publikuję tutaj, żeby na wszelki wypadek mieć backup wszystkich swoich tekstów. I na razie (poza tym, który jest w trakcie publikacji i drugim, który czeka na swoją kolej) mi się to udaje. Przyznam, że z początku plany były inne, ale najzwyczajniej w świecie mój styl pisania nie bardzo pasuje do LOL. I uprzedzając komentarz: nie, na Pokątnych nie jest mi łatwiej. Choćby dlatego, że tam nie mogę napisać na odpier*** jak dla obcego na 30%, bo mnie zaraz zjedzą w komentarzach, a tutaj mało kogo obchodzą takie błędy warsztatowe jak interpunkcja, formatowanie akapitów, zapis dialogów, powtórzenia (czy raczej ich brak) i tak dalej. Owszem, z drugiej strony mam już wyrobioną jakąś tam pozycję, ale nijak nie daje mi to taryfy ulgowej. A jak ktoś uważa, że jest inaczej, to... w sumie jego zdanie i jego problem, a ja tego już wyjaśniać po raz tysięczny nie będę.

    A że "tu jest prawdziwa weryfikacja"? Dobry dowcip, zaiste. Zwłaszcza jak patrzę na pierwsze z brzegu opowiadanie w rodzaju "Wakacyjnej przygody w Italii", które z jednej strony jest tak tragiczne (i warsztatowo, i fabularnie, i pod absolutnie każdym względem), że aż doczekało się własnego prześmiewczego tematu w hydeparku, a z drugiej ma ilość odsłon i lajków, o jakich ja mogę sobie najwyżej pomarzyć. No i tam autor nie musi odpisywać po raz dwudziesty na te same zarzuty, że w sumie to niech się nauczy pisać i wraca tam, skąd przyszedł, a ja nieustannie muszę. Chociaż chyba najwyższa pora przestać.

    20 lip 2023