Rachel cz.34

Rachel cz.34Kilka zwinnych ruchów Alexa wystarczy, żeby powalić mnie na ziemię. Dostrzegam wyraźne rozbawienie na jego twarzy, gdy widzi, jak po raz kolejny ląduję na trawie. Zaciskam mocniej pięści, ale nie mówię nic. Wstaję. Czuję, jak uginają się pode mną nogi, jestem zmęczona. Obraz staje się zamglony, ocieram pot z czoła. Niewyraźna sylwetka Alexa zbliża się wprost na mnie. Nie myśląc dłużej uderzam go w szczękę.  
-Au! Odbiło ci? - słyszę głośną pretensję w jego niskim barytonie. Wzruszam ramionami, próbując zdusić w sobie śmiech. Widzę, jak chwyta się za brodę, pocierając skórę. Gdyby ludzkie spojrzenie mogło zabijać, to już dawno leżałabym trupem. W złotych tęczówkach czai się wyraźna frustracja i chęć zemsty.  
-Zdałam egzamin? - uśmiecham się, udając, że nie słyszę głośnego prychnięcia. Podchodzi do mnie bliżej a potem chwyta mnie mocno za ramiona. Jego oczy płoną.
-Nie będziemy pogrywać ze sobą w ten sposób - mówi przez zaciśnięte zęby. - Widzę, że musimy wyjaśnić sobie kilka spraw - czuję jak każdy jego palec odrywa się powoli od mojej gorącej skóry. Zakładam ręce na piersi, mrużąc oczy.
-Och, no niemożliwe! Jaśnie pan Alex zdecydował się w końcu wziąć mnie na poważnie! - czuję, jak każdy mięsień na moim ciele napina się i pali żywym ogniem. Wszystkie słowa są przesiąknięte ironią i wcale nie żałuję, że moja pięść wylądowała na jego twarzy.
-Dorośnij, Rachel - rzuca krótko, wywracając oczami.  
-Ja? - pytam głośno, mając wrażenie, że śnię. - To ty w końcu dorośnij, Alex. Uważasz, że wszystko jest okej? Nie, twoje nagłe zniknięcie nie jest w porządku ani to, jak mnie potraktowałeś - mój głos jest w stanie zamrozić wszystko, co otacza nas dookoła. Nie odpowiada, milczy. Jego złote tęczówki wpatrują się wprost w moje.  
-I dlatego postanowiłaś, że znajdziesz ukojenie w ramionach mojego brata? - na jego usta wypływa obrzydliwy uśmiech. Mrużę oczy. Nienawidzę go w tej chwili tak bardzo, że nie zrobiłaby na mnie wrażenia jego kolejna ucieczka.  
-Wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że to koniec.
Do moich uszu dolatuje jego głośny śmiech. Bawią go moje słowa, bawi go cała ta sytuacja. Mam wrażenie, że nasza wspólna więź, która nas kiedyś łączyła, dawno wygasła.
-Jak już wiesz, upadłe anioły mogą zakochać się jeden raz w swoim jakże pięknym życiu - słyszę jego głośną drwinę. - Domyślasz się, że to właśnie na ciebie wypadło. Moje uczucie nigdy się nie zmieni, choćbym nie wiem, jak bardzo chciał - spogląda na mnie, wzruszając ramionami. Mam wrażenie, że wini mnie za to, że pojawiłam się w jego życiu. To nadal boli i niszczy mnie od środka. Nie mogę uwierzyć, że to ten sam Alex, z którym spędziłam wiele wspaniałych chwil. Chłopak stojący metr ode mnie jest zupełnie obcy a słowa, które rzuca gdzieś w przestrzeń zadają mi kolejną falę bólu.
-Wróćmy do ćwiczeń. Musisz nauczyć się kilku podstawowych chwytów - przerywa głuchą ciszę, przyklejając na usta sztuczny uśmiech. Podchodzi bliżej, ale ja automatycznie się cofam.  
-Jesteś cholernym dupkiem, Alex - pocieram swoje zmarznięte ramiona, spoglądając gdzieś w odległy punkt na zachmurzonym niebie. Nie chcę na niego patrzeć. Obracam się na pięcie i bez zastanowienia ruszam przed siebie szybkim krokiem. Nie zamierzam płakać. Wściekłość buzuje w moim całym krwiobiegu, przyprawiając mnie o mdłości. Nie obracam się za siebie, mam gdzieś jego dobre chęci. Dopiero chwilę potem zdaję sobie sprawę, że biegnę. Pada. Zimne krople deszczu spadają na moje rozgrzane policzki.  
-Cudownie! - krzyczę, wywracając oczami. Nie zatrzymuję się choćby na chwilę. Deszcz nie jest w stanie mnie spowolnić. Jest mi zimno, ale nie zważam na to, biegnąc dalej przed siebie. Mam wrażenie, że bicie mojego serca słychać w całym mieście. Mijam przechodniów z kolorowymi parasolkami i przez chwilę zazdroszczę im materiałowego schronienia. Tracę oddech. Zwalniam a po chwili zupełnie się zatrzymuję. Mam wrażenie, że wszystko wokół wiruje mi przed oczami, jak przez mgłę dostrzegam czyjeś czarne oczy.  
-Biedactwo, przemokłaś do suchej nitki - obcy głos wywołuje ciarki na moim ciele, choć nie jestem pewna, czy to nie przez ogarniający mnie chłód. Próbuję otworzyć szeroko oczy, ale to nie przynosi pożądanego skutku. Czuję dotyk na mokrym ramieniu. Próbuję się sprzeciwić, ale chłodna dłoń staje się bardziej stanowcza i po chwili ciągnie mnie ku sobie. Jestem w stanie dostrzec tylko ciemne, wielkie oczy, które przypatrują się uważnie mojej twarzy. Potem tracę przytomność i nie ma niczego oprócz przerażającej ciemności.



-Rachel, uspokój się, wiele razy przerabialiśmy ten temat - potok słów wypływający z jego ust coraz bardziej wgniata mnie w podłogę. Nie wierzę. Spoglądam na niego ze łzami w oczach.
-Nie pozwolę ci odejść..- szepczę. Cała drżę. Szare oczy przenikają mnie na wylot, ale nie dostrzegam w nich miłości. Pałają obojętnością.  
-Wierzę, że dasz sobie radę, zawsze to robisz - mówi, zakładając na siebie szary płaszcz. Zamykam oczy, pozwalając łzom moczyć moje rozgrzane policzki. Zaciskam pięści.  
-Wszyscy odchodzicie, pozostawiając po sobie jedynie wyblakłe wspomnienia. Uważacie, że tak powinno być, że wszystko się kiedyś ułoży, że zdołam zapomnieć. Tak naprawdę gówno wiecie, nie macie pojęcia, jak się czuję. Wszyscy jesteście cholernymi egoistami - mówię głośniej, czując, jak wypowiadane słowa palą mnie w gardle, ale to na nic, bo Marcel już dawno zatrzasnął za sobą drzwi, pozostawiając po swojej obecności tylko okropny ból.


Otwieram oczy, bynajmniej próbuję to zrobić, ale wchodzące przez okno promienie słońca utrudniają mi poranną pobudkę.  
-Długo spałaś - do moich uszu dolatuje niski głos. Pierwsze, co rzuca się w oczy to ciemne, niemal czarne tęczówki patrzące wprost na mnie. Na drugi plan schodzi biały uśmiech, który rozpromienia twarz młodego mężczyzny. Czuję się zdezorientowana, ale rozglądam się po pokoju, mając nadzieję, że zobaczę w nim brata.
-Nie ma tu nikogo oprócz mnie - szepcze nieznajomy a po moich plecach przelatują znajome dreszcze. - Musiałaś mieć zły sen, bo ciągle szeptałaś czyjeś imię - dodaje zatroskanym tonem. Wdycham z ulgą. To tylko sen, Rachel. Marcel wcale nie ma zamiaru cię zostawić.  
Przypominam sobie wczorajszy dzień, choć niektóre fragmenty uciekły gdzieś w ciemne zakamarki mojego umysłu. Spoglądam na nieznajomego, próbując podnieść się z łóżka. Chwilę później dostrzegam, że nie mam na sobie nic oprócz bielizny.  
-Padało, nie chciałem, żebyś..
-W porządku, nic już nie mów. Mógłbyś oddać mi moje rzeczy? - pytam, przykrywając się ponownie kocem. Kiwa głową a potem znika za drzwiami. Czuję, jak serce wali mi, jak młotem. A co jeśli to jeden z pracowników Drake'a? Natychmiast odsuwam od siebie nieprzyjemne myśli, kiedy nieznajomy wchodzi znów do pokoju. Trzyma w rękach moje suche, poskładane w kostkę ciuchy. To śmieszne, ale ich widok sprawia, że czuję się bezpieczniej. Kładzie je na brzegu łóżka, uśmiecha się i ponownie wychodzi z pomieszczenia. Dotykam wierzchem dłoni czystych ubrań a potem nie myśląc ani chwili dłużej, ubieram je na siebie.  


Zamykam starannie drzwi do pokoju i schodzę po schodach na dół, chcąc podziękować nieznajomemu. Siedzi na krześle w kuchni, pijąc kawę. Rozglądam się dookoła. Dom jest pięknie umeblowany, kolory ścian przypominają budzącą się do życia wiosnę, każdy szczegół jest idealnie dopracowany. Zatrzymuję się na chwilę, dostrzegając na białej komodzie kilka zdjęć oprawionych w czarne ramki. Na jednej fotografii widnieje postać zgrabnej kobiety z długimi pasmami blond włosów. Jej uśmiech sprawia, że i ja mam ochotę się uśmiechnąć, jest zaraźliwy. Kolejne zdjęcie przedstawia chłopca, który macha wprost do obiektywu swoją niewielką rączką. Ma ciemne włosy i zupełnie takie same czarne oczy, co nieznajomy siedzący w kuchni.  
-Mam nadzieję, że czujesz się lepiej - słyszę za sobą cichy głos mężczyzny. Podskakuję, jak oparzona, odkładając zdjęcie na pierwotne miejsce. Odwracam się, stojąc z nim twarzą w twarz. Ma zaciśnięte zęby, ale jego oczy nie wyrażają żadnych negatywnych uczuć, które powinien w tej chwili odczuwać. Kiwam głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.  
-Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Muszę pozałatwiać teraz kilka ważnych spraw, ale jeśli chcesz możesz tutaj zostać - stara się uśmiechnąć, ale to zupełnie mu nie wychodzi.  
-Nie, pójdę już. Chcę tylko podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłeś - wyciągam w jego kierunku trzęsąca się dłoń a on bez chwili zastanowienia ściska delikatnie moje palce. Mam wrażenie, że w jego oczach zapalił się jakiś tajemniczy płomień, ale chwilę później, gdy na mnie spogląda nie dostrzegam już nic oprócz ciemnej głębi hipnotyzujących tęczówek.  
-Mam na imię Victor.
-Rachel - uśmiecham się a potem schodzę po schodach, zmierzając w kierunku drzwi.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1687 słów i 9340 znaków.

6 komentarzy

 
  • Jabber

    Kurcze, muszę się w końcu wziąć za czytanie Twojego opowiadania :smile:

    25 kwi 2014

  • C

    Boska część przeczytałam w 5 min i z 4 razy  :smile:

    10 kwi 2014

  • Ja

    Nie kończ :) lubie to czytać, odrywa od rzeczywistości.

    10 kwi 2014

  • Lilith

    Jest świetne! <3 Czytałam Twoje opowiadanie jeszcze zanim założyłam tu konto i zakochałam się od pierwszych części ^^ Czekam na kolejną :)

    9 kwi 2014

  • kaja!!!

    Nie!! Nie!! Ja chcę czytać to!! Błagam pisz dalej!! Nigdy nie kończ!! :-D

    9 kwi 2014

  • LittleScarlet

    No i się doczekałam! Powalające, niesamowite i pomimo długości wcale się nie nudzi. Jest super, ale może warto by było pomyśleć już nad nowym opowiadaniem? Mogę mówić tylko za siebie, ale ja bym bardzo chętnie poczytała tekst o innej tematyce twojego autorstwa. :3

    9 kwi 2014