Rachel cz.28

Rachel cz.28Gabriel odprowadza mnie do domu. Cisza między nami wcale mi nie przeszkadza. Czuję, że jeszcze bardziej nas do siebie zbliża. Może Marcel ma rację? Spoglądam jeszcze raz ukradkiem na twarz Gabriela. Nie potrafię rozszyfrować, o czym może myśleć. Jego wzrok błądzi gdzieś po wyblakłych ulicach. Jest zbyt zamyślony, żeby zorientować się, jak uważnie mu się przyglądam. Dokładnie zarysowana szczęka, zaróżowione policzki, długie, gęste rzęsy, błękitne tęczówki i czarne, krótkie włosy. Wydaje się taki nierealny i odległy, że sama nie potrafię uwierzyć, że idzie obok. Jest ode mnie dużo wyższy, ale dobrze pamiętam, że Alex przewyższa go o głowę. Nie potrafię przestać ich do siebie porównywać. Oboje są przystojni, może aniołom przypada to na starcie albo to taki prezent powitalny.
-A gdzie twoje skrzydła? - mam wrażenie, że moje pytanie zbiło go z tropu. Spogląda na mnie nieobecnie, jakby w ogóle mnie nie znał. - Gabriel? - dotykam go, czując w żołądku dziwny ucisk. Jego tęczówki nagle ciemnieją, dostrzegam w nich swój przerażony wyraz twarzy. Liczę oddechy. Raz, dwa, trzy..Widzę, że zamyka powieki a gdy je otwiera, wracają do poprzedniego koloru. Błękit bardziej pasuje do jego twarzy.
-Przepraszam, Rachel..muszę coś załatwić - widzę smutek w jego oczach. Jest tak wyraźny i wielki, że sama zaczynam go odczuwać.
-Przestań, nie musisz mnie okłamywać - szepczę. - Wiem, gdzie idziesz - dodaję, widząc, że nie rozumie moich słów. Kręci ze smutkiem głową. Podchodzi do mnie bliżej a jego ręka zawisa nad moim policzkiem. Wiem, że nie chce mnie uderzyć, nie byłby do tego zdolny.
-Upadłe anioły nie mają skrzydeł, Rachel - szepcze, nie zważając na to, co przed chwilą mówiłam. - W przeciwnym razie byłyby bliżej nieba, ale kiedy upadasz, to w tym samym czasie nie możesz wznieść się do góry, prawda? - jego słowa bolą mnie coraz bardziej, tak jak rozpacz wypisana drukowanymi literami w jego oczach. Wzdycham. Jego ręka cofa się i wciska ją w głąb jednej z kieszeni spodni.
-Czy kiedykolwiek będziesz mógł poczuć, jak to jest być właśnie tam? - pytam, podnosząc głowę do góry. Niebo przypomina mleczną drogę. Gwiazdy upiększają swoją obecnością ten smutny wieczór. Jego dłoń odnajduje szybko mój ciepły policzek.
-Nigdy nie mogę mieć pewności, bella - mam ochotę płakać, kiedy dostrzegam okropny strach w jego błękitnych tęczówkach. To oczywiste, ten chłopak jest dla mnie cholernie ważny i nie obchodzi mnie, kim jest albo czym może się stać. Chcę, aby był szczęśliwy a widząc tak wielki smutek, którego nie dostrzegłam jeszcze nigdy w żadnych oczach, mam ochotę oddać mu własne wspomnienia.
-Weź któryś z moich szczęśliwych dni - moje słowa do reszty go zaskakują, ale w pewnym momencie widzę błysk radości w jego oczach. Cofa rękę i kręci przecząco głową.
-Nigdy bym na to nie pozwolił, bella. W życiu nie mógłbym spojrzeć potem w lustro - szepcze, odsuwając się ode mnie. - Wracaj do domu - jego prośba odbija się echem w mojej głowie a potem znika a ja nie wiem, jak pozbierać w całość wszystko, co przed chwilą usłyszałam.


Dom znów jest pusty. Odwieszam skórzaną kurtkę na stojak znajdujący się w przedpokoju. Widok pustego kubka po kawie pozostawionego rano przez Marcela, irytuje mnie coraz bardziej. Bez chwili namysłu rzucam nim gniewnie o podłogę. Czarne fusy zdobią teraz białe kafelki. Opadam bezradnie na krzesło. Uśmiecham się.  
-Teraz czujesz się dokładnie tak, jak ja - szepczę, spoglądając obojętnie na odłamki białej porcelany. Potem słyszę dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach, ale nawet się nie obracam, by przywitać uśmiechem zmęczonego brata. Dźwięk rozpinanej kurtki, zdejmowanych butów i odgłos rzuconego plecaka na ziemię.
-Jadłaś już? - głos Marcela dolatuje do mnie, jak zza światów. Kręcę tylko przecząco głową. Nie zauważa jeszcze czarnych śladów zbrodni na białych kafelkach, ale to tylko kwestia kilu sekund.  
-Rachel? - niepewność w głosie brata utwierdza mnie w przekonaniu, że miałam rację. Udaję, że nie wiem, o co chodzi. Wskazuje palcem na swój rozbity kubek. Uśmiecham się.
-Wypadek przy pracy - stwierdzam, podnosząc się z krzesła. Spogląda na mnie, jakby wcale mi nie wierzył. Wzdycha.
-To był mój ulubiony kubek, Rachel. Kawa smakowała w nim najlepiej, zwłaszcza przed ciężką harówą - kuca, przyglądając się czarnym śladom. Wzruszam ramionami.  
-Przepraszam - klepię go po ramieniu. Kucam obok, żeby pomóc mu posprzątać odłamki porcelany, ale on chwyta mnie lekko za nadgarstek.
-Ja to zrobię - stanowczość w jego szarych tęczówkach lekko mnie przeraża. Wstaję, odsuwając się od niego.  
-Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze, że w życiu zawsze traci się coś, co jest dla nas ważne? - moje pytanie sprawia, że zamiera na moment. Odwraca się, żeby na mnie spojrzeć. Nie zwracam uwagi na jego zaniepokojony wzrok. Uśmiecham się smutno a potem wbiegam szybko na schody, aby znaleźć się w swoim pokoju.


Zastanawiam się czy Sam faktycznie był w stanie mnie od samego początku okłamywać. Nie widziałam, żeby jego zielone oczy ukrywały w sobie choćby cień kłamstwa. W głowie pobrzmiewa mi głos Gabriela " przestań wierzyć w to, co mówi ci mój ojciec." Znacznie łatwiej jest mi uwierzyć w wersję chłopaka. Może ze względu tego, że nie skreślał miłości mojej i Alexandra. Czuję nieodpartą chęć spojrzenia w złote tęczówki chłopaka. Czas, w którym tak intensywnie mi się przyglądał zawsze wywoływał w moim ciele wiele silnych emocji. Budził w moim sercu dobre uczucia, które odrywały mnie od przyziemnych spraw. Dlaczego Sam miałby mnie okłamać? Co nim kierowało, kiedy twierdził, że Alex wykorzysta mnie, jak resztę dziewczyn, które kiedyś kochał? Czy naprawdę anioły potrafią pokochać w swoim życiu tylko jedną osobę? Tyle pytań ciśnie się na moje usta, ale wiem, że nikt mi teraz nie odpowie.  
Widząc przerażający smutek w oczach Gabriela byłam w stanie oddać mu tyle wspomnień, ile w tamtej chwili potrzebował. To głód za szczęściem nie pozwalał mu normalnie funkcjonować i myśleć. To rozpacz zmieniała kolor jego tęczówek, przypominając o czarnej nicości, w którą każdego dnia wpadał. Zastanawiałam się za co los go tak pokarał, nadając mu nazwę upadłego anioła? Dlaczego nie mógł żyć, jak wszyscy, ciesząc się każdym dniem?  
-Rachel? - cichy szept Marcela wyrywa mnie z rozmyślań. Podchodzi bliżej, by sprawdzić czy zasnęłam. Uśmiecha się, gdy dostrzega, że mam otwarte oczy. Kładzie się obok, wtulając twarz w moją szyję. Jego ręka opatula mnie w pasie.  
-Naprawdę nie lubiłaś tego kubka - śmieje się, łaskocząc oddechem moją skórę. Uśmiecham się, gdy przypominam sobie, jaką satysfakcję poczułam, widząc roztrzaskaną porcelanę.  
-Masz rację - szepczę, patrząc na błękitny sufit. Podnosi głowę, by na mnie spojrzeć. W jednej chwili dostrzegam pretensję w jego tęczówkach, ale szybko znika, zastąpiona rozbawieniem.  
-A teraz za to zapłacisz - groźba w jego ustach wcale nie brzmi przekonująco, ale gdy chwyta mnie za nogi i zaczyna gilgotać po brzuchu, zaczynam wierzyć w jego obietnicę. Zanoszę się śmiechem, nie mogąc przestać wierzgać nogami. Po policzkach spływają mi łzy radości, ale brat wcale nie przestaje, kiedy widzi, że mam już serdecznie dość.  
-Teraz czujesz się winna? - pyta, ściągając z moich stóp białe skarpetki. Podnoszę się gwałtownie, ale on jest znacznie szybszy. Czuję, jak jego zimne palce łaskoczą delikatnie moją wrażliwą skórę. Kiwam głową, ocierając mokre policzki. Przestaje mnie torturować, gdy oboje słyszymy wibrujący w jego kieszeni telefon.  
-To jeszcze nie koniec - grozi mi palcem, chwytając jedną ręką czarnego iphona. Potem wychodzi z pokoju a ja czuję, że pierwszy raz od ponad roku tak szczerze się śmiałam.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1460 słów i 8108 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik ja

    Next next next

    12 lut 2014

  • Użytkownik Maddy

    Pisz dalej, proszę :)

    12 lut 2014

  • Użytkownik Arni

    To kiedy dostane wersje drukowaną???

    12 lut 2014

  • Użytkownik autodestrukcja

    Ale się porobiło. I z kim ona teraz będzie? Ciekawość rośnie w miarę kolejnej części ;-)

    12 lut 2014

  • Użytkownik lula

    zaje biste;d

    12 lut 2014