Rachel cz.24

Rachel cz.24W szkole czuję, że Gabriel na każdym kroku próbuje mnie unikać. Nie ucieka wzrokiem, kiedy na niego patrzę, ale omija wszystkie miejsca, w których się znajduję. Wywracam oczami, gdy widzę, jak zmierza w inną stronę, kiedy mnie dostrzega siedząca na parapecie. Niech to szlag. Jego lodowate spojrzenie sprawia, że mam ochotę zamarznąć. Mało brakuje.
-Przepraszam - słyszę nad sobą głos jakiejś nowej nauczycielki. Spoglądam na jej identyfikator. Panna Tatiana. Mierzę ją wzrokiem. Szeroki uśmiech wypływa na jej wielkie usta. Blond loki kołyszą się, gdy potrząsa głową. Wstaję.
-Mam sporo plakatów do rozwieszenia - pokazuje palcem na zwinięte papiery pod ścianą. - Mogłabyś mi pomóc? - pyta z nadzieją w głosie. Widzę, że ma dość. Kiwam głową. Uśmiecha się wdzięcznie i kładzie mi bez oporów rękę na ramieniu. Wygląda zbyt młodo, jak na nauczycielkę. Dostrzegam, jak grupa chłopców z mojego rocznika uważnie ją obserwuje. Widzę podziw w ich oczach. Nic dziwnego, jest dosyć ładna.
-Mam na imię Tatiana - wyciąga w moim kierunku rękę, uśmiechając się beztrosko, jakby witała się z dawno niewidzianą przyjaciółką. Zdążyłam zauważyć, nie jestem ślepa. Turkusowa sukienka podkreśla błękit w jej oczach. Próbuję wykrzesać coś na podobiznę uśmiechu, ale kiepsko mi to wychodzi. W jej towarzystwie czuję się nijaka, jak brzydula, która nie pasuje do żadnej z pięknych bajek.
-A ty jesteś.. - śmieje się, stukając niebieskim paznokciem o podbródek.  
-Rachel - mówię bez przekonania, ale ona wcale nie zwraca uwagi na moje negatywne podejście. Uśmiecha się a potem podchodzi do porzuconych plakatów i przywołuje mnie do siebie gestem ręki. Jej sukienka faluje delikatnie, odsłaniając zgrabne uda. Podchodzę powoli.
-Trzeba je przywiesić na tamtą tablicę - wskazuje na dużą, pustą przestrzeń na ścianie. Niewzruszona błądzę wzrokiem po białym suficie. Do moich uszu dolatuje cichy śmiech. Zerkam na nią.
-Przepraszam, ze zajęłam ci czas. Idź już, ktoś na ciebie czeka - jej delikatny głos wiruje w powietrzu. Marszczę czoło. Odwracam się i dostrzegam stojącego trzy metry dalej Gabriela. Ma nieodgadniony wyraz twarzy i wiele bym dała, żeby dowiedzieć się, o czym myśli. Podchodzę bliżej i już mam ochotę się uśmiechnąć, gdy widzę, że nie ucieka na mój widok, ale chwilę potem jego lodowate słowa mrożą mnie dogłębnie.
-Sam chciałby się z tobą dzisiaj widzieć. Prosi, żebyś zjawiła się po szkole.  
Auć, to boli. Nawet nie ma pojęcia, że jego zachowanie sprawia mi przykrość. Dlaczego on? Sądziłam, że nasze podobne charaktery pozwolą nam się wspólnie dogadać. Miliłam się. Potem znika za zakrętem a szkołę ogarnia głośne brzęczenie dzwonka.


-Bloom, znów nie nauczyłaś się do sprawdzianu. Marnie widzę twoją tróję na koniec - słyszę piskliwy głos nauczycielki, która rozdaje nam sprawdzone kartki. Matma, matma, matma. Ugh, dostaję piany na ustach, gdy słyszę to słowo. Nie zwracam uwagi na tęgą kobietę, która przeciska się tłustym tyłkiem między ławkami. Wywracam oczami. Jęczę jeszcze głośniej, przyglądając się prawie pustej kartce. Ma rację, moje szanse na mierną ocenę powoli nikną. Rozglądam się po klasie i dostrzegam na twarzach uczniów wyraźne podekscytowanie i radość. Jak zwykle, znów poszło mi najgorzej, ale to dla mnie żadna nowość, nigdy nie byłam w tym dobra.  
-Rachel, podejdź do tablicy - nauczycielka patrzy na mnie spod grubych okularów. Jej dwa podróbki w ogóle nie wyglądają uroczo. Przypomina buldoga, którego wcale nie ma się ochoty podrapać za uchem. Wzdycham. Kolejne ośmieszenie. Podchodzę powoli do tablicy. W myślach modlę się, by zadzwonił dzwonek, ale to niemożliwe. Wskazówka zegara prawie nie porusza się na tarczy. Cholera, trudno.  
-Spróbuj zrobić czwarte zadanie, nie powinno sprawić ci kłopotu - odwraca się w kierunku tablicy, zachęcając mnie bym wzięła kredę do ręki. Śmieszne. To przecież oczywiste, że tak błahe zadanie powinnam rozwiązać w pięć sekund. Bezduszny buldog spogląda na mnie z satysfakcją w oczach.  
-No dalej, chwyć kredę i zacznij pisać - słyszę jej ostry głos. Mam ochotę krzyknąć. Dociera do mnie kilka nieśmiałych szeptów, które rozlegają się po klasie. Śmiech. Podnoszę kredę i zapisuję kilka krzywych cyfr.
-Tak myślałam, Bloom. Jesteś zupełnie nieprzygotowana - mówi, poprawiając okulary. Wielka mi nowina. Buldog odkrył Amerykę. Mrużę tylko oczy i spoglądam na zegarek. Wzdycham. To piekło, z którego nie da się uciec. Zamykam oczy, ale to wcale nie pomaga. Liczę do dziesięciu, nie zważając na śmiechy moich rówieśników. Nagle wszystko milknie. To zdaje się być bardzo podejrzane. Otwieram nagle oczy i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Zupełnie, jakby czas się zatrzymał. Spoglądam na twarze uczniów, którzy zupełnie zamarli w miejscu. To szaleństwo, chyba śnię. Patrzę na nauczycielkę, machając jej ręką przed oczami. Nic. Zupełnie, jakby ktoś ją zaczarował. Spoglądam na zegar, ale on również stoi w miejscu. Mała wskazówka zatrzymała swój obieg.  
-To nie sen, bella - słyszę za sobą niski baryton. Nie wierzę. Odwracam się gwałtownie w kierunku Gabriela. Trzyma nonszalancko ręce w kieszeniach spodni. Na mojej twarzy maluje się zdezorientowanie. Słyszę jego kpiący śmiech. Tak dawno nie patrzył na mnie w tak obojętny sposób.  
-Przecież prawda jest lepsza od kłamstwa - powtarza, przypominając moje ostatnie słowa. Mrużę oczy. Nie musi być taki bezczelny, wystarczy mi jego kpiący uśmieszek, żeby wiedzieć, co o tym wszystkim sądzi.  
-Co ty zrobiłeś? - pytam, rozglądając się po klasie. To jakaś chora komedia. Z jego gardła wydobywa się tylko szyderczy śmiech. Patrzy na mnie a jego oczy ciemnieją z każdą sekundą.  
-Może przypominamy z Alexandrem ludzi, ale wcale nimi nie jesteśmy - szepcze a przez moje ciało przebiegają dziwne dreszcze. Marszczę czoło a on tylko się uśmiecha. Mój mózg nie potrafi ogarnąć słów, które wypłynęły z jego ust. Czuję się jeszcze bardziej zdezorientowana. Myślałam, że to nie jest możliwe.  
-Wyczyściłem ich pamięć, nie musisz się obawiać ośmieszenia - jego słowa docierają do mnie, jak zza światów. Mam wrażenie, że jestem w ukrytej kamerze. Chcę coś powiedzieć, ale on po prostu wychodzi bezszelestnie z pomieszczenia.  
-Bloom! Dlaczego nie siedzisz na swoim miejscu? Ruszaj do swojej ławki! - kobieta obudziła się do życia a jej ostry ton na nowo przywrócił mnie do rzeczywistości. To nie może okazać się prawdą. Nic tu ze sobą nie pasuje. Czuję się dziwnie oszukana. Siadam na krześle, nie mówiąc zupełnie nic. To wszystko nie miało się tak ułożyć. Świeże myśli nie dają mi spokoju a słowa Gabriela odbijają się echem w mojej głowie. "Nie jesteśmy ludźmi." Czuję, że od tego momentu nic już nie będzie takie samo a chaos w moim życiu pozostanie na zawsze, nawet jeśli będę próbowała się go pozbyć

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1264 słów i 7165 znaków.

4 komentarze

 
  • Ivy

    japierdziele zakochałam się w twoim opowiadaniu *.* *.* *.* pisz szybko kolejny bo już się nie mogę doczekać *.* <3

    31 sty 2014

  • lolka

    Normalnie nic tylko zabić;* jak można przerywać w takim momencie?!;*;*<3

    30 sty 2014

  • ja

    Blagam pisz szybko dalej blagam

    30 sty 2014

  • Arni

    <3 <3 <3 <3 <3 <3

    30 sty 2014