Rachel cz.14

Promienie słoneczne przebijają się przez okno w moim pokoju. Odwracam się na drugi bok i wzdycham cicho. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, ale wiem, że to niemożliwe. Wstaję powoli, z ociąganiem i przecieram zaspane oczy. Widząc się w lusterku, nie potrafię uwierzyć, że osoba w szklanym odbiciu przestawia właśnie mnie. Smutne oczy, rozmazany makijaż i złość wypisana na twarzy, przerażająca. Taka, która powala na kolana, zabija na miejscu, jak nóż wbity prosto w serce. Nie chcę na siebie patrzeć, czuję tylko obrzydzenie. Rzucam poduszką w znienawidzone lusterko i chowam się pod kołdrą.
-Rachel? - głos Marcela sprawia, że zagryzam mocniej wargi. Czuję słodki smak krwi. Nie ruszam się, chociaż wiem, że nadal stoi obok.  
-Rachel, proszę...- łamie mu się głos i wiem, że najchętniej chciałby mną potrząsnąć i cofnąć czas, by było tak, jak wcześniej. To jednak niemożliwe, nikt nie może przenieść mnie wstecz, w przeszłość, której już nigdy nie zaznam. Chciałabym, żeby było dobrze, by Marcel nie martwił się moim samopoczuciem. Powinien kogoś znaleźć, przy kim będzie czuł się wspaniale, przy kim w końcu będzie mógł rozłożyć skrzydła i zaszybować gdzieś wysoko nad ziemią. Odkrywam się gwałtownie i patrzę na niego smutno.
-Chcę, żebyś był szczęśliwy i przestał się w końcu zamartwiać tylko mną - mówię cicho, gniotąc róg poduszki. - Jesteś wspaniałym człowiekiem, zasługujesz na kogoś, kto cię uszczęśliwi, sprawi, że będziesz mógł latać - kończę, wyciągając w jego kierunku swoją dłoń. Patrzy na mnie, dostrzegam w jego szarych tęczówkach nic innego, jak miłość. Wielką, ogromną, nie ma tak pięknych słów, by można ją było opisać.
-Przy tobie latam, Rachel. Twoja sama obecność sprawia, że jestem szczęśliwy. Czasem w życiu jest taki czas, w którym nie wszystko idzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Tak właśnie jest teraz, ale mamy siebie, wspólnie zawsze dajemy sobie radę. Tym razem też tak będzie - szepcze, głaszcząc delikatnie moją dłoń. Wstaję i natychmiast się do niego przytulam. Wiem, że bez niego nie dałabym sobie rady. Jest moją przystanią, schronieniem, do którego zawsze mogę się schować.





Raz, dwa, trzy. Tylko trzy kroki dzielą mnie od drzwi domu Dylana. Boję się. Nie chcę widzieć rozczarowania na jego twarzy ani bólu, który ostatnio widniał w jego oczach. Nie chcę mówić mu, że stracił nie tylko dziewczynę, ale również i przyjaciela. Nie chcę patrzyć w jego piękne, brązowe tęczówki. Nie chcę, by czuł się choć trochę podobnie do mnie. Odwracam się, nie dam rady. Odchodzę. Nie potrafię mu tego powiedzieć.
-Rachel? - słyszę wyraźne zaskoczenie. Zamykam mocno powieki. Ktoś odwraca mnie do siebie. - Cieszę się, że jesteś - czuję, jak ostry sztylet wbija się prosto w moje pęknięte serce. Te kila dni sprawiły, że postarzał się bardziej, niż przez cały rok. Jego włosy nie były już starannie ułożone, teraz żyły swoim życiem, bujne, dzikie, blond fale. Oczy wyrażały więcej, niż to, co zdążył powiedzieć przez ostatnie kilka miesięcy. Tkwił w nich smutek, choć teraz zasłoniła go wyraźna radość. Ból nadal tkwił w jego czekoladowych tęczówkach. Nie zmalał. Włożył na siebie luźne, stare dresy i białą koszulkę.  
-Dylan ja.. - jąkam się, nie wiedząc jakie słowo w tej sytuacji, okaże się najbardziej trafnym określeniem na całe to zajście.  
-Nie musisz nic mówić, wiem o wszystkim - wzdycha, dotykając mojego ramienia. Na mojej twarzy pojawia się zdezorientowanie, łapczywie nabieram powietrza.
- Matt mi wszystko opowiedział - wyjaśnił, spoglądając na mnie smutno. - Był u mnie niedawno, teraz już wiem, dlaczego tu przyszłaś - westchnął, chowając ręce w luźnych kieszeniach.  
-Od dawna chciałam ci powiedzieć, że ona na ciebie nie zasługuje, ale zawsze tchórzyłam. Chyba po prostu bałam się, że mi nie uwierzysz - przyznałam, patrząc niego zmieszana. Zaśmiał się i pokręcił tylko głową.
-Zawsze uciekasz, gdziekolwiek się pojawię - jego szept sprawił, że poczułam ciarki. -Nie rozumiem, dlaczego zawsze tak jest Dlaczego nigdy nie mogę szczerze przyznać, że jestem szczęśliwy? - spytał, ale nie liczył na odpowiedź.  
-A ja nie rozumiem, dlaczego najgorsze szmaty, mają najlepszych facetów - przyznałam równie cicho, co on. Jego spojrzenie odszukało szybko moje smutne oczy.
-Zawsze byłaś dla mnie kimś ważnym - przysunął się, zmniejszając odległość między naszymi ciałami.  
-Ty dla mnie również, Dylan - wyznałam głośniej, bojąc się spojrzeć mu w oczy. - Chcę tylko powiedzieć, że jesteś fantastycznym chłopakiem i proszę cię, abyś się nie zmienił. Poznasz w końcu kogoś, kto doceni ciebie takim, jakim jesteś teraz. To będzie wielka szczęściara - uśmiechnęłam się smutno i wtedy dostrzegłam, jak w jego tęczówkach ból staje się znacznie wyraźniejszy i zalewa jego czekoladowe oczy. Zrozumiał, co miałam na myśli. Nigdy nie będziemy razem, zawsze osobno.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 912 słów i 5148 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik agnes1709

    Wszystko fajnie, tylko odrobinę za dużo tych "tęczówek". No i trochę przykrótkie:)

    6 lip 2016

  • Użytkownik Arni

    Dylan i Rachel pasują do siebie jak truskawki i majonez (aczkolwiek ja lubię tą kombinację, ale nie mowimy o mnie...) Bardziej mi wygląda to na przyciąganie sie przeciwieństw, fascynacje czymś innym, niż jakieś uczucie, ale wszystko zależy od Sary ^^

    3 sty 2014

  • Użytkownik death

    pisz dłuższe:) ale tak to super :)

    2 sty 2014

  • Użytkownik ^^

    Super. Kiedy następna? :D

    1 sty 2014

  • Użytkownik Fatim

    My niestety nie mamy na to wpływu^^ :D. Ale cóż, byle do przodu, bo na razie jest całkiem przyzwoicie :) Oby tak dalej

    1 sty 2014

  • Użytkownik Zakochana98

    Jej, dlaczego Rachel nie pozwala Dylanowi zbliżyć się? Przecież oni do siebie pasują :) Świetna część :) Pisz dalej ;)

    1 sty 2014