Rachel cz.27

Z pośpiechem biegnę na autobus. Zerkam szybko na zegarek, chwytając jedną ręką czarny plecak. Jeśli nie dobiegnę do przystanku w trzy minuty, to będzie naprawdę źle. Pierwsza lekcja z buldogiem, nie może być lepiej. Wywracam oczami i zbiegam w mgnieniu oka na dół. Po obecności brata pozostał jedynie brudny kubek leżący na stoliku. Wzdycham. Pewnie już dawno pojechał do pracy. W biegu zakładam na siebie swoją ulubioną, skórzaną kurtkę. Ciepły wiatr wita mnie delikatnym podmuchem. Uśmiecham się, ale wizja dzisiejszej lekcji matematyki sprawia, że od razu z mojej twarzy znika chwilowa radość. Nie biegłam nigdy tak szybko, jak w tej chwili. Wymijam sprawnie znudzonych przechodniów, ale slalom, który muszę pokonać szybko mnie męczy. Czuję, jak serce wyrywa się na zewnątrz z mojej piersi. Muszę zdążyć, nie może być inaczej. Pali mnie w płucach. Zaraz spłonę, to pewne. Ogień wypali mnie od środka. Zerkam ponownie na zegarek. Niech to szlag. Czyjeś ciało uderza we mnie z podwójną siłą. Czuję, jak ból wypełnia mnie po same czubki palców.  
-Rodzice nie nauczyli cię, aby patrzeć pod nogi? - znajomy głos sprawia, że na chwilę zamieram. Podnoszę szybko wzrok. Czuję, jak brązowe tęczówki wypalają dziurę w moim ciele. Arogancki dupek, który wpadł na mnie w drodze do Sama. Czarny, szykowny plaszcz musiał kosztować go fortunę, tak samo, jak idealnie zawiązany krawat wokół szyi.  
-Snob - szepczę tylko pod nosem, zręcznie go wymijając. Chwyta mnie szybko w pasie, przyciągając z lekkością do siebie. Jego chłodne spojrzenie od razu przenika moje ciało. Dostrzegam zielone plamki w jego brązowych tęczówkach. Chwilę potem uśmiecha się szelmowsko. Przyciska mnie mocniej do swojego twardego torsu.  
-Uważaj na słowa, koleżanko - jego szept wywołuje gęsią skórkę na moim ciele. Gwałtownie wyrywam się z jego mocnego uścisku i rzucam mu tylko kpiący uśmiech.
-Do usług, panie - wybucham śmiechem, oddalając się od jego sztywnej sylwetki.  


Autobus dawno odjechał. Od ponad piętnastu minut jestem spóźniona na lekcję matematyki. Bezradnie łapię się pod boki, rozglądając się w nadziei za jakąś taksówką, ale żadnej nie dostrzegam w zasięgu swojego wzroku.  
-Hej, Rachel! - czarne, błyszczące volvo pojawia się znikąd a w środku dostrzegam uśmiechniętego Sama. - Nie powinnaś być przypadkiem w szkole? - pyta, puszczając do mnie oczko. Zarost na jego twarzy zniknął a jego twarz zdaje się być o jakieś dziesięć lat młodsza. Wzdycham.
-Powinnam, ale jakiś idiota przeszkodził mi w dotarciu na czas na przystanek - wyjaśniam, wywracając oczami. Elegancik z zadziornym uśmiechem na twarzy. Niech go szlag. Do moich uszu dociera głośny śmiech Sama.
-Wskakuj, zawiozę cię - otwiera boczne drzwiczki. Bez chwili zastanowienia przyjmuję propozycję. Wciskam spory plecak między nogi.  
-Więc mówisz, że ktoś cię zatrzymał? - nie muszę na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że się uśmiecha. - Jak śmiał ci przeszkodzić? - jego dobry humor jest zaraźliwy, więc po chwili sama zaczynam się śmiać. Nie czuję już strachu, który kilka tygodni temu paraliżował mnie, gdy tylko spojrzałam na surową twarz Sama. Wydaje się bardzo sympatycznym mężczyzną z wyraźnym poczuciem humoru. Zastanawiam się, dlaczego Gabriel nie utrzymuje z nim bliższego kontaktu.
-Sam, mogę cię o coś spytać? - zmieniam temat, spoglądając na jego pogodną twarz. Naprawdę dobrze się prezentuje. Jego zielone oczy błyszczą radośnie a w białej koszuli wepchniętej w czarne spodnie wygląda znacznie młodziej. W jego oczach dostrzegam odpowiedź na moje pytanie.  
-Dlaczego między tobą a Gabrielem czuć spory dystans? - pytam cicho. W jednej chwili uśmiech z jego twarzy nagle znika. Zaciska mocniej palce na kierownicy i hamuje z piskiem opon na światłach. Czuję, że niepotrzebnie w tym momencie poruszyłam ten temat.  
-Sama go o to zapytaj, streści ci wszystkie szczegóły - widzę, jak na jego szyi pulsuje wielka żyła. Nie patrzy na mnie, zaciskając usta. Kiwam głową, po czym otwieram drzwiczki auta.
-Dzięki za transport - mówię mechanicznie a on tylko kiwa głową, po czym odjeżdża z piskiem opon.


Nie pojawiam się na matematyce. Wiem, że nie dałabym rady przyjąć dodatkowo na swoje barki pretensji buldoga. Siadam na parapecie, obserwując kołyszące się drzewa. Widzę, jak starsza kobieta próbuje przywołać do porządku swojego małego wnuczka, ale on zatrzymuje się na środku chodnika i zaczyna płakać. Pomarszczona dłoń kobiety uderza go prosto w twarz. Chłopczyk miota się w jej mocnym uścisku. Widzę, jak jego twarz przybiera fioletowy odcień, gdy kobieta chwyta go za szyję. Mrużę oczy i wstaję z zimnego parapetu.  
-Jak pani może to robić?! - pytam z pretensją, kiedy stoję obok niskiej staruszki. Spogląda na mnie od niechcenia. Widzę, że moje słowa wcale nie zrobiły na niej wrażenia. Mały chłopiec spogląda na mnie ze smutkiem, przecierając swoje mokre oczy.
-Nie wtrącaj się, smarkulo - słyszę groźbę kobiety. Chwytam chłopca za rękę, nie zważając na protesty staruszki. Uśmiecha się do mnie, kiedy patrzę w jego zapłakane oczy. Ma wielkie, niebieskie tęczówki.  
-Babcia zawsze jest dla ciebie taka miła? - pytam, wyciągając z kieszeni chusteczkę. Czerwony ślad dłoni odznacza się na jego bladym policzku. Wycieram delikatnie mokre ślady.  
-Babcia nie chciała - mówi pośpiesznie, uśmiechając się smutno. Moje zaskoczenie sprawia, że na twarz kobiety wypływa wyraźna satysfakcja.  
-A gdzie twoja mamusia? - głaszczę delikatnie jego małą dłoń.  
-Koniec tego! To żaden komisariat, gówniaro - czuję, jak stara kobieta odpycha mnie od chłopca. Puszczam jego chłodną rękę.  
-Moja mamusia nie żyje - słyszę cichą odpowiedź a potem staruszka chwyta go mocno za rękę i ciągnie za sobą.  
-Nie tak powinno się traktować dzieci! - krzyczę, ale widzę, że kobieta przyspiesza tempo a mały upada na ziemię. Dostrzegam jej długi, środkowy palec unoszący się dumnie ku górze. Chcę pobiec, ale czyjaś dłoń udolnie mnie zatrzymuje.  
-Rachel, przestań - słyszę stanowczy głos Gabriela. Odpycham od siebie jego zimną dłoń. Dopiero teraz czuję, że po moich policzkach spływają łzy. Przytula mnie od tyłu, chowając twarz w moich włosach.
-Tak nie można..- łkam. Nie widzę nic przez zaszklone oczy. Jego uścisk staje się mocniejszy, ale nie na tyle, bym nie mogła oddychać.  
-Nie naprawisz zepsutych ludzi, bella - jego szept powoli mnie uspokaja. Czuję, że mnie puszcza a potem łapie za dłoń.  
-Ciebie też nie mogę naprawić? - moje słowa sprawiają, że na jego twarzy dostrzegam prawdziwe wzruszenie, ale chwilę potem zastępuje je obojętność.
-Masz za dobre serce, Rachel - głaszcze mnie po policzku a potem przytula mocniej do siebie.  


Wiem, że nie powinnam, ale ucieczka ze szkoły w towarzystwie Gabriela jest najlepszym rozwiązaniem. Nie potrafiłabym skupić się na żadnej lekcji. Siedzimy wspólnie na wysokim wzgórzu, z którego jestem w stanie zobaczyć panoramę miasta.  
-Często tu przychodzisz? - pytam, przytulając do klatki piersiowej swoje podkulone nogi. Kiwa głową.
-Zdarza się, że codziennie - posyła mi ciepły uśmiech. Nie dziwi mnie jego odpowiedź. Jest pięknie i cicho. Można samotnie odetchnąć.  
-Sądzisz, że Alexander od początku udawał, że mnie kocha tylko po to, by później wyssać ze mnie wszystkie dobre uczucia i wspomnienia, jakie razem nagromadziliśmy? - zerkam na niego, próbując się nie rozpłakać. Widzę, jak przez jego twarz przebiega coś na kształt zazdrości, może nawet żalu. Patrzy przed siebie, nie obdarowując mnie ani jednym spojrzeniem.
-Nie byłaś jego zabawką, Rachel - mówi przez zaciśnięte zęby a w jego oczach dostrzegam rozczarowanie, jakby żałował, że to sama prawda.  
-Sam mówił mi, że..
-To przestań wierzyć w to, co mówi ci mój ojciec - przerywa, spoglądając na mnie wrogo. Czuję, jak przez moje ciało przebiegają dreszcze. Jego niebieskie tęczówki zamieniają się w czarne węgle.  
-Więc jak jest naprawdę? - przytulam się mocniej. Czuję, że moje serce nie jest w stanie już dłużej wytrzymać.  
-Anioły potrafią zakochać się jeden raz, prawdziwe, na zawsze. Od tego nie ma już odwrotu - jego głos staje się łagodniejszy, ale wyczuwam w nim wyraźne napięcie. - Alexander pokochał właśnie ciebie - dodaje, patrząc mi prosto w oczy. Widzę, że nie kłamie.  
-Tylko raz w całym swoim życiu? - spoglądam na niego z niedowierzaniem. Przytakuje, spuszczając głowę.  
-To dlaczego mnie unika? - nie potrafię pozbyć się pretensji w swoim głosie, choć wiem, że to nie wina Gabriela.  
-Aktualnie wyjechał z miasta. Stwierdził, że musi odpocząć i wszystko przemyśleć. Nie martw się, wróci. Nie darzymy się z Alexem szczególną sympatią, ale wiem, że zawsze dotrzymuje słowa - patrzy na mnie smutno, bawiąc się kosmykiem moich włosów. Uśmiecham się.  
-Dlaczego tak nienawidzisz Sama?  
Widzę na jego twarzy walkę sprzecznych uczuć. Wzdycha, bawiąc się bezradnie palcami.
-Dowiesz się, Rachel, ale w swoim czasie - odpowiada, chwytając mnie za dłoń. Kiwam ze zrozumieniem głową. Kładę mu głowę na ramieniu, przypatrując się ruchliwemu miastu.  
-A Ty Gabriel, kogo pokochałeś? - czuję, jak ściska mocniej moją dłoń. Nagle staje się spięty, więc spoglądam na niego z wyraźnym niepokojem.  
-Kogoś wyjątkowego, Rachel - szepcze a jego oczy wpatrują się w daleki horyzont.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1679 słów i 9651 znaków.

5 komentarzy

 
  • Arni

    A co ja będę dużo pisał.. widze 2 ciekawe opcje rozwoju. zobaczymy którą wybrałaś. PS jak zawsze ukłony :*

    12 lut 2014

  • ja

    Szybko pisz

    10 lut 2014

  • Natalia

    JeszCze!!!!!!!!!

    10 lut 2014

  • autodestrukcja

    Tylko tyle - świetne. Piszę to tylko kiedy brak mi słów, a rzadko brak mi słów. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;-)

    10 lut 2014

  • Maddy

    Jeju :) Przeczytałam całą serię i mam tylko jedną prośbę-pisz dalej :D

    9 lut 2014