Rachel cz. 4

Historia nigdy nie należała do moich ulubionych przedmiotów. Zwykle nie słucham cichego głosu Pani Isabel. Mówi niemal szeptem, jakby bała się, że ktoś spoza szkoły ją usłyszy. Podpieram brodę o rękę zamykając powoli oczy. Jej lekcje sprawiały, że każdy uczeń niemal zasypiał na lekcji. Ona jakby niewzruszona tą zniewagę dalej ciągnęła swoje długie opowieści. Będąc już w półśnie czuje, jak ktoś kopie mnie w tył krzesła. Obracam się przecierając zaspane oczy. Jasmin śmieje się cicho zakrywając usta dłonią. Patrzę na nią pytająco a moja brew unosi się momentalnie do góry.  
-Pójdę z wami na tą imprezę - jej twarz rozpromienia się jeszcze bardziej a oczy błyszczą z podekscytowania. Wysilam się na słaby uśmiech, choć tak naprawdę bardzo się cieszę z jej zmiany decyzji.  
-Wspaniale. Bądź u mnie przed dwudziestą. Potem Matt po nas podjedzie - mówię z zamkniętymi oczami. Słyszę tylko cichy, zadowolony pisk. Wiem, że po lekcji zostanę zasypana pytaniami na temat Matta, ale mimo wszystko jestem zadowolona, że z nami pójdzie. Dobrze jej to zrobi. Uśmiecham się do Pani Isabel. Odwraca się w moją stronę odwzajemniając ciepły uśmiech.  
Może historia wcale nie jest taka zła.  


Po lekcjach stoję przed głównym wejściem do szkoły czekając na Jasmin, która musi ustalić szczegóły związane z przedstawieniem, w którym ma brać udział. Kopię mały kamyk obserwując, jak spada po szarych, odrapanych schodach. Rozglądam się dookoła dostrzegając w tłumie uczniów kumpli Dylana i Nadię z nierozstającymi się przyjaciółkami, które wyglądały podobnie do niej samej. Chyba każdy mógł zauważyć, że wyraźnie polubiły się z grupą Williama. Wzdycham odwracając głowę w drugą stronę. Obawiam się, że jeśli choć przez dłuższą chwilę będę wpatrywać się w roześmianą Nadię, to nie skończy się to dla niej dobrze. W innym wypadku byłam zdolna podejść do niej i napluć jej w twarz, od dawna tego mocno pragnęłam. Jednak powstrzymuje mnie Jasmin wychodząca z budynku.  
-Rachel, daj sobie spokój. Nie zwracaj na nich uwagi - dotyka mojego ramienia posyłając krzepiący uśmiech. Spoglądam na nich jeszcze raz, po czym odwracam się na pięcie wychodząc z Jasmin przez czarną bramę.  
-A ten Matt.. - zaczyna zerkając na mnie kątem oka a ja wiem, że jej oczy błyszczą z podekscytowania.  
-To najlepszy przyjaciel mojego brata - dokańczam niewzruszona, bez jakichkolwiek emocji.  
-Och, w takim razie miałaś okazję się z nim zapoznać, pogadać - łapie mnie za nadgarstek podskakując radośnie. Wywracam oczami gasząc entuzjazm przyjaciółki.  
-Oj przestań, nie mów, że się nie cieszysz. Musi być fajny, skoro zgodziłaś się na zaproszenie - zagryza wargę kując mnie palcem w ramię.  
-Może przypadniecie sobie do gustu - siadam na ławce obok przystanku. Tak bardzo chciała, żeby autobus zbawiennie w tej chwili przyjechał. Nie miałam ochoty opowiadać Jasmin o Macie. Nigdy nie lubiłam, gdy poruszała tematy chłopców. Robiła się wtedy taka podekscytowana i buzia jej się nie zamykała.  
Przygnębiał mnie tylko fakt, że Dylana nie było dzisiaj w szkole a Nadia wcale nie posmutniała z tego powodu. Przeciwnie, natychmiast poweselała widząc, jakie zainteresowanie wzbudzała wśród futbolistów. Byłam pewna, że obściskuje się teraz z jednym z nich.  
-Nie bądź niemądra. Nie mam zamiaru ci go odbierać. Kto wie, może i ja kogoś poznam - uśmiecha się rozmarzona, po czym opiera głowę o moje ramię.  
-Na pewno, jestem tego pewna - zerkam na nią uśmiechając się ciepło.  


Zaglądając do szafy wzdycham cicho. Uświadamiam sobie, że zostało niewiele czasu do przyjścia Jasmin. Przekopałam szybko wszystkie półki w nadziei, że jednak odnajdę coś fajnego. Niestety musiałam przyznać, że moje ciuchy nie nadawały się na jedną z tych luksusowych imprez. Zamykam oczy wyobrażając sobie wystrojonych ludzi - dziewczyny w zwiewnych lub obcisłych sukienkach, chłopcy w kraciastych koszulach i przylegających spodniach lub luźnych jeansach. Wszyscy uśmiechnięci i zabójczo piękni. Chciałam również prezentować się nienagannie. Szybkim ruchem wyrzucam wszystko z ogromnej szafy. Jestem zła, że nie mam niczego, co mogłoby się nadawać. Siadam na łóżku zakrywając twarz w dłoniach. Jest za późno na zakupy. Spoglądam na kupę ciuchów przez blade palce. Bezradna kładę się na błękitnej pościeli. Zamykam oczy.  
-A ty co robisz? - Marcel opiera się o framugę drzwi. Jest rozbawiony widząc stan mojego pokoju. Rzucam w niego poduszką chcąc, żeby wyszedł.  
-Niech zgadnę.. - drapie się po brodzie uśmiechając się pod nosem - nie masz się w co ubrać na dzisiejszą rozmowę z Mattem i wieczorną imprezę? - spogląda to na mnie, to na porozrzucane dookoła ciuchy. Nie odpowiadam na jego zaczepkę. Dlaczego wszyscy dookoła uważali, że pomiędzy mną a Mattem coś jest? O żadnych rozmowach nie było wczoraj mowy, brat tylko się ze mnie nabijał.  
-Ej siostra, nie łam się. Poczekaj chwilę, zawołam wspaniałomyślną wróżkę - wychodzi z pokoju. Kładę sobie poduszkę na głowę chcąc zniechęcić go do dalszej konwersacji ze mną. Ostatnia rzecz, której mi dzisiaj brakowało, to naśmiewający się brat. Coś uderza mnie w plecy. Odwracam się trzymając w ręku czarną, obcisłą sukienkę.  
-Przymierz. Myślę, że będzie dobra. Na Esme nie leżała dobrze, ale ty jesteś od niej o wiele szczuplejsza. Powinna leżeć, jak ulał - uśmiecha się. Otwieram szeroko usta. Jest taka, o jaką ki chodziło. Chcę coś powiedzieć, ale Marcel ucisza mnie tylko gestem ręki.  
-Uznaj to, jako braterską pomoc - puszcza oczko i wychodzi z pokoju. Spoglądam to na miękką zdobycz, to na drzwi.  
-Dziękuje - mówię cicho uśmiechając się do siebie.  


Kiedy jestem już gotowa schodzę na dół, do salonu. Widząc się w lustrze nigdy nie pomyślałabym, że mogę tak kiedykolwiek wyglądać.  
Jasne loki spływały falami na moje gołe, szczupłe ramiona a grzywka zasłaniała połowę jasnego czoła. Oczy świeciły z podekscytowania i błyszczały kocim blaskiem. Nigdy nie widziała, żeby przypominały kolorem ciemny szmaragd. Sukienka opinała moje ciało, które wydawało się szczuplejsze niż pod ciuchami, które noszę na co dzień. Nogi wydają się dłuższe a na stopach widnieją czarne, wysokie szpilki zasłaniające połowę palców.  
Do pokoju wchodzi Marcel podwijając rękawy kraciastej koszuli.  
-Rachel, to naprawdę ty? - otwiera szeroko usta z wielkim niedowierzaniem. Kiwam tylko głową uśmiechając się zadowolona.  
-Wyglądasz naprawdę zjawiskowo - mruga oczami, jakby był w półśnie. -Marcel, to tylko ja, twoja okropna siostra - śmieję się cicho rzucając w niego kolejną poduszką. W odpowiedzi wystawia do mnie język.  
-Jestem pewien, że Matt będzie pod wrażeniem i chyba o to chodzi, prawda? - unosi znacząco brew, dźgając mnie w brzuch.  
-Sporo czasu minęło odkąd tak bardzo chciałam, żebyś mnie z nim zapoznał i moje uczucia też się zmieniły - uśmiecham się, mrugając okiem. Podnosi ręce w obrończym geście, śmiejąc się cicho.  
-A z tego, co ja wiem u niego w tych sprawach nic nie uległo zmianie. Bądź wyrozumiała, on naprawdę cię bardzo ceni - siada obok, patrząc na mnie jak najbardziej poważnie. Z mojej piersi wydobywa się ciche westchnięcie.  
-Nie baw się w moją nianię. Jestem już dużą dziewczynką a ona pewnie też zdaje sobie z pewnych rzeczy sprawę. Nie jest głupi. Z resztą znamy się wszyscy nie od dziś. Jest tak samo moim przyjacielem, jak i twoim - mówię stanowczo, skubiąc miękki materiał sukienki.  
-Ja tylko cię informuję i uprzedzam. Naprawdę wiem, co mówię, Rachel - klepie mnie po ramieniu uśmiechając się przyjaźnie. Wywracam tylko oczami, po czym słyszę głośny dzwonek do drzwi. Szybko zrywam się z kanapy, wdzięczna Jasmin, że uratowała mnie przed morałami brata.  
Otwieram drzwi i nim zdążę cokolwiek powiedzieć przyjaciółka ściska mnie mocno w pasie, chichocząc cicho. Chwilę potem odsuwa się ode mnie, żeby dokładniej mi się przyjrzeć.  
-Ojej! - podskakuje, zakrywając dłonią usta. Jej oczy błyszczą i niemal wychodzą z orbit. Uśmiecham się robiąc zakłopotaną minę. Obraca mnie dookoła sprawiając, że kręci mi się w głowie.  
-Wyglądasz wspaniale! - piszczy głośno, obejmując mnie za ramiona. Obracam się do tyłu, uśmiechając się wdzięcznie do brata. Drapie się tylko po karku, puszczając oczko.  
-Miło cię widzieć, Marcel - wita się Jasmin przypatrując się jego kraciastej koszuli - też jesteś zaproszony? - pyta uśmiechając się niepewnie. Nawija ciemne kosmyki włosów na długie, blade palce. Patrząc na jej wyraz twarzy jestem niemal pewna, że przyjaciółce podoba się mój brat. Marcel spogląda obojętnie na dziewczynę i podciąga rękaw, który przed chwilą opadł na pobielały nadgarstek.  
-Tak, również się z wami zabieram - odpowiada od niechcenia, wyciągając nogi na oparciu kanapy. Patrzy na niego, jakby miała ochotę zjeść go przy najbliższej okazji. Jej oczy świecą a policzki różowieją. Zaciska palce na czarnym pasku torebki. Spoglądam na zegarek. Za parę minut powinien zjawić się Matt.  
-Jasmin, chodź na chwilę - ciągnę ją za rękę, nie mogąc dłużej znieść tego żałosnego widoku. Otrząsa się z transu, robiąc zdziwioną minę.  
-O co chodzi? - pyta, kiedy jesteśmy już w kuchni. Wywracam oczami, nalewając do kubka resztki soku pomarańczowego.  
-Przestań patrzeć na niego, jak na dobrą przekąskę. Uwierz, że to nie jest odpowiedni kandydat - podaje jej szklankę, spoglądając na zdezorientowany wyraz twarzy.  
-Och Rachel, nie zniosę dłużej twoich mądrości. Pozwól, że będę patrzeć niego tak, jak chcę - wykrzywia usta w grymasie, biorąc ode mnie sok.  
-Chcę tylko, żebyś wiedziała, że to kiepski pomysł, znam go bardziej niż myślisz. Jako twoja przyjaciółka mówię ci o tym, zanim wpadniesz po uszy. Ma kogoś, to chyba wystarczający powód, prawda? - opieram się o blat szafki, zakładając ręce na krzyż. Wzdycha tylko cicho, popijając łyk po łyku.  
-Pozwolisz, że sama się o tym przekonam? - posyła mi wrogie spojrzenie, zakładając włosy za ucho. Podnoszę dłonie do góry.  
-Chciałam tylko, żebyś miała tego świadomość. Przecież nie robię tego ze złośliwości - mówię spokojnie, dolewając do jej szklanki soku. Stuka paznokciami o stolik, wpatrując się w przeźroczyste naczynie.  
-W porządku, rozumiem. Przepraszam, ale chciałabym wrócić do domu. Będzie lepiej, kiedy nie będę musiała tkwić w tym samym miejscu, co on - szepcze wstając i zakładając torebkę na ramię. Protestuję, ale ona w ogóle mnie nie słucha.  
-Miłej zabawy - mówi na odchodne i wychodzi pośpiesznie, trzaskając głośno drzwiami.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1980 słów i 10980 znaków.

4 komentarze

 
  • Arni

    Boshe ona znowu o tych ogonkach... co do opowiadania.. Jest delikatnie rzecz ujmując  aż za dobrze zbudowane jak na Twój wiek Saro, gratuluję umiejetnosci doboru słów i przedstawienia bohaterki. NIe każdy to potrafi :)

    3 sty 2014

  • *.*

    pisz dalej : 3

    1 lis 2012

  • Ada

    Witam cię ponownie. Dodałaś gazu. Wreszcie się coś dzieje. Wygląda na to, że Rachel i Jasmin troszeczkę się pokłóciły. Czekam na ciąg dalszy. Bardzo ładnie. Daję 5+ pomimo, że znów zabrakło ogonka ;D. Pzdr, Ada.

    28 paź 2012

  • anonim

    pięknie!!! :)

    27 paź 2012