Rachel cz. 10

-Rachel - czuję, jak zimna dłoń Marcela głaszcze mnie po głowie. W jego głosie pobrzmiewa smutek i wyraźne rozczarowanie. Skulam się jeszcze bardziej pod fioletowym kocem. Nie płaczę, czuję, że zostałam wypłukana z jakichkolwiek łez. Chcę tylko przespać dzień, zapominając o wszystkim, co zadaje mi ból. Począwszy od Matt'a, Pani Foster i mamy, kończąc na Jasmin, która teraz bez wątpienia bawi się świetnie w towarzystwie przyjaciółek Nadii.
-Spójrz na mnie, Rachel. Słyszysz? - ciepły baryton brata uspokaja mnie przez złudną chwilę, ale gdy milknie znów czuję tylko pustkę i odrętwienie. Kładzie się obok, obejmując mnie w pasie. Jego głowa spoczywa teraz na moim ramieniu. Wyraźnie słyszę szybkie bicie jego serca. Oddycha spokojnie, ogrzewając oddechem moją szyję.
-Proszę - szepcze mi do ucha, gilgocząc delikatnie moją skórę. Zamykam mocniej powieki a zaniepokojona twarz Dylana natychmiast pojawia się w mojej głowie. Słyszę jego głos i czuję lodowaty dotyk palców spoczywających na moim ramieniu a potem znika, rozpływając się w ciemności. Jego miejsce zastępuje rozbawiona Nadia, która czerwonym szponem wskazuje na mnie, śmiejąc się z satysfakcją. Zza jej pleców wyłania się nagle Jasmin z przymrużonymi oczami, obejmując jedną ręką rozbawioną Nadie. Moje powieki otwierają się gwałtownie a głośny jęk wyrywa się z mojej piersi. Wystraszony i zaniepokojony Marcel gwałtownie się podnosi, pochylając nade mną. Jego dłoń bez problemu odnajduje mój mokry policzek. Chowa twarz pomiędzy moje gęste włosy i delikatnie ociera wilgotne policzki, nucąc cicho moją ulubioną melodię.
-Rachel, nie płacz. Jestem przy tobie, słyszysz? - obejmuje mnie silnymi ramionami, bawiąc się moimi włosami. Kiwam głową, ściskając kurczowo jego umięśnione plecy. Zamykam powieki, pozwalając, aby głos Marcela usypiał mnie do snu. Czuję tylko ciepło, zapach dzieciństwa, przepełnionego złudną obecnością mamy, która spoglądała na nas zawsze z góry, uśmiechając się z dumą.




-Rachel, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - krzyk brata od razu stawia mnie na nogi. W mgnieniu oka ścielę łóżko i przebieram piżamę na jeansy i białą koszulkę. Waham się nieco przed przekroczeniem progu mojego pokoju, ale ciepła dłoń brata przyciąga mnie szybko do jego twardego torsu. Uśmiecha się radośnie, widząc, że posłusznie wykonałam jego polecenie.
-Miło cię widzieć - głaszcze mnie po ramieniu, przyglądając się uważnie moim oczom. Spuszczam wzrok, oglądając z udanym zainteresowaniem jego czarne nike.
-Rachel, spójrz na mnie - podnosi delikatnie do góry mój podbródek. Jego oczy pałają wściekłością i niepokojem, nie są już ani odrobinę wesołe.
-Jeśli cokolwiek się stanie lub będziesz chciała wrócić do domu, zadzwoń do mnie. Przyjadę i cię stamtąd zabiorę. Zawsze możesz na mnie liczyć - zaciska mocniej szczękę, mrużąc szarawe tęczówki. Kiwam ze zrozumieniem głową, patrząc na niego przez chwilę.
-Na dole masz śniadanie a ja w końcu idę do pracy. Smacznego - uśmiecha się nerwowo, próbując zatrzeć ślad po wcześniejszym zdenerwowaniu. Całuje mnie w czoło i wychodzi, sprawiając, że czuję się jak mała, bezbronna dziewczynka.





Siedząc na drewnianej ławce, czuję, że to nie będzie miły dzień w szkole. Roześmiane twarze Nadii i Jasmin u boku nadal pojawiają się, kiedy zamykam powieki. Dźwięk klaksonu wyrywa mnie z zamyślenia a przed oczami pojawia się pomarańczowy autobus z uśmiechniętym mężczyzną za kierownicą. Z ociąganiem wdrapuję się na schody i obojętnie siadam na wolnym miejscu przy oknie. Słyszę za sobą głośne, sztuczne chichoty, nie muszę się obracać, żeby je rozpoznać, mimo wszystko obracam głowę. Niewyobrażalny chłód sprawia, że kulę się na siedzeniu. Nie chcę tam więcej spoglądać, więc bezmyślnie wgapiam się w szybę, chcąc jak najszybciej wysiąść. Śmiechy słychać w całym autobusie, więc bez zastanowienia zakładam słuchawki a rozbrzmiewająca w nich muzyka uspokaja mnie. Próbuję nie myśleć o rozbawionej Jasmin, która rozczesuje palcami swoje tlenione włosy na tyle pojazdu. Próbuję zapomnieć o tym, że zadowolona Nadia intensywnie wpatruje się w moje plecy, rozkoszując się moim bólem. Próbuję zapomnieć o wszystkim, co zdołała mi odebrać, aby poczuć się lepiej. Jednak to wszystko zupełnie mi się nie udaje. Czuję się przygnieciona nadmiernym ciężarem kłamstw, zdrady i nienawiści. Autobus gwałtownie staje, ukazując przesz szybę ogromną, ceglaną szkołę. Wzdycham z rezygnacją chowając słuchawki do kieszeni. Wychodząc słyszę znajome głosy tuż za mną.
-Jasmin, ty naprawdę się z nią przyjaźniłaś? - głośny, piskliwy głos Nadii dociera do mnie szybciej, niż to możliwe. Moja ręką mocniej zaciska się na uchwycie plecaka. Czuję wahanie, które ogarnia Jasmin. Mimo, że jestem odwrócona do niej tyłem, widzę jak bawi się bezradnie placami, zagryzając nerwowo wargę.  
-Nie, to nigdy nie była przyjaźń. Rozmawiałam z nią tylko wtedy, kiedy naprawdę nie miałam niczego do roboty - jej słowa mrożą każdy kawałek mojego ciała i serca. Bez zastanowienia wybiegam z autobusu, popychając przypadkiem stojących pasażerów. Ignoruję głośne wyzwiska i krzyki rozwścieczonych przechodniów. Moje nogi uginają się pode mną, mimo tego idę dalej, krocząc szarym chodnikiem. Docieram do wejścia szkolnego budynku i z mocnym szarpnięciem otwieram szklane drzwi. Mijam obojętnie roześmianych i uśmiechniętych uczniów, po czym siadam na kamiennym murku przed salą angielskiego. Zakrywam dłońmi twarz, rozpaczliwie szukając ukojenia. Moje ramiona mimowolnie drżą, poddając się łkaniu.
-Wszystko w porządku? - słyszę nad sobą łagodny baryton. Kręcę przecząco głową, wzruszając ramionami. Dotyk nieznajomego paraliżuje całe moje ciało. Mimowolnie podnoszę głowę, zapominając o łzach, które zdążyły zmazać resztki mojego makijażu.
-Może masz ochotę na ucieczkę z tego paskudnego miejsca? - pyta mnie chłopak, uśmiechając się zachęcająco. Bez namysłu ściera ostatnią łzę z mojego pliczka i łapie mnie za rękę, ciągnąc ku sobie. Patrząc w jego intensywnie złote tęczówki, przypominam sobie skąd go znam. To znalazca mojej starej kamizelki i choć zapomniałam zobaczyć, co umieścił w jej kieszeni, to nie wydaje się być urażony moją zniewagą. Nie czekając dłużej na moją odpowiedź odwraca się na pięcie, ciągnąc mnie za dwa palce. Mimowolnie, bez sprzeciwu podążam za jego cichymi krokami na niebieskim linoleum.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1187 słów i 6746 znaków.

6 komentarzy

 
  • LittleScarlet

    Jedna trzecia już za mną tak jak obiecałam i bez bicia przyznaję, że jest cudowne, jedno z najlepszych tutaj i od teraz moje ulubione c;

    18 lut 2014

  • Arni

    noooo zaczyna się :)))

    3 sty 2014

  • sweetkicia

    Będziesz jeszcze pisała?

    9 wrz 2013

  • Czarna

    kiedy kolejna część?

    6 cze 2013

  • ojoj

    Dalllllllej !

    5 cze 2013

  • smile

    Super :)
    Pisz dalej

    5 cze 2013